A jednak dokonało się
przekazanie dokumentów, które mogą teoretycznie ułatwić pracę jednej z naszych
sąsiadek w materii starań o obniżenie czynszów i późniejszy (potencjalnie
możliwy) wykup mieszkań! W tej sytuacji zobligowany jestem do odnotowania tego
faktu – co niniejszym czynię z prawdziwym zadowoleniem. Pakiet jest pokaźny,
niektóre jego elementy dublują pisma już znane, inne DOWODNIE WSKAZUJĄ na skalę
kłamstw, jakie wobec nas były stosowane. Przede wszystkim mam tu na myśli Biuro
Polityki Lokalowej. Niżej powody, dla których tak twierdzę.
Jak moim Sąsiadom i wielu Czytelnikom wiadomo w chwili
podpisywania umów najmu ustnie upewniano nas o możliwości wykupu lokali po
pięciu latach. W grupie, która te dokumenty sygnowała mniej więcej w tym samym
czasie co niżej podpisany (czerwiec 2001 – druga grupa przetargowa) identycznie
brzmiące świadectwa zgodni są złożyć wszyscy główni lokatorzy i osoby im
towarzyszące (żony – mężowie) rozmawiające z urzędnikami z Canaletta 2. To jest
siedziba Biura Polityki Lokalowej. Pozostali tym tylko różnią się od nas, że
nie pamiętają dzisiaj nazwisk urzędniczek prowadzących dialogi – potwierdzają
natomiast ich charakter i treść. DOKŁADNIE TAKĄ SAMĄ TREŚĆ, JAK WYŻEJ
WYMIENIENI! Przez wiele lat we wszystkich rozmowach i korespondencjach ta
pamięć była negowana, wykpiwana, a podobnie twierdzące osoby posądzano wręcz o
zaniżone zdolności percepcyjne. Nie? A to proszę przeczytać uważnie treść pisma
z roku 2007 podpisanego przez Beatę Wrońską Freudenheim:
„…Państwa zarzut jakoby obecne stanowisko było niespójne w związku z
pismem Nr PLI.7140/S-36/05/AK z dnia 28 lipca 2005r. w którym podkreślono, że
rozważenie możliwości wykupu lokali na ul. Abramowskiego 9 jest uzależnione od
złożenia wniosków przez wszystkich najemców mieszkań usytuowanych w tym budynku
nie może znaleźć akceptacji ani też uzasadnienia. W przedmiotowym piśmie … zaznaczono bowiem, że przeznaczenie do zbycia
musi być poprzedzone analizą i celowością takich działań …”
Niestety szanowna autorko MYLISZ SIĘ! Oto bowiem treść pisma
z 2005 roku (patrz fotografia!), skierowanego do ówczesnego przedstawiciela
lokatorów, na podstawie którego przystąpiono do intensywnego zbierania podpisów
najemców chętnych do wykupu:
„…Szanowny Panie! W związku z pismem Grupy Inicjatywnej w sprawie wykupu
lokali położonych w budynku przy Abramowskiego 9 informuję, że rozważenie
możliwości wykupu lokali jest uzależnione od złożenia wniosków przez wszystkich
najemców mieszkań usytuowanych w tym budynku. Podpisano Zastępca Dyrektora
Biura polityki Lokalowej Ewa Ćwiek Wisniewska…”
Jak widać w dokumencie tym mowa jest co prawda o ROZWAŻENIU możliwości
wykupu (słowo podkreślone) – ale NIE MA ANI SŁOWA a jakichś bliżej
nieokreślonych „analizach”. Niczego w tym dokumencie „nie zaznaczono” – jak utrzymuje
Wrońska Freudenheim dwal lata później! Dlaczego? Czyżby w 2005 roku trwała
jeszcze pamięć o niedawnych słownych obietnicach wykupu? Czyżby w urzędniczych rozumach
kołatała się jeszcze myśl, że obietnice ustne poczynione wobec tak dużej grupy
ludzi jednak obowiązują? Twierdzę, że tak właśnie było! Ale już w roku 2007 w
dokumentach lokatorzy jawią się jako banda przygłupów nie tylko nie
potrafiących „rozumieć” urzędniczych wytworów epistolografii, ale w ogóle czytać
ze zrozumieniem. Sytuacja prezentowana przez urzędników miejskich wygląda w ich
opisach jak scena z kiepskiego westernu: oto Miasto najechała banda cwaniaków
zamierzających dokonać rabunku jakiegoś bliżej nieokreślonego mienia wspólnego –
i naprzeciw tłuszczy staje szeryf Beata. Najpierw z „dobrym słowem” mającym
poruszyć rozumki niekumatych rabusiów. W kolejnych latach już z innymi,
bardziej ostrymi „uchwałami” i „postanowieniami”. Ich lufy dymią do dzisiaj. I
gdyby nie wyrok NSA z czerwca 2014 roku – nie mieli byśmy nic do powiedzenia. Niestety
jak się okazuje „racja” szeryfa rozmywa się coraz bardziej. Dzisiaj więc miast
wykonać wyrok – szeryf „go rozważa”…
W 2007 roku nie byłem
już niczyim przedstawicielem. O piśmie Wrońskiej Freudenheim dowiedziałem się pośrednio
– i na tej stronie w tekście „Błądzenie mocarstw i mocarzy” zaproponowałem
odpowiedź. Nie skorzystano z tej oferty. Szkoda. Bo gdyby tak się stało
konsekwencją prostą byłby zapewne proces sądowy wytoczony Miastu przez
oszukanych lokatorów. Zmuszono nas podstępem do niewłaściwego rozporządzenia
swoim mieniem. Tak, tak, szanowna pani
dyrektor: część obecnych lokatorów Abramowskiego 9 oddała Miastu lokale
własnościowe, mówimy więc o mieniu wprost! Dzisiaj doprowadzeni są do stanu
bezbronności. Nie mogą zadecydować o niczym poza płaceniem absurdalnie wysokich
czynszów. Ani oni – ani ci, którzy stawiali na przetarg mieszkania komunalne, w
większości dzisiaj wykupione na podstawie dawniej obowiązujących praw. Jak więc
rozumieć twierdzenia, że oto Miasto nie sprzeda czegoś obiecanego do sprzedaży –
bo mu się to nie opłaca? Jak zestawiać to z przeprowadzonymi przez
Stowarzyszenie „Warszawiak na swoim” badaniami dowodzącymi, iż „opieka” Miasta
nad mieniem komunalnym jest co najmniej DWUKROTNIE DROŻSZA, niż opieka
właściciela nad własnością prywatną we wspólnotach mieszkaniowych? Rozumiem: Miasto potrzebuje żelaznego elektoratu wyborczego. A któż lepiej wypełni tę rolę, niż sowicie opłacani urzędnicy ZBK-ów, DOM-ów i innych podobnych przechowalni "nietykalnych"? Po prostu "władzy raz zdobytej nie oddacie nigdy" - tak to się za ancien regime'u powiadało, prawda? A ludzie i obietnice? Jacy ludzie i jakie obietnice? Nie ma ludzi, nie ma obietnic: są płatnicy, najemcy, podnajemcy i cała reszta tej menażerii nie potrafiąca pojąć "istoty wypowiadanych przez Władców słów"...
6 komentarzy:
Panie, to jak wy macie takie kwity czemu rozprawa sądowa przeciw miastu jeszcze się nie zaczęła? Czekacie aż was doduszą do końca?
Nie. Usiłujemy wykorzystać wszystkie ścieżki formalne, które na początku z sądami nie są związane. Ale oczywiście żadnego rozwiązania problemu w razie jego komplikacji nie wykluczamy...
Do pierwszego komentatora: zdanie tzw. "waadzy" też może się zmienić. Oto na przykład pomnik sowietów spod Dworca Wileńskiego miał wrócić na Pragę - a nie wróci. Znaczy się upór tez można rozkruszyć, co nie?
I o to chodzi, i o to chodzi! Też tak to widzę - nie ma decyzji trwających tysiąclecia, nie ma opinii niepodważalnych. Rzekomi mocarze i rzekome mocarstwa zmieniają zdanie, to jest główna teza mojej propozycji odpowiedzi na list Wrońskiej Freudenheim z roku 2007. Niestety proponuję zapał nieco ostudzić: to jest rok wyborczy i gawiedzi obiecuje się cuda na kiju, byle tylko władzy nie stracić. A później to się już zobaczy, jakoś to przecież będzie, demokracja demokracją, ale ktoś tym bałaganem po wyborach musi rządzić, prawda? Tak to władcy najczęściej widzą... Dla mnie poważniejszym argumentem jest ten, który mówi, iż obecny system niewolnictwa najemców lokali komunalnych musi się zawalić za sprawą zaprowadzonej w ZBK-ach księżycowej gospodarki finansowej. Tez już o tym pisałem, nie chce mi się ustaleń własnych i wielu innych ludzi powtarzać. Wczoraj wszystkie dzielnice, w których podobne do naszego stoją inne domy "komercyjne" gadały jednym głosem. Powtarzały szlagworty z jednego i tego samego szkolenia. Dzisiaj milczą - chciałoby się powiedzieć, że równie w ten sam sposób. Mało kto zauważa, że z dokumentacji dotyczącej "komercyjnych" powoli znika właśnie to pojęcie. Trwa usilna praca, by wysokie u nas czynsze powiązać nie z rzekomą doskonałością budynku - jaka ona jest każdy widzi, a i ekspertyzy techniczne wyraźnie o tym mówią - ale z metrażem i sztucznym tworzeniem nowych centrów dzielnicowych. Niestety i tu nie dopilnowano całości: w moim domu są mieszkania, w których lokatorzy połapali się po latach, że zajmowane przez nich lokale mają przeszacowany metraż. Nie żadne tam "powyżej 80 metrów kwadratowych", ale zdecydowanie mniej. I czynsze zeszły do poziomu standardowego. Na razie tylko tam. A nam chodzi o to, by poszły wszędzie - bo to i tak dwa razy drożej, niż we wspólnotach lokatorskich!
To ja cos z innej bajki. Też mieszkam w podobnym domu, w innej dzielnicy. I chciałam zamienić na coś mniejszego. Ogłoszenia wisza już cztery lata - i nic, dokładnie nie ma chętnych na zabójczy czynsz. Więc to kolejny kamyczek do ogródka jak zrobiono nas w konia. Płacić, płacic i jeszcze raz placić, na nic nie narzekać bo misato podobno dokłada do mnie. A takiego wała jak Polska cała! Przestańcie dokladać i dajcie mi troche wolności a sama uporam się ze swoimi kłopotami. To znaczy natychmiast obnizyć czynsze, są zabójcze i niesprawiedliwe. A na mój lokal chetnie weszła by rodzina z małymi dziećmi, taka co się nazywa rozwojowa. Więc co im zależy?
Miła Komentatorko, toż jak najdokładniej wiem o co chodzi. I wiem też, że to jest kolejna odsłona pułapki, w którą nas wpakowano, zresztą jak to staram się opisać - wmawiając dzisiaj najemcom, że sami w to weszli. I muszą ponosić konsekwencja swojego wyboru. Z tym "dokładaniem" proszę zapoznać się z tekstami "Warszawiaka na swoim" - i moimi, poprzednie tygodnie. To jest po prostu bzdura, nieprawda! Przykład Pragi Południe dowodzi, że opieka nad metrem kwadratowym powierzchni mieszkalnej jest dwa razy droższa w wypadku ZBK- ów, niż wspólnot mieszkaniowych. Już wiadomo, że te "osiągnięcia" znacznie przebija Śródmieście i Mokotów, tu szaleństwo sięga zenitu. I co? I nic, proszę Szanownej, Ratusz najwyraźniej uważa, że to jest normalne, przecież z nadesłanych przez te dzielnice dokumentów wynika coś optymistycznego, a nie takie czarnowidztwo, jak niżej podpisany uprawia od lat A inne organizacje społeczne dowodzą tego zdania na konkretnych, udokumentowanych przykładach... Nie można się przebić przez mur sprawozdawczości administracyjnej, lewej dokumentacji, często zwykłego chamstwa. Im w hierarchii służbowej niżej - tym gorzej, choć tu muszę dodać, że z doświadczenia moich 14 lat kontaktu z nimi wynika, iż nie wszyscy są tam idiotami, niektórzy widzą co się dzieje. Ale polecenia służbowe są jakie są... To jest w ogóle system, który generuje uaktywnienie się wśród urzędników najgorszych cech ludzkich, pogardy wobec najemcy, przekonania, że konsekwencje jako takie dotykają tylko płatników, ich nie. Na Mokotowie proszę Szanownej wewnętrzną akcję administracyjną typu "Bliżej lokatora" (czy jak to oni tam sobie nazwali) odczytano jako obowiązek przeprowadzenia kampanii pod nazwą "Donieś na swojego sąsiada". Poważnie! Nie wiem ilu odkryto "donosicieli", sądzę, że raczej niewielu, akcja zdaje się zmarła śmiercią głodową - co nie znaczy, że ktoś jednak bezczelnie podjął kolejną próbę skłócania ludzi ze sobą. Skonfliktowanymi łatwiej się zarządza. A wolność, o której Pani pisze... Mój Boże, jaka wolność, jaka swoboda decydowania, jeszcze by nam się w dupach poprzewracało, proszą darować kolokwializm...
Prześlij komentarz