poniedziałek, 2 czerwca 2008

Znikąd zmiłowania i pomocy znikąd...

2 czerwca 2008, godzina 17.05 - telefon. Ochroniarz wezwany przez kierownictwo firmy "Uniwersum" do pełnienia dyżuru po własnej wielogodzinnej służbie, bez zachowania statutowej przerwy, zadaje pytanie: "Co robić w tej sytuacji?" Jest sam, nie ma zmiennika, za którego jak to już wielokrotnie mówiłem możnowładcy z Irysowej płacą żywą gotówkę "z budżetu miasta". Wpisuje stosowną uwagę do dziennika służby, ja dopisuję swoje, czyli potwierdzam stan faktyczny: na dwuosobowym dyżurze o godz. 17.05 jest JEDNA OSOBA. Przestrzegam przy tym: jeśli upublicznię rzecz całą, winny znajdzie się ino migiem. "Wpisz pan, panie Marek, co mi zaszkodzi..."

Wpuszczam rzecz całą do sieci również z tego powodu, że jest archiwizowana i nikt już nikogo nie przekona, by "zaginęła". Dodatkowo dla niedowiarków z ostatniego zebrania lokatorów: naprawdę istnieją argumenty, by z obecną firmą ochroniarską rozwiązać umowę w trybie natychmiastowym.

PS. Wczoraj mieliśmy zmianę głuchą. Z komórki próbowałem nawiązać łączność z dyżurką. Stojąc obok tejże dyżurki słyszałem, jak dzwoni telefon obok - a klient rzekomo nas ochraniający nie słyszy tego dźwięku. Dla mnie bomba! Dźwięk brzęczyka alarmu pożarowego jest dwukrotnie słabszy. Tak NA UCHO RZECZ JASNA...

Z zuchowymi pozdrowieniami
Marek Zarębski

Brak komentarzy: