Tak się składa, że od
czasu do czasu, ale nadal jeżdżę po kraju w różnych celach. I podlegam dychotomicznym
wrażeniom, że z jednej strony to drogi jakoś się poprawiły, z drugiej jednak
każda poprawa generuje coraz większy ruch – w sumie zatem ani nie jest tak
dobrze, jak rząd powiada, ani tak źle, jak niektórzy marudzą. Jedno się tylko
nie zmieniło: ustawianiem znaków ograniczania prędkości zajmuje się ta sama
banda starych durniów, co przed laty. Skutek oczywisty – większość z nas
przekracza te ograniczenia, w końcu nikt już Syrenkami się nie porusza.
I oto mamy rozwiązanie!
Nie wiem czy je osobiście wymyślił, ale na pewno osobiście ogłosił nie kto
inny, jak Sławomir Nowak, miłośnik zegarków na skalę europejską. Otóż policyjne
zasadzki wyłapywać będą teraz osobników „znacznie” przekraczających dozwolą
prędkość i zabierać im prawa jazdy na trzy miesiące. Co oznacza pojęcie „znacznie”
nie wiadomo, najwidoczniej chodzi o to, by jednak dać nieco więcej władzy policajom
z drogówki, będą teraz kwalifikować to nowe pojęcie według własnych zasad,
znaczy się „po uważaniu”. Można więc założyć, że w sytuacji, gdy kierowca
przekroczy dozwoloną prędkość na prostej jak w pysk strzelił i szerokiej drodze
Wilanów – Konstancin (tam wszędzie jest ograniczenie do 60!) to za 500 złotych
łapówki kontroler będzie mógł odstąpić od zabrania prawka i łaskawie wypisze
nam mandat na również pięć stówek. Poważnie: w zanadrzu ma bowiem jeszcze jeden
argument. Oto tfurcy tego przepisu zaświtała dodatkowo we łbie myśl taka:
kierowca pieszo, bez auta ma dostać się do domu, a jeśli nie trafi doń w ciągu
24 godzin to może spodziewać się dalszych konsekwencji. Z Konstancina to może być stosunkowo proste. Złapani pod Katowicami warszawiacy mogą już nie mieć tak łatwo. Jeszcze
gorzej z Zakopanem. I nie myślcie, Szanowni, że bredzę, że to kabaret jakiś.
Ten gość określany przez niektórych blogerów ostro i złośliwie mówił to jak najbardziej serio.
I dalszy ciąg działań
przed referendum w sprawie usunięcia Bufetowej i skierowania jej do innych
zadań bufetowych. Zwycięstwo jawi nam się na wyciągnięcie ręki – ale UWAGA, może
nie być tak łatwo, kochani! Rozpowiada się coraz częściej, że Ryży natychmiast
po przegranej swej partyjnej zastępczyni zechce mianować ją… zarządcą
komisarycznym Warszawy! Demokracja demokracją – ale ktoś tym burdelem przecież
musi zarządzać, prawda? Mniejsza o to, że w cywilizowanych krajach taka możliwość
odrzucana jest z góry, w Polsce wszak obowiązuje prawo wyrażone już przed laty
przez jednego z komunistycznych watażków: raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy. PO to najwyraźniej ideowi następcy tych "krasomówców". No to do roboty kochani – po co po stalinowsku wysilać się wymyślaniem jakichś
fałszywych wyborczych alternatyw? Po co dosypywać stosy kartek do urn? Po co
mieszać w systemach komputerowych liczących głosy? Wystarczy tym baranom
wyborczym sprzedać jasny komunikat: jak byście się nie obrócili dupy zawsze
macie z tyłu! Tron jest nasz i będzie nasz!
Bloger
grzechg z Salonu24 (http://benevolus.salon24.pl/530040,gronkiewicz-na-zawsze-czyli-jak-wyrolowac-demokracje)
pisze o całości tych spraw tak:
„…Nowak… najchętniej ustawiłby radary
co 100 metrów,
a sam latałby pewnie nad nimi rządowym samolotem. W Polsce nic, co dzieje się w polityce, nie
jest już poważne, wszystko się spłyca, ośmiesza, albo, jeśli sprawa jest
poważna, po prostu przemilcza. To jest efekt rządów Platformy Obywatelskiej,
partii grozy i partii absurdu, partii zła i cwaniaków, najgorszego politycznego
monstrum, jakie pojawiło się w tej części Europy od kilku wieków…”
M.Z.
2 komentarze:
Bzdura! Złapany na szybkiej jeździe kierowca ma zabierane prawo jazdy, ale te 24 godziny dotycza mozliwości dostania sie do domu własnie. Dostaje stosowny druczek zezwalający mu na jazdę. Później nie wolno już jeździć. Przez jakiś tam ustalony czas. Plus mandat.
Może tak, może inaczej. Nie ma tego w żadnych dokumentach pisanych, opierałem się na enuncjacjach prasowych i blogerskich. Być może jest jak mówisz. Zadziwiające w tym wszystkim pozostaje to jak łatwo ograniczyć cudze uprawnienia (prawo jazdy jest przecież czymś takim) w sposób doraźny i jak dla mnie poza-prawny. Funkcjonariusz drogówki to przecież nie żaden sąd, czy organ administracyjny. Na drodze używając niekoniecznie legalizowanego radaru staje się więc kimś, kto ujawnia wykroczenie, ale natychmiast przeistacza się w sędziego, nakładającego na obywatela karę - po czym kata, który zabiera co do niego nie należy. Tak to ma być, Drogi Respondencie? Nie budzi to Twojego niepokoju? Nie zaczynają Ci się kojarzyć takie obyczaje z państwem policyjnym? Nie pamiętasz PRL-u, w którym Twój paszport nie był Twoją własnością, ale czymś wypożyczonym Ci przez jakiś tam komunistyczny organ, domagający się w trzy dni po powrocie z wojaży zwrotu swojego dobra?
Prześlij komentarz