niedziela, 7 września 2014

"NASI" TU BYLI? - czyli syndrom zbitej szyby



Rozmowa zaczęła się od narzekania na stan wejść do klatek schodowych. W każdej inaczej – ale w każdej brudno, z malunkami i inskrypcjami na ścianach. Każdy mentalny fiut, który idzie tu w gości czy po zeszyt do kolegi uważa, że powinien zostawić na ścianie swój ślad. Więc ryje po ścianach… Dobra, to już wiemy, to zresztą jest kolejny kamyczek do ogródka tego gościa, który na piśmie poinformował mnie, że nasze administracje działają wręcz wspaniale. Kilka lat gnoju przy windzie to detal – ale nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało, byle byście płacili... Zostawmy. Bo potem dialogowanie przekształciło się w coś bardziej ogólnego i ważnego.

Pozostawianie napisów na murach, rycie imion i opinii o sąsiadach czy policji ma u nas długą tradycję. Niektórzy uznali, idiotyzm to piramidalny, że podobna działalność to rodzaj „sztuki”. I że „artystom” koniecznie trzeba ułatwić ich działalność. Ktoś, kto jedzie wzdłuż murów Wyścigów Konnych na Służewcu może dokładnie zapoznać się z efektami prac domorosłych „malarzy”. Zęby cierpną! Bo prócz nieudanych eksperymentów literniczych nie ma tam właściwie niczego, co mogło by przyciągnąć oko. To znaczy: oko bezwiednie łowi barwne plamy stworzone z hektolitrów aerozolowych farb, ale umysł każe odwrócić głowę. Tyle to warte. A jednak co roku powstają nowe bohomazy, młodzi z łbami w strąkach rastafarian pracowicie cyzelują wyrazy miłości do policji i klubu piłkarskiego. Aż dziw bierze, że posterunek pałkarzy po drugiej stronie Puławskiej nie wyśle jakiejś grupy szturmowej i nie pozbiera paruset puszek o niemałej wartości. Na pół mandatu może by wystarczyło…


Wolno czy nie wolno na takie i podobne wyczyny dozwalać? Otóż moim zdaniem nie wolno. Pierwszy malunek jest jak kamyczek, którego ruch wyzwala prawdziwą lawinę. Podeprę się nauką: amerykańscy  psychologowie ustawili na jednej z ulic podłej dzielnicy miasta dwa auta. Pierwsze jak spod igły, drugie z częściowo rozbitą przednią szybą. Po kilku dniach ten ze zbitą szybą rozkradziono do imentu, została goła blacha. Drugiego nikt nie tknął. Nie będę przedstawiał szczegółów naukowych ustaleń, ważne, iż na podstawie ich analizy sformułowano syndrom rozbitej szyby. Był rok 1982, a całość zdefiniowali George Kelling i Katharine Cole. I ta koncepcja znaną jest od tej pory w kryminologii i socjologii miasta – jednej z podstawowych socjologicznych dyscyplin, która zajmuje się urbanizacją, problematyką lokalnych społeczności oraz zagadnieniami społecznej przestrzeni. Dlatego tak ostro protestowałem wobec modelu obwieszania wszystkiego, co dało się obkleić „zakazami palenia w windzie”.


Teorię wielokrotnie kwestionowano, jednak w kilka lat później seria eksperymentów potwierdziła jej realność. Udowodniono, że w sytuacji, kiedy na ścianach budynków znajdowały się graffiti zwiększała się tendencja do zachowań łamiących normy społeczne (kradzieże, napaście, zaśmiecanie itp.). Dzisiaj za normę przyjęło się uważać, że likwidowanie wszelkich oznak wandalizmu jest jedyną droga postępowania – te pomijane są po prostu zaraźliwe. Zbita szyba prowokuje do zbicia kolejnej. Głupi napis wyryty na murze czy ścianie prosi się o powielenie. A potem idzie już z górki…

Na zewnętrznej ścianie wjazdu do podziemnego garażu pojawił się u nas pierwszy aerozolowy malunek. Co będzie dalej?


M.Z. 


6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Na waszej klatce schodowej, parter przy windzie, pomiędzy napisami znajduje się jedno tylko nazwisko. I co się z tym dzieje?

M.Z. pisze...

Z "tym" się mianowicie nic nie dzieje. Ktoś coś kiedyś mówił, że wszystko ma być odmalowane. Ale nie jest odmalowane. Kiedy "władze" dzielnicy na skutek mojej skargi porozumiały się z administratorami i wystawiły im jak najlepszą opinię - uznano widać, że nie ma już po co się wysilać. No to się nikt nie wysila... Co Ci mam jeszcze powiedzieć?

Anonimowy pisze...

Pogrubić to nazwisko i opublikowac fotkę!

M.Z. pisze...

A właśnie że nie! Nie - ponieważ to jest dokładnie takie działanie, o którym piszę. Zacznie się nieustający festiwal dopisywania kolejnych imion i nazwisk, ozdobnego ich dekorowania i tak dalej. Ludzka natura jest najwyraźniej ułomna - jednostki przyzwyczajają się do tego, że inseraty o niepaleniu wiszą w kilku niepotrzebnych miejscach. Chcesz mieć jeszcze jakieś płaskorzeźby i graffiti? Jestem przeciwny eskalowaniu głupoty. Mogę?

Anonimowy pisze...

A Pan aby nie przesadza z tą jednoznacznie negatywną oceną stanu domu? Przecież to miejsce zamieszkania innych ludzi, z różnymi nawykami itd. Może tu pies jest pogrzebany?

M.Z. pisze...

Wróciłem właśnie z dość krótkiego urlopu, północno-wschodnia Polska. Oglądałem osiedla mieszkaniowe w Ełku, Olecku, Gołdapi, Suwałkach. Te nowo wybudowane - i te starsze, jeszcze wielkopłytowe. Sądzi Pani/Pan, że tam mieszkają inaczej skonstruowani ludzie? Oczywiście NIE. A jednak wszystko jest czyste, zadbane, każdy dom ma swojego gospodarza. By nie mnożyć opisów: ci, którzy rzekomo dbają o nasze domy powinni zostać tam karnie skierowani na co najmniej roczny staż. Zobaczyli by jak się dba o klatki schodowe, jak wyglądają wewnętrzne garaże - jeśli już w nowszych domach są. Nie istnieje pojęcie "komercji" czyli elementu, którym szantażuje się nas z góry usprawiedliwiając bałagan i astronomicznie zawyżone ceny. Tymczasem niektóre elementy i u nas i u nich mają te same ceny: myślę o kosztach energii elektrycznej, gazu, wywozu śmieci itd. Tam można zmieścić się w pewnych limitach finansowych - tutaj nie można? A jeśli tak: to do jasnej cholery dlaczego? Wszędzie mamy te same stopy podatkowe. Ale "naszym" należą się wyższe uposażenia za gorszą pracę? Z jakiej do diabła racji?