No więc w ramach tytułowych czynności zabrałem się za
porządkowanie starych książek. Nie dość, że żona kazała – to jeszcze miejsce na
półkach dawno się skończyło, był to więc nakaz podparty racją… Spakowałem kilka
bzdetnych powieści kryminalnych, jakąś rozprawkę o wyższości kultury masowej
nad dekadencką i kapitalistyczną (mój Boże – 40 lat temu innych książek nie
drukowano!) – i wszystko sio do paczki śmietnikowej! Aż trafiłem na perełkę,
której w życiu nie wyrzucę: „Gubernatora” Roberta Penn Warrena. Polecam moim
Czytelnikom: nie znam lepszej rozprawy o władzy, dewiacji z nią związanej,
brudach tkwiących w polityce od zawsze. I chyba na zawsze…
Co tkwi takiego magicznego w dobrej literaturze, że czytana
po wielu latach porusza do żywego? Zdolność przewidywania? Aptekarska analiza
ludzkich ułomności? Mistrzostwo pióra i diaboliczna umiejętność wodzenia
czytelnika w światy, których istnienia nawet nie podejrzewał? Wieczna aktualność
wynikająca z precyzyjnej obserwacji? Niechaj mądrzejsi rozstrzygają. W
zestawieniu z nieżyjącym już Amerykaninem współczesna proza polska poraża
perfekcyjną niedoskonałością. Najwyraźniej lata całe trzeba było ćwiczyć, by
osiągnąć ten poziom dna i bełkotu. No i niektórym się udało… Stąd pomysł, by
przywołać w tym miejscu autora innego od reszty, zamilczanego na śmierć, a przecież absolutnego
rekordzistę w sprzedanych nakładach swoich książek – Waldemara Łysiaka. W
wydanej rok temu książce „KARAWANa LITERATURY” przywołuje on we wstępie
taki oto wpis Charlesa Baudelaira o George Sand, jak wiadomo przyjaciółce
Chopina:
“…Jest głupia, ma
niezgrabny i przegadany styl. Jej moralne idee odznaczają się tą samą głębią
osądu i delikatnością uczucia, co wyznania dozorczyń i sprzedajnych kobiet.
Najlepszym dowodem upadku naszego stulecia jest fakt, iż kilku mężczyzn
zakochało się w tej latrynie…”
I jak? Skąd ten Francuz wiedział co będzie wydawane w Polsce w
drugiej dekadzie dwutysiąclecia? A przecież powyższa definicja pasuje jak ulał
właściwie do wszystkiego, co leży na księgarskich półkach i ladach, zwłaszcza
do tak zwanej „literatury kobiecej”. I czemu ten czy ów „salon” przydał stempel
„genialności”, albo „odkrywczości”… Poświęćcie proszę trochę czasu, sięgnijcie
do „Gubernatora”, a z całą pewnością na wyrzuconych opowieściach o „domu na
bagnach” (albo nad rozlewiskiem – nie pamiętam), definicjach samców alfa pewnej
niewydarzonej malarki zarobicie mnóstwo pieniędzy w punktach skupu makulatury.
No tak, starszy pan, niestety już się do tego korpusu
zaliczam, znowu narzeka na współczesność. Jakby nie pamiętał o zawołaniu „o tempora, o mores”, przecież znanym od tysiącleci… Jest jednak
pewien sens w przywoływaniu podobnych porównań. Spójrzcie proszę na
wprowadzające zdjęcie. Creme de la creme, najwyższa półka polityki i
europejskości podczas swojej ostatniej wizyty w Berlinie jakby zapomniała, że
po czerwonym się idzie, zaś zielonym sadzi do góry. Naczytała się Harlequinów?
O wojnach polsko-ruskich? O "wnuczkożonkach" bakułowatych? Czy raczej niczego od lat nie przeczytała?
Więc znów jesteśmy we współczesności. Początek nowego wieku,
a jakby dekadencja. Jeszcze raz Łysiak:
„…Czasy są ciężkie.
Także w Polsce. Żyjemy w kraju, w którym bezkarnie można informować prokuraturę
i opinię publiczną, że wielki majątek zdobyło się dzięki ruletce, wygrywając
138 razy z rzędu … albo że pieniądze na kampanię wyborczą zdobyło się od
studentów i emerytów, którzy masowo wpłacali po 15 tysięcy złotych…”
Czy to przypadkiem nie ta sama ekipa? Do spółki z pyzatą panią,
która jak twierdzą „sondaże” już dzisiaj ponownie wygrała wybory na prezydenta
Warszawy? Ależ oczywiście, rozumiem, że zaraz otrzymam komplet maili
dowodzących jaki to ze mnie dureń i pis-owiec. Odpowiadam en bloc i z góry:
przeczytajcie proszę ostatnie zdanie wyżej przywołanego cytatu z Baudelaira. Nic
więcej nie mam do powiedzenia.
M.Z.
6 komentarzy:
Pan wie co ta warszawska krowa chce zrobić? Chce wprowadzić opłatę za wjazd samochodem do centrum.
Proszę Pani/Pana: do czego zdolna jest cała ta PO-wska banda to ja doskonale wiem. I dlatego ani ten pomysł, ani inne możliwe stamtąd pochodzące nie są dla mnie żadnym zdziwieniem. Wiele miesięcy temu pisałem o manii palikowania każdego wolnego skrawka chodników warszawskich. I przestrzegałem, że może się na tym nie skończyć, bo wszystko wygląda nie na arię finałową żałosnej opery, ale raczej na jej uwerturę. I co? I nic. Nie dość, że w realnym rozdawaniu kart specjalizuje się nie żadna tam panna demokracja, tylko tajne centra - to jeszcze zawsze znajdzie się paru idiotów, którzy uparcie będą twierdzić, że jak nie ona, Bufetowa, to kto, przecież nie Kaczory. I głosują jak im to "wzadaniowano" do tępych łbów. Ma Pani/Pan odrobinę wyobraźni? To proszę wystawić sobie taką sytuację, że oto kupujemy za wieloletni kredyt mieszkanie w dobrej dzielnicy. Kupiła by Pani/Pan cokolwiek od Kopaczki czy Bufetowej? Bo ja bym w takiej sytuacji wolał przehulać kredyt w jakimś kasynie. Ciężko by było, nie mam za grosz żyłki hazardu - ale niech tam, jak się coś ma zmarnować to przynajmniej w barwny sposób. To tyle w tej sprawie.
A propos Łysiaka: chyba najbardziej nie lubi go Ziemkiewicz. Ciekawe dlaczego?
"Karawana literatury" wyjaśnia to literalnie. Tu w skrócie tyle powiem, że chodzi o pierwszeństwo w diagnozie i opisie michnikowszczyzny. I jak by nie liczył, jak by nie patrzył - Łysiak był pierwszy. I a propos ocen: osobiście ani lubię ani cenię Ziemkiewicza. Od czasów Polactwa. Po prostu nigdy nie interesowała mnie opinia pisana z pozycji pańszczyźnianego chłopstwa.
Dobra, dobra - ze statystyki wynika, że pisując źle o tym towarzystwie od lat właściwie niczego nie osiągnąłeś. Śmieciuchy z PO jak trwały tak trwają. Spisek się nie udał. Pewnie jest Ci przykro?
Akurat przykro! Ale zacznę od tego, że pisywanie pod własnym imieniem i nazwiskiem trudno uznać za spisek, przyznasz, prawda? Dzisiaj zresztą znalazłem u pewnego komentatora Georgiusa (Salon24) doskonały na tę okazję cytat francuskiego polityka Thiersa o spiskowcach: "...nawet, gdy im się nie powiedzie, to zawsze uda się pchnąć panujących do niedorzecznych kroków, które sprowadzają ich upadek...". Dobra motywacja do minionych i dalszych działań? Moim zdaniem wręcz doskonała.
Prześlij komentarz