piątek, 16 maja 2014

DESZCZOWY DZIEŃ jak codzień?

16 maja 2014, około godziny 8.25: spore zamieszanie w siedzibie ochroniarzy naszego domu, dla jasności to dom na Abramowskiego 9. Liczni przedstawiciele administracji Kolberga i Irysowej, nieznani mężczyźni z dwóch agencji ochrony, Sat Guard i RR Security. Na pytanie zadane naszej administratorce czy następuje wymiana ochroniarzy nie otrzymuję jasnej i jednoznacznej odpowiedzi. Nieznany mi z imienia i nazwiska przedstawiciel bodaj Irysowej rusza do ataku. "A dlaczego pytam, nie mam w aneksie do umowy najmu prawa do decydowania o tym kto i kogo najmie do pełnienia funkcji ochroniarskich..." - i temu podobne banialuki. Po raz kolejny okazuje się, że jestem po prostu baranem do strzyżenia, nie do rozmawiania. Uprzedzam, że nie zostawię tej sprawy samej sobie, nie przemilczę głupot, jakie odbierają mi, obywatelowi tego miasta prawa do pełnienia społecznych funkcji kontrolnych. Nie dociera. Zostaje po prostu olany. 

W związku z tym niżej treść skargi, jaką kilkadziesiąt minut później wysłałem do Centrum Komunikacji Społecznej przy Prezydencie Miasta Warszawy i personalnie do jego Dyrektora P. Jarosława Jóźwiaka.

"...


Szanowni Państwo!

Moje wahania były dość długie: obywatel wnosząc skargę godzi się na to, że jej treści zostaną sprawdzone, on sam dokładnie przepytany na okoliczność zdarzenia, a tło tego zdarzenia dokładnie zbadane. Prawdopodobnie to powód, dla którego większość milczy. Z jednej strony rozumiem. Z drugiej nie bardzo godzę się na to, by w moim domu działy się takie rzeczy, jakie dzieją się w roku 2014.

Składam na ręce Państwa skargę. Skarga dotyczy po pierwsze obecności w naszym domu agencji ochrony jako takiej. Po drugie dotyczy wyboru określonej agencji, w tym wypadku Sat Guard Defence.

Niżej wyjaśnię dlaczego.

I.                 Zasadność pobytu w domu Abramowskiego 9 jakiejkolwiek agencji ochrony

  1. Od lat jako niżej podpisany Marek Zarębski twierdzę, że owa obecność jest tu zbędna. Przede wszystkim z powodu kosztów obciążających lokatorów. Dzisiaj wyraża się to kwotą około 10.700 zł (dziesięć tysięcy siedemset)  miesięcznie, rachunek oparty jest na opublikowanym rozstrzygnięciu przetargu w roku 2013, strona ZGN Mokotów. Jest mi wiadomym, że w chwili zgłoszenia się do przetargu Sat Guard nie dysponował pełną obsadą 6 ludzi do pełnienie dyżurów zmianowych. 31 stycznia 2013 wszedł do domu z zespołem trzech ludzi, w kolejnych tygodniach liczba ta wzrosła do czterech, znów spadła do trzech, sześciu NIE OSIĄGNĘŁA NIGDY. Osoby pełniące dyżury nie były stałą kadrą, wymieniały się wielokrotnie, niestety nie znam nazwisk „uciekinierów”, ale to rzecz do sprawdzenia. Odeszli ci, którzy nie mieli innych źródeł dochodu, płacili raty bankowe, dojeżdżali z innych miast, co jest kosztowne samo w sobie. Wyrzucono ludzi złapanych na ewidentnym pijaństwie. Odeszli wreszcie ci, których głównym zajęciem było podejmowanie prób pożyczenia pieniędzy od lokatorów.

  1. Umowa Sat Guard z ochroniarzami zawierała klauzulę płatności za dyżury z opóźnieniem, przedstawiciel agencji stawiał tu rzecz jasno i od początku: miesiąc, może nawet dwa. Z jakiego powodu? Nie, o tym nie było mowy! Bardzo szybko deklarowana zwłoka okazała się nieprawdą, niektóre zaległości uregulowano dopiero 11 kwietnia 2014, dotyczyło to osób pracujących na Abramowskiego 9 od początku, to jest od 31 grudnia 2013. Ale: uwaga, dotyczy zaległości nie wynikających z pracy w naszym domu! Te oczywiście istnieją nadal! Jest mi wiadomym, że stało się to z powodu nie zidentyfikowanej interwencji, nie byłem jego autorem.

  1. Brak płatności spowodował co spowodował: niechęć ochroniarzy do obchodów terenu, totalny bałagan, nabór osób tak przypadkowych, że grabienie liści w lesie to i tak dwa razy wyżej od ich kwalifikacji. Oczywiście nie wszyscy byli tacy, sygnalizuję obecność w naszym domu dwóch osób, które nawet bez zapłaty wykonują swoją pracę W MIARĘ uczciwie… Ale jak pracuje ktoś, kto liczy na pensję, ale ponad trzy – cztery miesiące nie widzi ani złotówki? Państwo mogą to sobie zapewne wyobrazić. Ja to wiem. Mieszkam tutaj. Wiem również z internetu, że wymieniona tu wielokrotnie agencja z powodu nie płacenia swoim pracownikom usunięta została między innymi z prokuratury mokotowskiej na Wiktorskiej.


  1. Wnoszę przeto o zastanowienie się czy i dlaczego ochroniarze mają pozostać w naszym domu, jaki ma być zakres ich działań – i dlaczego mamy za to płacić tyle, ile płacimy i godzić się,  by pieniądze  nie docierały do odbiorców. Występuję wiedząc, że mam do czynienia z osobami mściwymi, niektórzy są po prostu zwykłymi chamami – ale nie pomylę się, jeśli powiem, że suma obciążeń finansowych lokatorów budzi coraz większy sprzeciw znacznie większej zbiorowości, niż ja sam.

II.            Jeśli już – to może kto inny?
  1. Przez trzynaście lat mojego tu mieszkania mieliśmy do czynienia z różnymi firmami ochroniarskimi. Większość z nich nie nadawała się kompletnie do niczego, niektóre wykonywały swoje obowiązki „jak cię mogę”, były też takie, których po prostu za pomoc ludziom i sprawność działania lubiliśmy i wysoko ocenialiśmy. Żeby nie być gołosłownym: mieliśmy tu w podziemiach parkingowych autentycznego trupa, „agent” z „Uniwersum” raczył podczas upalnego lata  zapić się na śmierć. Proszę sprawdzić - mówię o faktach.

  1. Ocena komisji przetargowej z ZGN Mokotów NIE MOŻE opierać się WYŁĄCZNIE na konkursie finansowym. W ostatniej edycji elektronicznego konkursu Sat Guard o ile dobrze pamiętam wygrał z kolejnym konkurentem O JEDEN GROSZ za osobo-roboczo-godzinę. I o ile konkurent oceniany był tu dobrze, pracował przedtem w tym domu kilka lat – o tyle o zwycięzcy opinia jest jak najgorsza. Na przykład tutaj: http://www.gowork.pl/opinie_czytaj,220833  Niestety nie zadbano najwyraźniej o przejrzenie Internetu, w którym moja, tu wyrażona opinia o Sat Guard zdaje się niewinna i pachnąca fiołkami. Pozostali respondenci, osoby oceniające nie zostawiają na nich suchej nitki. W całej Polsce! W słowach mało parlamentarnych – ale jak widać prawdziwych. Nie da się sfałszować wpisów z datami oddalonymi od siebie, więcej, wpisów pochodzących nie tylko z Warszawy.

Proszę o przyjrzenie się opisanym wyżej faktom. Rzekomo komercyjny dom rozpada się, nieudolność, inercja komisji przetargowych i poszczególnych osób z dwóch administracji (Kolberga, Irysowa) osiągnęła już niewyobrażalne szczyty. Pozornie w ich dokumentach wszystko jest w porządku. W rzeczywistości opis oficjalny nijak ma się do realiów. Tu nie potrzeba przewlekłego śledztwa – tu wystarczy obejść dom i przejść się po dowolnej klatce schodowej. Wpaść bez zapowiedzi do dyżurki ochrony – z całą pewnością jeśli będzie tam komplet ochroniarzy to co najmniej jeden z nich ma za sobą dyżury 2-3 wart w innych obiektach – i zgodnie z prawami fizjologii po prostu śpi w najlepsze. Z wejściem nie będzie kłopotu – od jedenastu lat wybitni specjaliści administracyjni nie są w stanie naprawić automatycznych drzwi wejściowych, wchodzi kto chce i kiedy chce. Za to płacimy? Za to, że ochroniarze nie potrafią odwołać fałszywego alarmu przeciwpożarowego i wbrew zasadom chadzają na rzekome obchody klatek schodowych parami?

16 maja około godziny 8.30 konflikt. Prawdopodobnie następuje wymiana ekip – ale administratorzy odmawiają udzielenia nam jakiejkolwiek informacji. Po raz kolejny nieznani mi z imienia i nazwiska przedstawiciel jednej z administracji (Irysowa? Kolberga?) utrzymuje, że lokatorom nic do tego kto będzie stanowił ochronę ich domu, jaki będzie skład ekip dyżurujących itd. NIE MAMY JAKOBY NIC DO GADANIA. Jeden z administratorów utrzymuje, że nic nam do tego, ponieważ płaci mityczne Miasto i w związku z tym nie mamy żadnego wpływu na decyzje urzędników, także dlatego, że „w aneksach do naszych umów najmu nie ma mowy o płatnościach za ochronę”. Uznaję takie wyjaśnienia za bałamutne, obrażające świadomość nie tylko moją, ale też wielu innych lokatorów. Nie jest bowiem tak, że Miasto poprzez swoich administracyjnych przedstawicieli posiada własną linię produkcyjną banknotów – i jest to rzecz, do której mieszkańcom domu Abramowskiego 9 dostęp surowo zakazany. Dlaczego nikt nie chce z nami rozmawiać? Dlaczego usiłuje się nam idiotycznymi banialukami odebrać godność, prawo do obywatelskiego współdecydowania o losach miejsca, w którym przyszło nam żyć i mieszkać? Dlaczego nasze uwagi po wielokroć przekazywane przedstawicielom administracji są ignorowane? Dlaczego jak po jednym i tym samym kiepskim szkoleniu usiłuje się nas szachować brakiem jakiejś prawnej formuły w umowach najmu? Dlaczego nie ma wśród administratorów świadomości, że obywatel-najemca to nie bezmyślny baran służący do stałego strzyżenia – ale ktoś świadom tego, że jest istotą Miasta?

Mieszkam w tym domu od 13 lat. Byłem dwukrotnie przedstawicielem lokatorów (obecnie nie ma takiej funkcji) i doskonale znam uwarunkowania współpracy z kolejnymi administratorami. Dom NIE JEST komercyjny, zarządzanie nim pozostawia wiele do życzenia, nawet jeśli wewnętrzne pisma urzędników twierdzą inaczej. Dom popada w ruinę, o której sygnały są ignorowane albo pomijane w majestacie jakichś bliżej nieznanych nam wewnętrznych ustaleń administracyjnych. Zobowiązuję się do spokojnego i rzeczowego przedstawienia swoich argumentów – jeśli uznacie Państwo, że warto lub należy zająć się tą sprawą.

Marek Zarębski

Abramowskiego 9 m.10
606 887 667
Mail: z.marek@autograf.pl
..."

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Panie Marku, skarga jak najsłuszniejsza, szkoda, że tak późno... Ale czy to coś pomoże? Czy to zmieni bandę tych administracyjnych pozorantów roboty? Przecież od lat oni przedstawiają furę dokumentów, z których wynika, że pracują całą dobę na okrągło, starają się, tłumaczą niepiśmiennym - a oni jak nic tak nic, nie rozumieją trudu administratora, nie przyjmują do wiadomości jego NAJDOSKONALSZEJ interpretacji prawa i przepisów, migają się z płatnościami, stawiają opór. W kazdym razie POWODZENIA! Pzdr.

M.Z. pisze...

Szanowna/Szanowny! Najpierw dzięki za wsparcie. Rzeczywiście dzisiaj miałem po raz n-ty do czynienia z tą edycją aroganckiego durnia, dla którego jedyną słuszną ekonomią jest ta, którą ad hoc wymyśli, by usprawiedliwić niegospodarność, jakiej się dopuszcza. Podobnie rzecz ma się z tworzeniem prawa na kolanie - ci nadzorcy niewolników przez kogoś zostali tak przeszkoleni, że uważają każdą wypowiedzianą przez siebie bzdurę prawną za jedyną słuszną wykładnię całej łacińskiej cywilizacji. Jak przekonać takiego zaczadzonego, że państwo, czy miasto ma tylko tyle, ile pobierze pod przymusem od obywateli lub mieszkańców? A więc prawdziwymi płatnikami jesteśmy my, także lokatorzy domu na Abramowskiego - a nie jakiś inny, sztuczny twór o majestacie daleko wykraczającym poza moje pojmowanie, a już zwłaszcza moją interpretację? Obywatel, a więc i mieszkaniec tego rzekomo komercyjnego domu ma nie tylko prawo, ale i obowiązek zwracać uwagę na to, jak wydatkowane (albo marnotrawione) są publiczne pieniądze - a w miejscu, gdzie dzisiaj mieszkam to marnotrawstwo płynie szeroką strugą. Jak można twierdzić, że do obsługi automatycznej stacji przeciwpożarowej potrzeba DWÓCH ochroniarzy przez pełną dobę za 10.700 zł miesięcznie? I jak trzeba być bezczelnym, by utrzymywać, że ja się mam temu wyłącznie przyglądać? To jakaś nowa kategoria administracyjnego urzędnika po twardym szkoleniu post-komunistycznych czynowników? Powiem szczerze, że nieco mi puściły nerwy i nie używając ani jednego brzydkiego słowa (a miałem wielką na to ochotę) swoją kwestię dowodzącą durnoty rozmówcy wypowiedziałem na tyle szybko, iż nie mam pewności, czy nadążył. Jednak liczę na to, ze w Ratuszu ktoś się zainteresuje tą sprawą - i będę miał okazję przedstawić racje przecież nie tylko moje, ale też wielu sąsiadów, z którymi ostatnio rozmawiałem... Takoż pzdr

Anonimowy pisze...

Racje przedstawione w Ratuszu... Rozwiń Pan to, bo ktoś, kto nie mieszka w tym domu może nie wiedzieć o co w ogóle chodzi. Jeśli oczywiście może Pan opisać to teraz, czyli przed przedstawieniem swoich racji w stosownym Urzędzie...

M.Z. pisze...

Proszę bardzo: generalnie chodzi o to, ze nasze administracje, ale też Biuro Polityki Lokalowej w piśmie swojej pani prezes (czy kierownika, mniejsza, patrz ostatni wpis) mniej więcej od roku 2007 usiłują oderwać lokatora od jego praw naturalnych i nabytych - także w w drodze przetargu z lat 2000-2001 (kiedy to obejmowaliśmy obecne lokale). Mniej więcej od tego właśnie czasu wmawia się lokatorom, że ich pieniądze idą do jednego woreczka, zaś opłaty za niepotrzebnych ochroniarzy czerpane są z innego źródła, należącego wyłącznie do Miasta. I oba te skarbce nie mają ze sobą jakoby nic wspólnego - zatem lokator nie ma prawa mądrzyć się widząc rażącą niegospodarność administratorów. Tym zaś wolno wyczyniać wszystko, w końcu nie muszą się lokatorom z niczego tłumaczyć, najwyraźniej w ich przekonaniu jesteśmy właśnie tą bezpaństwową hołotą godną jedynie coraz głębszego strzyżenia. Zbiorowością bez prawa do jakiegokolwiek słyszalnego głosu, administrator zawsze wie lepiej, lepiej rozumie przepisy prawne regulujące np. prawo zamówień publicznych, ba, administratorowi wolno tworzyć ad hoc księżycową ekonomikę - bo co mu kto zrobi? Otóż JEST TO NIEPRAWDA. Ani miasto ani państwo nie ma innych źródeł dochodu, niż przymus nałożony na lokatorów czy obywateli w postaci podatków, ZUS-ów, czynszów i tak dalej. Zatem ten, który płaci ma prawo wiedzieć co się dzieje z jego pieniędzmi, w niektórych wypadkach ma też prawo decydować czy zostały wydatkowane potrzebnie, czy po prostu zmarnowane. Tymczasem odkąd zamieszkałem na Abramowskiego nie potrafię przekonać ani jednego urzędnika administracyjnego, że to on żyje za moje pieniądze, nie zaś ja za jego. I w związku z tym mam pełne prawo domagać się odeń pełnej realizacji umowy najmu, w której stoi jak byk, że miasto wynajmuje mi lokal KOMERCYJNY, o podwyższonym standardzie. Administratorzy tymczasem miast usuwać nie bieżąco usterki, dbać o to, by dom istotnie wyglądał jak komercyjny i o podwyższonym standardzie zajmują się wyłącznie dbaniem o to, by pieniądze z czynszów i podatków gdzieś się ulatniały bez śladu, by marnotrawić je na jakieś koszmarnie niepotrzebne agencje ochrony, firmy tkwiące pomiędzy dozorcą, a kasą przeznaczona na sprzątanie domu ( w poprzednich latach dozorca 400, firma pośrednicząca 1100 zł!) i tak dalej. Jakakolwiek próba ingerencji lokatorów w ten układ spotyka się z nowym, bzdurnym i bałamutnym wykładem na temat co to ja mogę, a czego nie - w skrócie oni mogą wszystko, ja, płatnik nie mogę niczego. Odbywa się owo tłumaczenie w warunkach pełnej pogardy dla lokatora, wmawiania mu, że jest niedouczonym głąbem nie pojmującym niuansów współczesnej ekonomii - może zatem miłosiernie się zamknąć i nie przeszkadzać więcej w operowaniu przez administratorów cudzymi pieniędzmi. Skarga w sposób niepełny mówi o tych sprawach, mam nadzieję, że będę miał okazję przedstawić je dodatkowo podczas wyjaśnień dotyczących treści pisma do Biura Komunikacji Społecznej. Zakładam oczywiście i taką sytuację, w której czy to z powodu nawału spraw do tegoż Biura napływających - czy innych powodów - nie otrzymam żadnej odpowiedzi. Zbiorę wówczas wszystkie wątki do kupy i oczywiście przedstawię w internecie w maksymalnie dużej ilości poważnych portali. Będą kserokopie dokumentów, imiona i nazwiska nierobów, będzie też jak najpełniejsza dokumentacja fotograficzna.
Czy teraz jaśniej? Pzdr.

Anonimowy pisze...

Gdzieś z podtekstów tego wszystkiego, co tu napisaleś wynika, że najbardziej dokucza Ci arogancja przedstawicieli urzędów, które obsługują wasz dom. Czy mylę się?

M.Z. pisze...

Inna gradacja przeszkód. Najpierw kompletne nie pojmowanie zasad jakiejkolwiek ekonomii. Arogancja zaraz potem. W końcu to w jakimś sensie zrozumiałe: durniom zdaje się, że jeśli w chamski sposób wypowiedzą jakąś bzdurę to nadadzą jej tym samym walor powagi albo sensu. O reszcie potem. Będzie ciekawie, obiecuję.

M.Z. pisze...

21 maja 2014 - nie ma żadnej reakcji na moje pismo. Że co, że za wcześnie się jej spodziewać? Może tak, może nie. W każdym razie sprawozdaję: głucha cisza. Nadal częste wizyty na dachu (akurat nie wymaga żadnego remontu) inspektora budowlanego Zenona Murawskiego. Podobno chodzi o jakąś antenę. Jaką? Nikt nic nie wiem. Jeżeli natomiast pan inspektor zamierza postawić nam na dodatek maszt radiowy dowolnej telefonii komórkowej - będzie miał kłopoty. Do tego potrzebna jest zgoda mieszkającej niżej "substancji żywej".

M.Z. pisze...

A propos: oto opinia zamieszczona w GW:
Re: anteny GSM na dachu bloku mieszkalnego Dodaj do ulubionych

Gość: Causa IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 16.04.12, 18:17 Skasujcie
Odpowiedz
Anteny stacji GSM na bloku mieszkalnym są bardzo silnym źródłem emisji fal elektromagnetycznych – coś na miarę ogromnej, znacznie słabszej mikrofalówki, ale - z mieszkańcami w środku. W Europie Zachodniej nie znajdziecie na budynku mieszkalnym ani jednego nadajnika telefonii GSM. Nawet na budynkach biurowych z dużą ilością pracowników jest to zabronione, gdy od masztów na dachu - do pracujących ludzi jest mniej niż 4-5 pięter. Również antena GSM „waląca” sygnał z dachu budynku przemysłowego lub innego, lub nawet wolnostojącego masztu – w okna budynków mieszkalnych, bliżej niż w odległości 100 m jest przedsięwzięciem przestępczym.
Taka informacja wystarczy dla obalenia tez mających inne zdanie i niewiele ważne są tutaj – kserograficznie powielane analizy i pozytywne opinie inwestorów takich stacji na budynkach mieszkalnych.
Jedynie systemy telefonii DECT mogą być instalowane na budynkach mieszkalnych, bo tam operuje się falami o słabiutkiej mocy nadawczej i odbiorczej, w przeciwieństwie do potężnych mocy stacji GSM.
Ale systemy DECT funkcjonują jedynie w sieciach TP i w naszym regionie są poza dużymi miastami, a jeśli już to na własnych wolnostojących masztach.
To co w zakresie technicznym funkcjonuje na zachodzie, u nas dopiero się zaczyna i watro korzystać z wiedzy „doświadczonych”, bo to jest w najbardziej oględnym skrócie – jakieś 15-20 lat doświadczeń i nic nie obali i nie zastąpi tego stanu rzeczy.
Nieszczęsnym mieszkańcom z masztami GSM nad nimi - mogę powiedzieć tyle, że jeśli chcecie żyć długo i w zdrowiu wynajmijcie dobre biuro prawnicze i wywalcie z hukiem taką stację z dachu swojego bloku. Chyba, że świadomie, za wielką kasę podpisaliście zgodę na tak okrutne, niewymierne i trudne do udowodnienia doświadczenie dla was i waszej rodziny.

Pozdr.
Causa

M.Z. pisze...

I jeszcze to:

Pytanie pochodzi z programu Serwis Budowlany.

Operator sieci komórkowej chce wybudować maszt na dachu budynku mieszkalnego wielorodzinnego. Z ewidencji wynika, że działka jest własnością gminy, zaś użytkowanie wieczyste ma spółdzielnia mieszkaniowa lokatorsko-własnościowa oraz prywatne osoby, które są właścicielami wydzielonych lokali mieszkalnych (z odrębnymi księgami wieczystymi na każdy lokal).


Czy zawarcie przez operatora sieci komórkowej i spółdzielnię mieszkaniową umowy uprawniającej do wykonania robót budowlanych można uznać za poświadczenie prawa do dysponowania nieruchomością na cele budowlane?

Czy operator powinien również posiadać zgodę wszystkich osób prywatnych wpisanych do ewidencji jako współużytkownicy wieczyści gruntu?

Roboty będą prowadzone wyłącznie na dachu budynku.

Odpowiedź:
W omawianej sytuacji inwestor powinien posiadać zgodę wszystkich współużytkowników wieczystych, tj. spółdzielni i mieszkańców, którzy są właścicielami wydzielonych lokali mieszkalnych.

Uzasadnienie

...Skoro zakres zarządu nieruchomością wspólną nie został wyraźnie określony w u.s.m., to uwzględniając zawarte w art. 27 ust. 1 u.s.m. odesłanie do ustawy o własności lokali, należy stwierdzić, że spółdzielnia mieszkaniowa w sprawach przekraczających zakres zwykłego zarządu, a więc także co do zasady w sprawach dotyczących dysponowania nieruchomością na cele budowlane, obowiązana jest uzyskać zgodę wszystkich właścicieli lokali. W przedmiocie ograniczonego zakresu zarządu z art. 27 ust. 2 u.s.m. wypowiedział się NSA w podjętej w składzie 7 sędziów uchwale z dnia 13 listopada 2012 r., II OPS 2/12, publ. www.orzeczenia.nsa.gov.pl, stwierdzając, iż "wykonywany przez spółdzielnię mieszkaniową, na podstawie art. 27 ust. 2 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, zarząd nieruchomością wspólną stanowiącą współwłasność spółdzielni uprawnia ją do samodzielnego dysponowania nieruchomością wspólną na cele budowlane w rozumieniu art. 3 pkt 11 ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. - Prawo budowlane (tekst jedn.: Dz. U. z 2013 r. poz. 1409 z późn. zm.) - dalej pr. bud., bez potrzeby uzyskania zgody właścicieli lokali mieszkalnych stanowiących odrębny przedmiot własności, wyłącznie w zakresie eksploatacji i utrzymania zarządzanej nieruchomości wspólnej".


Dach budynku, na którym ma być wybudowany maszt, należy do nieruchomości wspólnej, którą stanowią grunt oraz części budynku i urządzenia, które nie służą wyłącznie do użytku właścicieli lokali, co oznacza współwłasność spółdzielni i właścicieli lokali, którym przysługuje prawo do odrębnej własności lokalu. W orzecznictwie sądów administracyjnych utrwalone zostało stanowisko, co do tego, iż wykonywanie robót budowlanych na częściach wspólnych stanowi czynność przekraczającą zwykły zarząd. Dodatkowo w wyroku z dnia z dnia 24 czerwca 2010 r., II SA/Op 471/09, publ.: j.w. WSA w Opolu uzasadniał, że "zgoda właścicieli na dokonanie czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu musi być bezsporna". Zatem w omawianym przypadku inwestor powinien posiadać zgodę wszystkich współużytkowników wieczystych, czyli zarówno spółdzielni jak i mieszkańców, którzy są właścicielami wydzielonych lokali mieszkalnych.

Pytanie pochodzi z programu Serwis Budowlany..."

M.Z. pisze...

Jeżeli zatem podejrzenia sąsiadów są zasadne (podkreślam PODEJRZENIA, pewności nie ma żadnej w kulawym porozumieniu się z aroganckimi urzędnikami) - to fakt, iż nie jesteśmy właścicielami, ale najemcami gmatwa sprawę.

A być może to wszystko humbug i pan inspektor włazi na dach, bo tak nas bardzo lubi?

M.Z. pisze...

21 maja, godziny popołudniowe. O dzisiejszym dniu tyle mogę powiedzieć, że wraz z naszym opisywanym wyżej inspektorem budowlanym pojawiła się grupka młodych ludzi. Nikt nikomu nie tłumaczy kto, po co, w jakiej sprawie. Lokatorom nie trzeba się tłumaczyć. Po ponad godzinie wizytacji wewnątrz domu (nikt nie wie gdzie) otrzymuję od pana inspektora pytanie czy dzisiaj, kiedy stoi na chodniku będę go fotografował. Odpowiadam, że nie będę, znudziło mi się. A bo ostatnio to on musiał tłumaczyć się burmistrzowi... Ale pokazał, o, tę legitymację, która uprawnia go do zatrzymywania się gdzie i kiedy chce - i po sprawie. Błyska kawałek jakiegoś plastiku.

Panie szanowny! Może i ma pan jakiś Dokument, Który Upoważnia Do wszystkiego. Osobiście szczerze w to wątpię, takie kwity po prostu nie istnieją. Ponieważ jednak zawsze, gdy spotykamy się przypadkowo w okolicach mojego domu idziesz pan "na zwarcie", usiłujesz mnie pan zagonić do kąta i po prostu obśmiać - sprzeciwiam się pańskiej radosnej arogancji i oświadczam, że fotek będziesz miał pan więcej. O ile rzecz jasna naruszysz pan zasady współżycia z ludźmi, nadal będziesz się pan zachowywał wobec nich jak nadzorca galery itd. Pan pilnujesz nas. Ja dopilnuję w możliwym zakresie pana. I od razu pytanie: kiedy naprawisz pan zamek w drzwiach wejściowych mojej klatki schodowej? Szwankuje już JEDENASTY ROK!!!!!!!!!!!!!!!!! A pisemnych dowodów, że usterka była zgłaszana PO WIELOKROĆ także przez ochroniarzy poszukaj pan w innych moich felietonach...