poniedziałek, 4 marca 2013

GDZIE SIĘ RODZICIE, GENIALNI HANDLOWCY?



Pim… Pim… Pim… to komórka. Wyświetla się jakiś numer, ale nie zwracam na to uwagi, odbieram. Dialog:
- Tu mówi Lucyna! Czy pan wie, że nie może pan dysponować swoim mieszkaniem, że ogłoszenie dezorientuje i ja czuję się oszukana?
- Szanowna, o czym pani mówi? Przecież nie proponuję pani ani romansu w tym lokalu, ani jego sprzedaży, ani przerobienia na lotniskowiec, a tylko zamianę…
- No tak, ale pan nie ma do niego żadnych praw…

- Ejże, szanowna, myli się pani, proszę poczytać przepisy, ustawy, proszę zorientować się w urzędzie odpowiedniej dzielnicy… Proponuję zamianę legalnie dopuszczoną…
Dama ostro przerywa, niemal operowym głosem wchodząc na poprzednie moje zdanie ciągnie:
- … i ja uważam, że mam lokal zrobiony na pałac, że same miedziane rurki kosztowały w nim majątek i że mi się coś za to należy!
- Najmilsza, kończmy tę rozmowę, możesz mieć i złote rurki, wszystko jedno gdzie, ale jak widzę chcesz mnie zagonić do jakiegoś mentalnego kąta, wbić w przekonanie, że żyję na kredyt i z cudzej łaski… To fałsz, więc niedoczekanie pani! Dość! -

O co babiszonowi chodziło? Nie wiem. Nie chcę dociekać. Może to błysk miedzianych rurek, może nieuleczalna inna choroba - co otumania i władczą być każe? Wkurza – więc trzeba wyrzucić z pamięci.

Następnego dnia dwa razy to samo, ale w mailach. Tym razem ksywa „Danuta”. Potem już tylko zdezorientowani, dysponujący „własnością”. „Więc oni to nie – ale może kiedyś jak dopłacę to inni tak”. Jak wielka ta posiadana „własność”? Studio. 24 metry kwadratowe. Znaczy się tyle, ile u mnie przedpokój, łazienka i dodatkowy sraczyk. W finale zamiar dzwoniących do mnie potencjalnych chętnych na zamianę jest więc taki, że eleganckie i duże mieszkanie zamienię na komórkę, Mokotów na Targówek albo Bródno – i na wszelki wypadek nowemu „posesjonatowi”, by otrzeć łzy żalu za „własnością”, dokupię nową Toyotę. Gdzie wy się rodzicie, handlowi geniusze? Gdzie was szkolono?

W Biurze Zamiany Mieszkań (oficjalnie to pewnie inna nazwa) telefoniczna pani życzliwa, ale zaczyna od „A chętnego na zamianę to już pan ma?” Nie, jeszcze nie mam. I jak tak dalej pójdzie to nieprędko będę miał. Z drugiej jednak strony jest z tą zamianą jak ze sprzedażą samochodu: na co mi stu chętnych, gdy tylko jeden może zostać płatnikiem? Szukam tego jednego. Gdzieś jest, mieszka i na pewno zastanawia się jakby tu wejść w posiadanie większego mieszkania. Śmiało, Siostro/Bracie, jestem tutaj, w tym ogłoszeniu. Nie chcę nikogo oszukać, nie bajdurzę o miedzianych czy złotych rurkach.

Oryginał ogłoszenia jest taki:

UWAGA! ZAMIENIĘ. Powierzchnia 82,5 m kw. MIEJSKIE, UMOWA BEZTERMINOWA!!!  Trzy śliczne, ustawne pokoje dobrze doświetlone i izolowane, budownictwo 2000 r. o od razu podwyższonym standardzie, podziemny garaż, winda, ochrona, dwie toalety, garderoba. Niedaleko stacji metra Wilanowska, wokół wszystkie udogodnienia. Generalnie dzielnica o charakterze biznesowym, dom w jej centrum, ale zarazem z zachowaną dyskrecją i poczuciem prywatności. Zamienię na mniejsze ok. 60 m kw. szczegóły zamiany do uzgodnienia w kontakcie osobistym. Interesuje mnie wyłącznie Mokotów i Ursynów w Warszawie.

Mieszkanie NIE JEST ZADŁUŻONE, w ofercie nie kryją się żadne podstępy czy zasadzki! Tym, którzy pytają czemu nie mam pięciu pokoi odpowiadam, że mam mieszkanie o standardzie europejskim, nie gierkowskim, nie chcę też dywagować co i za ile da się przerobić, to naprawdę nie mój problem. Poważnym gwarantuję spokojną i rzeczową rozmowę. Proszę też o wstępne sformułowanie co mają Państwo wzamian do zaoferowania, być może później nastąpi dalsze uszczegółowienie, być może nie ma co się trudzić. To znaczy chcę powiedzieć wprost: najpierw info co mój potencjalny kontrahent ma do zaoferowania. Wymiarowanie moich pokojów i przedstawianie planów w drugiej kolejności. Oferuję do zamiany towar wyjątkowej jakości i klasy, wątpię, by na dzisiejszym Mokotowie znalazł ktoś lepszą lokalizację. Pzdr!

M.Z.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Już myślałam, że coś się stało i dałeś sobie spokój z pisaniem... No to po takim ogłoszeniu Twoi wrogowie cieszą się jak dzieci, co?

M.Z. pisze...

A niby z czego mają się cieszyć? Ludzie zamieniają mieszkania, ba, miasta pobytu całymi setkami, jeśli nie tysiącami – więc jakie to ma u nas znaczenie? Chcesz płakać po mnie? Wolna wola, pani… Dobra, wiem, stale ktoś przegląda na blogu stare teksty, w których jeszcze o coś dla zbiorowości wojowałem. Największym powodzeniem cieszy się bodaj „Błądzenie mocarstw i mocarzy” z 2007 roku… Powodzenia, już mnie to nie interesuje! Teraz musicie się bronić sami. Reprezentowanie sąsiadów umarło zresztą w całej Warszawie, nie ma już żadnych wspólnych działań, dawni „reprezentanci”, myślę o tych, co przyszli po mnie, pozałatwiali swoje sprawy i przeminęli. Licho z nimi! Pora zadbać o własne interesy. Pozdrowionka!

Anonimowy pisze...

Z wariatkami pewnie będziesz jeszcze miał do czynienia nie raz, ja to już przeżyłam to wiem. Nie należy się przejmować, ciąć rozmowę natychmiast i zdecydowanie. Przeczytałam tekst, o którym wspominasz. Świetny! To muszą Cię kochać namiętnie, nie ma co. Tak to jest: zapowiadają tysiącletnie rzesze, giną w zapomnieniu po kilkunastu latach. A ta obsada urzędów od mieszkań właśnie się kończy, jeszcze starają się coś wydoić, jeszcze prężą muskuły, ale to finał. Powodzenia!

M.Z. pisze...

Najgorsze jest to, co wprowadzono niejako podskórnie w obieg ludzkiego rozumowania: miasto musi zarabiać. Po co? Ano na przykład po to, by dać później stadion ITI, czyli właścicielowi TVN-u. Ten dureń Mikke usiłuje to przeforsować na rzekomo prawej stronie sceny politycznej. PO czyni to przez Bufetową od lat bez żadnej krępacji, grabią ludzi i łupią bez żadnego zmiłuj, zobacz ceny biletów jednorazowych komunikacji miejskiej. Czynsze też nam wbrew umowie podnieśli nie o próg inflacyjny, ale od razu o 10 procent. I sądź się teraz obywatelu przed ta naszą namiastką wymiaru sprawiedliwości... Jest jednak i tak, ze poprzednicy, między innymi prezydent miasta Kaczyński, tak, tak, ten z późniejszego Smoleńska, tez w sprawie podobnych bloków nie uczynił niczego. Ba, zamroził decyzje, zamroził przetargi, kilkanaście (jeśli nie więcej) lokali masę lat stało bez lokatorów (Marii Kazimiery) - no ale to przecież nie taka strata, jak pozostawienie mojego czynszu na dawnym poziomie. Więc jak się nie obrócisz dupa zawsze z tyłu... Tu jest już tylko jedna skuteczna metoda przecież nie przeze mnie wymyślona, tylko przez Cejrowskiego :WSZYSCY WON! Bo inaczej zmieni się tylko nazwisko dójki. Praktyka dojenia i grabienia pozostanie.

Anonimowy pisze...

Odmrozi ci się po nadejściu wiosny. Zawsze tak jest. Rusza wszystko im więcej dnia przybywa.

M.Z. pisze...

Fakt: „się odmroziło”. Demagodzy niestety też odtajali. Dopiero w takich sytuacjach widać jak wiele sowieckich miazmatów zostało w ludziach – władza może, lokator musi. Lokator to przecież byt niższej kategorii... A całujta w... wójta! Trójka, może czwórka normalnych. Na razie jeżdżę po całym mieście i oglądam. Tak, opiszę wszystko ze szczegółami. Pewnie zrobi się z tego niezła komedia. Pewnego dnia przyjdzie jednak taki moment, w którym trzeba będzie postawić sprawę jasno: dwa dni do namysłu, moje warunki takie i takie, bez dalszych negocjacji, kropka.