wtorek, 29 października 2013

KONFESYJNIE



A propos ostatniego wpisu, a w nim o materii usuwania tekstów. Czasami tak robię - usuwam. To po prostu kwestia krytycyzmu, mam w siebie wpisany taki mechanizm, który od czasu do czasu każe przeczytać ponownie co napisałem wczoraj czy przedwczoraj. I wyszło mi, że nadal nie lubię musicali, komiksów czy czegoś tam jeszcze – ale ująłem rzecz za słabo, po amatorsku i niejasno. Więc już tylko kosz…

Problem komiksów na tle innych zdarzeń odpływa zresztą w dal, chce właściciel jakiegoś wydawnictwa je promować – jego rzecz. Przewiduję jedno: da ciała na całej długości. No ale to jego pieniądze, jego wysiłek, ja nadal komiks postrzegam jako protezę dla mało zdolnych i leniwych, których czytanie po prostu męczy, a oglądanie obrazków mają za czynność wysoce „artystyczną”, przez co czują się uszlachceni. Licho z nimi…

Dzisiaj ważniejsze jest to, co po jakimś czasie pokazuje się w związku z nieważnym referendum dotyczącym odwołania Bufetowej. Nie udało się – i jest już kilka teorii lepiej tłumaczących dlaczego tak się stało. Jedna z nich, lubię ją, mówi, że PiS jako „sztandarowa partia opozycyjna” miast sformułować rozsądną ofertę dla warszawiaków zajął się promowaniem własnych lęków i uprzedzeń – przez co zarżnął sprawę jak to ma w zwyczaju. Zgadzam się ZUPEŁNIE! Przy czym jest to dla mnie zjawisko dziwne, w końcu szef tej partii czyli ocalały bliźniak jest teoretycznie warszawiakiem i powinien wiedzieć co jego sąsiadów i ogólnie krajan boli. Niestety… Albo nie wie, albo nic go to nie interesuje – albo ma tak fatalnych doradców, jak ten, co to lubi chwalić się jakimś przyrządem czy narządem. W tym świetle to już nawet miłośnik cudzych zegarków w rządzie Partii Obłudników wypada lepiej. No bo ludzie naprawdę są w stanie darować komuś nielubianemu miłość do błyskotek. Ale informacje, że oto polityczny celebryta ma większego ptaka od reszty świata – o, co to to nie! Takie numery w narodzie najlepszych kierowców, kochanków i lekarzy po prostu nie przechodzą!

Zatem PiS przerżnął co było do przerżnięcia i żadnemu z doradców nie przyszło do głowy, by na przykład ogłosić, iż przyszłe zwycięstwo kandydata tej partii powiązane zostanie dzień po przyszłych wyborach z przeznaczeniem do natychmiastowego wykupu wszystkich mieszkań kwaterunkowych po cenach sprzed reformy finansowej, czyli ze zniżką 90 procent. Że co, że fatalnie to brzmi i pachnie rozpustą? OTÓŻ NIC BARDZIEJ MYLNEGO, proszę Państwa! Taka bowiem bonifikata obowiązywała przez lata, co najmniej trzydzieści albo i więcej – po czym po cichu została zmieniona. Sytuując nowych amatorów własności na pozycji z góry przegranej. To potwierdza rzecz jasna tezę, która stawiam tu od lat: największym wrogiem mentalnych socjalistów, wszystko jedno z jakiej partii, jest metafizyczna własność. Czyli coś, co czyni ludzi niezależnymi, pozwala się im przeprowadzać gdzie chcą i dysponować czymś, co i tak zgodnie z konstytucją jest ich - jako suwerenów państwa. Dlaczego w świetle prawa jedni wykupujący swoje chałupy mają mieć  lepiej od innych – nie wiadomo. No ale gdy się chce psa uderzyć kij się zawsze znajdzie… Czy to się jednak nie nazywa rażącą nierównością wobec prawa?

I wyobraźcie sobie teraz dzień referendalny, podczas którego do urn rusza dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A może i parę razy więcej. Bo oczywiście chcą mieć wreszcie coś swojego, o tyle specyficznego, że przecież nie do przeniesienia, nie do zburzenia, ale pozostającego w swobodnej decyzji. Co by było? Dzisiaj Bufetowa musiała by siedzieć nad jakimś biureczkiem i opracowywać plany rozwoju partii, która już się rozwinąć nie może z przyczyn oczywistych. Gdyby zaś przy okazji usunięto z rad dzielnic PO-wskich pieczeniarzy – o, to zwycięstwo pełne!

Oczywiście gadam o tym ze wszystkimi, którzy chcą ze mną rozmawiać. I ci ludzie wyrażają naturalną obawę, że oto roję plany, na których zyskają cwaniacy i właściciele innych, własnościowych lokali kupionych gdzieś po cichu albo odziedziczonych po rodzinach. Tłumaczę im, że to kolejna nieprawda – ponieważ co kto dzisiaj ma (i gdzie) urzędnik może sprawdzić nie ruszając tyłka od swego biurka. O ile rzecz jasna mu się chce i akurat nie pisze do mnie pism, w których stoi jak wół, bym do zaległości czynszowej w wysokości 157 zł (tyle wychodzi z rozliczenia – ale dług już uregulowany!) DOLICZYŁ KOSZTY PROCESU, KTÓRY NIGDY SIĘ NIE ODBYŁ, ponieważ nie było powodu podania mojej sprawy do niezawisłego sądu. Chciałem odpisać tej wybitnej prawniczce coś na kształt „Nie strasz, nie strasz bo się…” – ale dałem spokój. Mam nadzieję, że wkrótce spełni się napoleońska zasada, że indolentów nie należy tępić, ale wynosić tak wysoko, by gawiedź mogła ujrzeć ich małość w całej krasie.

Więc jak: można było wygrać coś, czy nie można? Można było przy okazji zdobyć ileś tam tysięcy serc i umysłów dla innych partyjnych planów? MOŻNA. Ale krety zadbały by wszystko spieprzyć. I tu odwołując się do fragmentu o ptakach należy powiedzieć wprost: takich doradców, takich prominentów partyjnych tak wyposażonych należy wywieźć na dach wieżowca i puścić wolno. Na pewno ulecą z powiewami jesiennej wiosny, dopieszczała nas ostatnio nad wyraz. Tylko kto miałby to zrobić? Szef coraz mniej wyraźny i marudny? Ten rzekomo wybitny strateg co to dzisiaj bardziej rozwiany i niewidoczny od własnego cienia?

M.Z.

poniedziałek, 28 października 2013

WYJAŚNIENIE



Zniknął ostatni tekst, dlaczego? Tak, „zniknąłem” go. Uznałem za zdecydowanie zbyt słaby, by tkwił tutaj. Za mało powiedziałem o maniakach komiksu, za słabo przyłożyłem pozostałym. Dzisiaj zresztą komiksiarze popisują się na Salonie24 (Coryllus) – i to, co napisałem o nich zdało mi się czymś tak nieskończenie słabym i łagodnym, że muszę przemyśleć rzecz całą od nowa i napisać inaczej. Obok inne zdarzenia: wyzionął ducha niejaki Mazowiecki i trwa festiwal apeli, by wspominać go tylko dobrze. Pierwszy niekomunistyczny premier i tak dalej… Nie, proszę Kłamców: pierwszym po okrągłostołowym oszustwie był Kiszczak. O wszystko można go  posądzać, ale nie o brak związków z komunizmem. Co i tak nie umniejsza paskudnej roli Żółwia w kolejnych po Magdalence latach. To się zresztą robi już namolnie nudne: te wieczne apele by nie wypominać Baumanowi jego udziału w wyrzynaniu patriotów polskich, a Mazowieckiemu nieszczęsnego biskupa Kaczmarka. Kto w świecie polityki bywały ten wie o czym mówię. Chcecie łkać i smarkać w chusteczki – proszę bardzo. Byle nie tak publicznie i kłamliwie…

M.Z.

środa, 16 października 2013

AUTORYTETY?

Michalkiewicz powiada o nich, że to autorytety pacanowskie. W pierwszym planie ma na myśli oczywiście takie gwiazdy telewizyjne jak Stokrotka czy pewnie kilku innych Proroków Mniejszych z Kłamliwej. Nieistotne – wiadomo o co chodzi i elaboraty tłumaczące są tu po prostu zbędne. Na dzisiaj rzecz w tym, iż jak się okazało wcale nie grzybiarze zdominowali referendalną niedzielę – ale właśnie tacy mądrzusie od siedmiu boleści, dla których wpadnięcie  na chwilę do siedziby komisji (aby zagłosować) to był trud zbyt wielki. 

W Belgii i paru innych krajach nie wywiązanie się z obywatelskiego obowiązku oddania głosu skutkuje dolegliwą karą finansową. U nas nie – więc można na co dzień mądrzyć się ile wlezie, pouczać sąsiadów i nie wywiązywać się z podstawowej powinności człowieka i obywatela. Nic to nie kosztuje, a jeszcze i wygląda… łazi później taki jeden z drugim i pieprzy: bo to wszystko przez ten PiS. A kysz duchu nieczysty – Piotr Guział, zresztą nie mój faworyt, ale i tak inicjator referendum, ma tyle wspólnego z PiS-em co ja z baletem.

W wielu felietonach, tym się ostatnio zajmuję, pisałem nie raz i nie pięć nawet, że dobry Stwórca przypisał mi rolę świadka. Rzeczy, zdarzeń, ludzi i zmian. To jest w  istocie prawdziwe przekleństwo dla autora – stale trzeba (tak czuję) to i owo prostować, weryfikować albo uzupełniać, inaczej banialuki upowszechniają się i idą w świat. Ostatniej niedzieli porażające zwycięstwo odniosła wcale nie PO, ale Sekta Czcicieli Świętego Spokoju. Więc jako świadkowi paskudnie było mi obserwować bezruch, jaki jej członkowie zarządzili, jakoby pod pretekstem przemocy jadowicie sączonej im do uszu przez przełożonych: pójdziesz głosować to nie dostaniesz premii, a twój etatowy stołek pocznie chwiać się w podmuchach wiatru partyjnej „sprawiedliwości”. Istnieje też inna, dosadniejsza wykładnia referendalnego bezruchu: po prostu pilnowali tego, co udało im się rąbnąć w przeszłości. I jak fakty pokazują: upilnowali. Od siebie dodam tylko tyle, że na niezbyt długo. Władza spragniona pieniędzy nie cofnie się przed niczym i legendy o tym, że nie ruszy „swoich” można między bajki włożyć. Drobiazg: partyjni i bezpartyjni palacze spodziewają się znacznej podwyżki cen papierosów od nowego roku. Nie zauważyli pewnie, że uwertura tej operacji zaczęła brzmieć już w poreferendalny poniedziałek. Pięć złotych w górę na większej paczce, czyli tzw. sztandze. 1 stycznia będzie więc jeszcze ciekawiej.

Moi „faworyci” z portaliku Polacy.eu.org spotkali się z Robertem Winnickim. Domyślam się, że ściągnięcie tego było nie było ciekawego wschodzącego polityka z Wrocławia do Warszawy to był trud niemały - i warto by go jakoś opisać lub skomentować. Choćby przed zbliżającą się data 11 listopada i nowym Marszem. Niestety… Jedna tylko relacja i kilka głosów niemrawych. Nie strzeliła ani jedna migawka aparatu fotograficznego. Se minelo, se ne vrati? No tak, rozumiem, ważniejszy jest problem uwłaszczenia chłopów przez Konstytucję 3 Maja. Bez tego ani rusz w narodowym dziele…

M.Z.


wtorek, 15 października 2013

APEL!!

Szanowni Państwo,
Jan Pietrzak zaprasza na protest w najbliższy czwartek o 15.00 przy pomniku Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie:
Trudno wyobrazić sobie Polskość bez Sobieskiego i Wiednia, bez Kościuszki i Racławic, bez księcia Poniatowskiego i Raszyna, bez innych bohaterów. Trudno, ale można.
Natomiast bez Mickiewicza, Słowackiego, Chopina – nie można. Bez nich polskości by po prostu nie było.  Usunięcie ze szkolnych lektur Pana Tadeusza to coś gorszego niż głupota czy niechlujstwo ministerstwa. To niszczenie polskiej wspólnoty, uderzenie w same jej podstawy. To kolejny, tym razem milowy krok w przekształcaniu żyjącego tu dumnego narodu w rezerwuar taniej siły roboczej i rynek zbytu dla obcych  potęg.
 Powiedz NIE!  Przyjdź na PROTEST POETÓW pod pomnik Adama Mickiewicza 17 października o g. 15.00 – wzywa cię Wieszcz i Towarzystwo Patriotyczne
Udział zapowiedzieli poeci i aktorzy:  Jaroslaw M Rymkiewicz,  Wojciech Wencel, Leszek Długosz, Krzysztof Koehler,  Marcin Hałaś, Marcin Wolski,  Adrian Sinkowski,  Przemysław Dakowicz,  Anna Chodakowska,  Halina Łabonarska,  Jerzy Zelnik, Halina Rowicka, Krzysztof Kalczyński,  Maciej Rayzacher, Iwona Biernacka, Jan Kulczycki, Rafał Ziemkiewicz, Jan Pietrzak
Jarosław Krajewski
--------------------------
Powielił: M.Z. 

poniedziałek, 14 października 2013

KRAJOBRAZ PO BITWIE



Czyli po referendum w sprawie odwołania Bufetowej. Zdaniem Państwowej Komisji Wyborczej poszło do urn za mało osób. Ale ponad 90 procent tych co poszli powiedziało namolnej babie NIE. Ponad 300 tysięcy osób (322 tysiące!) BYŁO ZA ODWOŁANIEM! Reszta to sztuczki PR-owskie i radzieckie serwery. Fakt jest jednak taki, że oficjalnie ogłoszono: NIE BĘDZIE ODWOŁANIA HGW! 

Mam do oportunistów tylko jedno pytanie: czy zdajecie sobie sprawę, że IDZIE CZAS ZEMSTY? I podniesione opłaty, podatki i myta będą dotyczyć także was? Przyjrzyjcie się zawodowym życiorysom tej Partii Nieudaczników, są powszechnie dostępne. I co? I spodziewacie się, że będzie spokój i rozwój?

Tak czy siak, Drodzy Nieobecni: daliście się sterroryzować jak owce. I taki też los was czeka. Przy czym uprzedzam: drugiego „Milczenia owiec” nikt już nie nakręci, Oskarów dla odtwórców głównych ról nie będzie…

M.Z.

czwartek, 10 października 2013

JAK TO DRZEWIEJ BYWAŁO...



Spotykam się i rozmawiam z ludźmi w różnym wieku, stąd moje impresje o otaczającej nas rzeczywistości chcąc nie chcąc muszę dopasowywać do rozmówców. Rówieśnikom nie muszę tłumaczyć jakim szokiem dla obywateli naszego nieszczęsnego kraju był stan wojenny – młodszym trzeba już  mówić, że ta przemoc nie da się opisać konstatacją „oto zabrakło komuś dobranocki”.

Czas apokalipsy znany przedtem wyłącznie z filmów i opowiadań jeszcze starszych ludzi stał się pewnego dnia czymś, co każde dziecko mogło sobie zobaczyć na ulicach. Dzisiaj pozostały po nim także zdjęcia, tytułowe jest tu najbardziej wymowne. Czy dzisiaj coś podobnego może się powtórzyć? Otóż MOŻE. Choćby 11 listopada, kiedy to do ewentualnego pacyfikowania tych czy innych manifestacji wejdzie żandarmeria wojskowa. Wyposażona przecież nie w eleganckie limuzyny, ale takie jak na fotce pojazdy. I to wszystko może się dokonać miesiąc wcześniej, niż w roku 1981…

Tak, radziliśmy sobie. Właściwie ze wszystkim: z brakami żarcia, z gorzką herbatą bez cukru i czekoladą zamienianą na gorzałę. Z nie działającymi telefonami i brakiem możliwości przemieszczania się z miejsca na miejsce. Rozkwitający w tamtych czasach „sojusz wsi z miastem” to był fakt, a nie
wykreowana dla potrzeb fotografa fikcja. Prosiaki można było oczywiście stracić podczas przypadkowej kontroli, wszystko zależało od tego, czy kontrolerom bardziej chciało się żreć czy pić – dlatego na siedzeniu obok kierowcy woziłem zawsze demonstracyjnie widoczną flaszkę z litrem samogonu. Działała bez pudła - widać byli spragnieni. Moi dzisiejsi znajomi z terenów wiejskich przestrzegają jednak: tych świnek u nich już nie ma, podróż może okazać się daremną. Rolników też przydusili, mikro-hodowla większości już się nie opłaca, a kary za „nielegalny handel” większe, niż za czasów stanu wojennego. Nie wspominam o takim drobiazgu, że nie pracuję już w nie istniejącym „Świecie Młodych” i żaden szef nie wystawi mi „przypadkiem” przepustki „na całą dobę i na cały kraj”. Może zatem być jeszcze bardziej ponuro, niż wtedy…

Co się jeszcze zmieniło – co trzeba by wymienić przed innymi różnicami? Ot, drobiazg: w 1981 wszyscy wiedzieli, że telewizja kłamie. Dzisiaj nie byłbym taki pewny tego stanu publicznej świadomości. Wtedy wszystkie pensje wypłacali w gotówce i na czas – dzisiaj niekoniecznie. A nadto zagraniczne banki mogą przecież nie zaopatrzyć bankomatów w papier – i klops. Z czym jechać na wieś po „blondynkę”? Zmyślny narodek pewnie i z tym się upora, wymyśli jakiś niezwykły barter albo inną bezdewizową wymianę. Tyle że to wszystko potrwa dłużej, niż przed laty. I z niektórymi może być jak w starym dowcipie o długiej i skomplikowanej operacji chirurgicznej – w sumie udała się. A to że pacjent przed szczęśliwym finałem zmarł z głodu to już doprawdy drobiazg…

M.Z.
Fot. Chris Niedenthal

środa, 9 października 2013

ZA CZY PRZECIW?



I znów a propos zbliżającego się dnia referendum: trwa poszukiwanie JEDNEGO, DOSADNEGO elementu, który mógłby stać się tym argumentem, który wygoni do urn niezdecydowanych albo wątpiących. I tu nie pomoże żadne gadanie o sile demokracji, zalanych tunelach, którymi użytkownicy metra rzadko jeżdżą czy postawieniu na głowie zasad współżycia tak zwanej władzy i obywateli (władza jest dla tych drugich, nigdy odwrotnie!). U Jana Pietrzaka to jest PALIKOMANIA! Popieram wybór. Palik, słupek, pachołek jest czymś tak paskudnym i absurdalnym, że wręcz nie da się tego słowami wyrazić.

W czym rzecz? Ano w tym, że chyba naprawdę jakiś szwagier Królika Najważniejszego w Ratuszu ma fabrykę takich słupków, wielkie moce przerobowe – i żadnych szans na sprzedaż swoich wyrobów poza Warszawą. Więc w stolicy wbija się owe paliki gdzie popadnie, jakby na przekór zasadzie, że nie wolno utrudniać ruchu drogowego, albo stwarzać zagrożenia na przykład dla aut, którym pęknie opona, czy banalnie zabraknie paliwa. Wtedy kierowcy pozostaje już tylko krótki pacierz dla spadającego z dachu. Pojazdu nie da się zepchnąć na pobocze czy bezpiecznie usunąć z jezdni. Co z nim więc uczynić? Tego nie wie nikt.  I co gorsza to jest zgodne z gomułkowską jeszcze zasadą, że skoro kupił pojazd – to jest z zasady podejrzany, bo uczciwi nie kupują, a właściciele kradną. Więc im się dolegliwości rozmaite należą z góry…

O wojnie z właścicielami aut pisałem od lat i pewnie ze sto razy. O wojnie z estetyką i zdrowym rozsądkiem też – ale to próżne  narzekania, ten producent kołków nie dość, że sam kołek, to najwyraźniej z dużymi chodami w Ratuszu. Władze dzielnic palikują swój obszar jak nie przymierzając pies siusiający na zewnętrznych granicach swego terytorium. Przy czym zwierzę o tyle mądrzejsze, że w środku obszaru uznawanego za strzeżony już tego nie robi – a ludzie jak najchętniej. Co by tu jeszcze spieprzyć panowie? No jeśli nie wiadomo – to kołkujemy!

Ludzie! Ludzie: to trzeba przerwać! Unicestwić to cholerne myślenie, że oto ja, mieszkaniec Mokotowa i właściciel jakiegoś tam pojazdu gdy tylko dowiem się, że usunięto paliki z Marszałkowskiej to natychmiast tam pojadę i wpartolę się na chodnik! To wymyślił dureń i niemota umysłowa! Ale odpowiada za całość jego Szefowa! Dość rządów tego witkacowskiego kobietona!

M.Z.

niedziela, 6 października 2013

RAPORT Z MAGLA



W skrócie: Jan Pietrzak kontra Anna Nehrebecka. W czym rzecz? W zbliżającym się referendum odwołującym Bufetową. Nehrebecka okazała się… radną Warszawy. Zapewne z PO – bo jej rozpaczliwa próba ratowania szefowej i ośmieszenia referendum przejdzie pewnie do annałów bezczelności linoskoków i starzejących się aktorek podrzędnej miary.  

Okazuje się oto, że dla partii krętaczy, która w nazwie ma przymiotnik „obywatelska” - zapisana w konstytucji możliwość organizowania referendów jest „niedemokratyczna”. A nadto bałamutna, ponieważ nie wskazuje na rozwiązania problemów…

Zatem była filmowa diva, ten miniony cień kobiecości i kobiecego rozsądku twierdzi, że referenda mające na celu odwołanie kogoś to pic na wodę i fotomontaż. Bo to nie jest w istocie żaden wybór… Dlaczego babie, która trzy czwarte życia mówiła tekstem (a nie od siebie) nie przyjdzie do pustej mózgownicy, że opowiedzenie się za jednym z członów konstrukcji „ CHCĘ – NIE CHCĘ” to w istocie wybór podstawowy? Dlaczego pustactwo umysłowe byłej damesy nie podlega żadnej refleksji, a bezczelna próba zagadania drugiej strony dyskusji, czyli Pietrzaka była aż tak chamska?

No cóż: wszystkie ręce na pokład. Na grzyby już nie nawołują, bo pojawiły się sugestie, że zebrane muchomory można zjeść na miejscu i do domu po prostu nie wrócić. Pozostał magiel i maglarskie sztuczki…

M.Z.

środa, 2 października 2013

PROFETYCZNE SZTUCZKI?


Rzecz dotyczy czegoś, co dawno minęło, Marsz Niepodległości z 2011 roku to wszak historia. Spierałem się wtedy z blogerem Coryllusem o zasadność uczestnictwa w podobnych marszach i zgromadzeniach. Próbowałem dowodzić, że bierność jest zachętą dla wszystkich, którzy nami jako zbiorowością chcą manipulować – i co im się dzięki właśnie tej bierności ludzkiej w większym lub mniejszym stopniu udaje. Minęły dwa lata. Zbliża się po wielokroć przywoływane tu referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta Warszawy. Złowieszcze siły nadal namawiają ludzi do bierności, konkretnie do pozostania w domach. Najpierw w dniu referendum. Później zapewne 11 listopada. Stąd dzisiaj powtórzę raz jeszcze coś, co w moim felietonie sprzed dwóch lat tkwiło jasno wyeksplikowane:
 

„…W tym miejscu chciałbym wszakże zwrócić Twoją uwagę (to do Coryllusa – stąd forma) na inny problem: niczego rozsądnego nie proponując … wpisujesz się w zespół, którego jawnym celem jest ubezwłasnowolnienie, uśpienie grup ludzkich. Przyjmij bowiem do wiadomości, że istnieje coś takiego, jak zbiór postaci pilnie pracujący nad wpojeniem w grupy przekonania, że wobec kaprysów władzy, jej tajnych i jawnych planów jesteśmy całkowicie bezradni. Czeka nas wyłącznie szok i trwoga – tak oni chcą byśmy to widzieli. Jak na prawdziwym froncie: wielogodzinne bezsensowne bombardowanie, inwazja huku i hałasu, prawdziwa śmierć, wreszcie frontalny atak, po którym pojawi się fałszywy lider pokonanych i powie „Już dość! Nie zabijajcie nas dalej, sami sobie przykręcimy tę śrubę, sami sobie pozakładamy obroże!” W końcu po co władza zakupiła najnowsze urządzenia do ogłuszania i oślepiania? W końcu po co zaproponowała podwyżki nie nauczycielom, nie przedszkolankom, ale resortom siłowym? Po co od lat jawnie i z ukrycia stosuje te wszystkie manipulacje socjotechniczne? Po to, byś siedział w domu i łudził się, że jesteś w stanie cokolwiek obronić? Nie jesteś…”

 


Zarządzanie strachem, prawda? Tak to się wśród znawców przedmiotu przywykło określać. Ludzie, którzy pokojowo chcą zamanifestować święto odzyskania niepodległości to groźny „motłoch”, należy się go bać i wystrzegać. „Motłoch” z kolei ma się bać uzbrojonych współczesnych zomowców i tajniactwa pleniącego się pośród normalnych ludzi. Co jedni i drudzy potrafią – już widzieliśmy.  Patriotyzm to występek. Głosowanie przeciw nieudacznicy to warcholstwo. A państwo zdaniem pewnego kurdupla w rządzie ma monopol na przemoc. Czy tylko ja tak to widzę? Ależ skądże! Posłuchajcie:

 


„…Władza nie może dopuścić do zjednoczenia się wszystkich, którzy odczuwają i rozumieją, na czym polega proces wywłaszczania nas z naszego dziedzictwa materialnego i duchowego. Dlatego szukają ofiar, na które można napuścić jakikolwiek odłam społeczeństwa, niech jedni atakują, a drudzy się bronią, i niech się wzajemnie zagryzą. Coraz częściej słowo "Polak" lub "Polacy" brzmi w ustach polityków i dziennikarzy jako synonim tubylców, których się mierzy, waży, a następnie sprzedaje lub ucisza. Mierzy się ich nastroje, waży preferencje polityczne, sprzedaje jako Gastarbeiterów, ucisza jako patriotów.
Nad świadomością wydarzeń aktualnych pieczę sprawują media, nad pojmowaniem przeszłości czuwają ministerstwa nauki i edukacji, przyszłość - choć zaplanowana - ma być zakryta, ma zaskakiwać, ma rozpalać nadzieje i budzić strach, a nawet przerażenie. Masom nie można popuszczać. Mają pracować, płacić, spać i bać się. Więc masy trzeba straszyć, pokazując jak najwięcej nieszczęść, wypadków, zbrodni, wyciąganych z najdalszych krańców ziemskiego globu.
Morderca i zboczeniec to dzisiejsi bohaterowie wielu mediów, o nich się mówi, o nich się pisze, ich się pokazuje, a właściwie medialnie eksploatuje do granic możliwości. Mają straszyć i zatruwać społeczną atmosferę. Bo strach poraża, odbiera przytomność umysłu, żeby nie widzieć i nie rozumieć całości. A jaka jest ta całość?...”

 


Skąd cytat? Radio Maryja, rok… 2008! Tak, tak, to nie pomyłka! Pewne mechanizmy manipulacji są odwieczne. Te, które stosują wobec nas również. System działa, więc po co go zmieniać… To i owo się udoskonali, tego i owego nieco mocniej postraszy – i gra muzyka. Jak w starym, nieco koszarowym dowcipie „Co to jest: Śpiewa, tańczy i gotuje, także d…y nie żałuje? Koło Gospodyń Wiejskich!”

 


Czy ja w roku 2011, a felietonista Radia Maryja w 2008 bawiliśmy się w tanie wróżbiarstwo? W żadnym wypadku. Z teoriami manipulanckimi, z zarządzaniem strachem jest trochę jak z zegarkiem: można mu do brzuszka dodać kilka dodatkowych trybików, będą wskazywać dni tygodnia, a nawet fazy Księżyca – ale główne koła zębate, te od godzin i minut, muszą pozostać. Zasada ich pracy zawsze jest taka sama. Zatem: nie trzeba być żadnym tanim wróżbitą. Wystarczy przyjrzeć się w którym kierunku i jak się kółeczka zębate kręcą. I już wszystko wiadomo...

 



Więc przypomina mi się też jeden z felietonów coryllusowych, w którym skarży się autor na pewien ostracyzm, z jakim spotkał się na przykład w liście niejakiego Józefa Orła. Proszę sprawdzić w archiwum Salonu24, tekst najdalej sprzed paru tygodni. I okazuje się, że także to  przewidziałem. Ja, profetyk-amator... W tym samym felietonie zamieściłem bowiem i ten passus: 


„…Dzisiaj używasz typowo inteligenckich zabiegów, by osiągnąć swój cel, by przekonać Czytelników, iż masz rację – mają siedzieć na dupskach i nie manifestować. Załóżmy na chwilę, że to właściwa racja i że Cię usłuchają. Wiesz co będzie dalej? Wkrótce otrzymasz jakieś zaproszenie, jakąś propozycję: możesz mówić, nikt nie ogranicza wątków Twoich wystąpień, ale przyjmij, że masz tkwić w systemie. Możesz się nawet ostro spierać z oponentami, możesz im wymyślać, mieszać z błotem, produkować wrogów taśmowo i seriami. Bylebyś tylko nie potrafił skutecznie i owocnie skomunikować się z kimkolwiek. Tak długo, jak długo będziesz „dzilawągiem” – będzie Ci się powodziło nienajgorzej. Kiedy zaczniesz mieć wpływ nie tylko na kilka podkochujących się w Tobie Pań – wszystko urwie się, skończy. Odwołają zaproszenia, nie kupią niczego, nie pozwolą się wypowiedzieć. Po prostu wyeliminują Cię z życia publicznego… Tylko co Drogi Panie z tą resztą, która potencjalnie może Ci uwierzyć i zamiast na Plac Konstytucji pójdzie na piwo na Starym Mieście? Powiem Ci: pewnego dnia ocknie się i stanie Twoimi najzagorzalszymi wrogami. Niektórzy będą chcieli skopać Ci zadek. Na pewno o to Ci chodzi?
M.Z.