Ostatni tekst o moim-naszym domu odnotował
rekordową liczbę odsłon. Komentarzy jakby mniej – ale też nie ma się co dziwić,
ludzie lubią zmieniać polityków, nawet tych zagranicznych, ale nie lubią
wychylać się na własnym podwórku. Nadal obowiązuje zasada „tisze budiesz dalsze
jedziesz”. Parokrotnie zapytano mnie podczas prywatnych rozmów czy zmiana
Bufetowej na mocy decyzji nadchodzącego referendum równoznaczna jest na
przykład z automatycznym odblokowaniem wykupu naszych mieszkań po ludzkich
cenach. Odpowiadam: NIESTETY NIE.
Co uważniejsi moi
Czytelnicy doskonale wiedzą, że reprezentuję ten model postrzegania
współczesnego świata, w którym jaka by opcja polityczna nie dominowała w Polsce
– to i tak za główne swoje zadanie władcy poczytują odbieranie ludziom
własności. Powtarzam: odbieranie, a nie przysparzanie! Właściciel czegokolwiek
jest człowiekiem „bardziej się awanturującym” – więc niby po co komu rosnąca
liczba takich obywateli? Po nic. I to jest odpowiedź generalna. Istnieją w niej
jednak pewne luki, które chciałbym dzisiaj wymienić – i które dla potencjalnych,
przyszłych właścicieli mogą być nadzieją.
Luka pierwsza: stan prawny jest dzisiaj taki, że wywalić lokatora na bruk wcale nie
jest tak łatwo. Nie jest prawdą, że gdzieś w mokotowskiej okolicy czekają na
niepokornych dłużników liczne nie zasiedlone magazyny czy jakieś inne
pustostany, do których wysportowani komornicy wywalą opornych. Część z nich to
zresztą wcale nie niezborni ruchowo staruszkowie, przeciwnie, to także ludzie
młodzi i gotowi może nie strzelać, ale na pewno rzucić kamieniem w jakieś okno
czy jakiś samochód. No więc cała ta operacja zdaje się wysoce ryzykowną i
kosztowną – a kto wie, czy nie stanie się zaczynem ruchów, których dzisiaj nikt
nie jest w stanie przewidzieć. Oczywiście urzędnicy udają, że są zdeterminowani
i straszni że hej, że mają potwierdzony jakąś fioletową pieczątką majestat. Niestety prawda jest taka, że nie
mają. Że są po prostu tylko i wyłącznie podwykonawcami rozkazów płynących z
góry, z innego, niż oni sami centrum. I że ta prawdziwa władza w razie ostrych
sporów poświęci ich bez chwili wahania, poucina łby wszystkim, nawet tym
damesom, które głośno będą się wydzierać, że są „prawnikami”.
Luka druga:
to po prostu koszty. W ekonomii dawno dowiedziono, że podnoszenie opłat
koniecznych w nieskończoność ZAWSZE kończy się źle. Bo oto do pewnego momentu
krzywa dochodu rośnie, później zatrzymuje się, a jeszcze dalej pikuje w dół jak
niemiecki bombowiec nurkujący Stukas. Poniżej pewnego poziomu tego lotu nie ma już
co marzyć o wyjściu z nurkowania, będzie głośne „pierdut” i koniec. Zero kasy!
I „oni” doskonale zdają sobie z tego sprawę – stąd rozliczne straszenia,
kolejne pisma powodujące rzekomo „niewielkie” podwyżki, cały ten urzędniczy bełkot
podparty jakąś ustawą X, czy powielaczowym prawem Y. W istocie podwyżki te są już
POZA granicą wytrzymałości i rozsądku lokatora. Teraz trwa tylko ocena ile
obrotów śruby da się jeszcze wykręcić, zanim urzędnicza statystyka pęknie. Moim zdanie już pękła. I coś z tym
trzeba będzie uczynić. Wkrótce. Bolący ząb sam się nie naprawi, a wytrzymałość każdego
obolałego też ma swoje granice.
Luka trzecia: referenda i wybory. Dziki strach przed referendum warszawskim i
pogróżki Rudego, że i tak po przegranej Bufetowej uczyni ją zarządcą
komisarycznym dowodzą, że strach w gaciach jest realny i już swoje waży. Nie
wspominam o takim drobiazgu, że klęska drugiej po Rudym osobie w partii w
normalnych państwach decydowała by o totalnej klęsce całej tej bandy. W
normalnych tak pewnie by się stało. W Polsce niestety jest inaczej. Zostawmy
więc – bo to inne rozważania. Ważne jest to, by likwidując nieudacznicę dać
czytelny sygnał – i jednocześnie uwiadomić kolejnego władcę, że jednak jakieś ustępstwo
na rzecz swoich wyborców będzie musiał uczynić. Nie dlatego że taki niby dobry –
ale dlatego, że taki logicznie kalkulujący. Kalkulujący własne szanse na trwanie i jak
najspokojniejszy początek rządów...
Wnioski:
- ISTNIEJE nadzieja,
trzeba ją jednak umiejętnie zwabić do
naszego ogródka. Dlatego ci, którym w dniu referendum grill w głowie, a nie
głosowanie SĄ DURNIAMI BARABANCKIMI!
- dotychczasowe próby
wyproszenia realizacji obietnic dawanych nam przed podpisaniem umów najmu
okazały się nieskuteczne – czas więc na inne rozwiązania.
M.Z.
4 komentarze:
A propos "Luki drugiej": czy tak jest na pewno? Może jakieś źródła, co?
Mowa jest o tak zwanej "krzywej Laffera". Te źródła łatwo odnaleźć za sprawą wujka Google, nie mam woli odrabiania za kogoś lekcji. Tu przywołam tylko ten fragment cudzej wypowiedzi:
"...Jednak czy wyższe podatki rzeczywiście przekładają się na większe wpływy do budżetu? Amerykański ekonomista Arthur Laffer w latach 70. XX wieku wyliczył, że jeśli wysokość opodatkowania społeczeństwa zaczyna przekraczać określony poziom, wówczas ludzie zaczynają się przed płaceniem tych podatków bronić, co owocuje mniejszymi wpływami do budżetu. Laffer nie określił w swojej analizie górnej granicy opodatkowania, od której o wiele bardziej opłacalne jest unikanie płacenia podatków. Wykazał jednak, że im podatki są niższe, tym wpływy do budżetu państwa są większe..."
Link do tekstu? Proszę bardzo: http://naszdziennik.pl/mysl/54795,kradziez-w-majestacie-prawa.html
Ale można znaleźć do Laffera także inne odnośniki, zadaj sobie trochę trudu i poszukaj sama/sam.
A ja tam nie idę na to głosowanie, moim zdaniem nie ma to sensu, za to kosztuje od cholery i ciut ciut.
Ależ oczywiście: Twoje prawo. Iść lub nie iść. Głosować lub nie głosować. Być idiotą - lub nie być idiotą. Wierzyć w przedwyborcze, niezrealizowane gruszki na wierzbie lub nie wierzyć. Znosić w pokorze drożyznę i zamęt w mieście albo nie znosić. Wszystko możesz. Także nałożyć sobie na łeb ośle uszy i udawać pszczółkę Maję. Popatrywać z oddalenia jak inni kradną, trwonią twoją kasę, tworzą nowe klany, rodziny i mafie. Tylko żebyś się potem nie dziwił/dziwiła gdy ludzie przestaną ci się kłaniać czy podawać rękę. Dureń barabancki to nie jest postawa godna naśladowania. To tyle w tym temacie...
Prześlij komentarz