Dokładnie w połowie marca 2009 roku zmieniłem tytuł i charakter niniejszej strony. Przestała być tak niewolniczo związana z adresem domu z fotki – choć oczywistą nieprawdą jest jakobym wyprowadzał się z kamienicy, separował czy też czynił jakąś inną, dodatkową i formalną irredentę. Pewnego dnia przestali interesować mnie moi sąsiedzi jako sąsiedzi, którym coś tam jestem winien, na przykład poparcie czy zanegowanie niemrawych inicjatyw. Wyjąwszy nieliczne wyjątki to wszystko obcy ludzie – niby czemu miałbym im przydawać jakieś wyjątkowe cechy, choćby te związane z adresem? Życie pokazało, że dzisiaj wielokrotnie więcej czytelników mam gdzieś, het, w Warszawie czy nawet Polsce, niż na miejscu. Wszystkie co cenniejsze uwagi (choć nie ze wszystkimi się przecież zgadzałem) płynęły z adresów zgoła egzotycznych, kompletnie nie związanych z tym domem. W ten czy inny sposób popychały sprawę do przodu, kazały zastanawiać się, a niekiedy i modyfikować opinie. Czyniłem co mogłem. Od najbliższych tymczasem płynęły wyimki z jakichś dzienników ustaw i innych urzędowych dokumentów. Gdybym chciał poświęcać im tyle czasu, ile tego się po mnie spodziewali to poszedłbym do biblioteki. Lub wystukał wskazanie w googlach i przeczytał oryginał… Ale tak czy siak nie warto – wszystko to gubienie się w szczegółach i rozmywanie szerszej perspektywy. Tak naprawdę nie interesuje mnie psia „pozostałość”, nieco się wstydzę, że w moich wpisach poświęciłem tej sprawie aż tyle miejsca – burdel na trawnikach jest cząstką znacznie większego burdelu, jaki od lat zaprowadza w moim kraju, Polsce, grupa idiotów od czasu do czasu zmieniających dla niepoznaki polityczne identyfikatory. I to mnie interesuje zdecydowanie bardziej. Nie grzebanie w gównie, które mi wskazano i zasugerowano.
Więc zostaje tylko „Po Drugiej Stronie”… Bo dobrze oddaje stan ducha i określa generalne stanowisko niezgody wobec głupoty, małostkowości, agenturalnych zachowań i niewolenia narodu, z którego i tak znaczna część nadaje się już tylko do reedukacji, ponieważ nie rozumie najprostszych pojęć typu „lubię, kocham, nienawidzę, przyjaźnię się, przyzwoite, nieprzyzwoite”. Z tego to powodu spora część rozmów, jakie ostatnio prowadziłem była rozmowami ślepego z głuchym o kolorach i dźwiękach. Niby te same słowa, ten sam język – ale jakże inne desygnaty i znaczenia wydawanych dźwięków… Co można rzec po zdarzeniu, w efekcie którego jednemu z sąsiadów wybito szybę w drogim samochodzie, ponieważ jakiś fizdek chciał sprawdzić odporność samochodowego szkła na cios butelką po piwie? Ukochani zarządcy podpisali przecież umowę, na mocy której za ulicę ochroniarze już nie odpowiadają. Inny „ktoś” skutecznie storpedował pomysł wynajęcia przyczepy campingowej (zakupionej przez lokatorów, składka po 75 zł od lokalu!) ochroniarzom właśnie po to, by poza idiotyczną umową jednak pilnowali ulicy i tego co się na niej dzieje…
Uważam więc, że skoro nie tylko nie umieliśmy bronić się przed światem zewnętrznym jako zbiorowość, ale jeszcze na dodatek czyniliśmy wszystko, by obronę organizowaną przez innych zminimalizować - to taka zbiorowość jest guzik warta. I nie ma sensu poświęcać jej ani chwili więcej.
A ostatni pomysł urzędników, by jednak siłowo wymóc podawanie terminów, w których ekipy remontowe wejdą do prywatnych mieszkań uważam za… mocno dla nich kłopotliwy. Wkrótce ci właśnie urzędnicy przekonają się, że najbardziej wymagającym i bezlitosnym odbiorcą prac naprawczych nie jestem ja, ale ludzie, po których nie spodziewano się takiego oporu. Bo oto na przykład pomysł, że dziura w tynku sufitowym o powierzchni np. 1,7 metra kwadratowego wymaga TYLKO I WYŁĄCZNIE zapacykowania jej i jednokrotnego pociągnięcia warstwą kiepskiej farby zostanie zanegowany i odrzucony. Podobnie z ciągu kafelków kuchennych nie da się wymienić dwóch i pół – ale trzeba to uczynić ze wszystkimi. Ceramika podłogowa – gdy odchodzi jedna płyta należy ją naprawić. Ale nie ma takich samych – więc jak naprawić, by lokator podpisał protokół naprawy, akceptując żółte tam, gdzie przedtem było szare? Proszę Państwa: skoro mieszkania mają być w pełni komercyjne, czyli takie, jak w chwili odbioru – to będziecie musieli nagimnastykować się, drodzy administratorzy, niemało!
No i długo by tak o tym gadać. Każdy zrobi co uważa za właściwe. Ja też. Powodzenia! A na tej stronie będę pisał co chcę i kiedy chcę, nie naruszając rzecz jasna obowiązującego prawa. Ale, ale… Ale prawa nie w wykładni tych, którym coś się tam nie podoba, więc zgłaszają pretensje bardziej licząc na przestraszenie, niż przekonanie. Poprawek już nie będzie!
M.Z.
PS. Ważne pytanie do wynajmujących przestrzenie garażowe osobom spoza domu: dlaczego pozwala się im na wchodzenie na moją klatkę schodową, korzystanie z windy i bałaganienie przy niej? Czyżbym to nie ja właśnie (i moi sąsiedzi) płacił za użytkowanie tej powierzchni, obcy zaś NIE? I dalej: kto konkretnie wydał zakaz wchodzenia na wewnętrzne podwórko, przecież stanowiące część działki, za którą także opłacam stosowną taksę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz