…to się nazywa kasa. Tak
to kiedyś śpiewano? No więc w prasie nie tylko o kasę chodzi! Bo ona na drugim
miejscu. Zaraz po zgłupieniu…
Ostatnimi czasy rzadko
czytuję Coryllusa z Salonu24, denerwuje mnie facet tymi swoimi pseudo-inteligenckimi
analizami ciągów historycznych. Okazuje się jednak, że czasem i u tego autora
da się podejrzeć myśl, wobec której ktoś już nieco w leciech bywały nie może
przejść obojętnie. Chodzi mi o głupstwa, które autor notki z Salonu dostrzegł
w tygodniku „W sieci”. O te małe idiotyzmy związane z ekologią, Indianami (Tak!
Właśnie z nimi!), czy po prostu odwracaniem ludzkiej uwagi od rzeczy ważnych.
Pojawiają się we wszelkiej maści publikatorach coraz częściej, jak nie
przymierzając za schyłkowego Gierka – i Coryllus wcale nie jest pierwszym,
który to zauważa i komentuje. Przy czym tym się różnimy z wymienionym,
że ja akurat miałem nieprzyjemność być działającym żurnalistą dokładnie w
czasie, kiedy ta epidemia się ujawniła. I nie będę taił, że w mojej
macierzystej naonczas redakcji „Świata Młodych” usiłowano przymusić mnie do
zajęcia się polskim Indianinem o ksywie Sat Okh, czyli Stanisławem
Supłatowiczem z Radomia, który istotnie przez całą dekadę odstawiał w telewizji
wodza Indian Shawnee. I był oczywiście nadzwyczaj ekologiczny – choć z drugiej strony nie
należało wówczas nadużywać tego określenia, było nieco wstydliwe, kłóciło się ze wspaniale dymiącymi kominami Huty Katowice. Jakoś się od
Indiańców wykręciłem. I już nie pamiętam który z fotoreporterów zajął się
gościem. Temat pozornie łatwy, model zakładał na łeb pióropusz, stawał przed
kopią wigwamu albo tipi, nadymał się jak przy zatwardzeniu – i fotki gotowe. Trzeba
było jeszcze dopisać niewielki, acz wzruszający kawałek tekstowy, niezbyt to
autorowi fotek szło, więc zdaje się pomagał mu w tym dział kulturalny, albo
listów, byli akurat na miejscu, dostawali zlecenie i szlus. Potem druk, chwila
czekania – i w redakcji pojawiało się mnóstwo korespondencji, które w prosty, dziecięcy
sposób wyśmiewały całość. Cóż, dzieci nie skażonych polit-poprawnością nie
należy oszukiwać, a smród inscenizacji bił na milę od tych „indiańskich” enuncjacji.
Redakcja dała sobie spokój, akurat przyszło nowe wskazanie myślowe dla starszych
czytelników, już o tym pisałem: „mieć czy być?”. Na szczęście w żarliwości
wyprzedziło nas „Na Przemiał” jak tytułowano „Na Przełaj” - i nowo powstały
tygodnik „Razem” („lepiej dziś się otruć gazem, niż pracować jutro w Razem…”).
Wtedy wróciliśmy do normalności.
Dzisiaj zaraza znów na
miejscu. Sztuczne duperele, dymane postaci, wymyślane problemy, jakieś koszmarki myślowe... To znaczy: wraca odwracanie uwagi, te wszystkie wszechobecne opisy
cierpień twórczych mistrzów kuchni czy cierpień smakoszy cygar. Magda Gessler ulepsza
podrzędną knajpę w Pikutkowie Górnym (a chroń nas Siło Najwyższa przed tym pasztetem!)… Była żona
Lisa opowiada „całą prawdę” (a co ta szkarada wie o prawdzie?)… Portali i pisemek plotkarskich namnożyło się co
niemiara, większość programów radiowych i telewizyjnych sięga tam bez
skrępowania. Oglądając to wszystko można odnieść wrażenie, że naprawdę żyjemy
na zielonej wyspie głupich ludzi, tylko Rollsa brakuje niektórym, reszta jest w jak
najlepszym porządku. A wszystko co rude i zza bufetu jest piękne i sprawiedliwe.
Przekaziory to w rzeczy
samej potężna broń. Tym potężniejsza, że wychowywanie lemingów trwa od ponad
dwudziestu lat i efekty można zobaczyć wokół gołym okiem. Leming się nie broni –
nie potrafi. Załatwiono mu swoistą lobotomię, więc nie widzi powodu by się czemukolwiek sprzeciwiać. Leming powiada, że "takie jest życie, kropka". Wsiada do pociągu i coś kolorowego musi mieć przy
sobie. W ten sposób ktoś te śmieci kupuje, ogląda, komentuje. Nie wiem czy podziwia, czasem
przecież rodzi się pogarda – ale kasa za druk, emisję czy propagację już wpłynęła.
Powoli, powoli co poniektórzy zaczynają tęsknić za "lekkością niemieckiego dowcipu",
z czasów, kiedy ten chłam dopiero pojawił się na naszym rynku. "Droga redakcjo: jak nie zajść w ciążę? Mniej się p..."Stało się to, co
za Gomułki, przynajmniej sądząc z jego przemówień: jeszcze niedawno staliśmy nad progiem przepaści! Ale dzięki wytężonej
pracy partii sytuacja się zmieniła, zrobiliśmy znaczący krok naprzód… Gratulować,
tylko gratulować! W końcu jak inny klasyk tamtej epoki twierdził nie można całe życie produkować
półprzewodników. Pora już na całe przewodniki!
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz