piątek, 3 lipca 2015

URLOP



Teoretycznie nie powinno mnie to dotyczyć, pojęcie urlopu jest dla mnie pojęciem obcym – ale jak to w przyrodzie bywa mimetyzm czyli sztuka upodobniania się do innych zwyciężył. Nie chce mi się pisać – bo cała pisanina gdy nie ma urlopowanych czytelników staje się daremna. Nie chce mi się też za friko pracować dla innych – bo jak widzę co oni potem wyrabiają to szlag mnie trafia. Dzisiaj zatem będzie krótko i w ramach skwitowania pewnych rzeczy i spraw.

Najpierw ta, że nie współpracuję już ze stowarzyszeniem „Warszawiak na swoim”. Chodzicie, Mili, nie tam gdzie trzeba i mówicie rzeczy generalnie słuszne, ale w sposób, który nikogo jakoś nie potrafi przekonać. Mówiłem o tym, pisałem – nic. No i dobrze, ja będę robił swoje, wy róbcie swoje i w swoje wierzcie. Ostatnie wystąpienie szefowej stowarzyszenia na forum Rady Warszawy wyjątkowo niefortunne, ktoś, kto poddaje się tak fałszywej narracji, jaką władze miasta zarządziły w sensie choćby porządku obrad tego gremium - z góry skazuje się na klęskę. Co też i nastąpiło. A uprzedzałem, że kierunek działania, jaki można było wprost odczytać z nieszczęsnego pisma naszego mokotowskiego wice-burmistrza będzie „tfurczo” rozwijany. Czego się więc spodziewano? Zaistnienia? Podziwu dla mówcy?

Nie współpracuje również ze stowarzyszeniem lokatorów Meissnera, ich pomysł, by poddać się dyktatowi jakiegoś oryginała wzywającego  duże środowisko do ponownego potwierdzania intencji lokatorskich – chodzi o zbiórkę podpisów osób chętnych do wykupu swojego mieszkania – jest pomysłem złym. Powiedziałem o tym, napisałem o tym. Nic. Oczywiście każdy orze jak może, każdemu wolno i tak dalej… Ale widząc nieskuteczność takich zabiegów i ich z góry przewidywalny efekt – dwa razy bym się zastanowił. Oni się zastanowili, pojechali określoną ścieżką, mnie z nimi nie po drodze, współpraca zerwana.

Podjąłem też decyzję, że dalsze działania dotyczące prawnego sporu z miastem i dzielnicą będę kontynuował po swojemu – ale bez omawiania na szerszym forum. Nic to bowiem nie daje. Podobnie jak nieskutecznym okazał się pomysł najęcia dozorcy w tak dziwacznej formule, że gościowi wolno właściwie wszystko, sprzątać nie musi, dom i tak kiepskiej jakości popada w ruinę. A administratorki wpadają na chwilę, w stachanowskim tempie spisują stan liczników wody i czegoś tam jeszcze, reszta ich dokładnie nie obchodzi, nie ma nawet szansy, by którą (którego?) złapać i zamienić dwa słowa. Chciałbym się dowiedzieć choćby tego kiedy administracja zajmie się zwrotem pieniędzy, jakie nieprawnie pobiera od lokatorów od kilku co najmniej lat – bo wyrok sądowy obecny, odwołanie niemożliwe. Czy wzorem swoich panów w ratuszu miast wyrok wykonać właśnie go „rozważają”?

Posłusznie zatem melduję, że naprawdę musi nastąpić trzęsienie ziemi, by warto było to moje urlopowe dolce far niente przerwać. Dobrej opalenizny!

M.Z.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Na co się Pan obraził?

M.Z. pisze...

Na nic. Poza tym wszystko jest wyżej, w treści felietonu.

Anonimowy pisze...

No nie, miły Panie, jednak każdemu wolno robić co uznaje za stosowne, Pańskie uwagi nie na miejscu, nie chcecie współpracować z kimś tam to nie, ale prosze się powstrzymać od podobnych opinii!

M.Z. pisze...

Miła/ Miły! Gdybyś tak postarał się przez chwile o odrobinę logiki w myśleniu i pisaniu - to pewnie ten komentarz nigdy by nie powstał, a jego autor gdyby już coś podobnego jednak napisał to ze wstydu schował by się w mysią dziurę. Nie powstrzymam się od żadnych opinii. Będę mówił co uważam za stosowne mówić. Więcej z podobnymi głupotami tu nie wejdziesz. Wynocha!