O ile ktoś zgodzi się, że sałatka jarzynowa to takie "cuś", do którego wkrawa się wszystko, doprawia wszystkim, a zjada już tylko ze smakiem. Zatem jutro pierwsze czytanie.. tu waham się jak rzecz całą nazwać. Manifestem wiernopoddańczym? Deklaracją utraty praw wolności? No ale wiadomo o co chodzi. Jak donoszą zaprzyjaźnieni żurnaliści tekst Traktatu Lizbońskiego w dwóch wersjach językowych, polskiej i francuskiej, przy czym francuska różni się od tłumaczenia polskiego (a i niemieckiego też!) już w preambule. Pisze o tym Stefan Hambura w Salonie24, kto nie wierzy może sprawdzić. W jakim języku będzie obradował polski Sejm? Wychodzi, że wszystko jedno jakim. Traktat ma być przyjęty bez ogólnonarodowego referendum, za głupi wszak jesteśmy, by tak skomplikowane sprawy ogarniać swymi małymi misiowymi rozumkami - a co dopiero głosować "za" lub "przeciw". Król, pardon, prezydent, też podpisze, już to zapowiedział. Czy tylko przypadkiem przypominam sobie przystąpienie Stanisława Augusta do konfederacji i moje ogromne zdziwienie, gdy pewien historyk nazwał tego królika, miłośnika łóżkowych zabaw z pewną Niemką na carskim tronie Rosji - zdrajcą? No ale to było dawno i nawet taki warchoł jak ja po chwilowym zaćmieniu rozumu zmuszony został do dalszego wytrwałego budowania socjalizmu. To znaczy życia w tym socjalizmie, co stosowne organy prasowe przedstawiały oczywiście jako orgiastyczne poparcie dla Jedynie Słusznej Idei. Nie inaczej dzisiaj: czyż dyrektywy płynące z Brukseli nie są jedynie słuszne, jeżeli ich wykonywanie naszym politykom zapewnia zawsze pełen garnek? A nam maluczkim żyć dalej też trzeba, pewnie odpowiednio się to naświetli i światu zaprezentuje. Podejrzewam, że na pierwszą linię wysuną się publicyści GazWyba i zaprzyjaźnionych korporacji medialnych. Będzie "Światły zwyciężył ciemniaka". Albo: "Mohery w odwrocie, od jutra pełna jasność". Obyśmy od tej ostatniej nie oślepli. Proszę najpierw sprawdzić ile wynosi zdaniem niektórych urzędników średni czynsz na Mokotowie. 52 zł? A nie mówiłem...
Wiosna wreszcie! Zniknął śnieg, nieśmiało bo nieśmiało, ale jednak się zieleni, właściciele psów wyją z radości, ich pupile intensywnie zaszczywają nam windy i zasrywają trawniki, co paniom i panom "Miłośnikom Zwierzyny" w żaden sposób nie przeszkadza. Ba, powiem więcej: niektórzy zwracają uwagę palącym, iż zatruwanie powietrza dymem z nikotyną to zbrodnia. Widać wdychanie pobliskiej spalarni betonów z nogą w psim gównie to ekologia. Ponieważ nie chce mi sie tracić czasu na zbędne dyskusje z maniakami oświadczam: zaczynam fotografować tych, którzy za sprawą swych pupili z trawników uczynili psi wychodek. Albo zaczniecie po milusińskich sprzątać - albo wkrótce zobaczycie na tej stronie własne konterfekciki ze stosownym podpisem. Będzie zjadliwy. I uprzedzam: nie mam w tej materii znajomych, będę fotografował jak leci.
Samochód znanej i cenionej marki "Maluch" nie jest wbrew mniemaniom mój, lecz mojego sąsiada z pierwszego piętra. Tak, też uważam, że niepotrzebnie zagraca coraz bardziej potrzebne miejsce parkingowe. Sposoby są dwa: porozmawianie z właścicielem, albo zawiadomienie Straży Miejskiej. Ta druga opcja wiąże się z dość wysokimi kosztami dla szczęśliwego posiadacza antyku. Ale to w końcu jego sprawa: mieć i zagracać, czy nie mieć i płacić sporo. Nie wiem natomiast czyje są szczątki przyczepki transportowej na końcu parkingu po drugiej stronie ulicy, chodzi o płyty betonowe. Jak to już wielokrotnie tu pisałem: macie Państwo swojego reprezentanta, ja nim nie jestem.
Dobranoc, już prawie północ.
Marek Zarębski
Wiosna wreszcie! Zniknął śnieg, nieśmiało bo nieśmiało, ale jednak się zieleni, właściciele psów wyją z radości, ich pupile intensywnie zaszczywają nam windy i zasrywają trawniki, co paniom i panom "Miłośnikom Zwierzyny" w żaden sposób nie przeszkadza. Ba, powiem więcej: niektórzy zwracają uwagę palącym, iż zatruwanie powietrza dymem z nikotyną to zbrodnia. Widać wdychanie pobliskiej spalarni betonów z nogą w psim gównie to ekologia. Ponieważ nie chce mi sie tracić czasu na zbędne dyskusje z maniakami oświadczam: zaczynam fotografować tych, którzy za sprawą swych pupili z trawników uczynili psi wychodek. Albo zaczniecie po milusińskich sprzątać - albo wkrótce zobaczycie na tej stronie własne konterfekciki ze stosownym podpisem. Będzie zjadliwy. I uprzedzam: nie mam w tej materii znajomych, będę fotografował jak leci.
Samochód znanej i cenionej marki "Maluch" nie jest wbrew mniemaniom mój, lecz mojego sąsiada z pierwszego piętra. Tak, też uważam, że niepotrzebnie zagraca coraz bardziej potrzebne miejsce parkingowe. Sposoby są dwa: porozmawianie z właścicielem, albo zawiadomienie Straży Miejskiej. Ta druga opcja wiąże się z dość wysokimi kosztami dla szczęśliwego posiadacza antyku. Ale to w końcu jego sprawa: mieć i zagracać, czy nie mieć i płacić sporo. Nie wiem natomiast czyje są szczątki przyczepki transportowej na końcu parkingu po drugiej stronie ulicy, chodzi o płyty betonowe. Jak to już wielokrotnie tu pisałem: macie Państwo swojego reprezentanta, ja nim nie jestem.
Dobranoc, już prawie północ.
Marek Zarębski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz