wtorek, 21 maja 2013

Jeśli maszerować - to pod jakim sztandarem?



Wbrew pozorom problem nie jest wcale powierzchowny, ani głupi, nie mają też racji ci amatorzy, którzy automatycznie odpowiadają na tak postawione pytanie okrzykiem „POD BIAŁO – CZERWONYM”. Chodzi bowiem o to, że ludzie mają czasem ochotę wyjść na ulicę i powiedzieć pewnej nadętej damie w Ratuszu „Odwal się od naszych 6-letnich dzieci, nie podnoś cen biletów komunikacji i nie mieszaj w śmieciach!”. Godło państwowe nie wydaje się tu konieczne – ba, mnie osobiście zgrzyta nawet lekkim nadużyciem.

 Jest też inna kategoria zgromadzeń, zwykle stacjonarnych, a nie marszowych, choć tym razem z tego co wiem panie tytułujące się „Szmatami” postanowiły lekko się przespacerować. O co im chodziło – trudno dociec, do mojego umysłu nie trafia pretekst, że oto ktoś kogoś zgwałcił, a ofiary nie są otoczone należytym współczuciem, więc jakaś manifa to zmieni. I nie dlatego, że gwałt to drobiazg – bo gwałt to po prostu zbrodnia. Z tego natomiast powodu, że gwałcicieli należy skutecznie łapać, karać (może być nawet odbieraniem narzędzi zbrodni), zaś ofiary skutecznie ukrywać przed ciekawskim wzrokiem gawiedzi i sensatów. Po prostu pod sztandarem własnego nieszczęścia maszerować nie należy, a nawet nie wolno. To dzisiaj rozumie już nawet większość polityków…

No ale z późniejszych doniesień prasowych i wskazywanych konotacji – wyszło szydło z worka. Okazało się bowiem, że oto manifestacja miała w podtekście popularyzację teorii gender, zaś maszerujący tam panowie najwyraźniej służyli nie tylko jako modele przestępców, ale też i ofiar. Nie mam pojęcia jak wyglądali w realu, mogę się jedynie domyślać, że smutno, pewnie jako cierpiący z powodu nadszarpniętej męskiej dumy i może nawet zniszczonej damską agresją hydrauliki – skoro organizatorki uznały, że było „fajnie” i wszystko się udało.

Tak czy siak: zdaje się, że komuś nadmiar przyznanych przez „nieznanych sprawców” środków finansowych uderza lekko na rozum. I chodzi nie o żadną tam obronę kogokolwiek, ale o wprowadzenie w przestrzeń publiczną kolejnego elementu zamętu. Czas krzyczeć: nie śpij, nie popieraj genderówek, nie łaź po ulicach ze złamanych sercem i licho wie czym jeszcze, bo właśnie cię okradają!

M.Z.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Marek, czytałeś wpis Ufki w Salonie24 na ten sam temat? I pytanie wprost: znasz te blogerkę? Umawiacie się na omawianie podobnych, jeśli nie tych samych tematów?

M.Z. pisze...

Tak, czytałem. Tak, znam. I mam wiele uznania dla Pani Ufki, choć z całym szacunkiem ani ja niczego z nią nie ustalam, ani ona ze mną. Niby dlaczego jako ludzie ceniący swa integralność mielibyśmy to robić? Spotkaliśmy się dwa pewnie razy w zupełnie dziwnych okolicznościach, raz była to feta na cześć Coryllusa na działkach (ćwiczył sobie na nas swój przyszły PR), innym razem wspólna podróż z cmentarza, gdzie pochowano Arkadiusza Protasiuka, pilota ze Smoleńska - i w obu przypadkach szum otoczenia (Coryllus lubił sprowadzać naonczas swoje nieznośnie dzieciaki na takie spotkania) był taki, że niesposób było normalnie rozmawiać, a już na pewno cokolwiek ustalać. Później wszystko się porwało, wiele razy pisałem jak to cwaniacy i agenci czynią w sieci i na portalach typu Salon takie zamieszanie, które prowadzi do jak najszybszej dezintegracji - więc mój "do-Ufkowy szacunek" jest zdalny i na odległość. Na kolejnych działkowych rozmowach Ufka już się nie pojawiła, zastąpiła ją jakaś starsza pani ubrana w dresy i prowadząca rozmowy z wdziękiem przejrzałej nauczycielki WF-u - więc wszystko schło w oczach... Dzisiaj jest tak, że ja czytam teksty Ufki, Ufka nie czyta moich - a jednak czasem zdarza mi się napisać o czymś szybciej. Co mojej sympatii dla pani U. w niczym nie burzy...

Automaty Jednoręki Bandyta Online pisze...

Ufke też czytałam, ale tu mi się bardziej podoba ;)

M.Z. pisze...

O rany, czuje się zakłopotany... I tak sobie myślę, że ludzie na pewnym etapie życia nabywają podobnego przekonania, że to co nam się oficjalnie sprzedaje to jakiś koszmarny kit do okien. Bo czy normalna kobieta, którą spotkało nieszczęście, idzie natychmiast na ulicę, by demonstrować nawet nie krzyk rozpaczy, ale konieczność dodatkowego użalania się nad nią? Oczywiście NIE - więc chodzi o to, by wprowadzić do już i tak potężnego warszawskiego zamętu jeszcze coś, jeszcze trochę, jeszcze jedną odwracającą uwagę rzecz, zdarzenie, zjawisko. Zmarła nie tak dawno była premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher zwykła mówić, że dama, która pyta o to, czy jest damą z całą pewnością do tego miana nie dorosła. Odwróćmy teraz: czy ktoś, kto w podartych pończochach, niezgrabnych gaciach i potężnym biusthalterze idzie pod sztandarem "Szmata" może wzbudzić w kibicach automatyczną reakcje "Ależ nie, ależ pani jest damą!" Odpowiedź jest jednoznaczna - i mówi też, że organizatorzy tego bajzlu mają nie po kolei w głowie, że nabierają ludzi na pomysły niejednoznaczne i wątpliwe. Że pieką jakąś nieznaną nam pieczeń za nie wiadomo skąd wzięte pieniądze. Czy z drugiej strony winien tego samego dnia maszerować idiota Blumsztajn z transparentem "Ja nie rodzę, ja pierdolę"? I co temu staremu durniowi tytułowe "Szmaty" winny uczynić, by swój lewacki protest przekształcić w coś prawdopodobnego? Urwać coś, co lata całe temu odpadło samo? ja wiem, że to jest nieco kabaretowe myślenie - ale właściwie czemu nie rozumować tak właśnie?