środa, 21 sierpnia 2013

JUŻ PO LECIE...



I nawet nie dlatego, że leje drugi dzień, w końcu ulewy sierpniowe to nie takie rzadkie zjawisko. I nie dlatego, że posłowie powoli wracają z wakacji – kilkuset posłów (z których co najmniej połowa to durnie jakich mało) w jednym miejscu to aż nadto szczęścia… Trwa natomiast intensywna praca wskazująca winnych zapaści i zapowiadająca środki zaradcze. Tak, tak – Zielona Wyspa Rudego Proroka zatonęła! Winni tego nieszczęścia i pewnie zorzy polarnej są oczywiście „kibole”. Premier i minister spraw wewnętrznych z powodu zajścia na plaży w Gdyni osrali (tak właśnie chciałem napisać!) Polaków wobec całego świata, a teraz grożą dalej. 

Dzisiaj narada rządowa, na której uzgodniono nowe środki przymusu. Będą „brutalne”. Czołgów jak za stanu wojennego pewnie nie wystarczy – więc ruszą w tłum agenci każdej rangi i maści. Dozbroi się miejscowych ochroniarzy i „przez pomyłkę” współczesnym zomowcom wyda ołów zamiast gumy. Minister „sprawiedliwości” oznajmił, że ostatnio zbyt często wydawano wyroki w zawieszeniu, teraz sądy otrzymają odmienne instrukcje. Co na to rzekomo niezależni sędziowie? Gdzie tłumy skazane na ścisłe areszty się pomieści? Na Stadionie Narodowym?

Czyli idzie barwna jesień. Coraz więcej głosów, że nie będzie złota, ale krwawa. Coś w tym jest. Wojny typu „państwo kontra obywatele” zawsze są wyjątkowo krwawe i brutalne. Pisałem już przed dwoma laty, że brak jasnej linii frontu to strach przed KAŻDYM pukaniem do drzwi. A że człowiek ma prawo się bronić – może być różnie… Służby nie są wbrew własnym mniemaniom i propagandzie wszechmocne, historia zna też przypadki, kiedy to jednostki wysłane do pacyfikacji tłumów buntowały się i pacyfikowały zleceniodawców. Czy uwzględnili to w planach? Zapewne tak, coraz częściej słyszy się, że ten i ów z rządu ma zagraniczny paszport i konto na Kajmanach. Pozostaje im tylko jedna wątpliwość: czy zdążą…

Tymczasem w portalach, zwłaszcza tych zajmujących się głównie wielką polityką, filozofią i zdaniem „mądrych” trwa wytężona praca odwracania uwagi. Pierwsza linia agentury: popieranie rządowej nielegalności wprost. Popisał się prymas Polski: nie idzie na wybory dotyczące odwołania Bufetowej. My otrzymaliśmy jasny przekaz – Kościół już nie  jest z nami, z ludźmi zdesperowanymi, zawiedzionymi, złapanymi w tę czy ową pułapkę długu, bandyckiego czynszu czy niemożności kupienia dzieciakom zeszytów przed lada dzień rozpoczynającym się rokiem szkolnym. Provident proponuje im pożyczkę. Sam ją sobie spłaci? Czy zabierze dłużnikom mieszkania? Ponieważ jak wiadomo jestem kiepskim katolikiem mogę sobie pozwolić na przywołanie starej bajki o herbacie: gdzieś ty się purpurowy Książę Kościoła ULUNG…
 
Są też portale bezradne. Właśnie tak: bezradne. Tak się zapętliły w manię cytatów, linków, omówień jakichś nieznanych nikomu książek, że nie potrafią już posługiwać się własnym zdaniem, własną opinią, oryginalną diagnozą. Bez linku nie ma rozmowy. Znam to, nie raz potykałem się o żądanie podania elektronicznego odnośnika do czegoś, co powstało w czasach przed-komputerowych. Odsyłałem do biblioteki – ale to niewiele daje. Upierdliwcy zawsze atakują ponownie. I zawsze na koniec posługują się talmudycznym manewrem: jeśli nie masz odnośnika, to może choć byłeś bezpośrednim świadkiem? Czego - taka-wasza- w-te-nazad-i-z-powrotem? Powstania Warszawskiego? Czasów napoleońskich?

M.Z.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mnóstwo pytań - bo też wpakowałeś do jednego tekstu naprawdę moc twierdzeń, z którymi nie bardzo wiem jak się uporać. Przeczyć - czy potwierdzać? Na przykład: wojny domowe są zawsze krwawe. Moim zdaniem nie zawsze. I to jest zresztą najgorsze, jak bicie w miejsca, gdzie nie zostają ślady, a boli jak diabli. Albo: co jest z tym żądaniem linków? Moim zdaniem to działanie jak najbardziej usprawiedliwione. Możesz mi wyjaśnić?

M.Z. pisze...

Myślę, że mogę - choć z pewnością wykracza to poza ramy felietonu, tworu przecież w jakimś sensie syntetycznego, skondensowanego. Ale zrobię to jutro rano, miałem dzisiaj dość ciężki dzień, głowa klei się do poduszki... Zamykam sklepik na dzisiaj.

M.Z. pisze...

Zgodnie z wczorajszą obietnicą ... Nie będę się powoływał na opisy wojny domowej w Hiszpanii, czy na terenie Irlandii wiele lat później. Przecież w końcu wystarczy przypomnieć Gdynię z 1970 roku, "Wujka" i wszystko będzie jasne. A ile było jeszcze w tamtej epoce zdarzeń o których nie wiemy, albo wiemy bardzo mało? Byłaś/byłeś kiedyś na Marszu Niepodległości, choćby tym ubiegłorocznym? Tym opancerzonym krowiętom na Marszałkowskiej wydano wówczas gumowe kule, ale i tak nie wahały się przed oddaniem strzału w tłum. Tak, tak, strzelały kobiety! Możesz sobie wyobrazić co by się stało, gdyby ten kaliber naładowany było ołowiem? Albo jadąc dalej: możesz sobie wyobrazić jak zareagował by tłum gdyby takiego strzelca-samicę dorwał w swoje ręce?

A linkomania... Nie, to nie jest usprawiedliwione! Większość tego typu osobników, tych stosujących ową metodę, oducza się w ten sposób od samodzielnego myślenia. Nie wyrażą swojej opinii na żaden temat, jeśli w pamięci czy w sieci nie znajda stosownego odnośnika. Być może wtedy czują się poważniej, lepiej, cholera zresztą wie jak. Często nie zauważają, że w ten sposób zmuszani są do cytowania czy przywoływania tekstów i utworów o wątpliwej jakości, prowokatorskich. Inaczej mówiąc nieświadomie stają się obiektami manipulacji. Przywołanie czegoś niejako automatycznie zwalnia ich od weryfikacji sensu, rangi, znaczenia cytowanych materiałów. Bo co z tego na przykład, że tak głośny ostatnio Bauman, żydokomunistyczny bandyta delegowany przed laty na odcinek "nauki" porównuje walkę z podziemiem patriotycznym po II wojnie światowej z walką ze współczesnym terroryzmem? Przecież to nieprawda - ale jej ślady znajdziesz w setkach już dzisiaj linków. Tymczasem żadne fałszywe twierdzenie nie staje się prawdą, ponieważ po goebbelsowsku powielono je tysiąc razy... Linkomania jest zatem potwornie niebezpieczna, to poważne narzędzie, które w ręku dziecka, małpy czy wykształciucha czyni bliźnim potężne szkody...