Bywalcy wszelkiej maści
salonów, a namnożyło się ich ostatnio sporo, mogli przeczytać w Nowym Ekranie (tutaj:
http://spiritolibero.nowyekran.net/post/96970,drodzy-blogerzy),
że to niby dość już sporów, pora na rozmowy i poznawanie. Napisał to wszystko
gość, którego znam osobiście, ale któremu od wielu miesięcy po prostu nie ufam,
próbowałem to kiedyś tłumaczyć, ale zdaje się niezbyt poradnie, ponieważ za każdym
razem odzywają się polemiści używający argumentu „Ale on doszedł do stanowiska
w dużym portalu, ty nie, więc zamknij dziób!”
Zamknąłem – choć w końcu mogę się mianować
u siebie Generalissimusem i Nadredaktorem Naczelnym, na pewno byłoby to
bardziej szczere i odpowiadające prawdzie, niż stołeczki nowoekranowe. Moimi włościami
rządzę ja, tamtymi rządzi ktoś inny. Nie tyle bardziej biegły w przedmiocie
pisania, co dysponujący większą kasą na ściąganie „do się” naiwnych i jeszcze
nie znających „gwiazd współczesnego dziennikarstwa obywatelskiego”. Więc mają
okazję poznać. W czym im to pomoże – nie wiem. W tym miejscu dodam jednak, że
jako istota z natury towarzyska lubię różne grille i zabawy na świeżym powietrzu,
zatem absolutnie nie nawołuje do jakichś tam bojkotów… Jedźcie i poznawajcie. Czy dalej własnymi działaniami i tekstami będziecie napędzać kasę komuś tam - to już wasz problem i decyzja.
Na początku tego roku postawiłem tezę, że spór wokół Nowego Ekranu wygląda mi na typową rozbijacką
metodę wojowania ze zjawiskami niewygodnymi. W jakimś sensie udało się to
wszystko tym, którzy tę metodę zastosowali, powstały portale mniejsze, choć na
złość rozbijaczom wcale nie o mniejszym
znaczeniu. Przy okazji okazało się też, że dawni zarządzający Nowym Ekranem
owszem, mają znane imiona i twarze, niestety niekoniecznie nadają się do
tworzenia rzeczy nowych i odkrywczych. I to nie jest moja tylko opinia, tak
naprawdę stworzyli ją ludzie, których uznano za autorów dobrych lub bardzo dobrych. Dzisiaj działają
na przykład tutaj: http://www.ekspedyt.org/ Stworzyli własny model strony
(bardzo udany!), zebrali autorów cieszących się naprawdę dobrą opinią (I. Brodacka-Falzmann).
W tym więc świetle
wezwanie Spirito brzmi jakoś tak blado, portal niby ma dawną twarz (w zgrubnych
rysach!), ale nie jest już dawnym Ekranem, nie zauważyłem by cokolwiek
merytorycznego organizował poza siecią – za czasów Łażącego Łazarza była to
chociażby znakomita obsługa Marszu Niepodległości czy opieka nad dzieciakami w Szymanach.
Może się jednak rozwinie, może wymyśli nowy model zapałek… Chciałbym być dobrej
myśli – ale przyglądając się twarzom odczuwam niepokój. Wymyślicie proch?
A ja, stale wojujący z niektórymi tezami i tekstami Polaków.eu.org?
Mało brakowało, by w roku minionym udało się zwołanie areopagu wyjazdowego. Starałem
się jak mogłem, ale nie dało rady, pojawiła się Pani Śmierć. Dzisiaj, to jest dwanaście
miesięcy później możliwości wróciły, teren i miejsce do dyspozycji – ale nie ma
do kogo wołać. Przy okazji obawiam się też, że niektórzy blogerzy zbyt łatwo
wpadają w pułapkę zawołania „Kochajmy się jak bracia, niech przyjedzie kto ma
ochotę!” Niestety – to nie ze mną te sztuczki. Przyjechać mogą TYLKO ZAPROSZENI
i żadnych dodatków NIE PRZEWIDUJĘ! Zresztą
– zobaczymy jak to wyjdzie we wrześniu na Strękowej Górze, czyli nad Wizną.
M.Z.
2 komentarze:
No ale Iza jest również w Ekranie Opary. To jak to pogodzic ze soba?
Jak pogodzić? A trzeba w ogóle godzić? Bo nie bardzo mam pojęcie jak to uczynić. Na pewno było tak, że rzeczona autorka, ja cenię Ją bardzo wysoko, długi czas po rozpadzie Nowego Ekranu Łazarza publikowała wyłącznie u Ekspedyta. Może dzisiaj jest tak, że ktoś dbający o popularność korzysta z okazji i publikuje gdzie chce? Może przyzwyczaił się (przyzwyczaiła) do dawnego wyglądu Ekranu? Tu jest mnóstwo możliwych rozwiązań i na pewno nie ja jestem najwłaściwszym ich objaśniaczem, tylko sama zainteresowana. A o tym akurat nigdy z Nią nie rozmawiałem... Szczerze mówiąc P. Izę poznałem kiedyś osobiście na działkowym spotkaniu organizowanym przez blogera Salonu24, Pradziadka - ale o ile pamiętam największy harmider dokonywał się za sprawą dzieci Coryllusa, więc zamieniliśmy pewnie z pięć słów i tyle. (Od tamtej pory gdy słyszę, że ktoś zabiera na spotkanie dorosłych swoje dzieci to w ogóle nie ruszam na takie konwentykle). Reszta znajomości to po prostu lektura tekstów, wpisów. Wkrótce potem towarzystwo rozpadło się, nie mam pojęcia co dzieje się z przesympatycznym i mądrym Pradziadkiem, odpadła Ufka dalej publikująca w Salonie, zniknął poeta Kamiuszek, gdzieś zawieruszył się T-rex. Aż chciałoby się powiedzieć, że powstające ad hoc blogerskie rodziny to twory nader delikatnie i chimeryczne, wystarczy małe nieporozumienie i już nie ma całości. Bardzo łatwo rozbija się podobne wspólnoty, im słabsze w rzemiośle opisywania świata - tym łatwiej. Albo: gdy tylko w grupie pojawi się ktoś, kogo ja nie waham się nazwać zamordystą. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, to pewnie zajęcie dla specjalistów.
Prześlij komentarz