Gdzieś wyczytałem ten tytuł, to podejście do sprawy, pisał o
tym jeden z blogerów 3Obiegu. I jego teza była taka, że na przykład
konspiratorzy II wojny światowej mieli łatwiej, bo choć w dramatycznych
okolicznościach niosących śmierć i zniszczenie – to jednak uczestniczyli w
dobijaniu czegoś, co historycznie chyliło się ku upadkowi. To jest zdanie co
najmniej ryzykowne, mało kto jest przekonany, że tak było naprawdę, to znaczy,
że oni tak właśnie sądzili – ale niechaj już zostanie.
Drugą część twierdzenia
tego autora natomiast w jakimś sensie potwierdzam: my dzisiaj mamy fatalnie, bo
nie tylko władza nie odpuszcza, ale przeciwnie, obręcz na szyi staje się coraz bardziej uwierająca i
ciasna. A metody jej podkręcania coraz doskonalsze i wszechobecne. Co prawda formalnie
nie podlegamy niewoli obcego pana przyodzianego w wysokie oficerskie buty – ale
czy tak jest faktycznie i czy podległość pod elegancko ubranego bankiera lub
pozornie wyluzowanego komornika jest taka dużo lepsza?
Ostatnie bezpośrednie rozmowy ogólnie rzecz biorąc o
polityce i wielu jej wymiarach prowadzę w biegu, a to przed pełnym świątecznego
ruchu sklepem, a to maszerując do dentysty (moje nieszczęścia to zawsze sobota
albo nadchodzące święta!) – więc nie są to w żaden sposób pogłębione dialogi.
Niemniej jednak i tu jak się okazuje możliwe są kwiatki. Jeden z sąsiadów
chciał mnie ostatnio zaskoczyć czymś, co pozornie nie mieści się w jego
sposobie pojmowania polityków - i wybrzdąkał, że oto zgadza się z Komorowskim,
bo ten oświadczył ponoć, że pycha poprzedza upadek. Gładkie sformułowanie,
prawda? Aż wypada się zgodzić – gdyby nie świadomość, że ludzie wypowiadający
podobnie „słuszne” tezy mają na ogół na myśli wszystkich, tylko nie siebie i
swoich kumpli. Bo w tym wypadku gdyby owo prawo ogólne miało natychmiastowe
zastosowanie to czyż marszałek Sikorski nie powinien przewrócić się na równym?
I już wszystko jedno, czy jako szef Sejmu, czy wójt gminy Chobielin Dwór, to
bez znaczenia, po prostu miło byłoby obserwować zjazd z górki na dupie tego
osobnika. O którym zdaje się nikt dzisiaj nie ma dobrego zdania – a niektórzy
życzą mu wręcz nagłej śmierci… Osobiście uważam go za bufona klasy
międzynarodowej wschodniej. Taki socjalistyczny baron Munchausen: oryginał jak
wieść głosi z błota czy innej topieli zawsze wydostawał się ciągnąc się mocno
za własne włosy.
Okres końca roku to też czas, w którym na każdym szanującym
się portalu internetowym istny wysyp tzw. „analityków”. Nie wspominam tu już o
moich „ulubionych” Polakach.eu.org, tam taka nawała poważnych enuncjacji, że
lada moment okaże się, iż podróż do toalety to też nic innego, jak wynik
upartej pracy jakichś masonów. Bezczelny autor tych pierdół właśnie stał się
ekspertem i analitykiem, śmiało po powrocie na łamy rozdziela gwiazdki i ordery
– ale powiem szczerze, że to już nie emocjonuje mnie jak kiedyś. Poziom absurdu
przekroczył granice pojmowania – i bardzo dobrze, tylko machnąć ręką i nie
zawracać sobie gitary. Gorzej w Ekspedycje, 3Obiegu i Salonie24: miejscowi
eksperci i analitycy działają zgodnie i w jednym chórze: Putin zły, oj, bardzo
zły! Różnie to się uzasadnia, od kato-talibskich bredni Circ, przez „zamyślenia”
P. Pietkuna czy pierdoły A. Michty– ale wyraźnie widać, że ktoś tym wszystkim
musi sterować, skoro osiągnięto takie mistrzostwo chóralnego śpiewu. W Salonie
Coryllus mocno dźwiga w górę Toyaha, moim zdaniem coraz słabszego, aż
dziw bierze, że mu jeszcze żyłka pierdząca nie pękła. Po co? Ano pewnie po to,
bym dajmy na to ja przestał zajmować się lokalną polityką i pomyślał o sytuacji
wydawnictw w ogóle, a w szczególności promujących coś, czego szczerze nie cenię
i nie znoszę, czyli komiksów. OK. Nie zauważył tylko biedak, że właśnie wczoraj
TVN wyemitowała spory materiał o sukcesie komiksu dla zawałowców. Dwójka
lekarzy to narysowała i wydała, pacjenci wyją ponoć z radości, bo wreszcie „zrozumieli”.
Przebitka na rysunki – i już wiadomo, że oto do rangi sztuki podnoszona jest
twórczość naścienna poziomu kibli szkolnych. Czy na pewno o to właśnie chodziło
analitykom wydawniczym? A może tylko o to, by w tej uparcie bitej pianie „znawstwa”
ich nieudane produkty jednak znalazły nabywców?
Komu i kiedy było łatwiej – oraz z jakiego powodu? Zamęt
współczesności spowodował, że niektórym niesposób już wytłumaczyć, iż bez
komórek można żyć, w stanie wojennym (rocznicę właśnie obchodziliśmy niedawno)
tego nie było, a życie towarzyskie i konspiracyjne kwitło. Czy łatwiej? Nie
potrafię potwierdzić. Na pewno inaczej. Łatwiej za to pisało się bibułowe
analizy rzeczywistości: ponieważ zachowało mi się jeszcze kilka takich
wydawnictw powiem tyle, że kiepski tam styl jak cholera. Żarliwy – tak. Widać
taka była potrzeba i to właśnie okazywało się nośne.
M.Z.
2 komentarze:
A ja się z Panem nie zgadzam: Iza Rostworowska czyli Circ ma rację na przykład pisząc list otwarty w sprawie sprzeciwu katolików wobec masonerii, chodzi o wystawę w Muzeum Narodowym. W wielu innych sprawach też. I co Pan na to?
A ja na to, że wojny w tej materii pomiędzy nami nie będzie: bo mianowicie zgadzam się z treściami tego listu. Tylko co z tego wynika? Że jeśli napisze się jeden tekst słuszny, to wolno potem opowiadać głupstwa w innych sprawach? Proszę mnie tylko nie wciągać w "szczegółową egzegezę" wszystkiego, co ta pani robi w Ekspedycie i innych portalach od lat. Nie mam na to czasu ni ochoty - ocena moja jest per saldo negatywna, kropka. Nie chce mi się już uciekać do takich erystycznych sztuczek, jak stwierdzenie, iż nawet popsuty zegar dwa razy na dobę wskazuje właściwą godzinę. Pozostańmy raczej przy konstatacji, że podzielam zdanie Circ dotyczące masonerii, zdanie wyrażone w linkowanym liście - nie zgadzając się na pozostałą znakomitą część uprawianej przez nią formy publicystycznej czy felietonowej. Mogę mieć takie zdanie, taką opinię? No to dziękuję - bo mam. A zgoda dotyczy w tym wypadku jedynie treści wyrażonych tutaj: http://www.ekspedyt.org/circ/2014/12/16/32024_masoneria-pro-publico-bono.html
I DZISIAJ NICZEGO INNEGO!
Prześlij komentarz