piątek, 6 lutego 2009

Festiwal piosenki żołnierskiej

Trwa od przedwczoraj i dotyczy mebla zwanego okrągłym stołem. Oficjele postanowili uroczyście obejść dwudziestą rocznicę tego wydarzenia. Oczywiście przedstawiając je jako triumf… pal sześć czego, chodzi o pojęcie TRIUMF. Były wieczory wspominkowe, wystąpili najwybitniejsi artyści scen polskich z Adamem M. na czele. Oczywiście jak to w świecie bywa pojawiły się głosy niekoniecznie wpisujące się w urzędową euforię. Ba, wspomniano coś o wielkim kancie, którego naród zupełnie jest w całości nieświadomy. Zaprzyjaźniona prasa i równie zaprzyjaźnione stacje telewizyjne natychmiast dały tej niesłusznej teorii należyty odpór. Posłużono się najprostszym zabiegiem: nie wyznających oficjalnej linii wrzucono do wora z napisem „Spiskowcy”. Mając rzec jasna na myśli to, że oponenci reprezentują głęboko niesłuszną linię spiskowej teorii dziejów, zatem nie ma co z nimi poważnie gadać. „Spiskowcy” do wora, wór do jeziora… Uwaga: to już mój dopisek, uczyniony zresztą na podstawie doświadczenia i pamięci o metodach, którymi drzewiej rozprawiano się z niejakim Długim Romkiem Giertychem, jeszcze za czasów gdy był Ministrem Oświaty.

W festiwalu głosów ewidentnie chwalących nieszczęsny mebel, co do którego nie ma już pewności czy był okrągły, czy kanciasty pojawiły się elementy martyrologiczne: krew, która nie została jakoby rozlana (czyżby zamordowani tuż przed ustawieniem tego mebla w Magdalence nie mieli krwi w żyłach?), sowieckie tanki, które nie weszły, choć wejść mogły… I takie tam różne jeszcze wyznania pożytecznych idiotów, dla których to, co być mogło lub nie mogło, a to, co było to jedna magma, w której nie warto się babrać, bo nie daj Boże wyjdzie jeszcze coś niebezpiecznego i stanie się wstyd. W tym więc zakresie festiwal okrągłostołowy jako żywo przypomina stare, dobre festiwale pieśni żołnierskiej, partyzanckiej i miłosnej z Kolobrzegu. Jak wiadomo – a pieśni tam wykonywane tego dowodzą - żołnierz nadchodzący „ze wschodniej strony” pukał kwiatem w okienko, panienka otwierała i było git. Pod warunkiem, że nie miala zegarka... Zas ludowi partyzanci z wyciętych lasów cieszyli się jak dzieci, gajowy był akurat na urlopie i nie musieli się obawiać, że ktoś ich wygoni z tych wykrotów i wądołów…

M.Z.

Brak komentarzy: