piątek, 20 listopada 2009

Dostaliśmy się do prasy!

A konkretnie do Gazety Stołecznej. Małgorzata Zubik opisuje wybrane fragmenty historii naszej kamienicy (http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,7268921,Ta_kamienica_ma_10_lat__I_ciagle_jest_remontowana.html) , na przykładzie jak rozumiem jednego lokalu, co od razu rodzi mnóstwo nieporozumień i tyleż nieścisłości. No więc leci takie tam sobie ple, ple, ple, pojawiają się też skrótowe opisy tych nieszczęść budowlanych, które naszą sąsiadkę spotkały, łącznie ze stwierdzeniem „…w tym roku administracja zgodziła się na złotówkę obniżki z powodu usterek w mieszkaniach...”

I tu już każdego człeka, znającego rzecz, a mieszkającego w naszym domu szlag trafia! Bo otóż nieporozumienie, proszę pani Małgorzaty Zubik, wynika nie tylko z prostego przeinaczania faktów w Pani tekście – ale też z ewidentnego zakłócenia proporcji spraw i sprawek, jakie w tym domu dokonują się od lat. Ale opowiem Pani po kolei – dla dobra sprawy.

Otóż obniżka czynszów to wcale nie to, co wyżej umieściłem w cudzysłowie, cytując Pani słowa. Obniżka czynszów nastąpiła wiele lat temu – i była nawet pięciokrotnie większa, niż Pani podaje. A ta ostatnia, którą raczy Pani wspominać wcale nie jest tegoroczną decyzją administracji, ale ubiegłoroczną decyzją Rady Miasta. Dlaczego? Ano dlatego, że nie o opisywane przez Panią okna wyłącznie chodziło. Rzecz w tym, iż dramat lokatorów tej kamienicy rozpoczął się właściwie tego samego dnia, w którym objęli oni swe lokale. I dotyczył WSZYSTKIEGO: podłóg, ścian, sufitów, ceramiki budowlanej, okien, ościeżnic. TOTALNIE WSZYSTKIEGO! Do dzisiaj inżynierowie budowlani, którzy nie są związani bezpośrednio z administracją mokotowską nie mogą wyjść ze zdumienia jak ich koledzy takie „coś” najpierw zbudowali, a potem przyjęli do eksploatacji. No ale stało się. Stało się też coś bardzo ważnego od strony moralnej i prawnej: lokatorów, którzy zdali własne mieszkania, wpłacili kaucje i wystartowali w przetargu na objęcie mieszkań na Abramowskiego po prostu OSZUKANO. W ten sposób, że żądając w ramach czynszu banknotów bez urwanych rogów zaoferowano im towar nie komercyjny, jak to twierdziła umowa cywilno-prawna, zawarta z każdym głównym lokatorem tego domu, ale bublowaty, co potwierdzały ekspertyzy, wizytacje i w ogóle ludzki rozum. Walka z tym bublem trwa już ponad osiem lat, mówię o tej intensywnej, dokumentowanej pismami. Przy czym jest tak, że dobra jakoby dzisiaj administracja w wielu sporach sytuuje się po stronie ciemności, a już nie w żadnym wypadku lokatorów. Przykład? Proszę bardzo: proszę wskazać mi przepis jakiegokolwiek prawa, które wbrew konstytucji zmusza mnie, bym urlop spędzał pilnując nieudacznych malarzy (u mnie akurat działał UDACZNY) czy glazurników. A taki właśnie urlop, często SIEDMIOTYGODNIOWY, wymuszono na moich sąsiadach. Zatem okna w jednym z lokali, o których Pani incydentalnie pisze to mały pikuś przy znacznie większej sprawie dotyczącej nie jednego, ale 48 lokali tego nieszczęsnego domu. A, byłbym zapomniał: przeciekających fundamentów, podziemnych garaży wynajmowanych byle jak i byle komu spoza lokatorów, klatek schodowych, wind - TEŻ…

Tak wygląda z grubsza naszkicowana dysproporcja, którą konstruując - opisała Pani nieprawdę. Sugeruję poprawkę.

Marek Zarębski

Brak komentarzy: