Pisuję w tym miejscu o różnych rzeczach, sprawach i ludziach. Z powodu poczucia bycia wolnym – i z tej przyczyny, że wszystko to zdaje mi się ważne. Członkowie Stowarzyszenia „Po Drugiej Stronie” dawno to zaakceptowali. Co było dla mnie ostatnio ważne – wynika wprost ze spisu treści, każdy może sobie obejrzeć i przeczytać co mu się podoba. A potem oczywiście cieszyć się lub zgrzytać zębami, co woli lub uzna za stosowne… W sprawach domu Abramowskiego 9 najważniejsza ostatnio była zmiana warunków najmu. W dwóch tekstach wyraziłem swoje zdanie na ten temat, paru osobom wręcz i osobiście powiedziałem co mógłbym im w tym przedmiocie zarekomendować (podpisanie nowej umowy) – więc raczej nikt nie powinien myśleć, że utopiony w polityce i filozofii nie zauważam życia wokół. W swoim podpisanym komentarzu moje zdanie potwierdziła P. Anna Stach, formalna przedstawicielka drugiej organizacji lokatorskiej. Albo powiedzmy dyplomatyczniej: okazało się, że oboje mamy na ten temat tę samą opinię, pisemnie zostało to potwierdzone. Cieszę się, ponieważ oznacza to, że wbrew kolportowanym opiniom moich „wielbicieli” te strony nie kipią wcale totalną negacją wszystkiego, ergo wystąpienie na nich nie jest automatycznie tożsame z infamią, opryszczką i innymi plagami.
O psach już pisałem. O „psiej akcji” również. Tu dodam tyle, że psie odchody przeszkadzają mi nie mniej, niż autorom „kampanii”. Niestety sposoby jej prowadzenia uważam za głęboko idiotyczne, a pewne elementy za wręcz nieprawne. Poniżej pokrótce postaram się to wyjaśnić. Otóż w odpowiedzi na pismo drugiej organizacji lokatorskiej znalazły się następujące fragmenty:
• ponieważ warunki Umowy z Firmą Ochroniarską zostały już zatwierdzone i podpisane- DOM „Wierzbno" w najbliższym czasie przekaże Ochronie UNIWERSUM Państwa sugestie w kwestii nadzoru przypadków wyprowadzania psów na pobliskie trawniki.
• zlecono także zakup odrębnych pojemników na psie odchody, oraz przekazano dozorcy Państwa uwagi w tym względzie,
• skwer od strony ulicy Domaniewskiej jest ogrodzony i zamknięty. DOM „Wierzbno" wymienił także zamek od furtki, który powinien uniemożliwić mieszkańcom wstęp na ten teren.
Z poważaniem
Z-ca Kierownika ds Eksploatacji
Anna Hertyk
„Jedźmy” teraz po kolei, najpierw passus o „warunkach umowy z firmą ochroniarską już zatwierdzonych i podpisanych”. Warunki te, proszę Państwa, limitowane są obszarem działki przynależnej do domu Abramowskiego 9. Właściciel terenu może sobie podpisywać umowy z kim chce i jakie chce – pod warunkiem, że ich treść nie dotyczy terenu innego, jak tylko należącego do owego właściciela! Granica naszej działki przebiega mniej więcej na wysokości nosów samochodów parkujących na placyku do tego przeznaczonym, na zewnątrz budynku. Ulica i trawnik po jej drugiej stronie, wzdłuż płotu Instytutu Budownictwa, NIE NALEŻY do naszej działki, żadna umowa dotycząca czegokolwiek, a podpisana przez administratorów nie miała by więc mocy prawnej. W tym miejscu proszę sobie przypomnieć śnieżną zimę sprzed kilku lat – domagaliśmy się wówczas systematycznego odśnieżania parkingu i ulicy. Po kilku tygodniach przyszła odpowiedź, że „to nie jest teren administracji i proszę zwracać się do Zarządu Dróg Miejskich”. W świetle prawa można zatem apelować do dowolnej osoby, by dbała o swoje zwierzę – ale zupełnie nie można czynić za to odpowiedzialnymi ochroniarzy. Ci bowiem działają na terenie działki, a nie poza nią. Mogę się jedynie domyślać, że zmiana umowy z nimi podpisanej może dotyczyć różnych spraw – ale tej akurat nie. Przy okazji: podczas tegorocznej śnieżnej zimy dzielni administratorzy ANI RAZU nie zadbali o to, by Zarząd Dróg Miejskich choć raz przysłał przed nasz dom pług śnieżny czy inną maszynę. Czy dzieje się tak dlatego, że najwięksi domowi „reformatorzy” parkują swe pojazdy w garażach wewnętrznych i w nosie mają resztę „pospólstwa”?
Zwróćmy teraz uwagę na passus o „skwerze od strony Domaniewskiej”. Został trwale zamknięty, zamki stalowej furty wymienione. Dlaczego? Czy ktoś inny poza OGÓŁEM lokatorów nabył do tego terenu jakieś szczególne prawa? Czy lokatorzy tzw. parteru stali się pewnego dnia ważniejsi od reszty sąsiadów – i wymogli uznanie tego stanu na administratorach? Na podstawie jakiego to przepisu uniemożliwia mi się przechadzki po terenie działki, na której stoi dom, w którym mieszkam? Nieśmiało dodaję, że nie mam psa, a kotów, moich współlokatorów, nie planuję wypasać na tym wewnętrznym skwerku. Oświadczam przeto, że ilekroć będę chciał tam wejść – to wejdę. Mam prawo to uczynić (w czynszu zawarty jest także podatek gruntowy za CAŁOŚĆ terenu, oczywiscie w odpowiedniej proporcji na jeden lokal), a każdy, kto w celu ograniczenia tego prawa wezwie na pomoc na przykład Straż Miejską okaże się prostym idiotą. Którego zresztą natychmiast potem oskarżę formalnie o ograniczanie moich praw lokatorskich i obywatelskich.
Przy okazji: w sieci od pewnego czasu toczy się dość żywa dyskusja o najnowszym pomyśle „polityków” PO. Dotyczy zamiaru sterylizacji zwierząt domowych. Jeśli obywatelu nie urżniesz swemu ulubieńcowi tego czy owego – będziesz potraktowany jako nielicencjonowany hodowca. Co oczywiście skutkuje odpowiednimi podatkami… To dziwne – ale domowa kampania z psami związana jakoś tak zbiegła się w tym domu w czasie z pomysłami wyżej wymienionymi. ADM natychmiast na „postulat lokatorski” zareagował, pisma krążyły jak błyskawice, choć przedtem ten obieg był nieco… ospały. Są ludzie, którzy twierdzą, że nie ma w formalno-prawnym życiu przypadków, a wszystkie rzekome improwizacje zostały starannie zaplanowane. Są też tacy, którzy dzisiaj widzą nonsens i niebezpieczeństwo planistycznego sterylizowania domowych ulubieńców, ponieważ ich zdaniem jutro będzie to dotyczyło… może ludzi? Inaczej myślących, niepokornych, krzywych, kulawych czy garbatych?
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz