środa, 18 kwietnia 2012

Droga powrotna?


Z krainy czterosuwowej i ogólnie motoryzacyjnej usiłuję wrócić do normalności – ale niesporo to idzie. Wiruje wszystko wokół w jakimś szalonym tańcu, gdy we wtorek zdaje się, że coś do ludzi dotarło, to już w środę wszystkiemu zaprzeczają twierdząc, że to tylko chwila słabości.

Kontakty międzyludzkie wykruszają się, wiotczeją, w końcu zanikają ostatecznie. Może to taki los… Wielkie portale polityczne czasem reagowały na to, co tu i ówdzie napisałem, tylko jakaś obietnica rezonansu, mglista i nigdy nie dotrzymana. Nadal oczywiście wchodzę na Nowy Ekran, nadal obserwuję Polaków – ale skwitować to wszystko da się wyłącznie przywołaniem tytułu remarque’owskiego „Na Zachodzie bez zmian”.

W Nowym Ekranie szaleństwo braci Pińskich: mistrzowie pseudo-kamuflażu, właściwie dublują dziecinny jakiś PAP, czy podobna rządową agencje. Informacjom nie da się zaprzeczyć, ale ich dobór i brak komentarza odautorskiego można już wyłącznie obśmiać. I co z tego? Nic. W medium elektronicznym, szybkim z założenia, tempo żółwiowe, przyznam, że prowadziłem w życiu szybsze tygodniki. Wolność słowa obrócona przeciw samej sobie – „cenne myśli" publikuje Gudzowaty. Chyba pora umierać! Bzdety idą w świat, ktoś tam wzdycha „Gdyby nie miał racji nie doszedł by do takiego majątku”… Mili: doszedł właśnie dlatego! Człowiek guma, nie wiadomo już czy bardziej aparatczyk, TW czy agent. Co za idiota tak sformułował regulamin, że reszta tkwi obok tego osobnika?

Narodziło się też kilku geniuszy strategii organizowania blogerów i komentatorów w związki nie wiadomo jakiej maści i rangi, ważne, że ktoś kimś już może zarządzać, są stosowne przepisy chytrze zwane „konstytucjami”, wkrótce pewnie nadejdzie pora budowania pierwszych więzień. Od zabawy balonikami do rządów dusz i umysłów… Cóż, można i tak, zawsze paru kandydatów na kapciowych się znajdzie. Carcajou: porządek świata nie polega na tym, że wczoraj śpiewałeś na imieninach, dzisiaj idziesz na scenę operową. Bo nie daj Boże sprawdzi się bon mot Napoleona, że czasem opłaca się wynieść kogoś tak wysoko, by reszta zobaczyła małość wyniesionego…

Gdzie iść i z kim trzymać? Już nie wiem. Więc pewnie pozostało mi jedno: opowiedzieć się za sobą samym, za własnymi odczuciami i ocenami, własnym rozumem i wartościami podstawowymi. Trochę instynktu pewnie też nie zawadzi. Jak dotąd nie zawiódł.

Tylko czy brak ludzkiej interakcji jest jedynym właściwym działaniem?

M.Z.

Brak komentarzy: