Zanim wysmażę wreszcie
odpowiedź na urzędowe pismo w sprawie „doskonałego” zarządzania naszym domem –
info o rzeczach nieco innych. Może i nie wszystkim znanych, ja jednak je pamiętam,
bo po wielokroć pisywałem na przykład o oślim uporze niejakiego Mufti
Turbanatora z portalu, którego nazwy nie wymienię, by nie robić mu reklamy. Albo
o nadmuchanej lali z ksywą Kataryna, ponownie lansowanej w Salonie24. Czy
tezach, które swawolny dyzio blogosfery Coryllus (co nie znaczy, że nie miewa
niekiedy racji!) wypisuje na temat innych portali, albo swojego ulubieńca
Toyaha. I dzisiaj będzie tylko o tym.
Najwyraźniej działający na
zlecenie Mufti, od pewnego czasu słusznie przez blogera Mati Rani zwany Mułem, opuścił
zdaje się kilka kolejnych szkoleń ideolo, ponieważ bierze w skórę aż miło. Słusznie:
odpowiadanie na każde zadane przez bliźnich pytanie innym pytaniem to metoda
mająca krótkie nóżki, opisywałem to kiedyś wspominając coś o Schopenhauerze i
jego „Sztuce erystyki”. Mati Rani dawno połapał się w jaki sposób przygwoździć
czosnkowego aroganta – i robi to konsekwentnie od wielu miesięcy, ostatnio z
wyraźnym skutkiem. Tak wyraźnym, że pojawiły się już głosy najętych
klakierów (Jacek) że oto trzeba trzymać szyk i nie gubić kroku, bo wszystkim
grozi zagłada, Matiemu najpierw. Powiem tak: kto mieczem wojuje ten od miecza
ginie i zagłada tego akurat portaliku należy mu się jak psu buda, właścicielowi
zaś najwyższa kara, jaką zwykł rozdawać oponentom, to jest zamilczenie na
śmierć. Nie wiesz Mufti dlaczego moim zdaniem? Dobra, powiem ci po raz kolejny:
ponieważ ufundowałeś siatkę, w którą mieli wpaść naiwni po to tylko, by ich
skrócić o… nie, nie o głowę, raczej o pióro. Kobiety-założycielki, Esperanzę i
Małą Wandę już wykosiłeś. Impulsywny Zenek zamilkł zdaje się na dobre, masz w
tym swój wielki udział. O innych nie wspominam, musiałbym mówić i o sobie, ale
tu akurat nie mam ochoty. Założyłeś więc
coś na kształt sekty, która wzorem amerykańskiego guru klientów najpierw zmusi
do milczenia, później zaś wywiezie do Gujany i tam namówi do zbiorowego
samobójstwa? Coś mi się zdaje, że nie jestem zbyt oddalony od prawdy… A tak w
ogóle zaczynasz Mule przypominać w swym uporze pewnego myśliwego, który awansem postanowił
stać się pięknym i potężnym. I przymocował sobie do łba jelenie rogi… Pięknie mu było, jak
cholera. Potężnie też. Nie mógł tylko pojąć czemu tyle osób wita go nie w
uniesieniu, lecz śmiechem…
Kataryna odkryła rządowy
spisek akumulatorowy. Właściwie nie miałbym nic przeciwko dostrzeganiu i takich
detali, gdyby nie to, że dama owa jako spalona w poważnej działalności
blogerskiej działa tak, jakby pisała tylko i wyłącznie na zlecenie GW (co jest
zarzutem dyskredytującym osobę rzekomo niezależną) – więc wszystkie jej
para-dziennikarskie wolty są funta kłaków warte. A obserwacje co najmniej
podejrzane, nie w swej istocie, ale dacie ukazania się czy potraktowaniu
dupereli jako czegoś, co ma niemal przewrócić „rząd”. Śmieszne, prawda? Nie
niszczenie kraju, nie spisek kelnerów, po którym co najmniej trzech prezydentów
USA z epoki Nixona (Watergate!) musiało by się podać do dymisji – ale właśnie niewytłumaczalna
rządowa „troska” o zużyte akumulatory. Więc wypada mi już tylko przywołać fragment
dyskusji sprzed kilku lat prowadzonej pod tytułem „Utracona cześć Kataryny”.
Jaka do cholery cześć? Z tą „cześcią” jest jak z dziewictwem, traci się raz i
na zawsze, nie ma inaczej…
A Coryllus proszę państwa
chyba pojął, że problem spalenia Rzymu kilkaset lat temu jest zjawiskiem tak
marginalnym, że pięciu się może nabierze, reszta raczej nie – więc przeniósł
się do opisywania cierpień wydawców. W jakimś sensie to rozumiem, w końcu ten
akurat bloger mniej czy bardziej udatnie żyje z wydawania własnej i cudzej
twórczości, zatem temat winien znać od podszewki. I pewnie zna – opisy walk w
kisielu wydawniczym z tego co wiem prawdziwe, gorzej, że równie nudne, co
rzymskie dywagacje pożarnicze. Mniejsza… Ostatnio jednak na wierzch wychodzi
zajadła wojna z Klubem Ronina (co za pretensjonalna nazwa!), portalem Fronda i
sprawą związaną z Grzegorzem Braunem. I tu powiem rzecz może jak na mnie dziwną:
we wszystkim Coryllus ma rację. Braun, którego kiedyś zacząłem słuchać z powodu
ujawnienia czegoś, co delikatnie sugerowano mi przed wieloma laty, mam na myśli
tzw. „układ wrocławski”, stał się ofiarą zawodowców w stylu wymienianego wyżej
Muła. Szczekają zajadle, obsikują nogawki, machają rzekomym antysemityzmem jak
maczugą – co może w pewnej chwili wkurzyć do białości. Niewiele im to da,
jednak u profanów utrwala się automatyczna myśl (wielu profanów ma nie swoje,
ale właśnie importowane automatyczne myśli), że coś widać jest na rzeczy, skoro
tyle osób gada to samo. Jak u Goebbelsa: głupstwo tysiąc razy powtórzone staje
się prawdą. Czy na pewno?
M.Z.