piątek, 30 maja 2008

Czy mieszkańcy powinni...

Na stronie wielbicieli ankiet (www.abramowskiego9) pojawiła się nowa: na temat przyczepy campingowej. Czy mieszkańcy powinni kupić ją dla ochroniarzy? Rozumiem, że to całkiem świeży temat, o ile mnie pamięć nie myli nikt nigdy nie występował z podobną propozycją - stąd ciekaw jestem niezmiernie kto ją wymyślił i po co. Teraz UWAGA: nie wypiłem pięciu piw za dużo i już spieszę wyjaśnić w czym rzecz. Otóż na ostatnim zebraniu lokatorów zaproponowano, by złożyć się na taką przyczepę, zarejestrować ją na lokatorów (lub dla uproszczenia procedur na zaufanego lokatora) i po dogadaniu się z ochroniarzami innej firmy, niż obecna ewentualnie ową przyczepę udostępnić czasowo i pod wieloma warunkami konkretnym osobom.

Czy już widzą Państwo różnicę? Lokatorzy chcą przyczepę kupić SOBIE, nie ochroniarzom. I dopiero po dogadaniu się WYPOŻYCZYĆ ją dobrej zmianie (zmianom) ochroniarzy w celu podniesienia poziomu bezpieczeństwa zewnętrznego naszego domu. Podstawowy warunek owego wypożyczenia zaś jest taki, że przyczepa NIGDY nie staje się częścią mienia ruchomego ochroniarzy, pozostaje w dyspozycji i władztwie lokatorów, konkretnie zaś tych, którzy się na nią złożyli. I tylko tych! W każdej chwili właściciele mają prawo zmienić zdanie, odebrać swoją własność, zabrać ją sobie na wakacje, a nawet podpalić. Podobnie jak dzisiaj mogą to uczynić z kanapami w dyżurce ochroniarskiej i szatni, telewizorem, odkurzaczem mającym służyć do tego, by panowie w granatowych ubrankach mniej łapali kurzu na epolety, ergo mniej śmierdzieli itd. Ponieważ "decydenci" z Irysowej wielokrotnie i za każdym razem równie arogancko wyłożyli nam na piśmie, co możemy zrobić z modyfikacjami umów z firmami ochroniarskimi (nic nie możemy!) - to jedyny sposób, by nie naruszając postanowień tej umowy jednak mieć wpływ na pracę kolejnych ekip, mam nadzieję, że już nie geriatrycznych, pijanych czy niezdolnych do ruchu.

Sposobiąc zatem wspomnianą ankietę jej Autor albo nie zrozumiał co mówiliśmy na ostatnim spotkaniu - albo gra w jakąś grę destabilizacyjną, uziemiającą cudze pomysły. Po co, Drogi Autorze, to czynisz?

Marek Zarębski

czwartek, 22 maja 2008

W mediach nadzieja - ciąg dalszy

Świat i otoczenie wokół nas, zdecydowanie mniej światowe, zmienia się niemal każdego dnia. Stąd zdanie sformułowane przedwczoraj dzisiaj może być uzupełnione nowymi spostrzeżeniami. Właśnie w Salonie24 ukazał się fragment blogu Ludwika Dorna. Autor postuluje powołanie do życia internetowej płaszczyzny konsolidowania się ludzi o mniej więcej podobnych poglądach, porównywalnych poziomach niezadowolenia z tego, co się wokół dzieje i celach, ku którym należy zmierzać. Słowem: rośnie zainteresowanie sieciową wymianą myśli, znacznie bardziej odporną na manipulacje dokonywane przez wielkie tytuły i ekspozytury czegoś, co Michalkiewicz nazywa "razwiedką". Racja. Mam takie samo zdanie. Nie ku zawodowej prasie winniśmy zatem dążyć - ale ku wymianie uwag na tej właśnie platformie (co nie ma nic wspólnego z oszukańczą Platformą Obywatelską!!!). Wracając wszakże do uwagi zamieszczonej na konkurencyjnej stronie: drogi autorze, czemu nie chcesz wziąć udziału w rozmowie na moim blogu? Czemu nie decydujesz się na najłagodniejszy choćby komentarz? Z jakiego powodu usiłujesz ożywić trupa, na którego już nikt właściwie nie patrzy? Czy obawiasz się, że nie puszczę tego, co mógłbyś (jeśli chciałbyś) napisać u mnie? Otóż PUSZCZĘ jak najchętniej. A jeśli nie będę się z czymś zgadzał - odpowiem w ramach parlamentarnej rozmowy, nie kastrując Twojej myśli i tekstu.


Wiadomości z linii frontu: pismo ustalone ogólnie na ostatnim spotkaniu lokatorów właśnie powstaje. Choć nie ja je pisze podpowiadam autorom co mogę podpowiedzieć. Już po zebraniu pojawiły się głosy, że jeśli coś się uda, to skorzystają na tym również malkontenci, co nie jest sprawiedliwe. Cóż, życie też nie jest sprawiedliwe, a trwa. Nie wiem jak innym, ale mnie dość łatwo jest przeboleć, że z takiej na przykład ochrony zainstalowanej w lokatorskiej przyczepie campingowej korzystać będą również ci sąsiedzi, którzy nie dołożyli się do tego finansowo, kpili z pomysłu, czy wręcz go torpedowali. Trudno. Pociesza mnie to, że wzrośnie poczucie bezpieczeństwa tych znanych z imienia i nazwiska sąsiadów, którzy jakąś tam kwotę pieniędzy jednak wyłożyli. Lubię ich jak lubię siebie - więc reszta niech siedzi cicho w kącie, licho z nimi.


Marek Zarębski

sobota, 17 maja 2008

W mediach nadzieja...

Tekst pod takim tytułem ukazał się na stronie konkurencji www.abramowskiego9. Rozumiem, że jego autor podobnie jak ja ma dość już mętnego tłumaczenia rzeczy oczywistych zarówno przez stronę administracyjną, jak przez wyżej ulokowanych sponsorów i mocodawców tych ludzi. Robienia nam wody z mózgu, pseudo-pańskich zachowań, pogrążania domu w zamęcie, z którego albo już nie można wyjść, albo wkrótce nie będzie można. Wniosek zawarty w tytule (media tylko mogą pomóc...) teoretycznie słuszny. A jednak mam dwa zastrzeżenia. Pierwsze takie, że media należą po części do tej samej bandy politycznej, która oszukała nas podczas podpisywania umowy najmu naszych lokali. Nie ma więc żadnej, ale to żadnej gwarancji, że jeśli w ogóle sprawą się zainteresują, to pociągną ją jak należy, czyli zgodnie z prawdą, a nie kłamliwie. Po drugie przed laty słusznie dokonała się introdukcja strony lokatorów, to w pewnym sensie substytut mediów. Problem polegał wszakże dalej na tym, że w domu Abramowskiego 9 niezwykle mało osób chciało pisać, jeszcze mniej publicznie się wypowiadać z sensem i logiką należytego postępowania. Po pewnym czasie nie było już zbyt wielu nawet takich, którzy chcieli czytać co kto inny napisał. Dzisiejszy głos upatrujący zbawienie i ratunek w mediach jest więc nieco... spóźniony. Mniejsza jednak o wewnętrzne wyrzuty, nie pora teraz na nie, dobrze, że taki głos w ogóle się pojawił. Ciekawi mnie bardzo co na poniedziałkowym zebraniu powiedzą ludzie, ilu ich w ogóle przyjdzie - bo to najprostszy probierz zaangażowania. Obywatelskiego i sąsiedzkiego - jeśli już kogoś boli sformułowanie "społecznego". W tym miejscu dodaję, że nie jestem ani inspiratorem, ani organizatorem spotkania, choć rzecz jasna wybieram się na nie. I nie po to, by podpierać ścianę... Kontynuując myśl: od czasu mojego odejścia z funkcji reprezentanta lokatorów (to była i jest definitywna decyzja!), poźniej przejścia do organizacji, na stronie ktorej pisuję - popełniłem ponad SETKĘ felietonów w gruncie rzeczy traktujących o nas i o tym, co się wokół nas dzieje. Co zrobili formalni reprezentanci? No tak, mieli mało czasu. Ja też mam obecnie bardzo mało czasu. Pani, Pan, wszyscy do cholery mamy mało czasu! Mnie przynajmniej wystarcza go na to, by mieć własne zdanie, artykułować je i bronić w razie potrzeby. Zamykając tę woltę myślową: lokatorom potrzeba przedstawiciela zaangażowanego, aktywnego, czy jak go (ją?) tam jeszcze nazwiemy. Podobno mieszkają tu tacy. Odważą się uaktywnić? Czy znów zostanie po staremu? I będziemy modlić się do świętego patrona żurnalistów, którzy akurat mogą mieć innego pana, więc powiedzą nam "psie głosy nie idą pod dziennikarskie niebiosy..."?

Marek Zarębski

czwartek, 8 maja 2008

Z kim mamy do czynienia

Dzisiaj około 14 do jednego z mieszkań w środkowej klatce usiłowano włamać się, podejmując nieudaną na szczęście próbę sforsowania drzwi do lokalu. Nikt niczego nie słyszał, niczego nie wiedział, prawdę mówiąc ginęliśmy zdaje się w jazgocie elektrycznych czy spalinowych kos, którymi usuwano trawę z lichych rabatek na froncie domu i z podwórka wewnętrznego. Ochrona twierdzi, że dokonała obchodu, reszta zgromadzonych twierdzi, że nie dokonała. Czy możemy dalej rozmawiać ze sobą? Czy możemy spotykać się , by ustalić jakieś rozsądne zasady współżycia? Co zrobić z ochroną, która z roku na rok jest coraz gorsza? Jak przekonać zarządców domu, że tak naprawdę najważniejszym i najcenniejszym dobrem Miasta jesteśmy my, a nie jakieś wyimaginowane bzdety, których nikt nam nawet wskazać nie potrafi? To najkrótsze komentarze z podklatkowych rozmów. A jednak wyszła podczas tych skrótowych wymian myśli rzecz jeszcze jedna, bodaj ważniejsza. Proszę uważnie przeczytać tekst notatki prasowej, jaka trzy dni temu ukazała się na łamach jednego z warszawskich dzienników. Doskonale ilustruje odpowiedź na możliwe do zadania pytanie z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Nie zwracajcie Mili Państwo uwagi na to, że w treści wymieniona jest Praga. Na Abramowskiego przeprowadzaliśmy się z różnych dzielnic - ale wszyscy dzisiaj jedziemy na tym samym wózku. Mamy do czynienia z tymi samymi oszustami - że użyję języka notatki prasowej...

Ratusz oszukał lokatorów
Mieszkańcy kamienic czynszowych z warszawskiej Pragi oddali miastu swoje mieszkania komunalne i spółdzielcze, gdyż obiecano im, że będą mogli zamieniać mieszkania czynszowe na inne. Ale nie mogą, gdyż urzędnicy zmienili odpowiedni regulamin. O sprawie pisze "Życie Warszawy". Gazeta wyjaśnia, że pomysł pojawił się za kadencji prezydenta Marcina Święcickiego. Osoby, których nie było stać na zakup mieszkania, ale miały pieniądze na płacenie komercyjnego czynszu, mogły zamieszkać w nowych, ponad 80-metrowych lokalach zbudowanych przez miasto. Po oddaniu miastu lokali, które dotychczas zajmowały, przystępowały do przetargu. Ich mieszkania były przekazywane osobom z komunalnej kolejki, za czynsz w wysokości około 2,5 złotego za metr kwadratowy. W czynszówkach był on trzy albo czterokrotnie wyższy. Ich lokatorom obiecano, że będą mogli zamieniać swoje mieszkania na mniejsze lub większe. Tymczasem teraz urzędnicy Biura Polityki Lokalowej mówią, że nie ma możliwości zamiany lokalu. Tłumaczą, że taka procedura wiązała się z wywieszaniem ogłoszeń i angażowaniem urzędników co generowało koszty. Dlatego zapadła decyzja o zmianie regulaminu. Jedynym sposobem zmiany sytuacji jest ustalenie nowych zasad najmu przez Radę Warszawy, ale - jak pisze "Życie Warszawy" - w tej kadencji samorządu Rada nie przewiduje zmiany przepisów.

"Życie Warszawy", 5 maja 2008 r./IAR/kl/MagM