Wracam na własną, ostatnio wbrew mojej woli zmienioną stronę
(ale już naprawiona!) z pewnym lękiem, w końcu nie wiadomo co i który idiota
wymyśli, zaś sprawni informatycy-hakerzy zrealizują. No ale niech tam, w końcu
z powodu wyczynu tej ekipy do końca
życia w kącie siedzieć nie wypada i nie można. Dzisiaj kilka uwag dotyczących
kredytobiorców frankowych i mieszkańców takich domów jak nasz, podobno w
oficjalnej wykładni to gmach luksusowy i sprawiedliwie rżnący mieszkańców do
gołej skóry. Po czasie bo po czasie – ale zaczęły mi się jawić pewne zbieżności
i podobieństwa między tymi sytuacjami.
Frankowicze słusznie podnoszą kwestię oszustwa, jakiego
dopuściły się wobec nich banki, jak wiadomo od dawna już nie polskie. Z grubsza
oszustwo to polegało wcale nie na tym, że ktoś kogoś o czymś nie uwiadamiał –
bo raczej uwiadamiał, tyle że drobnym drukiem na końcu umowy kredytowej. Albo
cichym szeptem, ubranym dodatkowo w mądre bankowe słowa, których jak wiadomo
człowiek dbający o własne zdrowie psychiczne rozumieć nie potrafi, bo też i nie
powinien. Rzecz w tym, że jak się okazało osobnik nie mający złotówkowej
zdolności kredytowej nagle ją odzyskiwał w obliczu szwajcarskiej waluty – i już
mógł się zapożyczać nie tylko ponad stan, ale w ogóle ponad rozsądek. Dzisiaj
wiadomo, że były to czynności służące zaganianiu ogromnej grupy ludzkiej do
saka, wora, czy jak kto woli pułapki. Przy czym z góry było wiadomo, że po iluś
tam latach zaciągnięty na mieszkanie kredyt mimo, ze spłacany nie będzie mógł zostać skutecznie spłacony,
banki mieszkania te po prostu sobie wezmą, spłacone uprzednio kwoty zagarną, a
zrabowane ludziom dobra przyniosą bankowcom sowity zysk. Tak, tak, proszę
Państwa: tak wygląda rzeczywistość w dniu dzisiejszym. Co dziwnie koresponduje
z polityką, którą opiszę niżej.
Otóż ja i moi sąsiedzi dobrze pamiętamy jak w roku 2000 i 2001
Warszawę obiegły anonse prasowe mamiące właścicieli czy najemców za małych dla
rozrastających się rodzin lokali na terenie miasta, że oto w swej niesłychanej
dobroci Prezydent tego miasta (et consortes) proponują warszawiakom świetny
interes. Miał polegać na tym że my, mieszkańcy, damy wam to, co dzisiaj nasze,
wy nam wynajmiecie co na kredyt z publicznych pieniędzy zbudowaliście. Po czym
urzędniczki odpowiadające na pytania warszawiaków zaciekawionych wizją
polepszenia swego losu otrzymały od przełożonych precyzyjne instrukcje. Na
przykład na pytanie czemu to właściwie czynsz oferowanych lokali (wówczas TRZYKROTNIE
WYŻSZY OD STANDARDOWEGO!) związany jest nie z metrażem, ale jakimś widzimisię
ówczesnych władz miejskich panie miały odpowiadać, że z tej przyczyny, iż po pięciu
latach możliwy będzie wykup. Na
obowiązujących wówczas zasadach, czyli z 90 procentowym rabatem! Oczywiście
gadać skądinąd miłym paniom było wolno – pisać tego i stemplować urzędową
pieczątką już NIE!
I tak weszliśmy do wora… Wystarczyło teraz uroczyście
wyprzeć się wszystkich obietnic udzielanych ludziom przed złożeniem podpisu pod
umową najmu – i oczywiście zmienić zasady wykupu. Po co? Ano na przykład po to,
by jak to miało miejsce na późniejszych zebraniach lokatorów naszego domu ten i
ów (a raczej „owa”) mógł powiedzieć coś na kształt „widziały gały co brały”.
Owszem, proszę Szanownej: gały widziały. Ale też USZY SŁYSZAŁY. Po tysiąckroć –
bo tyle mniej więcej osób może dzisiaj złożyć zeznania przed każdym sądem
boskim, czy powszechnym i potwierdzić co wyżej napisałem. W tym kraju umowy ustne również mają moc prawną! Dla urzędników ZGN-ów
i miasta, zresztą działającego coraz wyraźniej w poprzek zasad samorządowych, a
nawet Konstytucji czy podpisanych umów międzynarodowych „stało się światło”.
Można było na przykład na dobrze opłacane stanowiska przyjąć parę setek (a może
jak niektórzy dowodzą i parę tysięcy) starych kolegów i klientów partii
rządzących – uzyskując pewność, „że raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy”.
Dlaczego? Ano dlatego, że w ten prosty sposób miejski Alibaba zdobywał pewne
głosy wyborcze. Który bowiem rozbójnik czy szeregowy członek bandy zagłosuje za
tym, by zmienić władzę, a jego samego mianować przestępcą bez zajęcia?
Frankowiczów oszukały międzynarodowe korporacje bankowe. Nas
oszukało Miasto, które miało być nasze, ale jest nie wiadomo czyje, choć urzędnicy
nadal posługują się językiem polskim. Frankowiczom podobno należy się pomoc państwa.
Nam się dalej nic nie należy. Ciekawe dlaczego: i tamci i my podpisywaliśmy
nieuczciwe umowy, więc czemu jednych chronić, innych pogrążać? Przy czym my
musieliśmy najpierw oddać coś materialnego, brali najchętniej mieszkania
własnościowe – frankowiczom wystarczało przekonanie, że są sprytniejsi od
reszty świata. Dzisiaj nieszczęście zrównało obie grupy. Jedni i drudzy mogą w
znacznej części potracić dorobek swojego życia. Nie namawiam do żadnej wojny
pomiędzy oszukanymi, władzy jak się wydaje właśnie o to chodzi. Namawiam natomiast
do stawiania czynnego oporu sprawcom opresji: jednoczenia się, domagania,
postulowania, a w razie czego i czynnej obrony. Nie może bowiem być tak, że po
oddaniu mieszkania własnościowego wartości ponad 400 tysięcy złotych i wejściu
w spiralę zadłużenia na poziomie 5 tysięcy lokatorowi grozi się natychmiastowym
wyrzuceniem pod most za kilka miesięcy.
M.Z.
6 komentarzy:
Miałeś wobec kredytobiorców we frankach zdaje się inne zdanie...
Serio? A gdzieś wyczytała/wyczytał to inne zdanie? A może usłyszała/usłyszał? Skoro jednak przy tym jesteśmy: w każdej grupie, frankowiczów i lokatorów "komercyjnych" są różni ludzie, cwaniacy także. Owszem, zetknąłem się i z nimi. I co? I to, że jakiś przysłowiowy Kowalski mi się nie podoba - to trzeba pognębić wszystkich? Rozczaruję cię - nie mam takich ni marzeń, ni zamiarów.
No dobra - ale co dalej robić? Jak się mieścić wobec tych durniów, z którymi bezustannie mamy do czynienia? Połowa mojej rodziny to kredyty we frankach. Druga połowa, ja też, to mieszkania jak twoje, znaczy się komunalne komercyjne. I rżną nas koncertowo, arogancko, stale. Jaki jest twój pomysł?
Pasja, Komentatorko/Komentatorze, tylko pasja i upór może nas uratować! Nie kombinowanie kto ma dobre chody w mieście czy dzielnicy, to są z reguły kłamcy i oportuniści - ale upór w dążeniu do Prawdy. A ta jest taka, że nie można oszukiwać ludzi bez końca, nie można traktować ich jak niewolników czy pańszczyźnianych chłopów przybitych pinezką do określonego miejsca na ziemi i zobowiązanych do danin, które JUŻ przekraczają możliwości większości. Że co, że mówiłem to już? Tak, mówiłem pewnie ze sto razy. I jak trzeba będzie to powtórzę po raz sto pierwszy.
I druga rzecz, właśnie ci oportuniści. Niby chcą osiągnąć ten sam cel - ale tylko dla siebie, broń Boże dla innych. Eliminować ze współpracy, w niczym nie pomogą, a będą ciągnęli w dół i jeszcze niżej. W tych działaniach nikomu nie jest potrzebna statystyczna większość, wszyscy. Wystarczy grupa szaleńców i zapaleńców. Rozmawiałem ostatnio z kilkoma osobami, które siedząc w gównie po uszy bezustannie powołują się na jakieś rozmowy, które jakoby prowadzili z urzędnikami, na jakieś bliżej nieokreślone przepisy i prawa. Potem, w domu sprawdzam i okazuje się, że takich paragrafów, ustaw i danych po prostu NIE MA i nigdy nie było. Więc rozmów pewnie też nie... Po co więc sieją zamęt? Po to, by zaakcentować własne zorientowanie w materii? Won z nimi! Nie mają żadnej w niczym orientacji, są prostymi durniami i celowo czy nie celowo spowalniają prace innych, odbierają im zapał.
Marek, dostaliście te pisma, o których rozmawialiśmy prywatnie kilka dni temu? Wiesz, chodzi o sprawę wykupu i pisemne zlecenie pozbierania podpisów chętnych do tej operacji.
Nie, nie dostaliśmy. Czwarty tydzień kwitnie sztuka uników i głupich tłumaczeń. Poczekamy do końca tego tygodnia. Potem będzie po imieniu i nazwisku. Jeżeli te dokumenty realnie istnieją (osobiście nigdy ich nie widziałem)- to na pewno nie stanowią własności osoby, która je przetrzymuje. Są dobrem, dokumentacją WSZYSTKICH lokatorów. I jest grupa, która właśnie dla dobra lokatorskiego chce je wykorzystać. Sprzeciw uznamy w którymś momencie za dywersję i działanie na szkodę zbiorowości.
Prześlij komentarz