środa, 5 marca 2014

PODZIEMNE ŻYCIE



Ponieważ o Ukrainie i medialnych manipulacjach wokół rzeczy tam się dziejących napisano już tyle słów, że nie ma sensu do tego wracać – ja wracam do mojej kropli wody. Naszego małego domowego podwórka. Powodem tego stała się kolejna wizyta, jaką ceremonialnie złożyli nam przedstawiciele Obu Zjednoczonych Administracji. Z jednym z nich, dzisiaj odpowiadających za podziemne garaże, miałem okazję chwilę porozmawiać – i przyznaję, że była to spokojna rozmowa. Niestety jak to w życiu bywa urzędnik ten okazał się urzędnikiem bezradnym: nie on ustala wysokość czynszów garażowych, nie on wpływa na Radę Dzielnicy ustanawiającą stawki zaporowe, które w konsekwencji rodzą potężne straty dla wszystkich. On ma tylko wpadać tu i fotografować. A nawet lepiej: on będzie notował, fotografiami zajmie się inny, zaufany pracownik.

Rada Dzielnicy może się mylić? Jakże to tak, podważam mądrości ustalane przez demokratycznie wybrane władze lokalne? Ano podważam. I niżej udokumentuję dlaczego.

Jako mieszkaniec domu od lat trzynastu poczyniłem pewne obserwacje garażowe. Dzisiaj będzie więc o nich. Otóż przerąbane w wysokości opłaty i wyjątkowo upierdliwa procedura zawierania umów spowodowały, że moim zdaniem przez miniony czas wolnych w naszym domu było średnio 30 stanowisk garażowych. Nie ma i nie było chętnych na obowiązujące ceny – jak
nie  było chętnych na podpisywanie, także przez lokatorów, obligatoryjnych aktów notarialnych i wpłacaniu wysokich kaucji. Nie wiem czy dzisiaj coś się zmieniło, raczej wątpię – ale tu na wszelki wypadek dopisuję, że to wesołe bagienko nie jest warte aż tak dokładnego sprawdzania. Ludzie zagłosowali nogami. Po prostu nie przyszli i jak ten niedobry Portugalczyk Osculati ze starej piosenki B. Krafftówny – NIE UIŚCILI. Jak dla mnie to wystarczy.

Co by się działo gdyby trzynaście lat temu ktoś popukał się w mózgownicę i zaproponował LOKATOROM DOMU wynajęcie tych przestrzeni za powiedzmy sto złotych miesięcznie? Bez notariusza i takich tam ceregieli… Przeprowadźmy proste liczenie: 100 (złotych) x 12 (miesięcy w roku) x 13 (lat) x 30 (stanowisk). Wychodzi 468.000. CZTERYSTA SZEŚĆDZIESIAT OSIEM TYSIĘCY ZŁOTYCH! Tyle pieniędzy NIE DOTARŁO do administracji. A pewnie i więcej: przez lata 2001 – 2005 dół garażowy był niemal w stu procentach pusty.

Oj tam, oj tam, nic się nie stało, niespełna pół miliona, nie ma o co kopii  kruszyć, zwłaszcza że majestat „władzy” został zachowany… Jeśli tak myślicie, o mędrcy – to gratuluję, już wiadomo kogo nie wybrać w nadchodzących wyborach. Majestatu zaś nie macie od dawna. Lubię czyste sytuacje, zwłaszcza takie, jak specyficznie opisane przez W. Cejrowskiego jego wskazówką: WSZYSCY WON!

Co widzą Państwo na fotkach? Pustkę? Oj nie – to nie pustka, to arogancja „władców”. Uważni dopatrzą się pewnie niedoskonałości występujących na niektórych stanowiskach garażowych. Słusznie: tu na auto może spaść deszcz wapna z rozmywanego stropu, ówdzie płynne gówno z nieszczelnej rury
kanalizacyjnej. Podłoga garaży wiecznie wilgotna, latem też, po ścianach coś spływa, nie ma żadnych koszy na śmieci, zero gaśnic. Nie spełniło się marzenie poprzednio zajmującej się tym problemem damy: żaden przedsiębiorca nie wynajął bajora na magazyn. Kogo i po co straszyła Pani tą banialuką?

Na koniec śmiesznostka. Tak naprawdę rozrzutnego Dyzia - gdyby zechciał wynająć miejsce do parkowania - czeka niespodzianka. Zapłaci nie tylko za ileś tam metrów kwadratowych pod samochodem. Zapłaci również za „drogę dojazdową”. Nobel, proszę Państwa – tylko Nobel  im pozostał. Inne nagrody dawno już sobie przydzielili.
PS. Jeden z wizytujących urzędników oświadczył, że zna numer rejestracyjny mojego auta. Zapytałem przeto czy widzi je w garażu - bo jeśli nie to po co gada. Nie widział. Nie da się zobaczyć czegoś, czego nie ma. Po czym dodał: przecież ja tylko tak żartowałem... Ośmielony tą siurpryzą pozwolę sobie dodać na koniec: Pańskie autko "inspekcyjnie" blokujące wjazd do garażu na poziomie zero nie tylko widziałem, ale też naprawdę sfotografowałem. Zazdroszczę: ładna maszyna.

M.Z.
====================================================



Anonimowy pisze...
Nie mieszkam w Pańskim domu, wiec pewnie nie orientuję się w szczegółach: o co tu w ogóle chodzi z tymi wizytacjami garaży?
6 marca 2014 23:27

Usuń
Odpowiem i szczerze i dyplomatyczne, póki mogę, bo potem dyplomatycznie już nie będzie: chodzi o poszukiwanie nielegałów. Gdyby taki wjechał i korzystał z obfitości wolnego miejsca - zostanie sfotografowany i pokarany. Jak? Nie mam pojęcia co szykują takim ludziom. Może pisemne pogrożenie palcem? Może naganę z wpisaniem do akt? A może jaką inną siurpryzę. Na razie nic takiego nie miało miejsca. Z czego wnioski proszę już wyciągać samemu... Pytano mnie też osobiście co jest powodem tej nagłej aktywności kontrolnej. Mogę się tylko domyślać: oczywiście donos. Są już tacy, którzy twierdzą, że znają autora. Mają rację czy jej nie mają - a co mnie to wszystko oficjalnie obchodzi? Parkuję na zewnątrz, choć coraz mocniej przychylam się do zdania, że pewnego dnia trzeba będzie dół garaży zająć w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa. No chyba że ktoś połapie się wcześniej i zapewni lokatorom godziwe warunki parkowania przez cały dzień wzdłuż naszej uliczki. Mało to prawdopodobne, urzędnik, który przez lat trzynaście  olewa strzyżone owce (bo żadna go jeszcze nie ugryzła) ma już wyrobione stałe nawyki i tu raczej troski o moje dobro nie przewiduję. W tych naszych ukochanych urzędach pragmatyka działania jest tak skonstruowana, by nikt za nic  nie odpowiadał, nikt broń Boże nie poczuł się winny - chyba że jest nowy i można mu bezkarnie dać po grzbiecie. Dlaczego to właśnie nam doradza się występowanie z jakimiś pismami do Rady Dzielnicy – skoro winien to w trosce o stały przychód uczynić kierownik jednostki administracyjnej? Tej, która dzisiaj nie zarabia, bo przesoliła z cenami za usługi? Zamiast łazić i pstrykać fotki ktoś powinien po południu wybrać się do lokatorów i powiedzieć wprost „Słuchajcie, macie rację z  tymi cenami, od jutra przyjmujemy zapisy na konkretne stanowiska po stówie od głowy pełnoprawnego najemcy mieszkania, który chce zjeżdżać swym autem do podziemnego bałaganu”. Ale nie – lepiej pokombinować jak by tu kogoś naiwnego walnąć karą, podnieść czynsze wszystkim, przesunąć dom palcem po mapie do strefy dodatkowo płatnego klimatu śródziemnomorskiego. Rada Dzielnicy, wyjątkowo marne ciało zbiorowe, jest tu doskonałym alibi - ustala rzeczy, o których nie ma pojęcia, których nie zna, nie czuje, które czarowane są magicznym pojęciem wprowadzonym do pragmatyki samorządowego działania, to świństwo nazywa się „godziwym zyskiem”. To znaczy niby jakim? Nie, na to pytanie od tuzów dzielnicowych nikt odpowiedzi nie otrzyma. „Kręćcie śrubą ile wlezie, póki coś nie pękło działacie  prawidłowo”. Oczywiście wyznawców podobnej religii należy przegnać na cztery wiatry, zburzyć ten ich cholerny święty spokój i naprawdę powiedzieć za Cejrowskim „Wszyscy won!” Za sprawą działań tych ludzi umarła handlowa Puławska, tu więc nie chodzi wyłącznie o nasz dom.Umierają dawne bazarki, punkty handlowe  z zawyżonymi czynszami, poszczególne sklepy. Mokotów jest po prostu mordowany - powoli, ale systematycznie. W imię czego?

Dodałem do tekstu dodatkowe fotki. Pokazują co u nas się dzieje także na
zewnątrz domu, jak wyglądają elementy architektoniczne. Wewnątrz, od strony podziemia i zapewne fundamentów też lepiej nie jest. Trudno sfotografować nie zamykające się od trzynastu lat drzwi w mojej klatce schodowej, tu mimo istnienia domofonu każdy lump może łazić jak po swoim, ale specjalistów technicznych to nie interesuje, nie obchodzi, mają to w dupie (pardon, tego nie da się łagodniej określić!), nawet już nie odpowiadają na interwencje ochroniarzy z tą usterką związane. I to wszystko nadal określane jest mianem „domu komercyjnego o podwyższonym standardzie i czynszu”… Czy w tej sytuacji lokatorzy mają prawo bronić się? I czy muszą koniecznie kochać tę całą urzędniczą menażerię?

M.Z.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Panie, tu tylko zespołowy opór, tylko wspólne działanie! W dzień nie ma gdzie parkować pod domem, ale nikogo to nie interesuje, maja nas w dupie, kiedys planowano szlaban, ale rozmylo się i pomysl diabli wzieli. Zobacz pan ile gnojów z pobliskiej Wyższej Szkoly Gotowania na Gazie blokuje nam wjazd i wyjazd, jakieś murzyny z sąsiednich domów, jakies niedorobione panienki w terenówkach. Co się dzieje do cholery? Czy te urzedniki nie potrafią zadbac o stado baranów, które strzygą bez końca?

M.Z. pisze...

Zespołowy opór mówisz Pan? No to do dzieła! Proszę podjąć konkretne działania. Ja się już w przeszłości nawysilałem ile wlezie, mam prawo czuć się zmęczony. Teraz nowa krew, nowy zapał! Oj, poprę w razie czego, to pewne.
A tak jeszcze poważniej: ktoś, kto bierze od nas nasze pieniądze winien też nas reprezentować. Artykułować nasze interesy - bo to są wspólne interesy, wyliczyłem przecież kwotę i przedstawiłem podstawę tych rachunków. Moim zdaniem informację o treściach, które znajdują się w felietonie i które przekazałem mojemu młodemu rozmówcy ustnie, dokładnie w tej formie - winien przekazać zwierzchności właśnie ten rozmówca, nie ja czy Pani/Pan. Inaczej po co oni wszyscy tam siedzą, bez znaczenia czy na Irysowej czy Kolberga?

Anonimowy pisze...

Za czasów, kiedy poważnie nas jeszcze traktowali był plan, aby postawić przy wjeździe rodzaj szlabanu na pilota. Wiem, bo sama słyszałem od pracownicy ADM Kolberga, czy jak to się tam nazywa. Tymczasem dzisiaj z dnia na dzień będzie coraz gorzej, wzdłuż Domaniewskiej powstaje mnóstwo biurowców i parkują u nas ludzie tam pracujący. Zdaje się Irysową guzik to obchodzi, trzeba będzie przytrzeć nosa arogantom. A propos: co dzieje się w pomieszczeniu po tych zbójach bilardowych?

M.Z. pisze...

Zgadza się, sam uczestniczyłem we wstępnych przymiarkach nie tylko do szlabanu, ale do wręcz ogrodzenia. Trochę to kulawo wychodziło, teren działki kończy się dokładnie na linii nosów parkujących tu samochodów. No ale można było jak się okazuje... Dlaczego to wszystko później tak bardzo osłabło? Powiem wprost: mieliście bardzo kiepskiego reprezentanta lokatorów. Czy dogadał się z urzędnikami, czy wręcz przeszedł na ich stronę wzamian za określone korzyści - tutaj nie napiszę, swoje zdanie mam i jest bardziej ekstremalne, niż można przypuszczać.

A o "bilardzistach" nie mam pojęcia. Odnalazłem jednak ogłoszenie na stronie Irysowej o chęci pertraktowania w sprawie wynajmu. Cena jak zwykle zaporowa, więc czarno widzę finał. Kto by jednak nie wygrał - zapewne będzie chciał jakoś dojechać do swego miejsca pracy i gdzieś zaparkować auto...

Anonimowy pisze...

Nie mieszkam w Pańskim domu, wiec pewnie nie orientuję się w szczegółach: o co tu w ogóle chodzi z tymi wizytacjami garaży?

Anonimowy pisze...

No tak, teraz wszystko jasne. dziękuję za dopisek! Pzdr/