środa, 11 lutego 2015

ALARM W MAŁEJ SPRAWIE



Jak to z ostatnich wpisów widać zajmuję się doprawdy różnym obszarem spraw – irytujących czy cieszących, bez znaczenia. I jak to w życiu bywa w każdym z tych obszarów istnieje pewna hierarchia: coś jest ważne, ale są też rzeczy ważniejsze i najważniejsze. W polityce wielkiej skali ważna jest dzisiaj Ukraina i to co się na niej wyprawia, co każdego dnia przybiera postać zwykłego ludobójstwa. W Warszawie nadal nie  podano precyzyjnych wyników ostatnich wyborów, sprawa jednak powoli przysycha. W naszym zaś domu zaktywizowała się mała grupka ludzi, którzy chcieli by dołączyć do innym podobnych im lokatorów lokali „komercyjnych” – a nie mogą z powodów banalnych, żeby nie powiedzieć śmiesznych. Czy jedno można porównywać z drugim? Oczywiście NIE MOŻNA! Na co dzień jest niestety tak, że tkwię po uszy w obu obszarach tych zdarzeń. Wirtualnie jeśli chodzi o Ukrainę czy wybory warszawskie – i realnie w związku z moim domem.

Jak większość pamięta przez kilka lat byłem tak zwanym reprezentantem lokatorów. Pisałem urzędowe pisma, dobijałem się o jakąś tam formę sprawiedliwości – i w zakresie obniżki czynszów na pewien czas udało się. Powstała spora teczka dokumentacji, trzymam wyłącznie oryginały. Czy to jest moja prywatna własność? PO STOKROĆ NIE! Każdy sąsiad, który chciałby moją dawną pracę kontynuować albo chociażby obejrzeć dokumentację co, jak i kiedy się odbywało – ma do tego prawo. Na początek otrzyma kopie, w finale jeśli będzie reprezentował inne jeszcze osoby także oryginały. Powód prosty: to wszystko jest własnością zbiorowości, a nie moim prywatnym archiwum.

Po latach bezruchu powstała w naszym domu nowa grupa, która ma wolę kontynuowania tamtych działań. Nie jestem jej konstruktorem ani nawet główną sprężyną, choć pomagam ile mogę… Nawiązujemy kontakty z innymi ośrodkami podobnych inicjatyw, większa grupa jest po prostu bardziej skuteczna. Przedstawiciele takich stowarzyszeń, jak „Warszawiak na swoim” czy organizacji lokatorskich z Gocławia czy Śródmieścia rozmawiając z nami poprosili o zgromadzenie wszystkich możliwych dokumentów związanych z dawnymi działaniami naszego domu i jego kolejnych przedstawicieli. Skierowano więc pytanie do ostatnich reprezentantów czy dysponują jeszcze jakimiś dodatkowymi „kwitami” dotyczącymi tych działań – i nadeszła odpowiedź twierdząca. Od czterech tygodni trwa jednak czynna obstrukcja związana z naszą pracą: dysponentka „papierów” a to nie ma czasu, a to wywozi dzieci na zimowisko , a to po prostu nie reaguje na kolejne prośby o przekazanie dokumentów lub ich kopii.

Co możemy uczynić w tej sytuacji? Prośby już nie skutkują. W komentarzu do poprzedniego tekstu napisałem wyraźnie, że jeśli się to nie zmieni wymienię jasno i publicznie imię i nazwisko osoby, która torpeduje działania, mające w efekcie i jej samej przynieść korzyść. Ktoś z boku zaczął mnie  namawiać bym jednak tego nie czynił, ponieważ narażę się na proces sądowy dotyczący naruszenia dóbr osobistych. Odpowiedziałem wtedy i odpowiadam tutaj: wątpię! Wątpię dlatego, że albo osoba owa nie ma żadnych delegacji do przetrzymywania dokumentów dotyczących zbiorowości, ponieważ jest osobą prywatną, nigdy i przez nikogo demokratycznie do żadnej funkcji nie wybieraną – albo osobą publiczną, która działać wbrew dobru ogólnemu nie ma prawa. Tak czy siak dokumenty (jeśli je w ogóle posiada, a nie kłamie na temat posiadania) wydać powinna. W pierwszym przypadku jako pozwany odpowiem przedstawicielom prawa, że działam nie z niskich pobudek złości, zemsty czy celowego obrażania kogoś, ale pobudek pro-obywatelskich, dawniej zwanych społecznymi. W drugim wypadku powołam się na fakt, iż krytyka osób demokratycznie wybranych, czyli publicznych jest całkowicie dopuszczalna, łącznie w użyciem ich pełnych danych osobowych.

Na koniec krótko i na temat: czekamy na wydanie dokumentów do niedzieli. Jeśli termin ten nie będzie dotrzymany w poniedziałek krótki tekst: osobą działającą na niekorzyść naszych sąsiadów, torpedującą inicjatywy obywatelskie jest…

Dlaczego tak? Bo nie bez przyczyny przedostatnie zdanie poprzedniego mojego tekstu brzmi: „…Namawiam natomiast do stawiania czynnego oporu sprawcom opresji: jednoczenia się, domagania, postulowania, a w razie czego i czynnej obrony…”  Więc nie będę z gęby robił sobie cholewy…

M.Z.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Tralala - a ja wiem o kogo chodzi!

M.Z. pisze...

A coś ty taka/taki muzyczna/muzyczna, że zaraz tralala? Poważnie mówiąc i sprawa jest poważna. Do poniedziałku już tylko kilka dni...

Anonimowy pisze...

Marek, tu jest kilka osób, którym wydaje się, że mają długie ręce. Powiem ci tak: gówno mają!

Anonimowy pisze...

I jeszcze jedno: spróbuj wejść w kontakt z kimś szerzej czytanym, chodzi mi o strone poświęconą wyłacznie sprawom mieszkaniowym, a ty piszesz też o innych rzeczach

M.Z. pisze...

Do dwóch ostatnich komentatorów: żaden aspekt działań, które już są podejmowane i będą podejmowane w najbliższej przyszłości nie jest skierowany przeciwko komukolwiek z bliskiego naszego otoczenia. Przeciwnie: MA SŁUŻYĆ SĄSIADOM. Dlatego nie rozumiem skąd owa obstrukcja i właściwie rodzaj włoskiego strajku. Nie chcę dyskutować kto ma ręce jakiej długości, co może, a czego nie może - bo to bez znaczenia. Rzeczone dokumenty, gdyby oczywiście istniały, bardzo by wszystkim pomogły. Ale jeżeli będą bezprawnie zatrzymane - albo też w ogóle nie ma ich w realu - też świat się nie zawali, grupa poradzi sobie. Zatem wymienienie danych jeżeli w ogóle nastąpi ma mieć charakter nie zemsty, ale przestrogi dla innych: oto osoba, która cierpi na zdecydowany przerost ambicji i fobii nad możliwościami i pojmowaniem dobra wspólnego. Uważajcie na przyszłość! Albo nie uważajcie, to już wasz wybór.

Co się tyczy tzw. "szerokiego czytania": czytają ci, którzy mają czytać, o nic więcej tu nie chodzi, przekazy docierają tam, gdzie mają dotrzeć, moja osobista popularność nie ma tu najmniejszego znaczenia. Oczywiście ten czy ów tekst jestem w stanie zamieścić natychmiast na jednym z popularnych portali, na razie sytuacja tego nie wymagała. Albo tak mi się zdaje...

Anonimowy pisze...

Dobra, dobra, ludzie i tak olewają co robicie. Każdy pilnuje swojego. dlaczego nie jest to dla ciebie jasne?

M.Z. pisze...

O rany, prowokujesz mnie do ostrych wypowiedzi. Przez to, że niektórzy ludzie (bo nie wszyscy!) pilnują wyłącznie "swojego" to mamy co mamy. Oczywiście wiem o tym, mam tego dowody na codzień, miałem w przeszłości. I wiesz co ci powiem? Że to jakieś niepojęte dla mnie kałmuckie myślenie, kombinowanie niewolnika. Nie zamierzam się temu podporządkować.