poniedziałek, 14 lipca 2008

Blog Pana M.

Na stronie konkurencji ukazała się notatka „Blog Pana Marka”. Zanim cytatami fachowców odpowiem na jej niektóre treści i wlasnymi slowy skomentuję resztę, zadam autorowi pytanie podstawowe, dotyczące ostatniego zdania tekstu: „my nie chcemy” to znaczy kto nie chce? My, Administrator? Bo jeśli tak - to informuję Pana, że forma pluralis maiestatis zupełnie Panu nie przysługuje, królem Pan nie jest i raczej już nie będzie. Jeśli miał Pan na myśli tak powszechną w socjalizmie formę „my, dójki, suwnicowi, wytapiacze i w ogóle klasa robotnicza” to spieszę donieść, iż przynajmniej teoretycznie jesteśmy w innych realiach, zatem taka inwokacja jest nieco bez sensu. Chyba że jest jeszcze coś innego, ukrytego, o czym nie mam pojęcia. Pewnie zechce Pan to objaśnić któregoś dnia. Na razie wróćmy do Pańskiej notatki. Oto ona w całości:

Napisał: Administrator
poniedziałek, 14 lipiec 2008
Pan Marek opublikował na swoim blogu nazwiska naszych sąsiadów bez ich uprzedniej zgody. W związku z protestem wielu osób usunąłem link do jego blogu z www.abramowskiego9.waw.pl.

Wielbiciele stylu Pana Marka muszą teraz wchodzić bezpośrednio na jego adres internetowy, aby móc poczytać blog. My nie chcemy mieć nic wspólnego z kontrowersyjnymi i wyjątkowo obraźliwymi tekstami, które wypisuje Pan Marek na tymże blogu.

Powinienem czuć się winny? Jak drink Jamesa Bonda wstrząśnięty, choć nie zmieszany? Rozczaruję Pana - ani to, ani tamto! Od lat poruszam się bowiem w materii praw i zwyczajów, o których fachowcy wyrażają się tak:

Źródło - http://wybory.onet.pl/...
Prof. EWA NOWIŃSKA, dyrektor Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ: - "Według kodeksu cywilnego, tajemnica korespondencji jest jednym z dóbr człowieka, które podlegają ochronie. Kolejny zapis regulujący tę kwestię znajduje się w Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Precyzuje on, że osoba, do której korespondencja została skierowana, ma prawo nią dysponować.

Źródło - Google - tajemnica+korespondencji+ nadawca
Tajemnice korespondencji chroni w Polsce Konstytucja - akt prawny najwyższego rzędu. Konstytucja zapewnia pełen immunitet dla myśli i poglądów wyrażonych w prywatnej korespondencji. Stanowią one nienaruszalna sferę intymna obywatela, nie podlegającą ingerencji ze strony władzy, dopóki nie ujawni ich uprawniony adresat lub sam nadawca.

Źródło - http://witch.sggw.waw.pl/...
Często spotykanym nieporozumieniem odnośnie ochrony tajemnicy korespondencji (nieważne jakim medium papier czy e-mail) jest przekonanie, że ma ona chronić głównie nadawcę. Chroni ona jedynie przed wglądem osób trzecich. Np. wbrew obiegowej opinii adresat listu ma prawo treść otrzymanego listu upublicznić nie pytając o zgodę nadawcy - chronić tu może jedynie kultura i przyzwoitość, w pewnych przypadkach może to być przecież świństwo np. publikacja listów miłosnych od byłej żony.

Źródło - Groups Google.pl - adresat+tajemnica+korespondencji
korespondencja jest własnością adresata. Zatem adresat wykonał swoje prawo i opublikował zawartość korespondencji której jest właścicielem.

Źródło - http://www.wsp.krakow.pl/...
List należy przede wszystkim do adresata, a w drugiej kolejności do nadawcy.

Źródło - Groups Google.pl - adresat+jest+korespondencja
Generalnie rzecz biorąc, adresat listu staje się jego właścicielem, a właściciel jeżeli przyjdzie mu taka ochota, może treść listu opublikować. Prawo najczęściej tego nie zabrania. Chyba ze są to informacje uprzywilejowane. Zabraniają tego dobre obyczaje w sytuacji kiedy list zawiera osobiste zwierzenia etc.
=====================================

No i co Pan na to, Panie Administratorze? Jak dowodnie widać ja dobrze orientuję się w przedmiocie mych praw. Pan jakby mniej. W mailowej korespondencji nie dyskutowaliśmy o sprawach tajnych, osobistych czy uprzywilejowanych. Listy nie zawierały prywatnych zwierzeń, obarczonych klauzulą poufności, czy prostym zastrzeżeniem „nie powielaj, nie powtarzaj”. Omawialiśmy sprawy publiczne, do takich zaliczam problemy naszego domu. Dość dalszego tłumaczenia, nic się tu dodawać nie powinno.

Osobną kwestią jest Pańska ocena tego co robię, mówię i piszę. Czy mocno zdziwi się Pan, jeśli powiem, że mało mnie interesuje co Pan o tym wszystkim sądzi? Nie? No to dobrze, kamień spadł mi z serca. Jeśli jednak poszedł Pan na taką wymianę ciosów zrewanżuję się krótka analizą tego, co na Pańskiej stronie wisi od miesięcy i jakoś Pana nie razi. Nie wiem (powiedzmy, że nie wiem…) kto to napisał.

„Nie ma zgody mieszkańców na rozpoczęcie remontu mieszkań, a co za tym idzie zwiększenie czynszów, dopóki nie zostaną zlikwidowane przyczyny usterek w pierwszej kolejności…”

Zanalizujmy punkt po punkcie treść tego komunikatu, rzecz jasna na tle realiów panujących w naszej kamienicy. „Nie ma zgody…” - i tak dalej. Czy na pewno nie ma zgody? Nie ma jej o tyle, o ile remonty nie zostaną dokonane w pewnej określonej kolejności. Tak ustalili lokatorzy, którzy zechcieli pojawić się na kilku zebraniach ogólnych, przeanalizować dokładnie własne kompetencje i prawa, po czym podjąć decyzję, wyrażoną przez kogo innego (i w innym miejscu) w postaci oznajmienia woli. Znaczyło ono tyle, że najpierw mają zostać naprawione fundamenty dziurawe jak sito i generujące podciekanie wilgoci, ergo powstawanie grzyba. Później klatki schodowe, ciągi komunikacyjne, wentylacja, odprowadzenie spalin z ciepłowni, dach pokryty wbrew zasadzie, wrota wjazdowe do garaży itd. Skąd lokatorzy dowiedzieli się o tym, że te elementy są wadliwe? Z ekspertyzy technicznej, uczynionej… na zlecenie ADM-u właśnie. Później, po pokonaniu etapu pierwszego, nastąpić winna ocena wszystkich działań technicznych, może być do pomocy jaki niezależny ekspert, są takie listy „mężów zaufania”. No i debata: właściwie to wszystko i terminowo wykonane, czy nie. Jeśli nie – do poprawki. Jeśli tak: zastanawiamy się na terminem wejścia ekip remontowych do prywatnych lokali. Tu przypominam – socjalizm skończył się, nie wystarczy proste polecenie małej rangi urzędnika „bierz bracie lewe zwolnienie lekarskie i waruj!” A jakie prawo do pouczania urzędników względem czynionych kroków ? – ktoś zapyta. Prawo każdego obywatela do kontroli sensowności wydawania publicznego grosza i swobodnego ksztaltowania swego czasu wolnego. Konstytucja RP.

„…dopóki nie zostaną zlikwidowane przyczyny usterek w pierwszej kolejności…” No to mamy kolejny problem, prawda? Figlarna stylistyka miała zapewne wyrazić przekonanie, że oto najpierw A, potem B. No cóż, nie wyszło autorowi, zapętlił myśl i skomplikował. Cóż jest tą tajemniczą „przyczyną usterek w pierwszej kolejności”? Góra domu? Dół? Nie, tędy nie dojdziemy do celu, konstrukcja tego jest bowiem bezsensowna. Napiszmy zdanie inaczej, bardziej po polsku. „Dopóki nie zostaną zlikwidowane usterki, wymagające najpilniejszej naprawy…” Albo: "Dopóki nie zostana usuniete usterki, powodujace powstawanie innych usterek". Lepiej, prawda? Ale czy na pewno o to właśnie chodziło? Nie ma pewności. A jeśli nie ma – rodzą się demony wątpliwości. Lub inaczej: nasi polemiczni przeciwnicy takie wątpliwości mogą w sobie i w omawianej deklaracji odnaleźć i oczywiście wykorzystać. Ich prawo, w pismach urzędowych i oficjalnych deklaracjach należy wyrażać się precyzyjnie, dokładnie definiując rzecz omawianą. Tu precyzji zabrakło. I stylu też…

Jeżeli dobrnęliscie, drodzy Czytelnicy do tego fragmentu – rozważcie odpowiedzi na wyżej postawione pytania sami. Być może niżej podpisany jest prostym idiotą, nie znającym zasad skladni polskiej. Być może nie wie o czym mówi, praw autorskich i pokrewnych nie zna, a jakieś rzekome ekspertyzy po prostu wymyśla? Przejaskrawia wady znakomitej kamienicy, w której grzyba nikt nie uświadczy, fundamenty nie mają żadnych pęknięć (a jedynie otwory wentylacyjne) - zaś lokatorzy piętra pierwszego (jednym podłoga przemarza, innym ściana pęka z gorąca) są zwykłymi malkontentami i histerykami?

Wszystko przecież być może, prawda?

A wszystko zaczęło się przecież od tego, że Pan Administrator nie będąc formalnym reprezentantem lokatorów jednak zapragnął jako taki podpisać dobre i ważne pismo. Dlaczego nie jako zwykły lokator? Pisałem Panu, pisałem Pani Annie: nie róbcie tego, tak nie można. Udal Pan, że nic nie rozumie z prostego przekazu, jaki do Pana skierowałem. Dlaczego? I teraz opiniuje Pan teksty kogos, kogo wlasnym zdaniem Pan nie rozumie... Jak dlugo Pańscy zwolennicy bez komentarza podążać będą za takim tokiem rozumowania?

Marek Zarębski

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ktoś ci wyciąga ze strychu stare teksty, wiesz o tym? Sprawdź kto to - o ile jest taka możliwość. Sam Mikołajewski? Jeśli tak, to znaczy, że bardzo do dzisiaj musi boleć...

M.Z. pisze...

Szczerze mówiąc nawet nie chce mi się śledzić podobnych bliźnich wyczynów. Jak to już w tym roku napisałem: nie cofam ani jednego tekstu, ani jednej tam wyrażonej treści. Może niektórym przydał bym nieco wigoru, uważam dzisiaj, że obszedłem się z klientem bardzo łagodnie. Wiec niechaj się po pięciu latach po prostu buja!

Anonimowy pisze...

Spotkałam się kilka dni temu z elementami rozmowy, na podstawie której twierdzę, że ponownie ktoś chce uruchomić Twój spór z Mikołajewskim. Nie podam Ci tu szczegółów, bo nie mam ochoty być w to wszystko wplątywana - ale czy nie masz wrażenia, że tamta dyskusja z prostym durniem ciągnie się już tyle lat, że ktoś to powinien po prostu skończyć? Uważam, ze w czasach, w których Mikołajewski był reprezentantem lokatorów (też pamiętam jak publicznie z tego zrezygnował, a później zapomniał o rezygnacji) za zamianę mieszkań z niejaką Beatką sprzedał nas wszystkich. Chodziło o bezpłatne odnowienie lokali przez administrację. Co Ty na to?

M.Z. pisze...

Mój Boże, a cóż ja na to mam odpowiedzieć? Jak zareagować? No masz rację, także moim zdaniem gość sprzedał nas za pół garści srebrników. A później długi czas po prostu rżnął głupa... A może nie rżnął, tylko tak ma od zawsze? Co mnie to dzisiaj obchodzi. Żadnej nowej sprawy nie popchniemy do przodu skupiając się na tych starych sporach i awanturkach. W komentarzu sprzed niemal dwóch lat napisałem, że dzisiaj przydał bym nieco wigoru treściom tekstu głównego. To prawda. Może napisał bym wprost, że polemizowanie z kimś, kto nie ma pojęcia o rzeczach i sprawach, o rzekomej tajemnicy korespondencji mija się z celem? A może dosadniej: a odpieprz ty się ode mnie niedouczony! Pytasz mnie (o nieznajoma) czy ktoś nie powinien tego skończyć. Oczywiście powinien. I pewnie by tak było gdyby nie losy tych rodzin, gdyby nie nieustające spory o jakieś ich prywatne sprawy, w które niestety wciągani są jako świadkowie sąsiedzi. I to na poziomie rozpraw sądowych... Kiedy istniała strona Mikołajewskiego jej właściciel tworzył ankiety "badające" moją popularność, czy też inne walory. Olewałem to wówczas cienkim sikiem, psy szczekają, karawana idzie dalej - ale dzisiaj zmajstrował bym podobną ankietkę i dopiero jej ofiara by się zdziwiła. Co to zresztą był za reprezentant lokatorów, który w istocie reprezentował urzędników administracji? Kogo bronił prócz siebie i swoich bliskich? No ale cóż, kiedyś "grono" wybrało mądralę, dzisiaj ma co ma. Tak czy siak dla mnie sprawa tamtych sporów od lat jest zamknięta. Odpowiadam na komentarz nie z powodu chęci kontynuowania umarłych wątków - ale ze zwykłej grzeczności. PZdr.