piątek, 28 listopada 2014

LONDYN ZBAWIA ŚWIAT



Swojego czasu sporo pisałem o tym, że większość informacji o otaczającym nas świecie w wymiarze makro i mikro czerpię z sieci, a nie z oficjalnych środków „musowego przekazu”. I w pewnym sensie tak jest nadal – niestety jak się okazuje i do sieci dobrali się manipulatorzy, hasający tu coraz swobodniej i bez umiaru. Na dzień przed idiotyczną moim zdaniem ciszą wyborczą niemal we wszystkich przekaziorach typu Wirtualnej Polski króluje Bufetowa. Wypowiada się o Tusku, komentuje słowa, a najchętniej zachowania Kaczyńskiego, oczywiście nie oszczędza też swojego niedzielnego konkurenta Sasina. Polska w tym portalu to niemal wyłącznie PO wojujące z niedowarzonymi Polakami, którym raz chce się tego, innym razem czegoś innego – więc te dziecięce zabawy należy okiełznać, a winnych skazać na zamilczenie. Agentura w pływu w 3Obiegu, Neonie24 i pomniejszych witrynkach dostała po prostu szału: orgazm w biegu, o którym pisałem kilka miesięcy temu to małe miki w porównaniu ze sztuczkami, jakich się imają, żeby tylko narobić hałasu i zdestabilizować to, co i tak nigdy stabilne nie było.



Dzisiaj wszakże najciekawszy medycznie, dla mnie przynajmniej, tekst publikuje 3Obieg. Jego autorem jest Paweł Pietkun, swojego czasu zawodowa dziennikarska podpora Nowego Ekranu, dzisiaj na zsyłce w Anglii, fragmentaryczne informacje stamtąd napływające powiadają, że ma się dobrze, a nawet założył biały kołnierzyk. Znaczy się: odniósł sukces zawodowy. Nie bardzo wiadomo, mnie przynajmniej nie wiadomo, w jakiej białokołnierzykowej dyscyplinie – no ale sukces rodaka to jest sukces, widać da się przełożyć także na mądrość ogólną. I opublikować coś mądrego już ex cathedra. W tekście „Rosja. Polityka faktów dokonanych” oryginał tutaj: http://3obieg.pl/rosja-polityka-faktow-dokonanych P.P. objaśnia nam oto, że mechanizm polityki tego krwawego Putina (bierze co chce, zaczął od Krymu, ostatnio połknął Abchazję, a pewnie to nie koniec…) nieodwołalnie doprowadzi do atomowej zagłady Warszawy. „…Słowa unijnych polityków i prezydenta USA okazały się tylko słowami, bo nie poszły za nimi żadne czyny…” Moim zdaniem to dobrze: bo niby jakie to miały by być czyny? Bomba atomowa na Moskwę? Sto czołgów typu Abrahms w ręce Poroszenki? Francuski Mistral opłacony przez Rosjan w ręce Ukraińców? A może jakieś rakietowe zabawki indywidualnej obsługi, tradycyjne Katiusze w  końcu mają i tak, da się z nich zburzyć i kilka dzielnic mieszkaniowych? Pietkun powiada ni mniej ni więcej, że tak naprawdę jedynym głosem sumienia wschodniej Europy są jakieś ukraińskie marsze przez londyńskie City – bo tylko one uświadamiają tym nieprzytomnym Angolom, że dokonało się coś tak strasznego jak nieusprawiedliwiona aneksja Krymu. Czy burzy to jakikolwiek angielski lub światowy sen? Wątpię. Może też dlatego, że ilekroć słyszę o ukraińskich marszach to widzę te, które już zaistniały, a nie te, które przywołuje Pietkun jako głos bożej sprawiedliwości. Uczestnicy tych "moich" marszów najchętniej nawoływali nie do obrony jakiegoś tam Krymu, ale riezania Lachów i odzyskania „ziem tradycyjnie  ukraińskich”. Czytaj: wszystkiego w południowej Polsce aż po Kraków. W jakimś sensie rozumiem. Postawić się Putinowi oznacza śmierć. Wyciągać rękę po nieswoje w Polsce zaś nie grozi niczym strasznym. Ot, jakiś polski neo-londyńczyk z dużym wyobrażeniem o swoich zdolnościach analitycznych brzdąknie coś tam na harfie rzekomej sprawiedliwości dziejowej. Przejmować się gościem? A po co? Skoro nie potrafił w Polsce na skrzypeczkach niech se w tym Albionie próbuje melodii na większym instrumencie. Może potrafi…



Ciekawy wątek krytyczny tekstu P.P. pojawia się wobec „…niedawnej dyskusji polskich internautów na temat pomysłu rozbioru Ukrainy… Była niczym więcej, niż rosyjską prowokacją. W końcu który Polak nie chciałby powrotu Lwowa do Polski? Zwłaszcza, że tak pięknie dał się nad Wisłą wyeksponować pomysł, że Ukrainą będą rządzić banderowcy…”  Kuriozum, prawda? Bo przepraszam: a kto nią dzisiaj rządzi? Banderowców tam zbrakło, panie Pietkun? Oligarchów ani jednego i żydów zero? Co nam tu waćpan sugerujesz? Że mianowicie o  polskości polskiego miasta mówić nie wolno nigdy? Oj, pewnie, Rosjanie dobrze tę kartę zagrali, od lat okazuje się, że niesłusznie mianowaliśmy ich wyłącznie „szachistami”, równie dobrze czują się przy grze w pokera – ale czy wolno dziwić się Eskimosom, że grają tak, by Eskimoslandii działo się pomyślnie? To takie odkrywcze i popychające sprawę do przodu?



Podobne „analizy” dziwnie przypominają coś, co w Polsce dawno zyskało miano „zarządzania strachem”. Merkel po ataku atomowym weźmie sobie ziemie zachodnie, Putin zajmie się resztą. Nikt jakoś nie mówi po co mu ta post-atomowa reszta, w końcu to nie jest idiota i jeżeli chce czymś zarządzać, to raczej struktura żywą i przynoszącą określone korzyści, a nie radioaktywnym poletkiem niemiłym nawet Izraelitom z ich projektem Judeopolonii. Zapewne gra toczy się o zupełnie inne wartości i tłok na stole oznacza tylko tyle, że prawdziwe intencje ukryte są nie na blacie, ale pod nim. Niestety nie doszedłeś pan, panie Pietkun, nawet do sugestii, gdzie prawdy należy szukać. W zamian przez co najmniej połowę tekstu miałem nieodparte wrażenie, że słucham śmiesznej miny i zaciśniętych warg Sikorskiego. Też Polak, też z angielskim fragmentem życiorysu. I też tak straszny i powierzchowny, że aż śmieszny… I po to było jechać tak daleko?

M.Z.

środa, 26 listopada 2014

LUDZIE LISTY PISZĄ...





Oryginał ukazał się tutaj: http://sgosia.salon24.pl/618181,list-do-hanny-gronkiewicz-waltz Nie zmieniłem w nim ani słowa, jedyną modyfikacją jest miejsce oryginalnej ilustracji, u mnie zawsze jest gdzieś na początku i chciałem ten porządek zachować.

List do Hanny Gronkiewicz-Waltz

Hanna Gronkiewicz- Waltz

Nie miałam zamiaru pisać do Pani, bo to i tak grochem o ścianę, ale widząc co się dzieje w mediach postanowiłam zabrać głos. Znudziło mi się odwracanie kota ogonem, nagonka na PiS i jej prezesa. Pisze na blogu, bo inaczej nikt – może nawet Pani – nie przeczytałby tego.
W debacie z Jackie Sasinem powiedziała Pani o Warszawiakach zadowolonych z życia w Warszawie przypisując sobie to jako zasługę. Kocham Warszawę, bo się w niej urodziłam, tu urodziły się moje dzieci, tuja i one kończyliśmy szkoły. Stolica to moje ukochane miasto, ale była nim w PRL-u, jest teraz i będzie, gdy po rządach PO zostaną tylko złe wspomnienia. Pani rządy sprawiły, że kocham ją, chociaż skutecznie próbujecie mi to obrzydzić.
Rozśmieszyło mnie, gdy powiedziała Pani, że spotyka się z mieszkańcami Warszawy na rogach ulic, bo:
- Prezydent Miasta powinien spotykać się w szerokich alejach, a nie pokątnie.
- „róg” kojarzy się dość dwuznacznie.
- wyjście z telewizji jest właśnie na rogu, a Pani przez garaże uciekła.
Dlaczego nie chcę, żeby Pani rządziła:
- mimo tak wielu inwestycji? Każdy, kto rządziłby teraz Warszawą miałby te dotacje. Śmiem twierdzić, ze również każdy wykorzystałby je lepiej.
- trzyma się Pani kurczowo stołka, chociaż cechą demokracji, już za czasów Greków, była rotacyjność władzy. Uważam, że mieszkańcy miast wybierający w kółko tych samych włodarzy samie sobie szkodzą.
- nie podoba mi się, że nie umie Pani stanąć w prawdzie wobec spraw związanych z kamienicą, chociaż ewidentnie widać, że wszystko tam jest nie tak.
- wkurza mnie zcentralizowanie wywozu śmieci. Mieliśmy w osiedlu dobrze podpisaną umowę i 0 kłopotów ze śmieciami, a teraz… Gabaryty są wywożone sporadycznie, a podwyżka cen – sama Pani o tym wie – wisi na włosku.
- nie chcę tęczy na pl. Zbawiciela, bo jest brzydka.
- nie chcę powroty „Śpiących”, bo to pomnik zniewolenia.
- nie chcę deptaka z gigantycznymi donicami na ul. Świętokrzyskiej, bo powoduje korek – to ulica dojazdowa do mostu.
- nie chcę tych samych donic na pl. Powstańców Warszawy, bo nie pasują.
- chcę wreszcie załatwić coś bez nerwów w Urzędzie Stołecznym.
- chcę właściwej organizacji ruchu, by Warszawiacy nie tkwili w gigantycznych korkach.
To nie wszystko, ale główne powody podałam, dlatego MAM NADZIEJE, ŻE TO PANI OSTATNIA KADENCJA.
+  +  +  +  +
Przywołał: M.Z.

czwartek, 20 listopada 2014

JAK WIDAĆ NIE TYLKO MOIM ZDANIEM...










BIBUŁA ŚRÓDMIEJSKA... Wydawnictwo sygnowane przez Warszawską Wspólnotę Samorządową Śródmieście. Hasło pod winietą:

DOŚĆ BUFETU CZAS NA SZWEDZKI STÓŁ!!!

Autorką tekstu jest P. Ewa Kościuch-Manandhar, przywołuję oryginał na własną odpowiedzialność, w krótkim czasie nie zdołałem uzyskać pisemnej zgody autorki na przedruk. Uznałem jednak, że zbliżający się termin drugiej tury wyborów warszawskich, możliwość dotarcia do jeszcze nie przekonanych jest po prostu dobrem większym. W tekście nie dokonano żadnych zmian.
--------------------------------------------------------



NAGA PRAWDA

Kto zyskuje, a kto traci na sprzedaży mieszkań komunalnych.
Dlaczego będziemy walczyć o przyspieszenie procedury wykupu
mieszkań?

Sprzedaż mieszkań komunalnych w Warszawie rozpoczęto w latach siedemdziesiątych XX wieku. W ostatnich latach np. 2008-2012 miasto sprzedawało ponad 2 tys. mieszkań rocznie. Obowiązywała wówczas uchwała sprzedaży z bonifikatą. Rocznie przychód miasta z tego tytułu wynosił ponad 70 mln. W 2012 roku weszła w życie nowa uchwała Rady Miasta z 15.12.2011, która znacznie ograniczyła bonifikatę na wykup mieszkań komunalnych, wielu wniosków o wykup złożonych w 2011 roku nie zrealizowano. W 2013 roku Miasto sprzedało zaledwie 18 mieszkań.

Chcemy doprowadzić do przywrócenia wykupu lokali komunalnych z poprzednią bonifikatą. Należy dokończyć proces wykupu mieszkań wybudowanych w PRL,
najemcom z wieloletnim stażem, rodzinom których krewni odbudowywali miasto. Trzeba głośno mówić o krzywdzie ludzkiej, bo tym którym często władza ludowa odebrała własność, po raz wtóry odmawia się prawa do skorzystania z ich praw nabytych (wykupu mieszkań).

Dla przykładu: Pan Albin – jego rodzinie odebrano dom. Sąd odmówił zwrotu budynku, nie pozwolono również na jego „wykup”. Dom został sprzedany za przysłowiową „złotówkę” komu innemu. Przeżył obóz hitlerowski
w Działdowie, żołnierz AK odznaczony przez prezydenta Kaczorowskiego, wykładowca Politechniki Warszawskiej - mieszka w jednopokojowym mieszkanku niedaleko Koszykowej – bez zgody na wykup!

Pani Elżbieta - po wojnie jej ojciec odbudował pół kamienicy przy Nowym Świecie, za własne pieniądze i własnymi rękoma. Miał obiecane przez urząd mieszkanie. Córce odmawia się wykupu.

Pani Kasia - od urodzenia mieszka w lokalu komunalnym, wychowuje samotnie
chorą, studiującą córkę, nadal spełnia kryteria uprawniające do mieszkania w lokalu komunalnym. To kobieta, która przezwyciężyła wiele przeciwności losu, oprócz jednej – nie dane jest jej wykupienie mieszkania. Mało tego, będzie eksmitowana!

Takich tragedii są setki! A co z przedwojennymi Warszawiakami pozbawionymi swoich mieszkań, które zostały przejęte przez kwaterunek? Co z lokatorami, którzy posiadali i nadal posiadają książeczki mieszkaniowe, które nie zostały nawet zrewaloryzowane? Brak wykupu pozbawia samotnych emerytów i rencistów możliwości skorzystania z dożywotniej renty, odwróconej hipoteki, a to prowadzi czasem do eksmisji nawet siedemdziesięciolatków. W zasobach miejskich znajduje się ok. 4 mln m² mieszkań, z czego średnio połowa zarządzana jest przez Wspólnoty Mieszkaniowe. Drugą połową administruje Miasto. Średni koszt zarządzania metrem mieszkania przez Wspólnotę Mieszkaniową wynosi 5,39zł. Miasto na ten sam cel wydaje 11,52 zł/m², czyli przeszło dwa razy drożej. Skąd wynika taka rozbieżność w kosztach? Taka rozbieżność w kosztach wynika z opłacania przerostów administracyjnych Miasta. Najemcy mieszkań komunalnych płacą Miastu średnio 7,32 zł/m - czyli ok. 2 zł/m2 więcej niż Miasto płaci wspólnotom za zarządzanie swoimi mieszkaniami. Łatwo policzyć, jakie pieniądze są marnotrawione przez Miasto. W uproszczeniu, roczne koszty zarządzania „miejską połową” wynoszą ok. 276 mln. zł. Wspólnoty zarządzają takim zasobem za 130mln.zł. Przychód Miasta z czynszów wynosi ok. 176 mln. zł. Następne 48mln. zł pozyskuje od lokatorów komunalnych z budynków zarządzanych przez Wspólnoty (2zl/m²), niestety, ok. 52 mln dokładamy my wszyscy. To nie koniec niegospodarności - w zasobach Miasta jest 291(14%) budynków w stanie awaryjnym, a we Wspólnotach Mieszkaniowych - 3 budynki (0,03%)! Miasto nie jest zobligowane do tworzenia funduszu remontowego tak jak Wspólnoty.

Wnioski: Miasto, sprzedając mieszkania, może pozbyć się wydatków na drogie zarządzanie i nie będzie ponosiło kosztów remontów, jednocześnie realizuje konstytucyjną politykę do „zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych obywateli, a w szczególności przeciwdziałania bezdomności, wspierania rozwoju budownictwa socjalnego oraz popierania działań obywateli zmierzających do uzyskania własnego mieszkania”. Należy też wspomnieć o przyszłych wpływach do budżetu miasta: jednorazowych ze sprzedaży i stałych - podatkowych.

Wartość społeczna wykupu jest nie do przecenienia. Po przyjęciu uchwały w 2011r część lokatorów, a także Stowarzyszenie „Warszawiak na Swoim” rozpoczęło batalię w WSA. Ich punkt widzenia podzielił Rzecznik Praw Obywatelskich dołączając do tego postępowania. WSA (I SA/Wa 60/13) przyznał rację mieszkańcom, wy-rok podtrzymał NSA (I OSK 298/14). I tak pierwszeństwo nabycia mieszkania komunalnego przysługuje najemcy lokalu na czas nieokreślony. Niezgodne z prawem były zapisy dyskryminujące niektórych najemców. Bonifikaty od ceny sprzedaży mieszkań, mogą być udzielane w drodze jednostkowej uchwały Rady m.st. Warszawy, odnoszącej się do konkretnego budynku, a nie w sposób generalny, obejmujący wszystkie budynki będące własnością miasta. Potrzebna jest nowa Uchwała!

„ Warszawiak na Swoim” zbiera podpisy pod Obywatelskim projektem Uchwały przywracającej możliwości wykupu mieszkań z bonifikatą. Pierwszy projekt
złożony w 2013r został odrzucony głosami radnych PO. Dlaczego Miasto nie chce dopuścić do sprzedaży mieszkań, pomimo jawnych korzyści? Prawda jest brutalna. Miasto chce sprywatyzować mieszkania! Tyle tylko, że woli powtórzyć schemat prywatyzacji SPECU. Sprzeda mieszkania na wolnym rynku, a pieniądze zainkasuje stołeczny Ratusz.

Wierzymy, że wybory samorządowe 2014 obalą hegemonię Platformy Obywatelskiej i uda się przywrócić racjonalne zasady sprzedaży mieszkań. 
--------------
Przywołał: M.Z.