Ostatnie rozmowy o historii domu i jego mieszkańców (w zakresie rzecz jasna ich perturbacji z remontami, czynszami i czystością na klatkach – a nie wątkami osobistymi) doprowadziły do momentu, w którym weszła na wokandę sprawa ankiet. Jak wiadomo konkurencyjna strona internetowa z lubością i od dawna oddaje się ankietowaniu bliżej nieznanych osobników, którzy jakoś tak się składa, że zawsze mają do powiedzenia jedno i to samo: jest do bani, ale wcale nie tak beznadziejnie, jak niektórzy opowiadają. Tym razem na osiem bodaj osób dwie twierdzą, że odwiedzili ich prawdziwi fachowcy! No więc zareagowałem jak zawsze – że wcale mnie te ankiety nie interesują i w ogóle to nie moja sprawa. Już choćby z tej przyczyny, iż statystykę uważałem i uważam nadal za najwyższą formę kłamstwa – a ta, która zadośćuczynia poprawności politycznej na skalę administracji, właśnie przywołując jakieś nieznane postaci zadowolone z bałaganu, jaki nam zaprowadzono i tych wszystkich lewusów, którzy u nas działali jest szczególnie irytująca. Uważam, że takie nieco wykrętne moje stanowisko nie jest agresywne. Bo gdyby było musiałbym napisać, że znów ktoś gra w jakieś pliszki albo inne bambuko…
No ale może być też tak, że jednak pośród nas są jakieś bliżej niezidentyfikowane osoby, którym bardzo się to wszystko podobało, a trzask odpadającego sufitu czy parkietu uważają za coś całkowicie normalnego, ba, bez czego żyć się nie da. Tacy, którzy sądzą, że okno wstawione w dziurę o kilkadziesiąt centymetrów większą od bubla, który właśnie „zapiankowano” w otworze ściennym – to jest OK, polska norma. Co z nimi robić? Nic. Z prostymi idiotami nic się nie da uczynić. Ani ich człek do garnka nie włoży, ani do szkół nie pośle… Dlaczego tak ostro i czy nie obawiam się kolejnej obrazy? Ostro z tego powodu, że jeśli ktoś sądzi, że pijanego nieroba, dyletanta czy autora oszczędności na wszystkim, od farb po pędzle i myślenie, można nazwać autorem dobrego remontu – to jest wspomnianym idiotą właśnie. Zatem może obrażać się do woli, już się przyzwyczaiłem.
Zarząd Dróg Miejskich twierdzi, że w sprawie odśnieżania tej naszej nieszczęsnej uliczki zgłaszaniem potrzeby podobnych działań wcale nie powinni zajmować się lokatorzy zasypani po uszy – ale administracja właśnie. Tymczasem niczego takiego nie odnotowano, a pług, który kilka dni temu jeden jedyny raz przejechał środkiem śnieżnego tunelu to sprawa jakiejś interwencji osobistej, nie urzędowej. Co odnotowuję, wcale nie z powodu chęci wszczynania kolejnej kampanii sporów –tyle słyszałem na własne ucha dwa.
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz