piątek, 29 sierpnia 2014

POLEMIKI

Mieszkam w tym domu 13 lat. Różne przechodziliśmy dzieje, były kłótnie i spory. A jednak to, co widać na fotce przeniosło poziom polemiki (albo nawet i kłótni) na inny poziom. Poziom zwykłego, jarmarcznego draństwa. Po kolei: od kilkunastu dni wszędzie gdzie można jakiś nadgorliwy anty-palacz przykleja wydrukowane obwieszczenia, że nie wolno palić na klatce schodowej. Inseraty raz podparte są jakimś przepisem, innym nie. Giną w strzępach. Choć nie zerwałem żadnego to powiem, że mam ochotę to uczynić i następnym razem bez wątpienia uczynię. Po pierwsze dlatego, że na naszej klatce schodowej NIE MA problemu palenia - i doprawdy trzeba mieć węch setera albo innego kundla myśliwskiego, by czuć tytoń. Po drugie "ogłoszeniodawca" na początku używał łatwo zrywalnej taśmy samoprzylepnej. Obecnie posługuje się jakimś klajstrem, najpewniej aby świństwo usunąć trzeba się nieźle naskrobać. A nie wszędzie jest to w bezkolizyjny sposób możliwe. Skąd wiem? Stąd, że wszystko widać wyraźnie na lustrze windy, dzisiaj kompletnie zasłoniętym "polemiką". Lustro jak wiadomo odbija także spodnią stronę rzeczy przyklejonej. Zobaczcie Państwo zresztą jakaż to krwista polemika...  Ciekawy przyczynek do meandrów rozumowania obu stron.

Zdobienie przestrzeni wspólnej podobnymi ogłoszeniami jest moim zdaniem bezprawne. Komuś drugiemu puściły nerwy i nazwał autora faszystą, gównozjadem i smrodem. Autor lub jego współwyznawca odpisał niżej, że przedtem to była  kultura, teraz... i coś dalej o kurwach. Cóż mogę dodać? Że gość (dama?) nie ma pojęcia o kulturze? Ano nie ma. Niszczy ów ktoś przestrzenie wspólne, zagospodarowuje je tak, jakby należały do niego z tego tylko powodu, że nie pali i że ma wymogi wobec reszty. To kiepskie usprawiedliwienie demolki - i powoływanie się na kulturę jest tu zupełnie nie  na miejscu.

Boleję nad tym - ale sam jestem palaczem. Może i dziwnym: w życiu nie wsiadłem do windy z petem w gębie, nigdy nie paliłem na klatce schodowej ani swojej ani cudzej. Kultura w tym zakresie - polemisto z kartki w windzie - to nie jest realizowanie swojej woli wbrew innym, ale nie szkodzenie innym gdy już się w nałóg popadło. Wiesz o tym, równo ty rozwieszający swoją wolę gdzie nie wolno - i ty ględzący o kulturze, a nie mający bladego pojęcia o czym gadasz?

M.Z.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A ja wiem kto to robi. Ale nie powiem.

M.Z. pisze...

Szanowna/Szanowny! Taki anonimowy głos jest bez znaczenia. A w ogóle podoba ci się klajstrowanie wszystkich przestrzeni publicznych w sposób trwały i nie do zmycia? Lustro w windzie to dla ciebie miejsce na przyklejanie dowodów stresu, fobii, czy cholera wie czego jeszcze? Przestrzeń wspólną jeden świr może zagospodarowywać jak mu się podoba - a drugi świr dokładać się do tego? Tak ma wyglądać ta "kultura", którą ogłoszeniodawcy krzewią pisemnymi wynurzeniami z klejem szewskim pod spodem? Tak mamy ze sobą rozmawiać, jak widać to na wczoraj zrobionym przeze mnie zdjęciu? Czym różni się ten "ogłoszeniodawca" od małolatów, którzy ozdobili nam poziom zerowy obok windy wydrapując na ścianach swój stosunek do ludzkich podrobów? Dziwię się, bo w ten sposób dorośli ludzie niczym nie różnią się od gówniarstwa z gwoździem w ręku. Efekt ten sam, czyli żaden, szkody podobne.

Anonimowy pisze...

Byłam, widziałam, zostały tylko szczątki, rzeczywiście kogoś pogięło z tym oklejaniem wszystkiego, co się do oklejenia nadaje. A propos - a co dzieje się z dozorcą, że jeszcze to nie uprzątnięte? Z ploteczek to wiadomo, że ochroniarze w męskiej części kopcą jak parowozy. Nie prościej było do nich iść i powiedzieć żeby przestali? A jak nie pomoże to zadzwonić do ich szefów?

M.Z. pisze...

Dozorca podobno na urlopie. Nie wiem nawet czy ktoś go zastępuje czy nie, bo ten urlop to już minimum dwa tygodnie, przecież na tym "komercyjność" naszego domu polega... Wracając do ochroniarzy: ja sam nigdy nie zauważyłem by któryś z nich palił w obszarze klatki schodowej. No i nie ma na co oraz komu się skarżyć... A może to tylko moje nieuważne obserwacje?

Anonimowy pisze...

Tak, to są nieuważne obserwacje. Przy windzie śmierdzi papierosami jak w parowozowni. Są ludzie, którym to ze względów medycznych po prostu przeszkadza. Smród idzie od dołu, z poziomu "salonu" ochroniarzy.

M.Z. pisze...

OK, przyjmuję do wiadomości, że tak jest. To że ja czegoś nie czuję nie znaczy, że pozostali lokatorzy też mają tak samo. Może więc zamiast pracy tapeciarza wyszukać numer szefostwa obecnej ochrony, zatelefonować i przedstawić problem, a następnie czekać czy palacze porzucą swe niecne zajęcia? Tak ja bym zrobił. Przy niepowodzeniu akcji zabieg bym powtórzył. I gdy mi się cokolwiek w pracy ochrony nie podobało - tak robiłem. Od pewnego jednak czasu twierdząc na tej stronie, że ochrona potrzebna jest nam, lokatorom, jak trzecia noga w zadku - stałem się wrogiem numer jeden administratorów i reszty tego popapranego towarzystwa, któremu ochrona jest niezbędna. Nie wiem do czego, pisałem o tym obszernie, nie ma sensu powtarzanie się. Ostatnio skarcono mnie na piśmie w tradycyjnie durnowaty sposób: mam zamknąć dziób, bo to nie ja za ochronę płacę, tylko jakieś Miasto. Skąd Miasto ma kasę, jeśli nie od takich, jak ja? Tego już nie wyjaśniono, widać Majestat nie musi produkowanych taśmowo banialuk nikomu tłumaczyć. Pogońcie tych geniuszy finansów i logiki podczas najbliższych wyborów samorządowych - może pojawi się szansa, że coś się zmieni...

Anonimowy pisze...

Wczoraj wieczorem odwiedziny policjantów w sprawie jakiegoś włamania. Pytali się głównie o to, kto, co i kiedy wywoził z domu i co robi w tej sytuacji ochrona. Coś wiesz o tym, byli również u ciebie?

M.Z. pisze...

Wiem tyle co i reszta zajmujących się swoimi domowymi sprawami lokatorów, policjanci oczywiście byli również i u mnie pytając o to samo. Przy czym wątek ochroniarzy rozwinęli nieco obszerniej, dziwiąc się, że w ogóle lokatorzy godzą się na taką parodię pseudo-bezpieczeństwa. Coś tam usiłowałem tłumaczyć, ale podejrzewam, że ekipa dzielnicowych nie miała czasu tego słuchać. Włamywacze skrzywdzili zresztą osobę spoza mojej klatki schodowej, więc jakaż moja wiedza czym żyją lokatorzy stamtąd, kiedy wchodzą, kiedy wychodzą i co trzymają za pazuchą? Żadna. Przez dom przewalają się tabuny ludzi, których nie znam, niektórych na oczy wcześniej nie widziałem. Zgodziliśmy się natomiast w jednej sprawie: profesjonalny monitoring zainstalowany w tym domu kosztował by nie więcej, jak równowartość dwóch miesięcy opłacania obecnej ochrony. I dzisiaj włamywacz miałby swoje fotki co najmniej na dwóch-trzech kamerach... No ale ja tak gadam od lat, sąsiedzi patrzą się na mnie jak na idiotę, a niektórzy wręcz pytają jaki mam w tym wszystkim interes. Otóż żaden własny!