wtorek, 7 kwietnia 2009

O powadze i braku powagi

Felietonista, którego wysoko cenię, uważając jego przepowiednie i analizy za niezwykle trafne, Stanisław Michalkiewicz, określa Niemcy mianem państwa poważnego. Państwo poważne to takie, które potrafi sformułować swoje cele, a następnie bronić ich realizacji w zmiennych warunkach politycznych i historycznych. Bez dwóch zdań tak to właśnie z Niemcami jest: kiedy w ubiegłym wieku XX na terenie niemieckiej państwowości czterokrotnie zmienił się ustrój polityczny – cele stworzenia Mitteleuropy pozostały niezmienne. Mitteleuropa to niemiecka strefa wpływów na terenie między innymi naszego państwa. Rzecz w tym, iż dzisiaj nie trzeba jak się okazuje w uzależnianiu Polski od Niemiec używać dywizji pancernych, czy innych form przemocy. Wystarczy konsekwentne polityczne działanie poprzez sprzyjających idei Mitteleuropy polskich polityków. I już taka na przykład nasza gospodarka staje się nie samodzielna – ale w stosunku do niemieckiej „kompatybilna”. To znaczy jest jak za świętej pamięci RWPG: tyle i tyle nam wolno, wszystko pod kontrolą, zaś celem nadrzędnym jest coś, co zdecydowanie leży poza naszymi granicami.

Skupmy się jednak na poważnych działaniach jako takich. Jako metodzie postępowania z - na przykład - niesfornymi lokatorami. Od lat wojując o jakość naszego życia w naszym domu podnosiliśmy kwestię niestarannych, niechlujnie wykonywanych remontów, rozpadających się fundamentów, nie konserwowanych klatek schodowych i tak dalej. W większości wypadków na pisma, których byłem kiedyś jednym z autorów, nie otrzymywaliśmy wiarygodnych odpowiedzi, lecz zbiór wykrętów i magicznych zaklęć. I nastąpiło co nastąpić musiało, osobiście nazywam to zmęczeniem materii: lokatorzy-sąsiedzi coraz mniej interesowali się narastającą lawiną tekstów i bałamutnych odpowiedzi, zmieniali się przedstawiciele lokatorscy, a niektórzy (co twierdzę z całą stanowczością!) zamiast podejmować tematy ważne dla zbiorowości zajęli się psimi kupami. Dzisiaj jest więc tak, że administracja jako swój bezsporny sukces może pokazywać zainstalowanie kilku koszy na psie odchody – ale nie może nikogo przekonać względem tego, czy nowa ekipa remontowa, która ponoć wygrała przetarg na doskonalenie naszych mieszkań jest w czymkolwiek lepsza od poprzednich bałaganiarzy i dyletantów.

Za poważne (i uporczywe!) działania przyjmuję fakt dostarczenia nam ostatnio pism, w których ADM zobowiązuje lokatorów do wyznaczenia terminów, w których mogą być dokonane w naszych lokalach remonty. W ślad za nimi idzie rzecz jasna podwyżka czynszów do stawki bazowej, dzisiaj 9 złotych za metr kwadratowy. Pismo informuje lokatorów, że cokolwiek by nie zdecydowali, to i tak od grudnia tego roku obniżki, wynikające z istniejących, a komisyjnie potwierdzonych usterek zostaną odwołane. Ciekawa teoria… Jakby ktoś dał nam coś, na co w istocie nie zasłużyliśmy – a ponieważ byliśmy niegrzeczni prezent odwołano. Jakby nie waliły nam się sufity, nie ruszały kafelki i podłogi, nie pękały mury w rejonach ościeżnic…

Swojego czasu zbiorowość uchwaliła następującą procedurę postępowania w tej sytuacji: najpierw firma zewnętrzna likwiduje przecieki w fundamentach, naprawia klatki schodowe i usuwa wszelkie usterki w przestrzeni wspólnej. Potem dokonana zostaje ocena wykonania tych prac – i podjęta decyzja o dopuszczeniu wykonawców do lokali prywatnych. O ile pamięć jest zawodna – to przecież te procedury zostały precyzyjnie opisane i wątpiącym pamięć łatwo odświeżyć… Podejrzewam jednak, że stopień zniechęcenia całą trwającą długie lata zabawą jest już tak wielki, że nikomu nie będzie chciało zbierać się w którymś garażu i dyskutować z zamożnymi (a mamy takich) uparciuchami i olewatorami o meritum sprawy. Bo prawda jest taka, że nie przekonano nas argumentami rzetelnej roboty i dbałości o dobro ogólne. Więc załatwiono „edyktem”. Moim zdaniem bezprawnym i prostym do prawnego obalenia. Tylko czy komuś będzie się chciało i czy w ogóle warto?

Skąd we wstępie słowo o POWAŻNYCH DZIAŁANIACH? Otóż otrzymaliśmy swojego czasu pismo z Biura Polityki Lokalowej, w którym „stoi jak wół”, że możemy tylko cieszyć się z obecnej stawki bazowej – ponieważ „władza” jest skłonna tak nam dokręcić śrubę, że będziemy płacić nie 10 zł za metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej, a … 58 złotych? No i czyż nie są to właśnie opisywane działania poważne? Poważnie jesteśmy po prostu ewidentną przeszkodą w realizowaniu jakiegoś celu. JAKIEGO? Co jest tak ważne, że logika odwołana, fakty schowane, a cieknące fundamenty da się naprawić później?

Tymczasem jest tak, że niżej podpisany, jak wieść gminna głosi uznany za największego wroga publiczno-administracyjnego, zamierzam wyznaczyć termin, w którym ekipa remontowa zostanie dopuszczona do mojego mieszkania. Ale nie jak kiedyś na zasadzie „piętnaście minut u Zarębskiego, reszta czasu na fuchy u innych lokatorów”, tylko „wchodzicie, uczciwie robicie, wychodzicie”. W określonych godzinach, a nie jak drzewiej bywało do późnego wieczora, perfekcyjnie, ponieważ odbiór nastąpi nie tylko przez zaprzyjaźnionego z ekipą lustratora, ale również przez moich obecnych kolegów-budowlańców. Nie zamierzam również do niczego dopłacać, wszystkie usterki mają być usunięte na koszt zleceniodawców tego zamieszania, pierniczenie o tym, iż „ktoś do mnie dopłaca” jest ewidentną bzdurą. Jak bowiem wiadomo wszyscy ci ignoranci, oszczercy i specjaliści od potwarzy żyją z obywatelskich pieniędzy, czyli także moich. Nawet ta pani, której śni się czynsz przekraczający 50 zł za metr kwadratowy… Nie przypominam sobie natomiast sytuacji, w której ja od nich cokolwiek dostałem, czy choćby na chwilę pożyczyłem.

M.Z.

Brak komentarzy: