Rzeczy małe i duże…
Siatkówka i polityka, widok z okna, zdawkowe i poważniejsze z sąsiadami
rozmowy. Przeplata się to wszystko jak nie przymierzając sałatka jarzynowa w
procesie produkcji – i nigdy nie wiadomo czy w finale wyjdzie z tego coś
smacznego. Zaczęło się od wznowienia przedruków niejakiej Małgorzaty Todd.
Jak moim Czytelnikom wiadomo pani ta swojego czasu
przedrukowywana była i u mnie. Nie z powodu jakiejś nadzwyczajnej oryginalności
zdania przez autorkę wyrażanego – raczej jako przerywnik. No i z tego powodu,
że dostawałem jej felietonów mnóstwo, choć bez najmniejszego komentarza czy prośby o
powielenie. Pewnego dnia po wielu bezskutecznych próbach nawiązania kontaktu i omówienia kwestii wątpliwych dałem sobie spokój, zresztą niektóre nowe treści wychodzące spod tego
pióra przestały mi odpowiadać. Pani okazała się po prostu wysokiej klasy
manipulatorką. Straciłem ją z oczu. A jednak wysyłka tych produktów, losowa, bo taką
chyba przyjęła zasadę, trwa w najlepsze. I produkty zaczęły docierać
tam, gdzie znaleźli się chętni do ich omawiania, ganienia czy reklamowania. Efekty mogą Państwo zobaczyć
na portalu Polacy.eu.org Nie żebym go tu chciał promować. Na stronie tej jednak
wyszło dowodnie coś, co ja widziałem wcześniej: że mianowicie pani Todd uprawia
rodzaj propagandy szytej coraz grubszymi nićmi. I po okresie uwiarygodniania
się leci już teraz otwartym tekstem, dodając do produkowanej przez siebie sałatki
jarzynowej bzdury tak oczywiste, że aż oczy bolą. Tłumaczka z angielskiego,
autorka książek, felietonistka, można by podejrzewać, że nieźle zorientowana w
prawdach tego świata… A tu masz babo placek: trzy kropki, dupa i kamieni kupa. Wyrażając
się dyplomatycznie, czyli ministerialnie…
Jak wygląda w realu dekoder Polsatu? Oj, nie mówcie, że nie
wiecie! Dla ułatwienia dodam, że swojego czasu zgolił wąsy. Dzisiaj potężna
dyskusja, czy Solorz, właściciel Polsatu ( w świadomości ludzi, bo nominalnie
to już podobno nie) miał czy nie miał prawo kodować. Ja uważam, że nie miał,
siatkarze korzystali z budynków i stadionów publicznych, postawionych między
innymi za moje pieniądze – więc wara od przywłaszczania sobie praw do przestrzeni,
która jest wspólna, a nie prywatna. W finale „dekoder” zadziałał i to jest
pewnie powód, dla którego dalej paru idiotów będzie uważało (a nawet pisało w
oficjalnych pismach), że pieniądz wydany przez obywatela traci z nim
jakikolwiek związek w chwili przesłania go do urzędu czy innego związku przestępczego
dla niepoznaki znajdującego się w spisie organów administracji państwowej. Jak
Solorz postanowi, że musi jeszcze zarobić – to zarobi i nie ma zmiłuj… Chyba,
że ktoś go do porządku przywoła, to nie zdarza się za często.
W jakimś komentarzu do ostatniego tekstu skrótowo opisywałem
wrażenia wyniesione z oglądu osiedli mieszkaniowych w północno-wschodniej
Polsce. W zestawieniu z wrażeniami z naszego domu porażająca różnica,
oczywiście na korzyść odległych od stolicy miast! Tam smrody nie pisują na
ścianach klatek schodowych. Zewnętrzne parkingi mają tyle miejsc ile trzeba. Psy
nie posrywają przy wejściu do windy, może inna rasa i to chyba właścicieli, nie
zwierząt. Tam inspektorzy od murów nie zajmują się trawą – ale murami właśnie. A
gdyby zdarzyła się jakaś jednak wpadka – to jej ślady zostaną natychmiast
zamaskowane czy usunięte. W końcu ktoś za to właśnie bierze co miesiąc
pieniądze.
Pod naszym domem oczywiście w dzień zaparkować się nie da,
urzędnicy sąsiednich biur i szkół uważają te miejsca za swoje. W nocy jest
nieco lepiej, ale nie na tyle, by można
było się cieszyć, ot, zwalniają trawnik, wielka łaska, prawda? Żadne
pertraktacje z administratorami nie przyniosły efektu, żadnej tablicy
informacyjnej (taką każdy może sobie postawić gdzie chce), że to miejsca TEGO, a nie TAMTEGO domu jak
nie było od trzynastu lat – tak nie ma nadal. W rozmowach z intruzami brak nam
po prostu argumentów. Co mamy zrobić dalej? Przekłuwać gościom opony? Powiem
szczerze, że chętnych do podobnych działań znam już kilku i tak się to pewnie
skończy. Będziemy mieli wzorem sąsiadów swoje małe wojny domowe. Obawiam się
daty ich rozpoczęcia – bo jak wiadomo sieje się wiatr, a zbiera już tylko burzę.
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz