piątek, 29 sierpnia 2014

STRASZNIE, PANIE, STRASZNIE DOOKOŁA...



Za czasów mojej młodości istniał jeden, później dwa kanały telewizyjne. O triumfie socjalizmu nad resztą świata młócono na okrągło – i mało kto zwracał już na to uwagę. Dzisiaj mamy ekrany parokrotnie większe, programów jest grubo ponad setka – ale nic się w istocie przekazu nie zmieniło. Dalej trwa młócka tego samego. To znaczy: dzisiaj ludzi się po prostu straszy i przyzwyczaja do krwawych kawałków. Przenośnie chciałoby się rzec: świństwo, mord, wojna, podwyżki i rozboje rozlewają się nie tylko w większą calowo plamę, ale też gdzie się człeku nie obrócisz i na co nie przełączysz…

Przy okazji: strachy okazały się znakomitym materiałem manipulacyjnym, ludzi się po prostu strachem truje i znieczula, to zaś z kolei służy usprawiedliwieniu kolejnych posunięć władzy. Oczywiście zawsze zapłacą za nie obywatele, jak nie w ten to inny sposób. Proszę oto spojrzeć: fotoradary łupią kierowców ile wlezie, tu nie chodzi wcale o spowolnianie zbyt szybkiej jazdy, wystarczy ustawić na prostym odcinku drogi ograniczenie do 50 km/h, za nim radar i już nie trzeba staruszkom wyrywać torebek, by te parę groszy zarobić.

Metoda przeszła rzecz jasna i do Internetu. W dziale „Motoryzacja” prym wiedzie portal WP. Oto tytuły wpisów z kilku tylko ostatnich dni:

„Idą zamiany w przeglądach. Zapłacimy więcej, będą obowiązkowe naklejki”

„Kierowca w okularach: mandat za soczewki”

„Nie masz kilku rzeczy w samochodzie? To mandat. Nawet 500 zł”

I co Państwo na to? Ano najczęściej nic, wszyscy zdołaliśmy się już przyzwyczaić. Jak to w poprzednim felietonie napisałam w tej bandzie rządzi ten z jej członków, który wcześniej rano wstanie i wie, w którym kierunku żeglować. Jakie wydać dodatkowe przepisy i jak o tym w panikarskim stylu zawiadomić czytelników… Czy niedługo będzie tak, że gdy rano wyjdziesz z domu zapominając przeciwsłonecznych okularów – to zarobisz za najbliższym rogiem mandat na 500 zł? Może tak, może nie, w tym jednak kierunku wszystko zdąża…
Pod koniec sierpnia - jak donoszą blogerzy - media elektroniczne i papierowe zajmują się głównie bombardowaniem publiki informacjami o krwawych jatkach, jakich należy spodziewać się na drogach w nadchodzących dniach. Podawane są „zatrważające” statystyki, prym wiedzie tu oczywiście informacja o pijanych kierowcach. Mało kto zajmuje się dzisiaj zestawianiem tych oficjalnych danych – a warto, ponieważ właśnie z nich wynika wniosek, że to wszystko manipulacja, mit i zwykła hucpa. Proszę oto zwrócić uwagę na dane: 5 procent wypadków istotnie spowodowali pijani kierowcy. Z czego niestety wynika smutny wniosek, że pozostałe 95 procent to sprawcy trzeźwi jak gwizdki. Za trzeźwość - jak na razie – nie łapią. Ale kto wie co będzie dalej... Tymczasem kolejne zestawienie danych statystycznych dowodnie pokazuje, że od roku 2004 liczba wypadków drogowych w Polsce spadła o 30%, a liczna zabitych o ponad 40%.
 
Tu panowie policajowie mają kolejne standardowe wytłumaczenie – wszystko co złe dokoła powstaje przez nadmierną prędkość, zatem liczba radarów, tajnych radiowozów i innych elektronicznych pułapek winna wzrosnąć. Nie mówi się nic o tym, że wytrych nadmiernej prędkości poważne policje drogowe, w krajach, na które dziennikarze stale się powołują, dawno został odłożony do lamusa. I że poszukuje się innych prawdziwych powodów, dla których samochód wypadł z drogi, rozjechał kogoś nieoznakowanego o północy, czy uderzył w tył innego pojazdu. Anglicy zrobili swojego czasu poważne badania, z których wynikało wprost, że przemęczenie kierowców wynikające ze stania w korkach, braku klimatyzacji w aucie, czy doznanego w pracy stresu jest znacznie groźniejsze, niż wypicie przed jazdą jednego piwa. I co? I nic, informacje niewygodne po prostu pomija się, o nich się  milczy.

W sukurs mistrzom straszenia przychodzą ostatnio „naukowcy”. Oto jeden z nich wychodzi przed szereg i powiada:  „…To, jak zachowujemy się na drodze, w dużej mierze zależy od sytuacji. Żeby jeździć zgodnie z przepisami, kierowca musi mieć wrażenie, że jest obserwowany, a jak zostanie złapany, będzie od razu ukarany…” - twierdzi psycholog społeczny z SWPS, dr Wojciech Kulesza. Coś z tym panem jest jednak nie tak, bo w tym samym wywiadzie padają także słowa: „…Trzeba odejść od straszenia ludzi. Widać to też na przykładzie palaczy - na każdej paczce papierosów jest napis ostrzegający, że palenie zabija, każdy widział drastyczne zdjęcia zaatakowanych nowotworem płuc czy krtani. Ale i tak palą. Straszenie nie działa. Niestety to przykład na to, że teoria nie zawsze wykorzystywana jest przez praktyków. Choć psychologia społeczna od lat przekonuje, że straszenie nie działa, agencje wciąż przygotowują tego typu kampanie. ..” Panie doktorze! Zalecam prawdziwego doktora! I proszę nie bać się igły!

No więc co się dzieje, że jest jak jest i papka informacyjna przybiera takie formy? Ta sama psychologia społeczna, moim zdaniem nauka szalbiercza i magiczna, powiada, że chodzi o wymuszenie takich zachowań ludzkich, które w sytuacjach zagrożenia powodują wzrost reakcji prymitywnych, stadnych. „Bo jeśli jest tak źle – to niechaj już nawet strzelają do zbyt szybko jadących kierowców, wreszcie zapanuje spokój…” Brawo! Klaszczę, poważnie – bo to dróżka kombinatoryki, na krańcu której stoi jak byk konstatacja, iż jedyną „prędkością bezpieczną” jest prędkość ZERO km/h.

A tak w ogóle całkowicie spokojny spokój – to spokój wiekuisty. I nie było tak od razu – zamiast się męczyć i wykonywać równie skomplikowane wolty umysłowe?

M.Z.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Słowem co - zanim ruszy, zanim wrzuci jedynkę już ma się bać? Pan dobrze zapisał te słowa?

M.Z. pisze...

Jak najdokładniej. I wcale im się nie dziwię: ujawnił prawdę, odkrył się, tak wygląda współczesne zarządzanie strachem. Tak się manipuluje ludźmi i ich zachowaniami. Efekt jest oczywiście w tym akurat narodzie żałosny pod każdym względem. Proszę do tego dodać bezsensowne ograniczenia i zakazy, plus tradycyjne nieposłuszeństwo wobec jakichkolwiek zarządzeń władzy - i efekt jest jaki jest. Po co to wszystko? Ano po to, by zdestabilizować, podzielić, skłócić, takimi ludźmi łatwiej się dyryguje, kręci. Polski kierowca boi się nadchodzącego terminu spłaty raty kredytowej za pojazd, wizyty na stacji benzynowej, wieczornej możliwej kradzieży, stłuczki, złośliwości sąsiada otwierającego drzwi swojego pojazdu tak, by usłyszeć to po trzasku giętej blachy auta stojącego obok. Ostatnio doszło to wszechobecne Oko, taki rodzaj Wielkiego Brata. I jakiś dureń uznał, że wszyscy lubimy wjeżdżać w tłum przechodniów na przejściach, łamać kości i mordować - więc wszystko jest w porządku, trzeba to bydło śledzić, sprawdzać, karać, a przede wszystkim straszyć. Moim zdaniem PO STOKROĆ ZŁA TO DIAGNOZA! Niestety druga strona tego "księżyca" jest taka, iż durniów także mamy na drogach. Od pewnego czasu częściej naćpanych, niż pijanych, taki znak czasów. Zabijają siebie i wiezionych pasażerów, poza tymi wszystkimi kamerami i wbrew znakom, zakazom i ograniczeniom. Jest trochę jak z bronią: normalny ale zagrożony ma słabe szanse na otrzymanie zezwolenia. Bandyta ma to w nosie, zbroi się i co mu kto zrobi?