czwartek, 19 czerwca 2008

Co można kochać jak Irlandię?

Przed laty strony umówiły się, że wszystkie rzeczy ważne dla nowej zbiorowości rozstrzygane są jednogłośnie - a niezgoda jednego tylko członka zbiorowości kasuje zamiary reszty. Mówię rzecz jasna o Unii i referendum irlandzkim w sprawie przyjęcia traktatu lizbońskiego, ergo nowej konstytucji super-tworu quasipaństwowego, jaki miał powstać pod światłym zarządem Niemiec i Francji. Irlandzkie "NIE" wywaliło rzecz na aut. Taka była umowa, a umów dotrzymywac należy, Unia zastopowana. Na pewno? He, he, he... Posłuchajcie co trąbią wszystkie polskojęzyczne publikatory (polskich jako takich od dawna już nie ma). Co gada nasz prezydent. Do czego zmierzają politycy mniejsi i więksi. Olać Irlandczyków! Uznać ich za szalonych półgłówków, wyrzucić z Unii, skasować, zakopać i zapomnieć...
Kupilibyście pudełko zapałek od sprzedawcy, który zanim sięgnie na półkę po towar twierdzi, że kosztuje złotówkę - po czym wbija do kasy cenę pięć razy wyższą? Po stokroć nie! Irlandczycy jakimś sposobem geszeft, dokonujący się ponad naszymi głowami odrzucili. Ot, rozsądni ludzie. Jeśli ich ktoś skasuje i zakopie - zostanie wyłącznie z idiotami. Fajna perspektywa, prawda?
M.Z.

Brak komentarzy: