czwartek, 26 listopada 2009

A w "Stołecznej"...

…drugi materiał na temat naszego domu, konkretnie zaś remontów przeprowadzanych na siódmym piętrze w kilku mieszkaniach. Naszej sąsiadce, najspokojniejszej w świecie, mocno wierzącej w uczciwość rękodzielników i administracji – zamontowano okna kilkadziesiąt centymetrów za krótkie i kilkanaście za wąskie. Dziury starego otworu w murze uszczelniono styropianem. I wydano komunikat: mniej widoków na świat – cieplej w domu.

Ponieważ ja jestem „czepialski” na początek deklaracja zawężająca: nie zamierzam dzisiaj czepiać się autorki tekstu. Sprawa remontu staje się bowiem na tyle poważna, że niedługo powinny spaść inne głowy. Idiotów, którzy dopuścili do tak rażącej fuszerki u naszej sąsiadki – trudno założyć, iż wymiana tego bubla dokonywała się w nocy i nadzorcy „nie zauważyli”. Powinien zarobić kilka ciepłych słów rzecznik ZBK Mokotów, który raczył potraktować nas pierdołami opublikowanymi w pierwszym tekście poświęconym naszej kamienicy. „…Wybrany w przetargu wykonawca ma czas do końca listopada. Po tym terminie grożą mu drakońskie kary. Wiemy, że ma kłopoty z dostawcą okien, ale to jego problem..” . Poważnie, panie niedorzeczniku? Karami buduje pan nowy świat? Gdzie pan w tym całym zamęcie widzi ludzi, zamieszkujących krainę niedoróbki, błędu konstruktorskiego i wykonawczego Abramowskiego 9? Ludzi skulonych w kącie swojego mieszkania, ponieważ listopadowe zimno swobodnie wpada do pokoi pozbawionych okien… A może sądzi pan, że wymądrzanie się zza biurka, „drakońskie” zwalanie finansowej odpowiedzialności na nieudaczników i w ogóle tolerowanie tego całego gówna, które swobodnie rozrzucane jest wokół uczyni pana świętym lub co najmniej niewinnym?

I dalej: jak źle trzeba myśleć o ludziach, by wierzyć, że kupią tą całą czczą gadaninę, to poniewieranie nimi, to wmawianie im bzdur, te budowlane ćwiczenia dokonywane na porządnych, uczciwych obywatelach? Kto spowodował to totalne zdziczenie obyczajów? Jak długo niektórzy z nas będą otrzymywali listy, w których jak wół stoi, że skoro nie było nikogo o jedenastej przed południem w domu, to urzędnik nie mógł wykonywać swoich czynności? Czy nie przyszła do zaczadzonych głów myśl, iż o tej porze obywatel siedzi w pracy i zdobywa te urocze, pięknie zadrukowane banknociki, którymi płaci pensję durnia?

Dzisiaj okazało się, że można przedłużyć godziny pracy inspektorów. Jeden z nich urzędował przed kamienicą bodaj do osiemnastej. Szkoda tylko, że to listopad, że zmierzch zapada wcześnie, że nie połapano się kilka miesięcy temu – choć mówiono o tym głośno, także na mojej stronie. Choć uprzedzano, iż firmy typu „krzak”, które wygrały przetargi działają jak pijane dzieci we mgle. Pytanie wprost: ilu pijanych murarzy, malarzy i glazurników wyrzucono z mieszkań od lipca tego roku? Bo nie nadawali się do pracy, a niektórzy wręcz do stania w pionie…

Nie wiecie? Dobra, nie orientujcie się dalej. Ciemne chmury już się zebrały nad waszymi głowami. Jedynym pytaniem jest to, kiedy strzeli pierwszy piorun. Przed Nowym Rokiem?

M.Z.

środa, 25 listopada 2009

Akcja specjalna

Tak to wygląda: najpierw w Poważnej Gazecie zapowiedź rzecznika ZGN Mokotów Dariusza Biedy, że „na pewno temat okien będzie załatwiony”. Potem sznur pojazdów, mnóstwo uwijających się ludzików, tupot nóg po piętrach, eksplozje naciąganych murów, młoty elektryczne. A, zapomniał bym o najważniejszym: Poważne Osoby przechadzające się pod domem z notatnikami w ręku, siedem aut służbowych osobowych, kilka dostawczych, bezustanne naparzanie w komórki. Słowem prężenie firan na pełen gwizdek! Żadne tam ociąganie się! Ani grama litości! Do roboty! Tłoki w ruch! Para buch! Komóry grzać do czerwoności!

Tyle że przedtem w mieszkaniach, gdzie wykonywana jest wymiana okien przeprowadzono remonty ścian, podłóg i licho wie czego jeszcze. Ale to drobiazg, nie? Potem lokatorów zapewne spędzono w jedno miejsce, odsłonięto na czas jakiś dziury w murach (a jest listopad!) i pospiesznie zamontowano nowe okna. Jak zamontowano? Czas pokaże. Na razie pianka wyrównała dziury.

No więc Polak potrafi. To nieważne, że bez sensu, nie o tej porze roku co trzeba, na chybcika i pewnie byle jak. Hurra, udało się! Łup im wyższy czynsz! A niech mają! Pani Redaktor z Poważnej Gazety jadąc windą zauważyła przytomnie, że winda działa. My też widzimy: ściany stoją. Gnój przed domem powoli pokrywa jesienno-zimowa patyna. Resztki styropianu rozwiewają jakieś niedobre wiatry. Ale będzie premia – obietnicy dotrzymaliśmy, Towarzyszu Pierwszy Sekretarzu!

M.Z.

piątek, 20 listopada 2009

Dostaliśmy się do prasy!

A konkretnie do Gazety Stołecznej. Małgorzata Zubik opisuje wybrane fragmenty historii naszej kamienicy (http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,7268921,Ta_kamienica_ma_10_lat__I_ciagle_jest_remontowana.html) , na przykładzie jak rozumiem jednego lokalu, co od razu rodzi mnóstwo nieporozumień i tyleż nieścisłości. No więc leci takie tam sobie ple, ple, ple, pojawiają się też skrótowe opisy tych nieszczęść budowlanych, które naszą sąsiadkę spotkały, łącznie ze stwierdzeniem „…w tym roku administracja zgodziła się na złotówkę obniżki z powodu usterek w mieszkaniach...”

I tu już każdego człeka, znającego rzecz, a mieszkającego w naszym domu szlag trafia! Bo otóż nieporozumienie, proszę pani Małgorzaty Zubik, wynika nie tylko z prostego przeinaczania faktów w Pani tekście – ale też z ewidentnego zakłócenia proporcji spraw i sprawek, jakie w tym domu dokonują się od lat. Ale opowiem Pani po kolei – dla dobra sprawy.

Otóż obniżka czynszów to wcale nie to, co wyżej umieściłem w cudzysłowie, cytując Pani słowa. Obniżka czynszów nastąpiła wiele lat temu – i była nawet pięciokrotnie większa, niż Pani podaje. A ta ostatnia, którą raczy Pani wspominać wcale nie jest tegoroczną decyzją administracji, ale ubiegłoroczną decyzją Rady Miasta. Dlaczego? Ano dlatego, że nie o opisywane przez Panią okna wyłącznie chodziło. Rzecz w tym, iż dramat lokatorów tej kamienicy rozpoczął się właściwie tego samego dnia, w którym objęli oni swe lokale. I dotyczył WSZYSTKIEGO: podłóg, ścian, sufitów, ceramiki budowlanej, okien, ościeżnic. TOTALNIE WSZYSTKIEGO! Do dzisiaj inżynierowie budowlani, którzy nie są związani bezpośrednio z administracją mokotowską nie mogą wyjść ze zdumienia jak ich koledzy takie „coś” najpierw zbudowali, a potem przyjęli do eksploatacji. No ale stało się. Stało się też coś bardzo ważnego od strony moralnej i prawnej: lokatorów, którzy zdali własne mieszkania, wpłacili kaucje i wystartowali w przetargu na objęcie mieszkań na Abramowskiego po prostu OSZUKANO. W ten sposób, że żądając w ramach czynszu banknotów bez urwanych rogów zaoferowano im towar nie komercyjny, jak to twierdziła umowa cywilno-prawna, zawarta z każdym głównym lokatorem tego domu, ale bublowaty, co potwierdzały ekspertyzy, wizytacje i w ogóle ludzki rozum. Walka z tym bublem trwa już ponad osiem lat, mówię o tej intensywnej, dokumentowanej pismami. Przy czym jest tak, że dobra jakoby dzisiaj administracja w wielu sporach sytuuje się po stronie ciemności, a już nie w żadnym wypadku lokatorów. Przykład? Proszę bardzo: proszę wskazać mi przepis jakiegokolwiek prawa, które wbrew konstytucji zmusza mnie, bym urlop spędzał pilnując nieudacznych malarzy (u mnie akurat działał UDACZNY) czy glazurników. A taki właśnie urlop, często SIEDMIOTYGODNIOWY, wymuszono na moich sąsiadach. Zatem okna w jednym z lokali, o których Pani incydentalnie pisze to mały pikuś przy znacznie większej sprawie dotyczącej nie jednego, ale 48 lokali tego nieszczęsnego domu. A, byłbym zapomniał: przeciekających fundamentów, podziemnych garaży wynajmowanych byle jak i byle komu spoza lokatorów, klatek schodowych, wind - TEŻ…

Tak wygląda z grubsza naszkicowana dysproporcja, którą konstruując - opisała Pani nieprawdę. Sugeruję poprawkę.

Marek Zarębski

czwartek, 5 listopada 2009

Biblia Chaosu?

Na początku był chaos, później też był chaos – a jeszcze potem z tego bałaganu wyłonił się… komercyjny budynek XXI wieku. Albo jakoś tak to można ująć. To co dzieje się wokół naszego domu, na jego zewnętrznych ścianach, wewnątrz ciągów komunikacyjnych, w windach i na półpiętrach to jest horror. Ale widać taka jest biblia budowlańców. Na pewno tych, z którymi mamy do czynienia. Tych, którzy to tolerują. I żadne napominania czy westchnienia niczego nie zmieniają. Jest zapisany burdel – i burdel trwa!

Pewnie myślicie, że „zwierzchność” tego nie widzi, więc nie może zareagować? Nic bardziej mylnego. Wizyty administratorów mamy tu co dzień. Wpadną, pogadają, na nieśmiałe uwagi o wyglądzie obejścia coś tam burkną, typu „no, to jeszcze musi potrwać…” OK. – a co smoki milusie potem?

Osobiście nie mam złudzeń: nic się z tego zamętu nie wyłoni, co byłoby godne miana komercyjnego. Nic dobrego nie wyjdzie z zapewnień, że podłoga może się trzymać na lakierze i listwach przyściennych, a nie na kleju. Fortuna kołem się toczy. Za rok grupa wściekłych lokatorów wpadnie na pomysł, że trzeba coś z tym zrobić. Zaczną „na gwałt” szukać frajera, który napisze płomienną petycję o… tak, tak, obniżenie stawek czynszowych z powodu licznych usterek technicznych.

Ale te działania to już znacie, prawda?

M.Z.