wtorek, 24 lutego 2015

Lokatorzy Abramowskiego 9 u burmistrza Mokotowa

Wczoraj, to jest w poniedziałek 23 lutego 2015 r. byliśmy na rozmowie z Burmistrzem (vice-Burmistrzem) Mokotowa, panem Zdzisławem Markiem Szczekotą. Przekazaliśmy po obszernym ustnym uzasadnieniu poniższe pismo:




Szanowny Pan
 Zdzisław Marek Szczekota
Burmistrz Dzielnicy Mokotów m. st. Warszawy
Lokatorzy domu przy ul. Abramowskiego 9, 02-659 Warszawa

Szanowny Panie Burmistrzu!
Jako przedstawiciele Stowarzyszenia „Po Drugiej Stronie” zwracamy się do Pana Burmistrza z prośbą o poparcie naszych starań, które mają na celu zainicjowanie zmian obowiązujących przepisów prawnych tj. Uchwały Rady Miasta Stołecznego Warszawy (XXIX615/2011) w zakresie umożliwienia najemcom wykupu mieszkań wybudowanych po 1995 roku o powierzchni przekraczającej 80 m2. Przede wszystkim jednak zwracamy się o poparcie wniosku dzisiaj dla nas najpilniejszego: obniżenia stawki czynszu, która od 2008 roku wzrosła w Warszawie średnio o 81%. 

W 2000 i 2001 roku, to jest w chwili podpisywania umów najmu ustnie upewniano nas o możliwości wykupu lokali po pięciu latach. W grupie, która te dokumenty jako najemcy sygnowała mniej więcej w tym samym czasie co niżej podpisani (czerwiec 2001 – druga grupa przetargowa) identycznie brzmiące świadectwa zgodni są złożyć wszyscy główni lokatorzy i osoby im towarzyszące (żony – mężowie) rozmawiające z urzędnikami z Canaletta 2. To jest siedziba Biura Polityki Lokalowej, które wówczas gromadziło i przyjmowało dokumenty przyszłych lokatorów. Przez wiele lat we wszystkich rozmowach i korespondencjach (dokumentacja liczy już pewnie ze dwa opasłe tomy) ta pamięć była negowana, wykpiwana, a podobnie twierdzące osoby posądzano wręcz o zaniżone zdolności percepcyjne. Gdy w roku 2005 zastępca dyrektora Biura Polityki Lokalowej wskazywał jeszcze na konieczność zebrania podpisów osób chętnych wykupić swoje mieszkanie (roboczo uznajemy, że podpisali wszyscy) – to dwa lata później dyrektor tegoż Biura wręcz poddawał w wątpliwość lokatorskie umiejętności czytania ze zrozumieniem. Dzisiaj nie ma co do tego wracać, strona miejska po prostu okopała się i opancerzyła na swych pozycjach, dyskusja nie wydaje się możliwa. 

Pod koniec ubiegłego stulecia i na początku obecnego publicznie prezentowane i nagłaśniane były założenia ówczesnego Prezydenta Warszawy Marcina Święcickiego: nasz dom i wszystkie pozostałe o tym samym charakterze miały być pomocą dla tak zwanej klasy średniej. To tez nieprecyzyjna nazwa grupy docelowej: w istocie bowiem propozycja skierowana była do osób pozostających w nadmiernym zagęszczeniu osobowym w zbyt małych mieszkaniach. Po latach okazało się, że zmuszono nas podstępem do niewłaściwego rozporządzenia swoim mieniem. Tak, Panie Burmistrzu: część obecnych lokatorów Abramowskiego 9 oddała Miastu lokale własnościowe, mówić możemy więc o mieniu wprost! Dzisiaj kolejnymi decyzjami Miasta doprowadzeni jesteśmy do stanu bezbronności.

 Jako więźniowie czynszówek nie możemy zadecydować o niczym poza płaceniem absurdalnie wysokich czynszów. Ani oni, oddający w aporcie rzeczowym mieszkania własnościowe – ani ci, którzy stawiali na przetarg mieszkania komunalne, w większości dzisiaj wykupione na podstawie dawniej obowiązujących praw. Jak więc rozumieć krążące w obiegu publicznym twierdzenia, że oto Miasto nie sprzeda czegoś obiecanego do sprzedaży – bo mu się to nie opłaca? Gdzie rzetelność władz jako poważnych kontrahentów dawnych przetargów? 

Jak wreszcie zestawiać to z przeprowadzonymi przez Stowarzyszenie „Warszawiak na swoim” badaniami dowodzącymi, iż „opieka” Miasta nad mieniem komunalnym jest co najmniej DWUKROTNIE DROŻSZA, niż opieka właściciela nad własnością prywatną we wspólnotach mieszkaniowych? Dwukrotnie droższa – czyli po prostu marnotrawna.

W 2000 i 2001 roku przystępując do tego nieszczęśliwie sfinalizowanego przetargu wszyscy byliśmy młodsi o 14-15 lat. Inna była sytuacja na rynku pracy. Miasto jawiło nam się jako Instytucja Najwyższego Zaufania Publicznego. To JEDYNE powody, dla których decydowaliśmy się na płacenie czynszów wówczas WYŻSZYCH TRZYKROTNIE od standardowych. Nikt nie spodziewał się, że sytuacja ulegnie drastycznej zmianie – w 2008 roku przyszedł kryzys, a wraz z nim podwyżki czynszów, które przyczyniły się do zubożenia całych rodzin. Nasze historie są różne, ale wspólnym
mianownikiem jest fakt, iż jesteśmy warszawiakami, którzy od lat starają się zapewnić bezpieczeństwo swoim rodzinom. Niektórzy pochodzą z rodzin, które dla tego miasta złożyły potężną daninę krwi. Nie wzięliśmy się znikąd, nie jesteśmy uchodźcami. Chcieliśmy poprawić swoją rodzinną sytuację – i okazało się, że nie mieliśmy tyle szczęścia, co inni mieszkańcy tego miasta, którzy niczego Miastu nie oddając dostali w przydziałach mieszkania z możliwością wykupu z 90 procentową bonifikatą. 


Brak perspektyw wykupu mieszkań, drastycznie rosnące czynsze, których wysokość jest nieadekwatna do stanu technicznego popadającego w ruinę budynku powodowały coraz większą irytację mieszkańców. Ludzie życiowo przyduszani mają prawo do irytacji… W roku 2003 podjęliśmy zakończoną sukcesem kampanię dotyczącą obniżki czynszów z powodu usterek technicznych WSZYSTKICH LOKALI i całego domu. Podstawą była lista indywidualnych zgłoszeń usterkowych, ale też ekspertyza techniczna, jaką przeprowadzono wobec kamienicy na życzenie administratorów. Podejmowane później dwukrotne „generalne remonty” niestety nie doprowadziły do „szczęśliwego finału” – i mimo tego, iż pochłonęły fortunę zakończyły się klapą. Ceramika jak odpadała tak odpada dalej, wybrzuszają się podłogi i spadają na głowy sufity, a grzyb z części podziemnych dociera już w niektórych ciągach klatek schodowych do czwartego piętra. Nie wspominam już o gnijących fundamentach – bo to „drobiazg” niewidoczny przy pierwszym oglądzie całości. Urzędnicy najmujący w przetargach publicznych kiepskie firmy remontowe czują się niewinni. Wszyscy są niewinni, ZGN Irysowa potrafi nawet na dowolny zarzut „odnaleźć” tysiąc dokumentów tę niewinność dowodzących. Po wielokroć wnosząc do Ratusza treści dotyczące umożliwienie wykupu – co dało by nam możliwość generalnego załatwienia technicznego problemu naszego domu – zawsze otrzymywaliśmy bezduszne urzędnicze odpowiedzi, że miastu nie opłaca się sprzedaż naszych lokali. Podobnie jak nie opłaca się obniżenie ceny najmu przestrzeni garażowych wewnątrz domu – więc lepiej niech od CZTERNASTU LAT stoją co najmniej w połowie puste… 

Taki stan techniczny, takie zarządzanie nie mają nic wspólnego z bardzo wysokimi stawkami czynszu (12,20 zł za metr kwadratowy), jakie muszą płacić lokatorzy…

I tak kolokwialnie powiadając w latach 2000/2001 weszliśmy do wora… Zmuszono nas do tego, stosując prosty wybieg: obietnice można przecież odwołać, a majestat stanowisk ma jakoby uzasadnić złe decyzje. Wystarczyło w następnych latach uroczyście wyprzeć się wszystkich deklaracji udzielanych ludziom przed złożeniem podpisu pod umową najmu – i oczywiście zmienić zasady wykupu. Po co? Ano na przykład po to, by któryś z prominentnych stołecznych urzędników mógł powiedzieć coś na kształt „widziały gały co brały”. Jedna z tych urzędniczek udzieliła nam nawet w 2007 roku pisemnej rady, która przez WSZYSTKICH odczytana została jako pouczenie, by lepiej siedzieć cicho i pokornie znosić swój finansowy los. Bo jak dama ta wie czynsz na Mokotowie to nawet 52 zł za metr kwadratowy… Jest to oczywista nieprawda, nie istnieją takie stawki wynajmowanych powierzchni mieszkalnych. Owszem: gały treść umów widziały. Obowiązujące naonczas prawa wykupu i bonifikat finansowych zamieszczonych w innych państwowych dokumentach również. A prócz tego USZY SŁYSZAŁY. Jak powiadają biegli w prawie - w tym kraju umowy ustne również mają moc obowiązującą! 

W związku z powyższym zwracamy się do Pana Burmistrza o poparcie naszych starań w dwóch podstawowych kwestiach:

1. Obniżenie stawki czynszu dopóki budynek nie zostanie przywrócony do należytego stanu technicznego - lub do momentu umożliwienia wykupu mieszkań.

2. Umożliwienie wykupu lokali na zasadach obowiązujących w roku podpisywania umów cywilno-prawnych z Miastem w roku 2000 i 2001, dzięki czemu:

a. będziemy mogli odzyskać podmiotowość, czyli sami zapobiegać niegospodarności i mieć wpływ na to, jak budynek jest eksploatowany i co się dzieje z naszymi pieniędzmi,

b. będziemy płacić stawki czynszu adekwatne do wartości i stanu technicznego lokali.
Teresa Mirowska
Marek Zarębski
Włodzimierz Mirowski
*  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *

Co dalej? Już wczoraj rozpoczęliśmy procedurę nawiązywania kontaktu z przedstawicielami radnych naszej dzielnicy. Barwa polityczna klubów nie ma tu znaczenia. Wyżej zapisane treści przedstawimy każdemu, kto zechce nas wysłuchać - i oczywiście zająć się naszą sprawą. Będę sprawozdawał stan tych pertraktacji. Nadal będę usiłował nawiązywać kontakt z podobnymi organizacjami lokatorskimi, niestety tu muszę powiedzieć, że niesporo to wszystko idzie, duch obywatelski jakby przygasł. Dzisiaj działamy w imieniu naszej organizacji i osób podpisanych pod wyżej przywołanym dokumentem. Namawiamy do wsparcia naszych działań przez osoby spoza stowarzyszenia "Po Drugiej Stronie". Tu jednak sięgając pamięcią wstecz do nienajlepszych doświadczeń zbiorowych zebrań "garażowych" powiem od razu: nie przewidujemy kolejnych dyskusji o porządku świata i o tym, co można by zrobić gdyby... Chcesz nas poprzeć - poprzyj. Widzisz inny sposób na osiągnięcie celów z dokumentu - sporządź własny dokument i zainicjuj własną drogę kontaktu z urzędami. 

M.Z.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To znaczy przepraszam jak to jest: nie można dyskutować o zmianach w tym piśmie?

M.Z. pisze...

Coś mi się wydaje, że jest Pani/Pan spoza grupy naszych sąsiadów... Zatem odpowiadam wprost: nie, nie można dyskutować o żadnych zmianach w piśmie - przedyskutowane pismo zostało JUŻ ZŁOŻONE. W przekonaniu, że najlepiej jak potrafiliśmy opisaliśmy PRAWDĘ, CAŁĄ PRAWDĘ i TYLKO PRAWDĘ. Chce się Pani/Pan dołączyć - polecam. Chce Pani/Pan dyskutować - proszę plan swojego dokumentu przedyskutować we własnym gronie, spisać przemyślenia i kompletny materiał złożyć na ręce wybranej osoby. My już to zrobiliśmy w odniesieniu do przywołanych treści, bierzemy za to pełną odpowiedzialność i post factum niczego zmieniać nie zamierzamy.

Anonimowy pisze...

A jaki dalszy plan działania?

M.Z. pisze...

Odpowiem dyplomatycznie: wierzę, że skuteczny.

Anonimowy pisze...

Tu Żoliborz - z dojściem do radnych będziecie mieli kłopoty takie pewnie, jak w naszej dzielnicy. Gdyby udało wam się pokonać opór - napiszcie proszę jak.

M.Z. pisze...

Znamy i my te kłopoty. Spróbujemy je pokonać. Napiszemy "o tem potem". Pzdr.

Anonimowy pisze...

Po co wy się szarpiecie? Po co te wszystkie wybiegi o jakiejś sprawiedliwości dziejowej i konieczności spełniania waszych marzeń?

M.Z. pisze...


Od samego początku konsekwentnie staram się dbać o szarmancką, przyzwoitą formułę mojego blogu. Oczywiście nie udaję, że w języku polskim nie ma krwistych słów, są, wszyscy o tym wiedzą i wszyscy czasami się nimi posługują. Ja nie inaczej. A jednak jak najdalszy jestem od takiego obrazowania świata, w którym jako człowiek podstępem zepchnięty do dołu cywilizacyjnej, mieszkaniowej zapaści mogę już tylko obracać w ustach emocjonalne "kurwy" i wygrażać światu pięścią.
Dlatego mam prośbę, żeby Pani/Pan jeszcze raz napisała/napisał ten komentarz po przemyśleniu formy i treści. Sugeruję zacząć od początku: to jest ustalenia dlaczego ktoś (Panią/Pana mam na myśli), kto zapewne wykupił swoje byłe kwaterunkowe mieszkanie z rabatem 90 procent tego samego dnia stał się najbardziej żarliwym wrogiem ludzi, którym logicznie powinno przysługiwać identyczne, nie zmienione w czasie prawo? Dlaczego ktoś urodzony w spółdzielczym "apartamencie z wielkiej płyty" wykupionym później za wcale nie symboliczną złotówkę twierdzi, iż reszcie świata należy się już tylko kop w zadek, a nie dotrzymanie obietnic, które uwolniły by ich od losu pańszczyźnianych chłopów? Rozumie Pani/Pan w ogóle o czym mówię? Dopuszcza do siebie myśl, że kontraktów zawartych pomiędzy obywatelem, a Instytucją Zaufania Publicznego (Miasto tych obywateli!) po prostu się dotrzymuje?