
Bo żyć się tu już
nie da, zwłaszcza gdy znów "zapukają do drzwi o szóstej rano". Swoją drogą:
listonosz, który przynosi mi bezprawne wezwania radarowe albo informacje o
kolejnych podwyżkach czegoś, co podwyżkom nie powinno podlegać wpada do mojego
domu najwcześniej o trzeciej po południu. I to jest dopiero horror – bo jak nie
będę o tej porze siedział na tyłku pilnie czekając na śmieci to następnego dnia
wyposażony w awizo będę musiał przejść się na pocztę. Że też żadnemu durniowi
nie przyszło do głowy, iż jeśli już te wszystkie powinności mam opłacać – to
gdzieś do cholery muszę zarabiać. A listonosz może pracować na dwie zmiany (nie
na raz, można wybierać!), ze szczególnym uwzględnieniem tej drugiej, prawie wieczornej…
Anty-pisowcy czując się fatalnie, a nawet jeszcze gorzej wpadli
dalej na pomysł, iż najwyższa pora uruchomić śpiochów, którzy etykietowani byli
dotychczas jako „prawicowcy”. I runęły w publikę oszołomioną przynudzaniem w
prasie dwa tytuły książkowe: Lisieckiego i Migalskiego. Oryginałów tu nie
przywołuję by nie robić grafomanom reklamy. Powiem na koniec tego wątku tyle,
iż dostępne w sieci fragmenty „lisiecczyzny” chciałem na początku ochrzcić
mianem „powieści dla kucharek” – ale to nieprawda, podobnym świństwem nie
zajmują się nawet panny podkuchenne. Zatem aby to wszystko odkręcić i obśmiać
potrzeba wielu lat tytanicznej pracy - której te gnoje produkujące podobny
chłam po prostu nie są warte. Niestety prawda jest i taka, że bylejakość centralna,
choćby warszawska, popłynęła w teren.
Łeb mam pokryty
siwizną.
Nie zagłosuję na Dudę,
bo zbyt Cię kocham
Ojczyzno!...”