środa, 22 października 2014

WRACAMY NA SWOJE...



A konkretnie do nadchodzących coraz szybciej wyborów samorządowych. W mieście, które może i jest wiosną barwne – ale na pewno zwróciło się przeciw swoim mieszkańcom. I dzisiaj z uporem maniaka tkwi w tym błędzie, stosując liczne wybiegi mające na celu zachowanie status quo. To znaczy wysokich pensji miejskich, wszechwładzy każdego urzędasa centralnego (Ratusz!) czy dzielnicowego – przy oczywiście rzekomej totalnej niemożności wyprzedawanej mieszkańcom jako panaceum na każdy zgłoszony przez nich problem. Informujemy „Władców”: ta maść już nie działa, a nasza cierpliwość właśnie się kończy!

Skontaktowałem się dzisiaj ze sztabem wyborczym Jacka Sasina. To jeden z dwóch kandydatów na prezydenta mojego miasta, który kwestię w tym domu pierwszoplanową, czyli obniżenia kosztów „toczenia” (zbójeckie czynsze!) i umożliwienie lokatorom wykupu zajmowanych mieszkań stawia na jednym z pierwszych miejsc prowadzonej kampanii wyborczej. Opowiedziałem o barwnych losach kamienicy, minionych i aktualnych wojnach z urzędnikami dzielnicy, każdą wypowiedziana kwestię wsparłem przekazaniem Sztabowi kserokopii dokumentów, wyroków NSA, artykułów, pism skarżących i odpowiedzi na nie. Zaproponowałem również, by kandydat Jacek Sasin zechciał potraktować nasze potencjalne głosy jak najpoważniej – z zastrzeżeniem, iż w wypadku jego wygranej będziemy domagać się realizacji przedwyborczych obietnic. Zaproponowałem również, by kandydat zaraz po wygranych wyborach zechciał odwiedzić nas i powiedzieć:

DOŚĆ WASZEJ PAŃSZCZYZNY! OD JUTRA ŻYJECIE W WOLNYM I PRZYJAZNYM MIEŚCIE!

To hasło przekazuję całkiem honorowo do wykorzystania…

Kiedy kilka tygodni temu w odpowiedzi na moją skargę dotyczącą nieproduktywnych, a drogich ochroniarzy i złego zarządzania domem otrzymałem odpowiedź sygnowaną między innymi przez samorządowych władców Mokotowa – postanowiłem nie przywoływać jej tutaj i broń Boże szczegółowo nie komentować. Prosta przyczyna: stek banialuk niewart jest czasu, jaki trzeba by mu poświęcić. Rozziew pomiędzy deklaracjami autorów pisma, a stanem faktycznym domu i czynnościami wobec niego wykonywanymi tak wielki, że nie przychodzą  mi do głowy żadne parlamentarne określenia – a tym razem innych nie chciałbym używać. Sytuacja spowodowała jednak, że począłem szukać innych dowodów na bezsensowną gospodarkę lokalową prowadzoną przez obecny Ratusz. I nie trzeba było długo szukać. Przywołane dalej dane pochodzą ze strony Stowarzyszenia „Warszawiak na swoim”.

„…Musimy zrozumieć – polityka mieszkaniowa miasta służy tylko urzędnikom i nie ma nic wspólnego z mieszkańcami. Dwie kadencje z apanażami rzędu 300-400 tysięcy rocznie starczą, by nie martwić się emeryturami, zusami, filarami, OFE itp. itd. Duże pieniądze są po prostu marnowane, zamiast iść na poprawę sytuacji mieszkaniowej Stolicy…”

Smacznie? Pewnie że tak! Autorzy dowodzą dalej, że w latach 2008-2012 na podstawie uchwały z roku 2004 miasto sprzedawało ponad 2000 mieszkań rocznie. Przychód z tego tytułu: około 70 milionów złotych. W 2013 roku poczęła obowiązywać uchwała znacznie ograniczająca bonifikaty udzielane dotychczas przy wykupach. Pamiętają Państwo: z 90 procent do maksimum 50 procent. Dzieci gorszego i lepszego Pana Boga… My to ta druga grupa. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Zaplanowano (cholera – jak za socjalizmu!)  sprzedaż 684 mieszkań, sprzedano 18. TRZYDZIESTOKROTNIE MNIEJ! Czy bardzo pomyli się ktoś mówiący, że sprzedaż praktycznie ustała?

Ciąg dalszy tekstu z „Warszawiaka na Swoim”: „… Miasto posiada około 90 tysięcy mieszkań w swoim zasobie. Częścią zarządzają wspólnoty, częścią miasto – przy czym miasto zarządza ponad dwukrotnie drożej. Można szacować, że miasto wydaje rocznie około 140 milionów złotych więcej, niż wspólnoty, przekłada się to rocznie na wybudowanie 700 nowych mieszkań. Z tego punktu widzenia w interesie mieszkańców miasto powinno albo pozbyć się mieszkań, albo zmienić sposób zarządzania…”.

I co? Wyobrażacie sobie swoich administratorów rozwieszających na klatkach schodowych naszego domu ogłoszenia typu „Wybitny fachowiec budowlany, zarządca, szuka zajęcia”? Pewnie że nie wyobrażacie. Bo przecież „wybitni fachowcy” zrobią wszystko, by obecnego żerowiska nie stracić. By doić nas jeszcze intensywniej, by opowiadać nam pierdoły wyssane z palca, by unikać wykonywania choćby połowy tego, do czego zobowiązuje ich podpisany angaż i przyzwoitość. Prędzej piekło zamarznie, niż nauczą się liczyć nasze pieniądze (bo swoje liczą wspaniale!), poznawać zasady rozsądnej i skutecznej ekonomii i nie wmawiać obywatelom niekonstytucyjnie, że ci nie mają prawa interesować się celowością wydatkowania pobranych od nich pod przymusem grubych setek złotych.

„Warszawiak na Swoim” przynajmniej w zakresie tekstów, do których się dostałem ma również swoje wady. Nie znajdziecie tam ani słowa o oszustwie, jakiego dopuszczono się wobec specjalnej kategorii lokatorów komunalnych. Czyli wobec nas, użytkowników czegoś, co jest rzekomo „komercyjne”. No cóż, nie mam im dzisiaj tego za złe. Dopuściliśmy kiedyś do tego, że reprezentowanie lokatorów z Abramowskiego przeszło w ręce… powiedzmy łagodnie… niezbyt odpowiedzialne. A dwóch panów, gdy będzie  trzeba wymienię ich nazwiska, zrobiło wszystko, by nie konsolidować się z innymi, podobnymi do naszego budynkami z Żoliborza, Gocławia czy Pragi. Tam dzisiaj działają prężne, oficjalnie zarejestrowane Stowarzyszenia. U nas smutek tropików. A może nawet TRUPIKÓW.

Informuję przeto sąsiadów: intensywnie nawiązuję zerwane kontakty z innymi budynkami miejskimi komercyjnymi. Mam już pierwsze obietnice ustaleń dotyczących wspólnego działania. Zmowę zła dokonanego wobec nas, naszych dzieci, naszych losów TRZEBA POKONAĆ. Rozsądnych zapraszam do współpracy. Nierozsądni, pieczeniarze, interesowni – niechaj się lepiej trzymają z daleka.

M.Z.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Proszę Pana, wyglada na to, że albo Pan, albo pańscy sponsorzy stawiacie dzisiaj na jednego konia. A co stanie się jeśłi obecne władze w trybie pilnym zniosą jeszcze przed wyborami próg komercyjności i za kilka dni zacznie Pan płacić czynsz w normalnej wysokości?

M.Z. pisze...

Szanowna/Szanowny! Najpierw jasno chcę powiedzieć, że mam tylko jednego sponsora: własny rozum i pojmowanie sytuacji, w jakiej się znalazłem. Proszę zatem pod żadnym pozorem nie sugerować istnienia nade mną jakiegoś elementu władczego czy sprawczego, każdy następny komentarz w tym stylu zostanie wyrzucony do śmieci.

A żartobliwie powiadając nie stawiam na jednego konia, ale PRZECIW jednemu koniowi, ściślej KOBYLE.

W zmiany sugerowane w komentarzu po prostu nie wierzę. Trzynaście lat obserwowania jak działa ta ekipa doprowadziło mnie do przekonania, że ich arogancja i pewność siebie są stukrotnie większe, niż resztki rozumu, które zapewne ten czy ów posiada. Takie wolty przedwyborcze możliwe byłyby w normalnych krajach. Z przykrością informuję, że w moim przekonaniu dzisiaj takim krajem nie jesteśmy.

Anonimowy pisze...

W domach typu komercyjnego nawet jedna trzecia to lokale zasiedlone obecnie bezprawnie, ich najemcy mają inne mieszkania, często własnościowe. Czy to przypadkiem nie jest droga do uwolnienia przynajmniej części powierzchni dla lokatorów, którzy czynsz w normalnej wysokości jednak będą płacić? O zaległościach czynszowych oczywiście Pan słyszał…

M.Z. pisze...

O wielkości „jedna trzecia” pewnie można by dyskutować. Ale generalnie prawda, tak się dzieje w każdej zbiorowości, od Zatoki Biskajskiej po Ural. Do wyjaśniania tych sytuacji, do podejmowania kroków zaradczych powołane zostały odpowiednie służby, teoretycznie istnieją takowe na szczeblu organów zarządzających substancją miejską. Wspominana przeze mnie arogancja urzędników lokalnych nie polega na tym, iż wobec mnie na przykład przybierają groźne miny. Polega przede wszystkim na tym, że ludzie ci nie są zainteresowani porządnym wykonywaniem powierzonych im obowiązków. Paradoks? Ależ nie – mętna woda sprzyja zarządzaniu strachem, montowaniu własnych małych interesików, utrwalaniu związków i zadośćuczynianiu bliżej nieznanym mi układom i układzikom. Na początku tego roku wysłano do naszych mieszkań na Mokotowie ekipy „śledcze”, to się odbywało w ramach jakiejś akcji typu „Bliżej lokatora” – albo podobnie. Ekipa wchodziła o godzinie tylko im odpowiadającej (lokator musiał zwolnić się z pracy) i zadawała jedno pytanie: co pan wie, bo wiemy, że pan wie. Wyjątkowo sprytne, prawda? Odpowiadałem, że kapusta wkrótce wzrośnie na polach, a ja nawet coś wiedząc wszedłem w posiadanie tych informacji jeszcze jako czynny dziennikarz, nie ujawnię ani ich treści, ani ich autorów, chroni mnie Prawo Prasowe. „No to my pójdziemy dalej…” A idźcie – i nie grzeszcie więcej…

Tymczasem wszystkie niezbędne informacje tkwią w sieci, w domenie publicznej. Wystarczyło nająć przeszkolonego w obsłudze komputera pracownika – i zacząć działać w ramach obowiązującego prawa. Niestety nie „podziałano”…

Czy o tym charakterze pracy „dzielnych administratorów” pisałem choć słowem? Ależ oczywiście! Generalnie zarzucałem ZBK-owi niegospodarność, oportunizm i niechęć do rozważnego działania na przykładzie przetargów związanych z utrzymywaniem w naszym domu bezsensownej ekipy ochroniarzy. Posłużę się konkretem: 1 stycznia 2014 w drodze przetargu publicznego weszła do nas agencja ochrony znana w całej Polsce z tego, że nie miała zwyczaju płacić pensji swoim pracownikom. To tkwiło w sieci jak byk, to były głosy kilkudziesięciu ( a może i ponad setki) oszukanych z terenu całej Polski, wystarczyło obudzić wujka Google, wejść na dowolną stronę i poczytać. Nie, nic takiego się nie stało, nikt niczego nie sprawdzał, albo za duży wysiłek, albo co innego, malwersant wygrał przetarg i oto mieliśmy w piwnicy (tam mają swoją dyżurkę kompletnie uniemożliwiającą im obserwowanie czegokolwiek) kilku chłopa, dla których głównym zajęciem było pożyczanie pieniędzy od lokatorów w celu przeżycia. Cóż, człowiek ma prawo starać się przeżyć. Moją pisemną skargę do ratusza na złe działania ZBK-u przesłano do… oskarżonego i władz dzielnicy, a ci odpowiedzieli jak odpowiedzieli. Że mam zwidy i omamy, a w ogóle nie mam prawa wtrącać się w detale administrowania domem, to nie moje pieniądze, nie moja sprawa, paszoł won. Więc czyje to są pieniądze, skąd pochodzą? Z dostaw marsjańskich?

Więc tych geniuszy chciała by Pani/Pan nająć do śledczej i porządkującej roboty?

I na koniec taka moja uwaga: oskarżanie lokatorów en bloc, że niby jakoś sobie radzą, niekoniecznie zgodnie z przepisami, jest formą oskarżeń zbiorowych i tworzenia następnie jakiegoś wzoru odpowiedzialności zbiorowej. Śliska i niesprawiedliwa ścieżka, osobiście odradzam poruszanie się po niej. Na Marszałkowskiej nie ma już Składnicy Harcerskiej, wycofano ze sprzedaży zestawy "Małego prokuratora" i "Młodego egzekutora"... Słowem: Pawka Morozow IS DEAD. Co nie oznacza, że cwaniaków nie wolno łapać i neutralizować.

Anonimowy pisze...

Czy ponad 80 metrów dla niektórych to nie jest za dużo? Ja wychowałam się z dwojgiem rodzeństwa w 50 metrach - i żyję, mam się dobrze. Po co takie wielkie mieszkania?

M.Z. pisze...

O, to mi się badawczo podoba: socjalistyczne myślenie bez żadnych barw maskujących! Wprost na talerzu. Tylko walić na odlew i patrzeć jak się rozbryzguje. "Za dużo" czy "Za mało", co, komu i dlaczego tak, a nie inaczej - toż to była kwintesencja tamtej epoki. Istniał na rogu Nowego Światu i Marszałkowskiej budynek, gdzie to wszystko ustalano, a następnie podawano nie tylko do wierzenia, ale do bezpośredniej realizacji. Maksymalnie siedem metrów kwadratowych na twarz - i jazda do roboty! Od lat powiadam, że wyznawców, a zwłaszcza twórców tego kierunku myślenia osadził bym karnie w szczelnie odgrodzonym od świata osiedlu Za Żelazną Bramą. I kazał im żyć za podstawową emeryturę w klitkach, jakie tam budowano. Tak tak, Szanowna, niektórzy starzy towarzysze zapewne by przeżyli, w końcu nawet niepełnosprawny ruchowo siedząc na sraczu może Za Żelazną Bramą mieszać zupę w garnku, tam są takie metraże. A z powodu wysokości lokalu i tak nie poda na stół niczego ponad wzrost naleśnika. Nie wątpię, że "jakoś" się Pani w tym wszystkim wychowała, skoro wtrąca tę cenną uwagę. Dzisiaj pozostaje tylko ustalić na ile warte to przetrwanie i wychowanie. Ile traumy zostało z młodzieńczych lat, ile blokad i jak wielkie wyhodowały się Pani klapki na oczach. Proszę darować, że walę wprost - naprawdę nie mam już cierpliwości do podobnych Pani "analityków świata".

M.Z. pisze...

Ło matko: pomyliłem się! Budynek KC PZPR to róg Nowego Światu i Alej Jerozolimskich. Proszę darować.

Anonimowy pisze...

Autor: jest wiele wskazówek na to, że wybory warszawskie wygra jednak PO. Są ludzie twierdzący, że to poważna partia, a kontrkandydaci Bufetowej zachowują się tak, jakby nigdy wygrać nie chcieli. Co Ty na to?

M.Z. pisze...

Ja na to, że od lat obserwowana jest sytuacja, w której tak zwani „badacze opinii społecznej” nie relacjonują tego, czego dowiedzieli się od ludzi, ale wskazują ludziom pożądane kierunki myślenia i działania. W tak tworzonej gmatwaninie śladów i podejrzeń trudno jest indywidualnemu obserwatorowi dociec prawdy. Pewne jest natomiast to, że wbrew głośnym ostatnio twierdzeniom jakoby parasol ochronny nad PO został zwinięty - rola i znaczenie tej partii są mocno i sztucznie rozdęte. A Bufetowa to przecież wiceprzewodnicząca, to rozdęcie jej również dotyczy… Gdzie zresztą nie spojrzeć ujawniają się lawinowo dowody na kompletne wypalenie się i tak sztucznie „wykrywanych” przed laty kompetencji PO. Król okazał się nagi! Partia okazuje się zbieraniną pieczeniarzy, karierowiczów, niekompetentnych, a co gorsza zakompleksionych chłopczyków w krótkich spodenkach i mocno przechodzonych dziewczynek ze skłonnościami do blagi. Przyjrzyj się proszę się ostatnim aferom związanym z gadulstwem chłopczyka Sikorskiego, mam na myśli propozycję Putina zwrotu Polsce Lwowa. Nie chce po raz n-ty opisywać tego, co już nader udatnie opisane zostało. Dlatego polecam Ci ten fragment publicznej wypowiedzi:
http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/waszczykowski-ujawnila-sie-zdradziecka-rola-po,12005941356
„…Sądzi Pan, że Niemcy były świadome takich propozycji?
Wątpię, by Putin składał Polsce taką propozycję bez wiedzy Niemców. Jestem przekonany, że on mógł być po jakimś wspólnym snuciu planów z Niemcami. To mogła być propozycja pewnej wymiany: oddany Polsce Lwów, a Polacy oddadzą Niemcom Szczecin i Wrocław. To nie mogło być rzucenie propozycji w powietrze, to musiało być przygotowane. Rosyjska polityka opiera się na trwałych koncepcjach. Za słowami Putina mógł stać jakiś dialog z Niemcami. To stawia i Tuska i Polskę, relacje z Niemcami i Rosją stawia w bardzo złym świetle. To są rzeczy bardzo poważne. One stawiają pod znakiem zapytania zdolności PO, jako formacji, do sprawowania władzy…”
Trzeba coś dalej komentować? Moim zdaniem NIE. Czy będzie to miało transmisję na w końcu lokalne wybory warszawskie? Mam nadzieje, że TAK. Zapewne kilka dni przed pójściem do urn wyborczych szefowa tego nieszczęsnego warszawskiego bufetu uroczyście przetnie wstęgę na jakiejś stacji drugiej linii metra, zaprzyjaźnione telewizje przedstawią to jako niesłychany sukces – zapominając, że i tak termin PRZESUNIĘTO O DWA LATA. Jakie będą usterki i czy nie trzeba będzie godzinę po uroczystości zamknąć wszystkiego? Czas pokaże. Budowanie potiomkinowskich wiosek PO-wcy mają opanowane do perfekcji. Puszczanie ludziom dymu w oczy też.



Anonimowy pisze...

No i co: jest jakaś reakcja sztabu Sasina albo samego Sasina na Pańską u nich wizytę?

M.Z. pisze...

Przykro mi to mówić - ale nie dzieje się nic. Jutro spotkanie opatrzone opisem "na Mokotowie". Okazuje się jednak, że na Dolnym Mokotowie. Ani ja na swojego maila, ani na stronę nie mam żadnej odpowiedzi - a podałem wszystkie adresy. Szkoda - bo czas leci, a w kwaterunkowych mieszkaniach żyje naprawdę mnóstwo osób. Potencjalnych wyborców, z którymi jak na razie nikt nie chce rozmawiać. Po wyroku NSA miasto "rozważa" jego treść. Gdyby to był wyrok na Kowalskiego to już by go wykonano. Takie czasy proszę Państwa...