wtorek, 2 marca 2010

Wieści ze świata młodych, pięknych i bogatych

Postawiłem kiedyś tezę, że miasto, prawny właściciel naszego domu, naszej ulicy, a według własnego mniemania także nas – zrobi wszystko, by normalnych, średniozamożnych lokatorów wyrzucić z tego terenu. Te niebezpieczne miejskie pomrukiwania pojawiły się po raz pierwszy w oficjalnym piśmie pewnej pani z Biura Polityki Lokalowej, zdaniem której czynsz może wynosić w naszych mieszkaniach nawet 54 złote za metr kwadratowy – ponieważ taka jej zdaniem jest średnia na Mokotowie. Wątek był szeroko omawiany na poprzedniej stronie internetowej, na której do chwili buntu wobec jej właściciela pisywałem. Ale i na tej witrynie można znaleźć tego ślady, gdyby oczywiście kto był dostatecznie cierpliwy.

Minęły lata – i coś się zmieniło. Nie, kochani, nie na lepsze, przeciwnie – na dużo gorsze! Dzielni urzędnicy widząc, że metoda frontalnego ataku może skończyć się dla nich najpierw obśmianiem, a w efekcie i przegraną przed dowolną instancją odwoławczą zmienili zasady wojowania.

Otóż po pierwsze przez lata stopniowo przyzwyczajano nas do odejścia od myśli, iżby ktokolwiek w tym domu był obywatelem, zatem przysługiwały by mu obywatelskie, europejskie prawa. Zostaliśmy co najwyżej najemcami i opornymi płatnikami. Jak pańszczyźniany chłop na pańskim polu winniśmy dopasowywać swe urlopy i czas wolny do wymogów ekip remontowych, godzić się z myślą, że cokolwiek byśmy nie uczynili to i tak zapłacimy więcej, że nie mamy wpływu na dozorców, sąsiadów, burdel na parkingach i lodowe ścieżki w miejsce odśnieżonych chodników. „Władza” wzięła nas za łby, oczywiście dla naszego dobra, wszelki bunt czy niesubordynacja będą karane srodze.

Po drugie rzucono nam na zasadzie ochłapu z pańskiego stołu kilka propozycji – na przykład zajęcia się srającymi psami z domu i okolicy. Pojawiły się żółte kosze, nie wiem po co, bo jakoś nie zauważyłem, by którykolwiek z właścicieli swych czworonożnych przyjaciół zajmował się wrzucaniem ich odchodów do plastikowych pudeł. A niektórzy nawet udoskonalili swe postępowanie wyprowadzając zwierzaki w tak ostatniej chwili, że podest ich piętra na klatce schodowej przypomina chwilami zaszczany basen. No cóż – zwierzątko nie wytrzymało, ale oczywiście to nie moje…

I udoskonaliła się też metoda siania niepokoju wśród gawiedzi. Dzisiaj na przykład poszła plotka, że wkrótce mają być płatne nie tylko garaże wewnętrzne (te są płatne od zawsze), ale też stanowiska na zewnątrz domu. Ktoś przyszedł i taką wieść rozpuścił. Po kilku tygodniach „obada się” co pospólstwo na to. I niechybnie dojdzie do wniosku, że skoro nie protestują to pewnie zniosą i tę „niedogodność”. To wszystko w ramach wyprzedzającego ataku na postulat, który też kiedyś przez lokatorów był stawiany: bezpłatnych miejsc parkingowych wzdłuż ulicy Abramowskiego jest tak ze dwa razy za mało. Zatem postulowaliśmy powiększenie tej wartości.

No ale jak wiadomo każdy właściciel auta to wróg ludu i socjalizmu. We łbie mu się chyba przewróciło, jeśli uważa, że mając samochód winien też mieć opłacone ze swych podatków jakiekolwiek miejsce parkingowe… A poszli w diabły na jakieś przedmieścia! Dobre lokale wynajmie się "pracownikom firm zagranicznych". Nie wierzycie? To przeczytajcie dzisiaj podrzucone do skrzynek pocztowych ulotki.

M.Z.

Brak komentarzy: