wtorek, 27 maja 2014

Z OSTATNIEJ CHWILI



Dzisiaj ok. godziny 14 odebrałem list polecony za potwierdzeniem odbioru z Urzędu Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy. Dokument nosi oznakowania: GP-SW.1511.121.2014.MCH CRSiW 543/2014 Niżej jego treść:

Uprzejmie informuję, że do Prezydenta m.st. Warszawy wpłynęła skarga z 16 maja 2014 r. Pana Marka Zarębskiego, pozostająca w związku ze sposobem administrowania nieruchomością przy ul. Abramowskiego 9 w Warszawie przez Zakład Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy.

      W związku z powyższym działając na podstawie art. 231 i art. 229 pkt.3 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. Kodeks Postępowania Administracyjnego (t. Dz. U. z 2013 r., poz.267 oraz par.6 pkt 20 lit. b uchwały Nr XL VI/1422/2008 Rady m. st. Warszawy z dnia 18 grudnia 2008 r. w sprawie przekazania dzielnicom m.st. Warszawy do wykonywania niektórych zadań i kompetencji m.st Warszawy - przekazuję ww. skargę celem rozpatrzenia.

Podpisała z up. Prezydenta M.St. Warszawy Ewelina Kozak, Zastępca  Dyrektora Gabinetu Prezydenta (pieczęć i własnoręczny podpis)

Do wiadomości:
1. Pan Marek Zarębski
2.Pan Bogdan Olesiński, Burmistrz Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy

*  *  *  *  *  *  *

Rozumiem, że przedstawiony wyżej dokument ma związek z mailową skargą opisaną tutaj: http://mcastillon.blogspot.com/2014/05/16-maja-2014-okoo-godziny-8.html Jak Państwo pamiętacie w treści skargi wystosowanej do Centrum Komunikacji Społecznej przy Prezydencie Miasta Warszawy i personalnie do jego Dyrektora P. Jarosława Jóźwiaka znaczna część treści skargi dotyczy agencji ochrony Sat Guard, która miała paskudny zwyczaj niepłacenia swoim agentom. Rzecz polega jednak i na tym, iż jak to czynię od wielu lat podważyłem zasadność najmowania JAKICHKOLWIEK agencji ochrony do naszego domu. To, że ZGN Irysowa przed rozstrzygnięciem konkursu ofert nie zadał sobie trudu przejrzenia opinii dotyczących uczestników przetargu to jedna rzecz. Za sprawą tej niefrasobliwości zatrudniono ludzi, którzy pieniądze od ZGN-u owszem, brali – ale z płatnościami dla swoich pracowników mieli już spore trudności. Rzeczą drugą, o pierwszorzędnym znaczeniu, jest ta po co nam w ogóle drodzy ochroniarze. Czemu i komu służą, dlaczego mają jakoby strzec automatycznej centralki przeciwpożarowej – a w związku z tym dlaczego najpewniej z konta naszego domu odprowadzana jest na ich rzecz co miesiąc kwota przekraczająca 10 tysięcy złotych.

Z treści przywołanego wyżej pisma z Urzędu Prezydenta wynika jednak jasno i to, że Urząd skupił swoją uwagę na tym fragmencie skargi, który dotyczy pracy ZGN-u Irysowa i DOM-u Kolberga. Istotnie od wielu lat, tak w czasie formalnego reprezentowania interesów lokatorów Abramowskiego 9, jak i poza tym czasem, uważam, iż praca obu tych instytucji pozostawia co najmniej wiele do życzenia. Formułowałem konkretne zarzuty od lat, trudno byłoby wszystkie pomieścić w tej felietonowej formule, podobnych tekstów powstało co najmniej kilkadziesiąt. Dzisiaj PODTRZYMUJĘ każde napisane i opublikowane na tej stronie słowo poświęcone tym problemom. Zmieniły się co prawda nie tylko daty, pojawili się nowi ludzie obsługujący nasz dom – ale nie zmieniły się sposoby podejścia do problemów, postulatów i uzasadnionych żądań jego lokatorów. Powiadam wprost, nieco kolokwialnie: jesteśmy traktowani jak barany bez pojęcia o prawie, prawach lokatora i obywatela, obowiązkach obu stron kontraktu zawartego przed laty, wreszcie treściach tego kontraktu. Z nami się nie rozmawia - nam się OZNAJMIA wolę urzędu. 

 Płacimy komercyjne stawki czynszowe – ale nasz dom nie różni się niczym od domów, w których obowiązuje inna taryfa. Ba, w niektórych aspektach nasz dom jest zdecydowanie gorszy od swoich komunalnych, miejskich braci! Pękają sufity w poszczególnych mieszkaniach, odkleja się podłoga, spadają rzekomo naprawione kafelki, tynki w ciągach wspólnych, komunikacyjnych, nie ma stałej opieki (i pracy!) dozorcy. O żadnych planach związanych z miejscem, w którym przyszło nam żyć nie jesteśmy informowani, jakiekolwiek próby współuczestniczenia w decyzjach skutkujących coraz wyższymi opłatami czynszowymi zbywane są w sposób, którego nie mogę określić inaczej jak bałamutny i chamski. Dzisiaj nie ma nawet gdzie zaparkować samochodów należących do lokatorów, postulat uporania się z tą sprawą w jeden z sugerowanych sposobów został po prostu olany – a puste przestrzenie podziemnego garażu jak straszyły pustkami tak straszą. Może zresztą i lepiej: kto zgodzi się  na rozpustnie drogie parkowanie w nie do końca osuszonym basenie?

Prawdopodobnie zostanę poproszony o udzielenie wyjaśnień związanych z tą sprawą. To że powiem co mówię od lat to rzecz oczywista. Dzisiaj oficjalnie nie reprezentuję żadnej zbiorowości – będę zatem mówił w imieniu własnym. Jak i pisałem przez wszystkie te lata w imieniu własnym… Proszę jednak o zastanowienie się kto z Państwa moich Czytelników zechciałby uczestniczyć w tym spotkaniu z urzędnikami. Jako mój gość, pełnoprawny reprezentant własnej sprawy – ale też jako świadek całości i późniejszy sprawozdawca „jak było i o czym gadali”.

M.Z.

niedziela, 25 maja 2014

O CO TU W OGÓLE CHODZI?



O co tu w ogóle chodzi, po co te raporty ze sporów, kłótni i punktów zapalnych powstających na styku administracja – lokatorzy? Szanowni! Nie da się tego wyjaśnić nazbyt prosto i bez odwołania się do przykładów powstałych i istniejących w innych, większych organizacjach. Popatrzmy co dzieje się na meta-piętrach władzy i biznesu. Rządy, koncerny, korporacje czy nawet sieci handlowe działają w ten sposób, że przychodzący do nich obywatel, czasem obywatel im podległy, wszystko jedno czy to klient, lokator czy pracownik, ma w punkcie startu czuć się mniejszy, głupszy, brzydszy, mniej doskonały i niekompletny. 

To działanie wstępne – stwarza w jednostce przekonanie, że oto jako twór grzeszny, pełen kompleksów, o niskiej samoocenie może z tej sytuacji wyjść w jeden, wskazany odgórnie sposób. W sieciach handlowych kuszą ciągłe „promocje”, szalbiercze, bo gdyby ktoś policzył cenę rzekomo atrakcyjnych towarów oferowanych w ten sposób – to rychło przekona się, że został nabrany, promocja była li tylko haczykiem, na który on, naiwniak właśnie się złapał. Cena wkrótce spada znacznie poniżej tej oferowanej w warunkach promocyjnej nagonki – ale jest już po zawodach, kredyt zaciągnięty, zakup dokonany. Co gorsza w domu pojawia się produkt kompletnie do niczego nieprzydatny, przestarzały i awaryjny – co jest najprostszym dowodem na tezę, iż współczesny producent nie zawraca sobie głowy zaspokajaniem potrzeb konsumentów. On je po prostu stwarza.

Powie ktoś: naiwna konstrukcja, bo ludzie mają swój rozum. Otóż jest to nieprawda! Cały ten system działa w najlepsze, kręci się coraz szybciej, w polityce nikt już nikogo nie rozlicza z obietnic wyborczych, w końcu wprasowano w  ludzkie umysły przekonanie, że owe obietnice od zarania były grą, oszustwem – i nie ma co się burzyć, podobno tak jest na całym świecie. Nie jest – ale kto to udowodni od razu… Zaraza idzie z góry w dół: skoro premier i jego ministrowie mogą bełkotać i oszukiwać to czemu nie miałby tego robić urzędnik pośledniejszej rangi? Oczywiście najpierw trzeba przygotować grunt: w wypadku naszego domu wszystko zaczęło się od słynnego pisma z Biura Polityki Lokalowej (rok 2007), w którym jego szefowa starała się udowodnić jakimi to jesteśmy jako lokatorzy prawnymi baranami, jak mało wiemy o otaczającym nas świecie – i wreszcie jak bardzo winniśmy być wdzięczni, że jeszcze nas nie potopiono, pozwalając wzamian płacić za coś, co tych pieniędzy kompletnie nie jest warte. Potem poszło już „ z górki”. Dokument trafił na zmianę reprezentantów, która być może ma jakieś tajemnicze umiejętności, ale z dokumentem wymagającym szerokiego nań spojrzenia nie potrafiła się uporać. Moje uwagi i całą podaną na tacy treść innego podejścia do sprawy starannie pominięto.

Potem były już tylko spory. Wzór postępowania narzucony przez zwierzchników jak najszybciej podchwycili ich podwładni. „Nie będziesz pan decydował o ochronie – bo nie masz pan odpowiedniego wpisu do umowy najmu”… A o marnotrawstwie pieniędzy wspólnych także nie wolno mi nic mówić, durniu barabancki? Ano jak widać nie wolno – choć zdecydowanie nie przyjmuję tej wykładni. „Lepsi” mają prawo marnotrawić nie swoje pieniądze w majestacie prawa? Futrzanym baranom przeznaczonym do strzyżenia nic do tego. To przekonanie jest tak wszechobejmujące, że niektórzy nie krępują się z wypowiadaniem pewnych kwestii publicznie, przy ludziach, którzy przecież uszy i swój rozum mają. Konkretnie? Proszę bardzo: dowiedziałem się, że jest grupa, która bardzo chciała by wyremontować dach w naszym domu. Problem polega na tym, że dach, przecież publicznie niedostępny, jest w znakomitym stanie, żadnych remontów ani nawet napraw nie wymaga. Dowody? Istniejąca dokumentacja fotograficzna. Wiec po co to wszystko? Bo znajomi królika nie mają zajęcia? Bo przy okazji postawi się na górze „coś tam jeszcze”? Wątki zaczynają się łączyć. Z korzyścią dla kogo?

Czytelnicy interesujący się współczesnymi realiami wiedzą doskonale, że wizerunki tzw. “mocnych ludzi”, czasem też „ludzi zapobiegliwych” z podrzędnych biur to pic na wodę, manipulacja, propaganda. Dzisiaj chcą ciszy, poufności, niewiedzy tych, których losami w istocie manipulują. Niedoczekanie!

M.Z.

czwartek, 22 maja 2014

DLA JASNOŚCI



Konstrukcja tej strony jest taka, że pod konkretnym tekstem można wpisać dowolny komentarz – po zaakceptowaniu go przez właściciela bloga. Niestety wyświetlenie strony głównej nie pokazuje wszystkich komentarzy od razu, bezpośrednio. Zakłada to więc sytuację, w której do rzeczy ważnych – a w komentarzach mogą się takie znaleźć i znajdują! – dochodzi się z pewnym trudem. Czytelnikom nie mającym zbyt wiele czasu może to sprawić kłopot, spotykam się z sytuacjami, w których na prywatnego maila nadchodzą pytania, na które w komentarzach już odpowiedziałem. Dzisiaj zatem rzecz ważna dla moich sąsiadów, a pewnie też dla niektórych administratorów, wiem, że czytają stronę pilnie. Chodzi o felieton zatytułowany „Deszczowy dzień – jak co dzień?”. Przywołuję dwa wybrane komentarze, układają się po prostu w pewien określony ciąg. A ostatni zamyka sprawę i jest krótką wykładnią tego, co mnie irytuje – i dlaczego.

Anonimowy pisze...
Gdzieś z podtekstów tego wszystkiego, co tu napisaleś wynika, że najbardziej dokucza Ci arogancja przedstawicieli urzędów, które obsługują wasz dom. Czy mylę się?
17 maja 2014 16:23

Dychalokator odpowiada:
21 maja, godziny popołudniowe. O dzisiejszym dniu tyle mogę powiedzieć, że wraz z naszym opisywanym wyżej inspektorem budowlanym pojawiła się grupka młodych ludzi. Nikt nikomu nie tłumaczy kto, po co, w jakiej sprawie. Lokatorom nie trzeba się tłumaczyć. Po ponad godzinie wizytacji wewnątrz domu (nikt nie wie gdzie) otrzymuję od pana inspektora pytanie czy dzisiaj, kiedy stoi na chodniku będę go fotografował. Odpowiadam, że nie będę, znudziło mi się. A bo ostatnio to on musiał tłumaczyć się burmistrzowi... Ale pokazał, o, tę legitymację, która uprawnia go do zatrzymywania się gdzie i kiedy chce - i po sprawie. Błyska kawałek jakiegoś plastiku.

Panie szanowny! Może i ma pan jakiś Dokument, Który Upoważnia Do Wszystkiego. Osobiście szczerze w to wątpię, takie kwity po prostu nie istnieją. Ponieważ jednak zawsze, gdy spotykamy się przypadkowo w okolicach mojego domu idziesz pan "na zwarcie", usiłujesz mnie pan zagonić do kąta i po prostu obśmiać - sprzeciwiam się pańskiej radosnej arogancji i oświadczam, że fotek będziesz miał pan więcej. O ile rzecz jasna naruszysz pan zasady współżycia z ludźmi, nadal będziesz się pan zachowywał wobec nich jak nadzorca galery itd. Pan pilnujesz nas. Ja dopilnuję w możliwym zakresie pana. I od razu pytanie: kiedy naprawisz pan zamek w drzwiach wejściowych mojej klatki schodowej? Szwankuje już JEDENASTY ROK!!!!!!!!!!!!!!!!! A pisemnych dowodów, że usterka była zgłaszana PO WIELOKROĆ także przez ochroniarzy poszukaj pan w innych moich felietonach...

21 maja 2014 17:16

PS. Ponieważ część moich rozmówców czy respondentów nie rozumie o czym mówię względem niedomykających się drzwi wejściowych do klatki schodowej numer jeden - obok fotka pokazująca w czym rzecz. Otóż bez naprawy blokady dolnej i górnej (na fotce tylko dolna) mniejszego skrzydła drzwi całość może wykonywać określony ruch, w sam raz taki, że elektryczny zamek wpuszcza do środka każdego, kto użyje niewielkiej siły. I to z tym właśnie, a nie z elektryką fachowcy administracyjni jak do tej pory nie potrafią się uporać. Słyszałem już tak bałamutne tłumaczenie, że to konstrukcja włoska lub hiszpańska, więc części zamiennych należy poszukiwać na parodniowej delegacji do Włoch czy Hiszpanii. Oświadczam: tu jest potrzebny dobry ślusarz z Włoch pod Warszawą, nie z Rzymu. Po godzinie wszystko będzie jak nowe. Trzeba tylko do jasnej cholery chcieć - a nie opowiadać pierdoły jak ciężki jest los szarpanego przez niedobrych lokatorów administratora!


M.Z.

piątek, 16 maja 2014

W RAMACH UŁATWIANIA ŻYCIA BLIŹNIM

Bez żartów: w 2007 roku jako członek jednej z dwóch organizacji lokatorskich napisałem tekst, który był dla sąsiadów z mojego domu propozycją odpowiedzi na pismo jednej z prominentnych urzędniczek warszawskiego Ratusza. Pismo było wysoce aroganckie i miejscami kłamliwe - przez wiele lat mało kto zwracał na to uwagę. A jednak w ostatnim czasie liczba wejść w celu zapoznania się z tym właśnie tekstem przekracza moje najśmielsze oczekiwania z roku 2007. Aby więc ułatwić lekturę wszystkim zainteresowanym - niżej przedruk oryginału.

Błądzenie mocarstw i mocarzy

Przedstawiciele (zostawmy na razie spory protokolarne - to nie ten czas) lokatorów z sąsiedniego związku lokatorskiego wysłali niedawno pismo do Biura Polityki Lokalowej z petycją o obniżenie obecnie obowiązujących czynszów w naszym domu - i umożliwienie lokatorom wykup zajmowanych mieszkań. Poniżej przywołuje odpowiedź, jaka niedawno nadeszła. Pod nią zamieszczam propozycje wątków, jakie moim zdaniem powinny znaleźć się w odpowiedzi podpisanej przez jak największą liczbę sąsiadów. Nie możemy odpowiedzieć bezpośrednio, nie do nas adresowana była imienna przesyłka. Moim zdaniem należy nam się ZEBRANIE OGÓLNE i "MIĘDZYRESORTOWE" wszystkich, którzy chcą tu normalnie mieszkać w nadchodzących latach. Mili Państwo: zaczyna dziać się BARDZO ŹLE! Zresztą poświęćcie chwilę i zobaczcie sami.

=============================
PISMO ADRESOWANE DO PP. MIKOŁAJEWSKIEGO I STACH:



Urząd Miasta Stołecznego Warszawy

Biuro Polityki Lokalowej
ul. Gmaletta 2,00-099 Warszawa, tel. (022) 827 51 33,695 79 75, faks (022) 827 06 62 sekretariatbpl@warszawa.um.gov.pl, www.um.warszawa.pl
Warszawa, dn/C 11.2007r. PL-UM-WLM-MZG-7145-78-A -07
Grupa Inicjatywna bloku
Abramowskiego 9
Pan Artur Mikołajewski
Abramowskiego 9 m. 11 02-667 Warszawa Pani
Anna Stach Abramowskiego 9 m. 36 02-667 Warszawa

W odpowiedzi na Państwa kolejne pismo z dnia 3 października 2007 roku dotyczące umożliwienia bezprzetargowej sprzedaży lokali mieszkalnych znajdujących się w budynkach wybudowanych po 1995r. i stanowiących 100 % własności Miasta, uprzejmie informuję, iż stanowisko w tej sprawie zostało Państwu przedstawione w piśmie Nr PL-UM-WLM-MZG-7145-78-2-07 z dnia 2 lipca 2007r. i nie uległo zmianie - w najbliższym czasie władze Miasta nie przewidują zmian w tym zakresie.
Państwa zarzut jakoby obecne stanowisko było niespójne w związku z pismem Nr PLI.7140/S-36/05/AK z dnia 28 lipca 2005r. w którym podkreślono, że rozważenie możliwości wykupu lokali na ul. Abramowskiego 9 jest uzależnione od złożenia wniosków przez wszystkich najemców mieszkań usytuowanych w tym budynku nie może znaleźć akceptacji ani też uzasadnienia. W przedmiotowym piśmie oraz w piśmie Nr PL.WLM/AK/7145/S-345-2/06 z dnia 26 czerwca 2006r. zaznaczono bowiem, że przeznaczenie do zbycia musi być poprzedzone analizą i celowością takich działań. Zatem w pismach tych nie sugerowano, że złożenie wniosków najemców spowoduje podjęcie działań w kierunku zmiany uchwały Nr XLI 11/1010/2004 Rady m. st. Warszawy z dnia 2 grudnia 2004 r. w sprawie zasad wynajmowania lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu miasta stołecznego Warszawy (ze zm.), lecz zasygnalizowano jedynie, że w takiej sytuacji zostanie to uwzględnione przy monitorowaniu funkcjonowania uchwały w jej obecnym kształcie.
Niezależnie od powyższego warto podkreślić, że sprzedaż lokali powyżej 80m2 z wysoką bonifikatą w niedawno wybudowanych budynkach naraża osoby podejmujące taką decyzję na zarzut niegospodarności mieniem publicznym.
W związku z powyższym ponownie przedstawiam jednoznaczne stanowisko - m. st. Warszawa nie planuje sprzedaży lokali w budynku przy ul. Abramowskiego 9.
Odnosząc się do kwestii wysokiego czynszu, pragnę zauważyć, że czynsz ten nie jest, jak Państwo sugerują, czynszem wolnorynkowym. Z informacji na stronie www.oferty.net wynika, że średni czynsz na rynku najmu w Dzielnicy Mokotów wynosi około 52 zł/m2. Zatem Państwa prośba o jego obniżenie z uwagi na nieadekwatność wysokości tego czynszu wydaje się nieracjonalna. Tylko w indywidualnych sytuacjach, z uwagi na treść art. 664 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. kodeks cywilny (Dz. U. z 1964r. nr 16, póz. 93 ze zm.), można rozważyć obniżkę czynszu, jednakże wynikać to musi z konkretnej sytuacji przewidzianej przepisami ww. ustawy. Wg dokumentów, które są w posiadaniu tut. Biura, zarządca nieruchomości, tj.: Zakład Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Mokotów (ZGN-Mokotów) w wielu przypadkach wykorzystał zapis przedmiotowej ustawy i czynsze, w uzasadnionych przypadkach, zostały obniżone.
Pragnę Państwa również poinformować, iż ZGN-Mokotów jest zobowiązany do podejmowania działań mających na celu przywrócenie odpowiedniego stanu technicznego przedmiotowego budynku. Informowaliśmy już o tym Państwa w piśmie z dnia 15 grudnia 2006r. o nr PLWUR/0717-7243/2006™.
Działania te przewidują w pierwszej kolejności usunięcie przyczyny, a następnie skutków istniejących usterek. W przypadku gdy przyczyna i wynikające z niej usterki znajdują się w lokalu, np.: przy miejscowym odparzeniu tynków lub glazury, wówczas Najemca zobowiązany jest, w ustalonym z właścicielem terminie, udostępnić lokal w celu dokonania naprawy. Uniemożliwienie wykonania tych prac w lokalach, gdzie można jednocześnie usunąć przyczyny i skutki, jest działaniem na szkodę właściciela budynku. W związku z tym informuję, że jeśli mimo podjętych przez Właściciela prób, mających na celu skuteczne usunięcie usterek w lokalu, z przyczyn zależnych od Najemcy nie dojdzie do udostępnienia lokalu, wówczas obniżona stawka czynszu zostanie przywrócona do pierwotnej wysokości. Taka bowiem postawa Najemcy będzie oznaczała, że rzecz najęta nie ma wad, które ograniczają jej przydatność do umówionego użytku, a w związku z tym najemca nie ma podstaw by żądać obniżenia czynszu.
Mając powyższe na uwadze uprzejmie proszę Najemców budynku przy ul. Abramowskiego 9 o współpracę i umożliwienie Zarządcy wykonanie robót, zaplanowanych na rok 2008, zmierzających do doprowadzenia budynku do należytego stanu technicznego. Wezwania do udostępnienia lokali mieszkalnych przed planowanymi pracami remontowymi wiążą się z kompleksową wyceną robót i zaplanowaniem remontu niniejszego budynku.
Z góry dziękuję za wyrozumiałość i współpracę.

Beata Wrotitka-Freudenheim

Do wiadomości:
• Burmistrz Dzielnicy Mokotów
• Zakład Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Mokotów
=============================
Powiem szczerze, ze zamurowało mnie po przeczytaniu powyższego pisma. Żyje już pewien czas na tym łez padole, różne prowadziłem wojny z urzędnikami – ale takiej arogancji i pewności siebie jeszcze nie spotkałem. Poniższe zapiski to tylko próba naszkicowanie kierunków odpowiedzi. Jednej z wielu możliwych. Jednak przyjrzyjcie się temu. Może warto pójść w tym kierunku?


Szanowna Pani!

We wstępnym fragmencie dotyczącym kwestii wykupu zajmowanych przez nas lokali pisze Pani, że stanowisko miasta zostało nam przedstawione, decyzja podjęta, koniec rozmowy. Iście to mocarstwowe podejście do sprawy. Równie mocno wyrażone, jak decyzje mocarstw światowych dotyczące podziału tegoż świata – na przykład w 1943 roku w Jałcie i w 1944 r. w Teheranie. Skutki tych decyzji ponosiliśmy my, Polacy, dobrych kilkadziesiąt lat. A jednak pewnego dnia coś się zmieniło. Świat Jałty i Teheranu przestał istnieć. Mocarstwa doszły do wniosku, że myliły się. Czy dopuszcza Pani do siebie myśl, że może się mylić również?
Passus dotyczący podpisów lokatorskich pod petycją dotyczącą wykupu zajmowanych lokali: twierdzi Pani, że nikt nikomu nie sugerował takiej możliwości. Mija się Pani z prawdą. Sugerowano nam taką możliwość. Inaczej skąd cała sprawa i owe podpisy? Samowolka lokatorska? Nie było czegoś takiego. Czemuż to Pani logika ma być lepsza od naszej zbiorowej logiki? A przede wszystkim pamięci?

Fragment dotyczący wysokich czynszów i Pani odniesienia się do nich: ponoć średni internetowy kurs metra kwadratowego na Mokotowie wynosi 52 zł/m.kw. Zapomniała Pani dodać wyjaśnienie czy powierzchni mieszkalnej, czy komercyjnej. Gdybym był na przykład białoruskim banitą zmuszonym do wynajmowania lokalu na wolnym rynku, właśnie na Mokotowie, pewnie nie miałbym prawa do dyskusji z Panią na temat poziomu cen w tej dzielnicy. I mając worek odłożonych dolarów prędzej czy później dokonał bym transakcji wynajmu. Byłbym do tego zmuszony. Ale też nie za te pieniądze, które usiłuje nam Pani wmówić w swoim piśmie. 52 zł to kwota wirtualna, wyssana z palca. Jako doświadczony urzędnik nie powinna Pani mylić koncertu życzeń prywatnych właścicieli-posesjonatów z obowiązkami samorządowej gminy wobec jej mieszkańców. Myślę, że stosowne zapisy prawne znajdzie Pani bez trudu. Najpewniej celowo, ale z całą pewnością świadomie pomija Pani znamienny fakt, że zanim Miasto cokolwiek w dość szalbierczej transakcji sprzed 7 i 8 lat nam wynajęło – wzięło od nas wszystko, co mieliśmy, co zostało wycenione na niemałe pieniądze, co oddaliśmy w stanie znacznie lepszym, niż nasze obecne, podobno komercyjne przestrzenie mieszkalne. Pisze Pani zatem nie do banitów, ale pełnoprawnych obywateli RP. Nie przyszliśmy do Pani, możnowładczyni tego świata z gołą ręką i znikąd. Powiem w tym miejscu wprost: ani Pani Demiurg, ani my dzicz bezpaństwowa kwalifikująca się do utopienia w Wiśle.

Kwestia udostępnienia lokali do szacunku usterkowego, a następnie remontów: Pani nas najwyraźniej straszy. Skoro jednak jesteśmy przy szczegółowych kwestiach – otóż lokatorzy nigdy nie opierali się wobec wejścia do ich domów (także chronionych przez odpowiednie przepisy prawne, o których raczy Pani milczeć) ekip oceniających niedoskonałości budowlane. Mieliśmy natomiast istotne zastrzeżenia wobec rzetelności tych ocen. Niestety czas pokazał, że to my mieliśmy rację, nie podlegli Pani taksatorzy. Po prostu wali się to, co wówczas wskazywaliśmy, a co nie zostało uznane. Odpada co pokazywaliśmy palcem – a nie to co w Państwa imaginacji było twarde jak skała. Czy zatem chce Pani naprawić coś, co tkwi w dokumentach sprzed lat w sposób również sprzed lat znany? Czy uwzględni Pani fakt, że pakiet usterek powiększył się - a w dokumentach przetargowych dla firm mających podjąć się ich usunięcia nadal stan z dawnej inspekcji?

Co się zaś tyczy remontów: proszę nam wskazać przepis prawny zmuszający lokatora do powierzenia całego swego majątku obcym ludziom. Proszę nam wskazać paragraf nakazujący obywatelowi spędzanie urlopu w terminie Państwu odpowiadającym lub ustalonym z jego sąsiadami. Proszę nam wskazać paragraf nakazujący wielu osobom starszym i niedołężnym do przestawiania tegoż dorobku tak, by panowie domorośli malarze mieli pełen dostęp do miejsc pracy. A czemu nazywam ich w ten sposób? Wyjaśnienie znajdzie Pani na każdej naszej klatce schodowej – niedołęstwo zawodowe i partactwo rzemieślnicze aż kłuje w oczy. Ci ludzie gotowi są Pałac Belwederski przerobić w slumsy w ciągu jednej sesji remontowej. Dowody czekają na Pani wizytę. Porzucone drabiny i kubły z zaschniętą farbą, parumetrowe dziury po spadających tynkach, niedokończone połacie pseudomalowania. Życzliwi ludzie, doprawdy tych u nas nie brakuje, wskażą Pani miejsca, gdzie na przykład na wewnętrznym podwórku tylko sztuczna murawa przykrywa prawdziwe bagnisko. Zapraszamy! Na wizję w tak zwanym realu - nie na lekturę optymistycznych sprawozdań naszych administratorów i zarządców.

A jednoczesne usuwanie przyczyn i skutków usterek występujących w naszym domu sugeruję powierzyć ocenie nie tylko swojej – niestety muszę w tym miejscu przypomnieć Pani opisy dokonań zimowych ludzi, którzy podczas trzaskających mrozów usiłowali osuszyć fundamenty. To my, a nie Pani byliśmy tego świadkami. To my, a nie Pani ponosimy konsekwencje tych wyczynów. Bo że okazały się nieskuteczne to pewnie już Pani wie...

Znaleźliśmy się zatem w punkcie, w którym trzeba sobie powiedzieć jasno: mamy świadomość, że powołuje się Pani na realnie istniejące przepisy prawne. Ale dlaczego czyni Pani z nich mieszankę typu „sałatka jarzynowa” – bo tak Pani wygodniej? Zatem w naszym przekonaniu interpretuje Pani prawo jednostronnie i zawsze z korzyścią dla siebie, nie lokatorów, nie prawdy. Pozwoli Pani zatem, że również zwrócimy się ku prawu – nas chroni ono w tym samym stopniu. Jeśli zajdzie taka konieczność zapytamy właściwych organów stojących na straży prawa jak to możliwe, by urzędnik państwowy tak kurczowo trzymał się arbitralnie interpretowanych zdarzeń, spośród których to najważniejsze, że miasto wynajęło nam nie to, co tkwi w podpisanych umowach. Jak to możliwe, że ekspertyzy, które sami Państwo zleciliście dowodnie pokazują, iż dom, w którym mieszkamy w niczym nie przypomina domu normalnie postawionego i administrowanego – a już z całą pewnością nie należy do kategorii komercyjnych czy „o podwyższonym standardzie”? W odpowiednim czasie powołamy się na odpowiednie przepisy. Dzisiaj zaczniemy od konstatacji, że Biuro Polityki Lokalowej nie służy zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem do zabierania obywatelom wszystkiego, co posiadali, a następnie przy pomocy sztucznie zawyżonych cen wydziedziczaniu ich z zajmowanych mieszkań. To nam Pani zasugerowała wprost. A figura retoryczna, w której zapowiada Pani, że niepokornym (na bazie wyżej tkwiących opisów) i tak podniesie Pani czynsz do stawki jednostronne narzuconej może okazać się formułą bardzo ryzykowną prawnie. Jak już okazało się wątpliwe prawnie przetrzymywanie przez kilka lat zespołu nie wynajętych lokali tego samego typu, co w domu na Abramowskiego 9 na Żoliborzu, ulica Marii Kazimiery. Miasto poniosło z tego tytułu parumilionową stratę. Czy prawdą jest, że BPL miał w tym swój udział? I czy dzisiejsze tak ostre stawianie sprawy czynszów w naszym domu nie ma aby na celu odwrócenie uwagi obywateli od tamtego właśnie problemu? Bo jeśli tak - to stwierdzenie, że kowal zawinił, lecz księgarza powiesili będzie jak najbardziej uzasadnione.

Propozycje i sugestie

Marek Zarębski

DESZCZOWY DZIEŃ jak codzień?

16 maja 2014, około godziny 8.25: spore zamieszanie w siedzibie ochroniarzy naszego domu, dla jasności to dom na Abramowskiego 9. Liczni przedstawiciele administracji Kolberga i Irysowej, nieznani mężczyźni z dwóch agencji ochrony, Sat Guard i RR Security. Na pytanie zadane naszej administratorce czy następuje wymiana ochroniarzy nie otrzymuję jasnej i jednoznacznej odpowiedzi. Nieznany mi z imienia i nazwiska przedstawiciel bodaj Irysowej rusza do ataku. "A dlaczego pytam, nie mam w aneksie do umowy najmu prawa do decydowania o tym kto i kogo najmie do pełnienia funkcji ochroniarskich..." - i temu podobne banialuki. Po raz kolejny okazuje się, że jestem po prostu baranem do strzyżenia, nie do rozmawiania. Uprzedzam, że nie zostawię tej sprawy samej sobie, nie przemilczę głupot, jakie odbierają mi, obywatelowi tego miasta prawa do pełnienia społecznych funkcji kontrolnych. Nie dociera. Zostaje po prostu olany. 

W związku z tym niżej treść skargi, jaką kilkadziesiąt minut później wysłałem do Centrum Komunikacji Społecznej przy Prezydencie Miasta Warszawy i personalnie do jego Dyrektora P. Jarosława Jóźwiaka.

"...


Szanowni Państwo!

Moje wahania były dość długie: obywatel wnosząc skargę godzi się na to, że jej treści zostaną sprawdzone, on sam dokładnie przepytany na okoliczność zdarzenia, a tło tego zdarzenia dokładnie zbadane. Prawdopodobnie to powód, dla którego większość milczy. Z jednej strony rozumiem. Z drugiej nie bardzo godzę się na to, by w moim domu działy się takie rzeczy, jakie dzieją się w roku 2014.

Składam na ręce Państwa skargę. Skarga dotyczy po pierwsze obecności w naszym domu agencji ochrony jako takiej. Po drugie dotyczy wyboru określonej agencji, w tym wypadku Sat Guard Defence.

Niżej wyjaśnię dlaczego.

I.                 Zasadność pobytu w domu Abramowskiego 9 jakiejkolwiek agencji ochrony

  1. Od lat jako niżej podpisany Marek Zarębski twierdzę, że owa obecność jest tu zbędna. Przede wszystkim z powodu kosztów obciążających lokatorów. Dzisiaj wyraża się to kwotą około 10.700 zł (dziesięć tysięcy siedemset)  miesięcznie, rachunek oparty jest na opublikowanym rozstrzygnięciu przetargu w roku 2013, strona ZGN Mokotów. Jest mi wiadomym, że w chwili zgłoszenia się do przetargu Sat Guard nie dysponował pełną obsadą 6 ludzi do pełnienie dyżurów zmianowych. 31 stycznia 2013 wszedł do domu z zespołem trzech ludzi, w kolejnych tygodniach liczba ta wzrosła do czterech, znów spadła do trzech, sześciu NIE OSIĄGNĘŁA NIGDY. Osoby pełniące dyżury nie były stałą kadrą, wymieniały się wielokrotnie, niestety nie znam nazwisk „uciekinierów”, ale to rzecz do sprawdzenia. Odeszli ci, którzy nie mieli innych źródeł dochodu, płacili raty bankowe, dojeżdżali z innych miast, co jest kosztowne samo w sobie. Wyrzucono ludzi złapanych na ewidentnym pijaństwie. Odeszli wreszcie ci, których głównym zajęciem było podejmowanie prób pożyczenia pieniędzy od lokatorów.

  1. Umowa Sat Guard z ochroniarzami zawierała klauzulę płatności za dyżury z opóźnieniem, przedstawiciel agencji stawiał tu rzecz jasno i od początku: miesiąc, może nawet dwa. Z jakiego powodu? Nie, o tym nie było mowy! Bardzo szybko deklarowana zwłoka okazała się nieprawdą, niektóre zaległości uregulowano dopiero 11 kwietnia 2014, dotyczyło to osób pracujących na Abramowskiego 9 od początku, to jest od 31 grudnia 2013. Ale: uwaga, dotyczy zaległości nie wynikających z pracy w naszym domu! Te oczywiście istnieją nadal! Jest mi wiadomym, że stało się to z powodu nie zidentyfikowanej interwencji, nie byłem jego autorem.

  1. Brak płatności spowodował co spowodował: niechęć ochroniarzy do obchodów terenu, totalny bałagan, nabór osób tak przypadkowych, że grabienie liści w lesie to i tak dwa razy wyżej od ich kwalifikacji. Oczywiście nie wszyscy byli tacy, sygnalizuję obecność w naszym domu dwóch osób, które nawet bez zapłaty wykonują swoją pracę W MIARĘ uczciwie… Ale jak pracuje ktoś, kto liczy na pensję, ale ponad trzy – cztery miesiące nie widzi ani złotówki? Państwo mogą to sobie zapewne wyobrazić. Ja to wiem. Mieszkam tutaj. Wiem również z internetu, że wymieniona tu wielokrotnie agencja z powodu nie płacenia swoim pracownikom usunięta została między innymi z prokuratury mokotowskiej na Wiktorskiej.


  1. Wnoszę przeto o zastanowienie się czy i dlaczego ochroniarze mają pozostać w naszym domu, jaki ma być zakres ich działań – i dlaczego mamy za to płacić tyle, ile płacimy i godzić się,  by pieniądze  nie docierały do odbiorców. Występuję wiedząc, że mam do czynienia z osobami mściwymi, niektórzy są po prostu zwykłymi chamami – ale nie pomylę się, jeśli powiem, że suma obciążeń finansowych lokatorów budzi coraz większy sprzeciw znacznie większej zbiorowości, niż ja sam.

II.            Jeśli już – to może kto inny?
  1. Przez trzynaście lat mojego tu mieszkania mieliśmy do czynienia z różnymi firmami ochroniarskimi. Większość z nich nie nadawała się kompletnie do niczego, niektóre wykonywały swoje obowiązki „jak cię mogę”, były też takie, których po prostu za pomoc ludziom i sprawność działania lubiliśmy i wysoko ocenialiśmy. Żeby nie być gołosłownym: mieliśmy tu w podziemiach parkingowych autentycznego trupa, „agent” z „Uniwersum” raczył podczas upalnego lata  zapić się na śmierć. Proszę sprawdzić - mówię o faktach.

  1. Ocena komisji przetargowej z ZGN Mokotów NIE MOŻE opierać się WYŁĄCZNIE na konkursie finansowym. W ostatniej edycji elektronicznego konkursu Sat Guard o ile dobrze pamiętam wygrał z kolejnym konkurentem O JEDEN GROSZ za osobo-roboczo-godzinę. I o ile konkurent oceniany był tu dobrze, pracował przedtem w tym domu kilka lat – o tyle o zwycięzcy opinia jest jak najgorsza. Na przykład tutaj: http://www.gowork.pl/opinie_czytaj,220833  Niestety nie zadbano najwyraźniej o przejrzenie Internetu, w którym moja, tu wyrażona opinia o Sat Guard zdaje się niewinna i pachnąca fiołkami. Pozostali respondenci, osoby oceniające nie zostawiają na nich suchej nitki. W całej Polsce! W słowach mało parlamentarnych – ale jak widać prawdziwych. Nie da się sfałszować wpisów z datami oddalonymi od siebie, więcej, wpisów pochodzących nie tylko z Warszawy.

Proszę o przyjrzenie się opisanym wyżej faktom. Rzekomo komercyjny dom rozpada się, nieudolność, inercja komisji przetargowych i poszczególnych osób z dwóch administracji (Kolberga, Irysowa) osiągnęła już niewyobrażalne szczyty. Pozornie w ich dokumentach wszystko jest w porządku. W rzeczywistości opis oficjalny nijak ma się do realiów. Tu nie potrzeba przewlekłego śledztwa – tu wystarczy obejść dom i przejść się po dowolnej klatce schodowej. Wpaść bez zapowiedzi do dyżurki ochrony – z całą pewnością jeśli będzie tam komplet ochroniarzy to co najmniej jeden z nich ma za sobą dyżury 2-3 wart w innych obiektach – i zgodnie z prawami fizjologii po prostu śpi w najlepsze. Z wejściem nie będzie kłopotu – od jedenastu lat wybitni specjaliści administracyjni nie są w stanie naprawić automatycznych drzwi wejściowych, wchodzi kto chce i kiedy chce. Za to płacimy? Za to, że ochroniarze nie potrafią odwołać fałszywego alarmu przeciwpożarowego i wbrew zasadom chadzają na rzekome obchody klatek schodowych parami?

16 maja około godziny 8.30 konflikt. Prawdopodobnie następuje wymiana ekip – ale administratorzy odmawiają udzielenia nam jakiejkolwiek informacji. Po raz kolejny nieznani mi z imienia i nazwiska przedstawiciel jednej z administracji (Irysowa? Kolberga?) utrzymuje, że lokatorom nic do tego kto będzie stanowił ochronę ich domu, jaki będzie skład ekip dyżurujących itd. NIE MAMY JAKOBY NIC DO GADANIA. Jeden z administratorów utrzymuje, że nic nam do tego, ponieważ płaci mityczne Miasto i w związku z tym nie mamy żadnego wpływu na decyzje urzędników, także dlatego, że „w aneksach do naszych umów najmu nie ma mowy o płatnościach za ochronę”. Uznaję takie wyjaśnienia za bałamutne, obrażające świadomość nie tylko moją, ale też wielu innych lokatorów. Nie jest bowiem tak, że Miasto poprzez swoich administracyjnych przedstawicieli posiada własną linię produkcyjną banknotów – i jest to rzecz, do której mieszkańcom domu Abramowskiego 9 dostęp surowo zakazany. Dlaczego nikt nie chce z nami rozmawiać? Dlaczego usiłuje się nam idiotycznymi banialukami odebrać godność, prawo do obywatelskiego współdecydowania o losach miejsca, w którym przyszło nam żyć i mieszkać? Dlaczego nasze uwagi po wielokroć przekazywane przedstawicielom administracji są ignorowane? Dlaczego jak po jednym i tym samym kiepskim szkoleniu usiłuje się nas szachować brakiem jakiejś prawnej formuły w umowach najmu? Dlaczego nie ma wśród administratorów świadomości, że obywatel-najemca to nie bezmyślny baran służący do stałego strzyżenia – ale ktoś świadom tego, że jest istotą Miasta?

Mieszkam w tym domu od 13 lat. Byłem dwukrotnie przedstawicielem lokatorów (obecnie nie ma takiej funkcji) i doskonale znam uwarunkowania współpracy z kolejnymi administratorami. Dom NIE JEST komercyjny, zarządzanie nim pozostawia wiele do życzenia, nawet jeśli wewnętrzne pisma urzędników twierdzą inaczej. Dom popada w ruinę, o której sygnały są ignorowane albo pomijane w majestacie jakichś bliżej nieznanych nam wewnętrznych ustaleń administracyjnych. Zobowiązuję się do spokojnego i rzeczowego przedstawienia swoich argumentów – jeśli uznacie Państwo, że warto lub należy zająć się tą sprawą.

Marek Zarębski

Abramowskiego 9 m.10
606 887 667
Mail: z.marek@autograf.pl
..."

poniedziałek, 12 maja 2014

DYLEMATY?



Od kilku tygodni nie mogę się z tym uporać: gdzie się człowiek nie obróci wszędzie różnej rangi i maści wrogowie. Jedna z blogerek prawej strony, Elig, policzyła dokładnie co stało się statystycznie z miarą wejść na portale prawicowe. Krótko: generalny dramat i parokrotny spadek uczestnictwa w tej formie życia publicznego. A jednak i tutaj są wyjątki, bodaj najbardziej znamiennym Legion św. Ekspedyta… Idzie w górę! Nadal jest niszowy, nie ma mowy o poziomie dawnego Nowego Ekranu – ale progres istnieje, kropka. Tak, to ten do którego zamierzałem pisać – i nie zdecydowałem się z powodu słynnej Circ, dla mnie baby po prostu nie do zniesienia. Żałuję? Nie, po stokroć nie! Choć powinienem też dodać: cieszę się, że im się wiedzie. Rostworowska jako ultras prędzej czy później odpadnie, spory już się zaczęły i wyraźnie nabierają tempa. Z czego wniosek, że nie tylko ja nie lubię być bezustannie certyfikowany i stemplowany…

 

A Polacy.eu? No cóż, trwa dalsze przyzwyczajanie publiki i blogerów do tego, że metodą głupich pytań da się rozwalić każdą rozmowę, na każdy temat. Polska racja stanu… A co to „polska”? A co to racja stanu? I tak bez końca. Cóż, ktoś płaci, ktoś wymaga, trza pracować od świtu, najlepiej na różnych portalach, pod różnymi Nickami, gdzie byście nie napotkali ksywę „Naczelny” – to jest właśnie to. Czemu więc durnota trwa? Nie wiem. Być może to zabawa typu sado-maso, może ktoś chce się popisać tam, gdzie określenie „prawdziwi Polacy” brzmi jak obelga. Albo też trwają związki nieformalne i nikomu nie opłaca się wzięcie do ręki Schopenhauera z jego erystyką, by tą samą metoda pogonić agenciaka. Czy warto? Nie mam pojęcia, odnotowuje pewien stan, dzisiaj już z nim nie wojuję, liczba wejść do tego bagienka spada cały czas i właściwie wystarczy już tylko poczekać na finał. Tradycyjnie szkoda jedynie zgłupiałych i zapracowanych w polemizowaniu z rozwijającym się zawodowcem-rozbijaczem. Dzisiaj przywołam w tym miejscu zdania Krzysztofa Ligęzy, dobrze tłumaczy coś, na czym niejaki Mufti opiera swoją „pracę”:

 

„…Dlatego właśnie poniższe należy powtarzać i wyjaśniać ludziom zbałamuconym, aby stosownie przemeblowywać im głowy: neutralne informacje, komentarze oraz spostrzeżenia nie istnieją, ponieważ nie istnieją informacje, komentarze oraz spostrzeżenia pozbawione kontekstu. Dlatego informacje, komentarze i spostrzeżenia mogą być albo pożyteczne, albo szkodliwe, a rdzeniem przytomnego rozumienia świata jest dzisiaj umiejętność rozszyfrowywania intencji nadawcy przekazu. W tym celu należy rozważyć kim on jest, skąd wziął się tu, gdzie jest, oraz dlaczego mówi nam to, co mówi, a nie cokolwiek innego. Howgh! …” Oryginał w www.myslozbrodnik.pl
M.Z.

czwartek, 1 maja 2014

MalejWandzie do notatnika zdanie ekstremalne



W Polakach.eu ukazał się komentarz MalejWandy namawiający mnie do skomentowania czegoś tam. Oczywiście na tamtej płaszczyźnie to niemożliwe. Ale tu? Czemu nie, nie wypowiadałem wojny Wandzie. 

No i naiwnie odpowiedziałem. Zero reakcji przez kilka kolejnych dni. Czyli: nie warto sobie zawracać wami głowy. Tekst zatem kasuję. Bawcie się dalej sami, kolejnych reakcji na zamieszczane u was bzdety już nie będzie.

M.Z.