Teoretycznie nie
powinno mnie to dotyczyć, pojęcie urlopu jest dla mnie pojęciem obcym – ale jak
to w przyrodzie bywa mimetyzm czyli sztuka upodobniania się do innych
zwyciężył. Nie chce mi się pisać – bo cała pisanina gdy nie ma urlopowanych czytelników
staje się daremna. Nie chce mi się też za friko pracować dla innych – bo jak
widzę co oni potem wyrabiają to szlag mnie trafia. Dzisiaj zatem będzie krótko
i w ramach skwitowania pewnych rzeczy i spraw.
Najpierw ta, że nie współpracuję już ze stowarzyszeniem „Warszawiak
na swoim”. Chodzicie, Mili, nie tam gdzie trzeba i mówicie rzeczy generalnie
słuszne, ale w sposób, który nikogo jakoś nie potrafi przekonać. Mówiłem o tym,
pisałem – nic. No i dobrze, ja będę robił swoje, wy róbcie swoje i w swoje
wierzcie. Ostatnie wystąpienie szefowej stowarzyszenia na forum Rady Warszawy
wyjątkowo niefortunne, ktoś, kto poddaje się tak fałszywej narracji, jaką władze
miasta zarządziły w sensie choćby porządku obrad tego gremium - z góry skazuje
się na klęskę. Co też i nastąpiło. A uprzedzałem, że kierunek działania, jaki
można było wprost odczytać z nieszczęsnego pisma naszego mokotowskiego
wice-burmistrza będzie „tfurczo” rozwijany. Czego się więc spodziewano?
Zaistnienia? Podziwu dla mówcy?
Nie współpracuje również ze stowarzyszeniem lokatorów
Meissnera, ich pomysł, by poddać się dyktatowi jakiegoś oryginała
wzywającego duże środowisko do ponownego
potwierdzania intencji lokatorskich – chodzi o zbiórkę podpisów osób chętnych
do wykupu swojego mieszkania – jest pomysłem złym. Powiedziałem o tym,
napisałem o tym. Nic. Oczywiście każdy orze jak może, każdemu wolno i tak dalej…
Ale widząc nieskuteczność takich zabiegów i ich z góry przewidywalny efekt –
dwa razy bym się zastanowił. Oni się zastanowili, pojechali określoną ścieżką,
mnie z nimi nie po drodze, współpraca zerwana.
Podjąłem też decyzję, że dalsze działania dotyczące prawnego
sporu z miastem i dzielnicą będę kontynuował po swojemu – ale bez omawiania na
szerszym forum. Nic to bowiem nie daje. Podobnie jak nieskutecznym okazał się
pomysł najęcia dozorcy w tak dziwacznej formule, że gościowi wolno właściwie
wszystko, sprzątać nie musi, dom i tak kiepskiej jakości popada w ruinę. A administratorki
wpadają na chwilę, w stachanowskim tempie spisują stan liczników wody i czegoś tam
jeszcze, reszta ich dokładnie nie obchodzi, nie ma nawet szansy, by którą
(którego?) złapać i zamienić dwa słowa. Chciałbym się dowiedzieć choćby tego kiedy
administracja zajmie się zwrotem pieniędzy, jakie nieprawnie pobiera od
lokatorów od kilku co najmniej lat – bo wyrok sądowy obecny, odwołanie niemożliwe.
Czy wzorem swoich panów w ratuszu miast wyrok wykonać właśnie go „rozważają”?
Posłusznie zatem melduję, że naprawdę musi nastąpić
trzęsienie ziemi, by warto było to moje urlopowe dolce far niente przerwać. Dobrej
opalenizny!
M.Z.
4 komentarze:
Na co się Pan obraził?
Na nic. Poza tym wszystko jest wyżej, w treści felietonu.
No nie, miły Panie, jednak każdemu wolno robić co uznaje za stosowne, Pańskie uwagi nie na miejscu, nie chcecie współpracować z kimś tam to nie, ale prosze się powstrzymać od podobnych opinii!
Miła/ Miły! Gdybyś tak postarał się przez chwile o odrobinę logiki w myśleniu i pisaniu - to pewnie ten komentarz nigdy by nie powstał, a jego autor gdyby już coś podobnego jednak napisał to ze wstydu schował by się w mysią dziurę. Nie powstrzymam się od żadnych opinii. Będę mówił co uważam za stosowne mówić. Więcej z podobnymi głupotami tu nie wejdziesz. Wynocha!
Prześlij komentarz