poniedziałek, 18 stycznia 2010

Zamieszanie z ankietami

Ostatnie rozmowy o historii domu i jego mieszkańców (w zakresie rzecz jasna ich perturbacji z remontami, czynszami i czystością na klatkach – a nie wątkami osobistymi) doprowadziły do momentu, w którym weszła na wokandę sprawa ankiet. Jak wiadomo konkurencyjna strona internetowa z lubością i od dawna oddaje się ankietowaniu bliżej nieznanych osobników, którzy jakoś tak się składa, że zawsze mają do powiedzenia jedno i to samo: jest do bani, ale wcale nie tak beznadziejnie, jak niektórzy opowiadają. Tym razem na osiem bodaj osób dwie twierdzą, że odwiedzili ich prawdziwi fachowcy! No więc zareagowałem jak zawsze – że wcale mnie te ankiety nie interesują i w ogóle to nie moja sprawa. Już choćby z tej przyczyny, iż statystykę uważałem i uważam nadal za najwyższą formę kłamstwa – a ta, która zadośćuczynia poprawności politycznej na skalę administracji, właśnie przywołując jakieś nieznane postaci zadowolone z bałaganu, jaki nam zaprowadzono i tych wszystkich lewusów, którzy u nas działali jest szczególnie irytująca. Uważam, że takie nieco wykrętne moje stanowisko nie jest agresywne. Bo gdyby było musiałbym napisać, że znów ktoś gra w jakieś pliszki albo inne bambuko…

No ale może być też tak, że jednak pośród nas są jakieś bliżej niezidentyfikowane osoby, którym bardzo się to wszystko podobało, a trzask odpadającego sufitu czy parkietu uważają za coś całkowicie normalnego, ba, bez czego żyć się nie da. Tacy, którzy sądzą, że okno wstawione w dziurę o kilkadziesiąt centymetrów większą od bubla, który właśnie „zapiankowano” w otworze ściennym – to jest OK, polska norma. Co z nimi robić? Nic. Z prostymi idiotami nic się nie da uczynić. Ani ich człek do garnka nie włoży, ani do szkół nie pośle… Dlaczego tak ostro i czy nie obawiam się kolejnej obrazy? Ostro z tego powodu, że jeśli ktoś sądzi, że pijanego nieroba, dyletanta czy autora oszczędności na wszystkim, od farb po pędzle i myślenie, można nazwać autorem dobrego remontu – to jest wspomnianym idiotą właśnie. Zatem może obrażać się do woli, już się przyzwyczaiłem.

Zarząd Dróg Miejskich twierdzi, że w sprawie odśnieżania tej naszej nieszczęsnej uliczki zgłaszaniem potrzeby podobnych działań wcale nie powinni zajmować się lokatorzy zasypani po uszy – ale administracja właśnie. Tymczasem niczego takiego nie odnotowano, a pług, który kilka dni temu jeden jedyny raz przejechał środkiem śnieżnego tunelu to sprawa jakiejś interwencji osobistej, nie urzędowej. Co odnotowuję, wcale nie z powodu chęci wszczynania kolejnej kampanii sporów –tyle słyszałem na własne ucha dwa.

M.Z.

niedziela, 17 stycznia 2010

No i dostałem lekko po uszach…

Za ostatni tekst. Jako za twór agresywny i niesprawiedliwy. Nie, nie mam pretensji, spokojnie przekazał mi uwagi ktoś, kogo lubię i cenię – więc właściwie nic strasznego się nie stało. A jednak potem, już po powrocie do domu usiadłem gdzieś w kącie i zacząłem zastanawiać się: czy ja naprawdę mam jakieś wyjątkowe obowiązki wobec zbiorowości? Czy stale i „nawciąż” powinienem analizować historię tego domu, spisywać ją i przedstawiać na każde życzenie? Gromadzić wypadające mi już z półki akta, urzędowe odpowiedzi, często wypożyczane przez przypadkowe osoby po to, by części nigdy nie zwrócić? Ganiać jak przed laty po urzędach, wysyłać dziesiątki listów poleconych – a potem wysłuchiwać absurdalnych uwag, że coś tam można by innymi słowy, albo łagodniej? I że trzeba wpaść jeszcze tu i tam, inni nie mają czasu, pracują i pracują, gotują obiady i piorą koszule, zarządzają i desygnują…

Odpowiedź jest prosta: NIE. Skoro pewnego dnia pojawił się pomysł, że jest słuchacz, że jest komu opowiedzieć całość zdarzeń, z jakimi się potykaliśmy przez minione lata – to niechaj pomysłodawca miast rzucać pomysł w przestrzeń zajmie się nim sam, osobiście, wszystko jedno czy mniej, czy bardziej udatnie. Dobra, gotów jestem zrobić stylistyczną korektę takiego wypracowania, może przypomnę ten czy tamten fakt. Ale to wszystko na co dzisiaj mam ochotę.

W to miejsce wejdą inni, mniej odpowiedzialni, pokrętni, z niejasnym intencjami? A niech sobie wchodzą. Przecież już tak było nie raz – i jakoś to przeżyliśmy.

Więc proszę o odrobinę wyrozumiałości…

M.Z.

piątek, 15 stycznia 2010

Usprawiedliwienie

Poproszono mnie o napisanie krótkiej historii naszego domu. Takiej esencjonalnej, co to nada się do TV jako podstawa do ichniego myślenia o możliwym programie – i takiej prawdziwej, która odda wszystko, co nam się zdarzyło przez minione dziesięć lat.
I siedziałem nad tym kilka godzin. I nic nie wyszło. Za dużo we mnie złości. Za mało czegoś, co parodystycznie zwą obiektywnością. Nie jestem obiektywny i nawet nie mam ochoty być obiektywny. Chcę świat postrzegać subiektywnie – ponieważ tylko to mi się sprawdziło. Co miałem do napisania już napisałem, kto chce przeczyta, kto nie chce… nie będę za niego odrabiał szkoły podstawowej. Z tego domu do tego miejsca, w którym właśnie jesteśmy wyszło już ponad dwieście tekstów. Są na tej stronie wszystkie, w całości. Właściwie dlaczego miałbym z nich dla kogoś czynić skrót?
Zatem sorry Winnetou: idę napić się czegoś dobrego i z lekka poniewierającego. Śpię po tym znacznie lepiej i nie śnią mi się administratorzy – odrzuty z eksportu, leniwi i chamscy dozorcy tudzież wszelkie inne świństwa epoki.
M.Z.