Dwadzieścia lat od… No właśnie: od czego? Sądząc po prasowych i sieciowych enuncjacjach zdania są podzielone. Jedni otóż twierdzą, że to święto pierwszych demokratycznych wyborów. Drudzy replikują, że pomysł tzw. Sejmu kontraktowego z definicji nie miał nic wspólnego z demokracją, dalsze zaś losy kraju i państwa dowiodły, że podlegliśmy zbiorowej halucynacji usilnie podsycanej do dzisiaj.
Tę drugą opinię wydaje się potwierdzać wyznanie „człowieka honoru” o imieniu Czesław. Stwierdził on bowiem w przypływie złości lub szczerości (niepotrzebne skreślić), że nieprawdą jest jakoby Solidarność w 1989 roku cokolwiek wygrała. Raczej wzięła co on, honorowy nad miarę, podarował jej na odkrytym talerzu. Jeśli więc główny macher tak stawia sprawę – chyba należy mu wierzyć. Bo potwierdzeniem tej opinii jest to choćby, że ów moment rzekomego triumfu demokracji wygrali ludkowie o czerwonym zabarwieniu duszy i pyska. Mają w końcu swoje wysokie emerytury, głód do garnków im nie zagląda, a w znacznej części tytuł „sekretarza” zamienili na „prezesa”, co oczywiście wiąże się z jeszcze lepszymi, niż za komuny apanażami.
Jeśli tak jest jak wyżej piszę – 4 czerwca nie ma czego obchodzić. O ile rzecz jasna nie jest się prezesem-post-sekretarzem… Jeżeli zaś jest się oszukanym wprost – świętować nie ma sensu tym bardziej. Bo w końcu cóż to za okazja wbijać się w świętalny ubiór z powodu dwudziestej rocznicy dostania najpotężniejszego kopa w tyłek?
M.Z.
PS. Podobno robię się już tak bardzo spiskowy, że lada dzień zaczną szukać w sąsiedztwie Szoszonów – albo jakichś innych plemiennych koczowników. Odpowiadam: bzdura! Tu posłużę się pewnym przywołaniem: autorką znanego powiedzenia o mniejszościach jest niezawodna była rzecznik rządu Mazowieckiego, Małgorzata Niezabitowska. Stwierdziła ona kiedyś autorytatywnie, że tej mniejszości jest w Polsce nie więcej, jak jakieś 3 tysiące sztuk, więc problem jest wydumany. Na co ktoś miał podobno odrzec „Jeśli tak – to czemu ja ich wszystkich widzę każdego dnia na ekranie własnego telewizora?” Nie pójdę zatem tą błędną drogą. Wolę już łapać czerwone świetliki. Te bowiem przyciśnięte dłonią tak zabawnie piszczą, że nawet jeśli należeli, to wyłącznie jako Wallenrodowie, jeśli palili, to na pewno się nie zaciągali, jeśli pili to bez połykania… A w ogóle to było tak dawno, że podobne rozważania należy zostawić archeologom, ponoć ustalili już wiek wszystkich mumii egipskich i akurat czekają na pojawienie się nowego obszaru badań…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz