W Salonie24 ukazał się tekścior Coryllusa pod tytułem „Rotmistrz Pilecki czyli o fetyszach patriotycznych” (http://coryllus.salon24.pl/496318,rotmistrz-pilecki-czyli-o-fetyszach-patriotycznych
Jak to już wielokrotnie zeznawałem znam autora osobiście, był nawet
czas, kiedy rozmawialiśmy często – o ile rozmową można nazwać długie
Coryllusowe przemówienia, których należało słuchać w postawie
kolankowej. Ale… Ale miał on naonczas wiele bardzo trafnych uwag
dotyczących wydawnictw, kultury czy ruchów, które dokonują się w każdej
zbiorowości zwanej niezbyt ładnie społeczeństwem (bo to takie
„socjalistyczne” określenie). Kuluary spotkań aż kipiały od domysłów
„Skądże on to wszystko bierze, jaki przenikliwy umysł i niepokorna
natura, może czyta jakieś nieznane dzieła?”. Kuluary, podkreślam -
ponieważ na „salę główną” dostać się było niepodobieństwem, Coryllusa z
każdym spotkaniem coraz szczelniej otaczał wianuszek „gorliwych
wielbicielek” i wkrótce dojście do Mistrza okazało się czymś kompletnie
niemożliwym.
Później pojawili się też wielbiciele. Ci z kolei celowali w wydawaniu jasnych i nie znoszących sprzeciwu poleceń: nie gadaj jak sam o tym nie napisałeś, weź się do roboty, milcz w obliczu geniuszu – i tak dalej. Sytuacja stawała się nie do zniesienia, co w sumie przy moim „kontrowersyjnym charakterze” doprowadziło do pełnej separacji. I dobrze. Mistrz produkuje kolejne dzieła, wprowadza wątki, które już dzisiaj onieśmielają nawet profesorów kulturoznawstwa (spalenie Rzymu) czy literatury („Hans” Kochanowski). W wielu wypadkach nie mam zdania na temat prowokacji coryllusowych, po prostu nie moje małpy, nie mój cyrk, nie ma przymusu posiadania opinii na każdy temat. Kiedyś komentowałem to zdecydowanie złośliwie – wlazł świeżaczek z lasu do fabryki porcelany, oj, będzie się działo… To nie jest takie do końca pozbawione sensu, niewielu wie, że bohater rozważań jest leśnikiem, ale takim, który za czasów naszej znajomości nie bardzo wiedział w której jamie samochodu żony znajduje się silnik. Może w bagażniku? Mniejsza - ponoć wybitni intelektualiści tak mogą mieć. Ktoś mi naonczas dopowiedział: pierdoły też. Pozwólcie, że jeszcze dzisiaj wybierał słuszniejszego określenia nie będę...
Cykl coryllusowych baśni liczy już kilka tomów, w sumie masa roboty, prywatnie nie oceniam jej najwyżej, to są dywagacje dla wąskiego grona, choć autor nie kryje, że chciałby, aby żyła tym ulica. Metody autopromocji też znane, w sieci jest w tej chwili dwóch specjalistów poruszających się w krainie mgieł i półtonów, którzy w istocie są wyjątkowej klasy chamami: bohater felietonu i Toyah. I niechby sobie byli, i tak znam większych – niestety obaj panowie są dodatkowo zakochani w sobie z wzajemnością. To znaczy – każdy w sobie samym. A to już nie rokuje nawet śladu nadziei… Promocja więc dokonuje się we własnym sosie, jest jako się rzekło chamska wyjątkowo i niestety w wielu przypadkach po prostu głupia.
Później pojawili się też wielbiciele. Ci z kolei celowali w wydawaniu jasnych i nie znoszących sprzeciwu poleceń: nie gadaj jak sam o tym nie napisałeś, weź się do roboty, milcz w obliczu geniuszu – i tak dalej. Sytuacja stawała się nie do zniesienia, co w sumie przy moim „kontrowersyjnym charakterze” doprowadziło do pełnej separacji. I dobrze. Mistrz produkuje kolejne dzieła, wprowadza wątki, które już dzisiaj onieśmielają nawet profesorów kulturoznawstwa (spalenie Rzymu) czy literatury („Hans” Kochanowski). W wielu wypadkach nie mam zdania na temat prowokacji coryllusowych, po prostu nie moje małpy, nie mój cyrk, nie ma przymusu posiadania opinii na każdy temat. Kiedyś komentowałem to zdecydowanie złośliwie – wlazł świeżaczek z lasu do fabryki porcelany, oj, będzie się działo… To nie jest takie do końca pozbawione sensu, niewielu wie, że bohater rozważań jest leśnikiem, ale takim, który za czasów naszej znajomości nie bardzo wiedział w której jamie samochodu żony znajduje się silnik. Może w bagażniku? Mniejsza - ponoć wybitni intelektualiści tak mogą mieć. Ktoś mi naonczas dopowiedział: pierdoły też. Pozwólcie, że jeszcze dzisiaj wybierał słuszniejszego określenia nie będę...
Cykl coryllusowych baśni liczy już kilka tomów, w sumie masa roboty, prywatnie nie oceniam jej najwyżej, to są dywagacje dla wąskiego grona, choć autor nie kryje, że chciałby, aby żyła tym ulica. Metody autopromocji też znane, w sieci jest w tej chwili dwóch specjalistów poruszających się w krainie mgieł i półtonów, którzy w istocie są wyjątkowej klasy chamami: bohater felietonu i Toyah. I niechby sobie byli, i tak znam większych – niestety obaj panowie są dodatkowo zakochani w sobie z wzajemnością. To znaczy – każdy w sobie samym. A to już nie rokuje nawet śladu nadziei… Promocja więc dokonuje się we własnym sosie, jest jako się rzekło chamska wyjątkowo i niestety w wielu przypadkach po prostu głupia.
I oto Coryllus w linkowanym wyżej tekście zamieścił taki passus:
„…Co jakiś czas zgłasza się do mnie ktoś z pytaniem: dlaczego ja nie pisze nic o Pilcekim. Przecież to taka fantastyczna postać, w sam raz do Baśni jak niedźwiedź. Otóż nie Kochani, to wcale nie tak. Żeby zrozumieć Pileckiego trzeba by sobie najpierw odpowiedzieć na pytanie: po co oni go tu przysłali. Ja już to pisałem, ale jeszcze powtórzę: po co wysłać do kraju ogarniętego terrorem najważniejszego świadka oświęcimskiego? Tuż przez procesem norymberskim. Na to pytanie nie odpowiada nikt, za to wszyscy z niezrozumiałą radością liczą zerwane Pileckiemu w śledztwie paznokcie. I to właśnie nazywam obłędem, a także pułapką…”
Są tam oczywiście i inne głupoty, ta jednak w szczególny sposób zwróciła moją uwagę na mechanizm, jakim przy tworzeniu swych „dzieł” posługuje się omawiany autor. Pal sześć, że jest to metoda szokowania, takie wieczne zadawanie pozornie niewygodnych pytań, czy pokazywanie gołej dupki na publicznym spotkaniu. Bo kto niby kogo miał tu przysyłać? Gdyby autor żył trochę dłużej, a może bardziej starał się zrozumieć co wokół się dzieje i działo, pojmował choćby w setnej części meandry myślenia tamtych ludzi, ich tęsknotę za Ojczyzną – wiedział by ponad wszelką wątpliwość, że tacy na przykład żołnierze wracający do Polski z Anglii doskonale wiedząc co tu się wyprawia kwitowali powrót krótko: wolę by mnie zastrzelili w Parku Praskim, a nie w londyńskim Hyde Parku! Coryllus nie ma o tym pojęcia – bo i niby skąd. A jednak z pełną dezynwolturą bierze się za pałowanie tematów, które winien omijać szerokim łukiem nie chcąc narazić się na śmieszność. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy na coś tam, co zdarzyło się w przestrzeni publicznej reaguje natychmiast, ale bez zastanowienia i pojęcia: tak było przecież z jego tezą, iż młodzieży nie należy wychowywać, lepiej zostawić ją samą sobie. Jakoś to będzie, a w każdym razie nie tak nudno, jak podczas procesów wychowawczych. Koleżka Coryllusa, Toyah, ta sama taśma produkcyjna, także popisał się już rewolucyjnym stwierdzeniem, że ofiary przemocy ukraińskiej wobec Polaków to betka, pestka, należy zapomnieć, bo liczy się porozumienie między narodami. Jakimi narodami, skoro większość badaczy przedmiotu nie potrafi wskazać dowodów na istnienie czegoś takiego, jak naród ukraiński? Za jaką cenę, Osiejuk, nosicielu nazwiska było nie było wschodniego, jeśli nie wprost ukraińskiego? Taki już z ciebie, katowicki grubasie, Pan Bóg i Demiurg, że masz moc przebaczania i zapominania?
No cóż, panowie piszą kolejne książki, liczba wielbicielek i wielbicieli rośnie, są i spotkania autorskie i promowanie autorów przez wielkich typu Grzegorz Braun – ale jakoś nikt do tej pory nie zauważył, że idzie za fałszywymi prorokami i że ta podróż nie może skończyć się dobrze. Czy zawsze kłamią? Nie, to było by prostackie i nieuczesane! Oni produkując w kolejnych odsłonach coś na kształt beczki z marmoladą, przecież da się zjeść w kryzysie, nie zapominają nasrać do niej gdzieś z boku. Głupcy powiedzą, że jeśli nawet - to reszta jest przecież trochę dobra…
M.Z.
4 komentarze:
Czy aby napewno liczba wielbicielek i wielbicieli obu panow rośnie? Czasami jak czytam Coryllusa to tak sobie mysle ze jest on jak PO. Na poczatku dosc duza liczba osob sie zachwycala i zachlystywala Partia Oszustow. Wszystkie chwyty byly dozwolone nawet te ponizej pasa. Coryllus jest pospolitym chamem przypominajacym Urbana! W swych blogach opiera sie (czy raczej "podpiera sie) szokiem ("shock value") jaki jego niektore wpisy wywoluja u czytelnika. Nie sadze by zdrowo myslacy czytelnik bral Coryllusa na serio. Widze w nim przeogromna desperacje (ciagla promocja wlasnych "dziel") graniczaca z komplentym brakiem szacunku dla siebie samego i czytelnika. Pisanie o rotmistrzu Pileckim iz "... wszyscy z niezrozumiałą radością liczą zerwane Pileckiemu w śledztwie paznokcie" jest swiadectwem obledu Corrylusa a także pułapką w ktora sam wpadnie.
Zabawne jest rowniez to iz w Niezalenej w notce o autorze mozna zobaczyc
"O mnie: Nie ma powodów, żeby pisać o sobie". Narcyzm i samouwielbienie sa chyba jedna z pierwyszch cech Coryllusa ktore rzucaja sie w oczy przy pierwszym kontakcie. A niech mu bedzie.
Pozdrawiam serdecznie.
Wielbicielka ;)
Szanowna: tak, zgadzam się w pełni, tak to właśnie z opisanym jest, naświetla to Pani jakby z nieco innej strony. Tu dodam tylko, że w sumie tę coryllusową działalność uważam dzisiaj za bardziej szkodliwą, niż pożyteczną, swojego czasu sformułowałem nawet tezę, że oto stworzono pozorną płaszczyznę dyskusji, na której po pierwsze do niczego dojść nie można, po drugie nawet chętnym do podobnych dialogów Coryllus natychmiast ich kontynuowanie uniemożliwi jakimś kolejnym chamskim komentarzem czy gestem. Tu wyrasta na prawdziwego mistrza i Pani porównanie gościa do Urbana jest jak najbardziej uzasadnione. Socjotechniczny chwyt dokooptowania do trójki (obok Toyaha) Kamiuszka to moim zdaniem zwykłe manipulanckie świństwo, akurat znam i tego blogera, człowieka o wyjątkowo delikatnej naturze, chciało by się powiedzieć o duszy poety. Co Ty Kamiuszku do cholery robisz w tym zespole?
Z ukłonami!
Cytują Cię, tutaj: http://jazgdyni.nowyekran.pl/post/90382,hermetyzm
I co Ty na to?
Właściwie nic. Większość pisze dla jakiejś tam sławy. Ja przede wszystkim dlatego, ze magiczne słowa (każde słowo jest magiczne) porządkują myśli niezborne - albo jak kto woli czynią te myśli czytelnymi dla reszty świata. Trochę w życiu widziałem i słyszałem, czasem odczuwam przymus podzielenia się jakąś refleksją z bliźnimi. I to robię. Dzisiaj wyłącznie tutaj, na tym blogu. Zanim "JazGdyni" wpadł na pomysł skonstruowania swojej refleksji na temat Coryllusa i Toyaha wszystko to w podobnej kolejności nazwałem tutaj właśnie. Nie wierzysz? To przejrzyj wpisy, niczego nie usuwam, niczego nie kasuję. Ukłony!
Prześlij komentarz