O ludziach, ludzkich i diabelskich sprawach - i wszystkim o czym chcę coś powiedzieć. M.Z. to Marek Zarębski. Strona zawiera treści ujęte w formę słowa pisanego. Wszelkie zatem pretensje przyjmuję również TYLKO W TEJ FORMIE!
sobota, 26 września 2015
piątek, 28 sierpnia 2015
RZYMIANIE PRZEWIDZIELI
Drzewiej, bardzo „drzewiej”, bo aż w starożytnym Rzymie
powiadano wprost: cunctando rem restituere – co się wykłada, że sytuację należy
ratować zwlekaniem. Oni zwlekają – my mamy płacić nieprawnie naliczone pieniądze
za czynsze. Oni czekają na wykładnię Biura Polityki Lokalowej – my mamy bulić,
bo od tego jesteśmy, by poddawać się cudzej woli i nie pyskować, choć prawo za
nami. Tak, tak, proszę Szanownych Administratorów, Konstytucja wymusza na was
równe traktowanie najemców, przegraliście w wypadku jednej lokatorki, my mamy
identycznie brzmiące umowy, przegracie także wobec nas. Tylko po co to
wszystko? Po co procesy, angażowanie całej machiny prawnej – kiedy wykładnia
konstytucyjna jest jasna i nie pozostawia cienia wątpliwości?
W ramach „przyjaźni polsko-polskiej” otrzymaliśmy niedawno
pisma z Kolberga: proszę być o tej i o tej godzinie w domu, będzie wizyta. Rano,
w godzinach naszej pracy, bo administracja nie ma zwyczaju wizytować swoich
chlebodawców po południu. Ich praca ważniejsza. Dalej uzasadnienie prawne. Złe – bo to nie to prawo,
nie ten paragraf. Mniejsza… O dziewiątej rano skromne puk-puk do drzwi. Panie
proszą o wypełnienie druku. Z datą urodzin mojej żony albo peselem. Po co? Bo
tak ma być. Oświadczam, że wypełniam ten bzdet OSTATNI RAZ. A skoro już mnie
panie odwiedziły proszę jak najuprzejmiej o odpowiedź na dwa pytania: kiedy
dozorca z prawdziwego zdarzenia i kiedy dbałość o miejsca parkingowe przed
domem. Odpowiedź: wynajęta będzie firma sprzątająca. Proszę Pani, od wielu tygodni bałagan
przekracza naszą cierpliwość, brud dokoła, a Pani pyta mnie o datę urodzenia
żony. Dla odwrócenia uwagi? „No bo wie Pan, dotychczasowa szefowa firmy sprzątającej przechodzi
na emeryturę…” A co to obchodzi nas, lokatorów?
Parking… Nic się nie da zrobić. Druga z pań cierpi na to
samo. Gdy wraca do domu swym luksusowym jak mniemam bolidem to jeździ wokół
kamienicy i jeździ, a miejsca jak nie było tak nie ma. OK., ale to nas nie
dotyczy, możecie nam pomóc, czy mamy zając się przebijaniem dętek intruzom? Nie,
tu się nic nie da zrobić…
I dalej już tylko w tym stylu. Tak, pogadaliśmy sobie… Jak o
zupie, panie o… Wyraziły zdumienie, że niektórzy nie otwierają im drzwi. Jak
tak można – nie dostosować się do wezwania… Czują się pewnie: jest przepis, są
zwierzchnicy, którzy go wydali. Wspominałem o tym zjawisku w jednym z poprzednich felietonów –
wystarczy stworzyć wewnętrzny przepis-bzdet, mianować go prawem i teoretycznie wszystko gra.
Teoretycznie – bo albo dozorca zacznie sprzątać, albo sięgniemy po inne środki.
Powiem wprost: brutalne. Pani administratorka powiada, że na wewnętrznym
podwórku straszny bałagan, lokatorzy wyrzucają pety z papierosów i inne śmieci.
Słowem bydło! Pani Administratorko! To Pani nie zwalnia z obowiązku
uporządkowania tego bałaganu! Za to do cholery Pani płacimy!
Za nieprawnie pobierane czynsze jesteście mi Państwo winni
ponad 4 tysiące złotych. Kiedy zwrot? Odsetki rosną, złość lokatorów też, teraz
tylko drobiazg i wybuchnie pożar. Już prawie wybuchł. Ratujecie własne tyłki
zwlekaniem? To i my pozwlekamy z paroma rzeczami. Macie prawników? My też,
podejrzewam, że lepszych.
Tylko po co ta wojna?
M.Z.
sobota, 15 sierpnia 2015
PISMO
W
piątek, 14 sierpnia 2015 r. otrzymałem z Irysowej (ZGN Mokotów) pismo, którego fotokopię
zamieszczam obok. Ponieważ nie działam już jako się rzekło w żadnej zbiorowości
odpowiem jako osoba prywatna. W tym miejscu.
1.
Wyrok Sądu Okręgowego w sprawie jednej z naszych sąsiadek nosi datę 29 kwietnia
2015 r. Co najmniej dziwi więc fakt, że nie potrafiąc - nie chcąc - nie mając
do tego uprawnień (niepotrzebne skreślić) ZGN Irysowa wziął się za wyjaśnianie
wątpliwości dopiero 29 lipca tegoż roku. PO TRZECH MIESIĄCACH!
Przekładając z języka uwielbianego przez prawników na polski - dodatkowo TRZY
miesiące trwało pobieranie czynszów nieprawnych, bo zanegowanych - bez prawa
apelacji! - przez Sąd Okręgowy. Niestety Szanowni - tego nie da się
wytłumaczyć ani terminami administracyjnymi, ani okresem urlopowym.
2.
"...Jak Państwo wiecie na terenie Warszawy w takim systemie oddawano w
najem lokale w kilkunastu wybudowanych w tym celu budynkach w różnych
dzielnicach i potrzebne jest ustalenie jednolitych zasad obowiązujących na
terenie całego miasta..." Nie, Szanowny, a nieznany mi z imienia i
nazwiska Autorze pisma (widać dostałem kopię niezbyt doskonałą, dane
personalne ucięte) wyroki się wykonuje, a nie szuka pretekstu do ich NIE WYKONANIA.
Później można drogą służbową działać jak Państwa procedura wewnętrzna to
przewiduje.
3.
My, podpisani pod pismem do Państwa z dnia 21 lipca 2015 lokatorzy domu
przy ulicy Abramowskiego 9 doskonale zdajemy sobie sprawę z faktu, iż nasz dom
to różne mieszkania zasiedlone w różnych trybie. Na przykład dwa o powierzchni
ok. 50 m
kw. czy dwa inne, większe, ale nie przekraczające rozmiaru 80 m kw. Powoływanie się na te
oczywistości jest próbą para-kazuistycznego zagmatwania sprawy i wrzucenia do
jednego worka rzeczy nie mających ze sobą nic wspólnego. Pozostali lokatorzy
mają identycznie brzmiące umowy najmu - i uprzejmie proszę o nie podejmowanie
kolejnej nieudanej próby podzielenia nas na wygodniejsze dla obróbki przez
Państwa grupy i podgrupki. Proszę dokładnie przyjrzeć się podpisom i
związanymi z nimi lokalami - w tym zbiorze sytuacja jest jasna i jednorodna.
4.
"...W związku z tym w zakresie generalnym jakakolwiek merytoryczna
odpowiedź będzie możliwa po uzyskaniu wytycznych z Biura Polityki Lokalowej
m.st.Warszawy..." Co zatem zamierzają Państwo czynić do tego czasu?
Czyżby kontynuować bezprawne pobieranie czynszów w wysokości, której ustalenie
zanegował Sąd? Jest to przecież ewidentne przestępstwo - ze wszystkim płynącymi
stąd konsekwencjami.
5.
"...Natomiast w sprawach indywidualnych powoływany wyrok Sądu
Okręgowego nie może być podstawą zmian w odniesieniu do innych
najemców..." Ależ może, ależ może! Tu powołam się na
Konstytucję RP, Rozdział II "WOLNOŚCI, PRAWA I OBOWIĄZKI CZŁOWIEKA I OBYWATELA",
w szczególności zaś na Art.
32. brzmiący:
- Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
- Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
A następnie na Art. 77 brzmiący: Każdy
ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z
prawem działanie organu władzy publicznej.
W związku z tym
stawiam przed Państwem pytanie: czy aby na pewno chcecie doprowadzić do
sytuacji, w której wykonanie wyroku będzie dotyczyło lokatorki oznaczonej jak
Powód w wyroku Sądu Okręgowego – jednocześnie nie zamierzając niczego zmieniać
w stosunku do pozostałych lokatorów? A przypominam: mam na myśli grupę
podpisanych pod pismem do Państwa, ich umowy najmu są identyczne, jak w wypadku
lokatorki, która proces wygrała i którzy - to dodam dla ułatwienia – nie zalegają
z opłatami i nie mogę być w żaden inny sposób dyskryminowani. Przymuszenie nas do przeprowadzenia kolejnego procesu sądowego na podstawie Art. 77 Konstytucji związane jest przecież z prawem do wynagrodzenia szkody - zatem mamy prawo domagać się nie tylko zwrotu nieprawnie pobieranych od nas pieniędzy, ale też wypłacenia nam stosownych odszkodowań.
M.Z.
wtorek, 11 sierpnia 2015
STOPNIOWANIE PODŁOŚCI - za profesorem Ryszardem Legutko
Póki w mieście rządziły inne frakcje
polityczne – dobrze nie było, ale też szczególne tragedie nie miały miejsca.
Pewnego jednak dnia zjechał do Ratusza desant PO – no i „się zaczęło”. Desant
stamtąd jak pisze profesor Ryszard Legutko (http://zpolski.nowyekran.pl/post/76974,swietny-tekst) ma tę cechę, jaką miała PZPR, czyli
wciąga ludzi w system, który tych ludzi powoli prostytuuje, tzn. zmusza
ich krok po kroku do zachowań coraz gorszych. Miasto rozrastało się urzędniczo
w zawrotnym tempie. Brakowało więc pieniędzy na utrzymanie tej rosnącej klasy
próżniaczej. Gdzie zdobyć brakujące miliony? Jeżeli byłym ubekom i sb-kom nie
można cofnąć praw nabytych, te jak wiadomo dotyczą sowitych emeryturek po kilka
ładnych tysięcy od sztuki – to można się zamachnąć na inne grupy ludzkie lub
jak kto woli obywatelskie. Na przykład na
„komunalnych”. A jeszcze lepiej na komunalnych komercyjnych. Nie dość,
że od lat płacą potężną kasę dając się tym samym dobrowolnie doić - to jeszcze niektórzy zamieszkują okolice
atrakcyjne. I na pewno coś tam kombinują, przecież nie ma tak, by Polak nie
kombinował, albo nie „pokładał nadziei w…”.
Resortowi emeryci nigdzie i nigdy
nie mieli w swoich umowach o pracę wpisu, że „zawsze będą mieć dobrze”. No ale
mają dobrze, takie ongiś były inne ogólne przepisy. Co innego „komunalny
komercyjny”. Owszem, nabył swoje prawa w określonych „okolicznościach przyrody”,
wcale zresztą nie za darmo, bo oddawano miastu lokale i po pół miliona. Płacił
grzecznie kupę lat zawyżone parokrotnie czynsze, mimo że sufit spadał mu na
łeb, a podłoga przypominała tor jazdy terenowej – niemniej jednak dzisiaj można
mu powiedzieć, że jako prosty dureń źle Miasto zrozumiał, zatem pozostaje mu
tylko ponosić konsekwencje własnej głupoty i niedokształcenia.
Wyobraźmy
sobie, że pewnego dnia na przełomie roku 2000 i 2001 urzędnik Biura Polityki
Lokalowej mówi lokatorowi chętnemu do stanięcia w przetargu na lokal większy,
piekielnie drogi (bo spłacasz nasz
kredyt), ale teoretycznie możliwy po 10 latach do wykupienia z rabatem 90
procent (a tylko takie prawo wówczas obowiązywało!): „wchodzisz bracie do wora,
co się luksusowo namieszkasz to twoje, ale pamiętaj, byś nie snuł tu jakichś
szczególnych planów i nadziei, że twór zwany Miastem to uczciwy gracz i na
pewno słowa dotrzyma. Prawo może ulec zmianie, może zadziałać wstecz, obietnicy
żadnej na piśmie ci nie damy, a ewentualne twoje zeznania, że sygnujesz
pułapkę, bo uwierzyłeś w ciągłość praw mamy w nosie, wydamy inne przepisy i
jesteś załatwiony na amen… Taka jest nasza polityka i ona jest ważniejsza od
ciebie, twoich sąsiadów i w ogóle całej tej naiwnej menażerii. Jesteś dla nas
jak mucha, poleciałeś w kierunku słodkiego i nawet nie wiesz, że jesteś już
przyklejony do lepu.” No więc wyobraźmy sobie taką przemowę i postawmy
publicznie pytanie:
ILU LOKATORÓW PODPISAŁO BY TAK SFORMUŁOWANY CYROGRAF Z
DIABŁEM?
Jestem pewien, że większość chętnych
do mieszkania na Abramowskiego 9 by zaprotestowała, bo nie
tylko uznałaby taką retorykę za niedopuszczalną, lecz przede wszystkim nie
zgodziłaby się na podobny poziom wrednego cynizmu i oszukaństwa w mariażu
z upokarzającą bezczelnością. Oczywiście żadnego równie szczerego
przemówienia nie było. Wszystko ubrano w inne słowa, zupełnie nie dbając, że
oto gdzieś tam jakieś prawo, gdzieś tam jakaś porządność albo inne absurdalnie
głupie zasady XXI wieku. Tymczasem jak łatwo zauważyć stało się dokładnie to,
co opisano w hipotetycznej urzędniczej deklaracji. Nie od razu, po pewnym
czasie, zresztą dodatkowo zmąconym bezpośrednim doświadczeniem innego oszustwa.
Tak, oszustwa budowlanego – bo jak inaczej nazwać bubel, od którego wręczono
nam klucze mówiąc „Oto raj, wchodźcie i czujcie się jak u siebie!”. Zajęliśmy
się dość udatnie łataniem dziury w całym – nie zwracając uwagi na fakt, ŻE NIE MA DZIURY W CAŁYM - BO NIE MA
CAŁEGO! Oburzenia lokatorów cyklicznie rosło i malało, administratorzy tu coś
tam naprawili, ówdzie przerobili albo zaklajstrowali, ba, nawet czasowo
obniżyli czynsze by zmniejszyć wrzask. To lewą ręką. Bo prawa cały czas
kombinowała i podpisywała kolejne powielaczowe prawa, które krok po kroku
odbierały naiwniakom to, co im obiecano, a co okazało się złudą i
szalbierstwem. Że co, że to niezgodne z Konstytucją? Oj tam, oj tam, kto
dzisiaj czyta takie księgi, kto się na tym zna, kto nas zaskarży, jak my
większość w Sejmie, rządzie, w sądach, gdzie tylko chcemy… Przysłano nam,
lokatorom, pisma, owoc nieśmiałych naszych
protestów i wizyt u tych, którzy teoretycznie powinni wykazywać się rozumem i
obywatelską troską. Wszędzie znajdowaliśmy uzasadnienie tego, co nie da się
uzasadnić. Wszędzie traktowano nas jak bałwanów, przygłupów i nieodpowiedzialnych
geszefciarzy. Skądinąd zrozumiała metoda: każdy „urzędolnik” o własne ułomności
natychmiast oskarża partnera rozmowy. Tak mają. Takimi metodami posługują
się od lat.
Profesor Legutko twierdzi, że mieliśmy
tu
do czynienia z czymś niezwykle istotnym dla dzisiejszej Polski. Polacy
kibicujący Tuskowi, w naszym wypadku urzędnicy z nadania i importu jego partii,
powoli wprzęgani byli w podły
scenariusz, który – gdyby go znali na początku – być może odrzucili by
z odrazą i nie opowiadali Bogu ducha winnym obywatelom rzeczy, które
wkrótce miały być zaprzeczone. Dzisiaj część z nich nie tylko oszukanych nie broni,
lecz z furią atakuje tych, którzy oszustwo ujawniają i piętnują. Domagając się realizacji praw nabytych, a
nie wyimaginowanych – bo jak wiadomo dokumenty nie płoną i chętni wszystko
mogą osobiście sprawdzić, zweryfikować.
Miasto w
obecnym kształcie pożera własne dzieci. Jak wszystkie rewolucje. Czy skończy
jak i one częściowo na szafocie, częściowo w totalnym zapomnieniu? Nie wiem, aż
tak krwawych nadziei nie żywię. Tama już wstępnie pękła. W ubiegłorocznym
wyroku NSA – i tym mniejszym, dotyczącym jednej z naszych lokatorek, ale w
uzasadnieniu odnoszącym się do nas wszystkich. Znów wysyłamy pisma, prosimy o
reakcję, dialog, albo choćby jaką konsultację, gdzie strony przedstawią stan
ducha – NIC. Echo odpowiada nam gestem Kozakiewicza. Doświadczeni powiadają, że
niekiedy echo tak ma, bo to zapowiedź płaczu i zgrzytania zębów wyrzuconych z
pracy urzędników. Wyjadą na zmywak do Irlandii czy Anglii? Nie Mili – tam też
się nie nadajecie…
A co tak
naprawdę stało by się, gdyby pewnego dnia na zasadzie realizacji praw nabytych
nasze mieszkania sprzedano nam po cenie odpowiadającej prawu obowiązującemu w
dniu podpisania umowy? Wszelkie dotychczasowe tłumaczenia niechęci do takiej
operacji opierają się na jakimś absurdalnym założeniu, że cudownym sposobem dom
odetniemy od fundamentów i wywieziemy w nieznane. Ale nawet gdyby tak było – to
czyż Szanownym dawnym właścicielom nie został by plac w atrakcyjnym punkcie
miasta i dzielnicy? Znając ich usposobienie do robienia już nie interesów, ale
pospolitych geszeftów sprzedali by go na pniu i założyli ze dwie nowe dynastie.
Tymczasem to jest oczywisty absurd: bo dom będzie stał gdzie stoi, nadal
podatki trafiać będą do miasta czy dzielnicy. Trzeba będzie do kamienicy
dostarczyć gaz, elektryczność, wodę i wywieźć śmieci – tyle że nowy zarządca
zapewne prowadzić będzie działalność gospodarczą z prawdziwego zdarzenia, czyli
nie rozpustną i nie rabunkową. Bo gdyby robił inaczej - po tygodniu go zmienimy
w trybie czarodziejskim. Był, pstryk palcami, nie ma. O, skorzystają na tym wykupie
cwaniacy! Nie, proszę Państwa – nie skorzystają. Prawo do którego bezustannie
się odwołuję, to z lat 2000-2001, wyraźnie mówi, że mieszkając w miejskim nie
można mieć na boku innych lokali komunalnych czy własnościowych. A gdyby kto
ten przepis naruszył – przeprowadza się do własnościowego i pozostawia bez
odszkodowania miejskie.
Więc o co tu
chodzi i skąd ten upór miasta i dzielnicy, by nie sprzedawać, nie realizować
nabytych przez ludzi praw i danych im obietnic? Skąd maniakalne twierdzenia, że
realizacja obiecanego „musi się miastu opłacać”? W jaki niby sposób wykonywanie
prawomocnych wyroków czy to NSA czy Sądu Okręgowego ma być związane z jakąś nie
wiadomo skąd wziętą „opłacalnością”?
M.Z.
wtorek, 4 sierpnia 2015
PYTANIA I ODPOWIEDZI
Po ostatnim wpisie... Pytania napływały nie w postaci skasowanych komentarzy, ale ustnie albo na prywatnego maila. Odpowiadam i odpowiadam, ale czuję się coraz bardziej wkurzony. Więc dzisiaj po raz ostatni, na piśmie - uprzejmie informuję:
1. Nie, nie jestem szefem lub przewodniczącym niczego. Mówię, ponieważ nie czuję stresu przed zbiorowością - i przedstawiam z upoważnienia to, co myślą inni i co sam sądzę. Staram się to robić jak najdokładniej, poprawną polszczyzną - niestety nie jestem aktorem czy jakimś wizjonerem, nie umiem porywać tłumów, nie znam odpowiedzi na wszystkie zadawane mi pytania. Materia prawnych definicji i dla mnie jest nudna jak flaki z olejem - choć przedstawić ją należy dosłownie, a nie w "żołnierskich słowach".
2. Nie, nie będę najmował żadnych prawników dla sąsiadów, każdy może uczynić to na własny rachunek, kiedy chce i za ile chce.
3. Proces, o którym mówiliśmy i który w przedmiocie jego uzasadnienia przedstawiałem Państwu - wytoczyłem administracji nie ja, ale nasza sąsiadka. Wygrała własnym staraniem i za własne pieniądze, nie istnieje żaden powód, bym przedstawiał to jako zbiorowy sukces. Bo to JEST JEJ SUKCES - z konsekwencjami dla nas. Tak, uważam, że cała treść uzasadnienia wyroku ma bezpośrednie przełożenie również na losy tych, którzy na sali sądowej nie byli. Nie wiem dlaczego tej pani nie było na zebraniu.
4. Nie wypożyczam żadnych pism ani ich kopii, a od ostatniego zebrania niczego nikomu nie objaśniam.
5. Nie biegam po sąsiadach w żadnej sprawie, mój czas jest równie cenny, co Państwa czas.
6. Od początku nie wierzyłem w skuteczność zbiorowych spotkań, mówiłem o tym jasno - jednak zdecydowano inaczej. Ostatnie zebranie potwierdziło moje opinie. Stąd oświadczam jak najuroczyściej, że w następnych UCZESTNICZYĆ JUŻ NIE BĘDĘ. Zrobię co moim zdaniem powinienem zrobić, ale nie zamierzam informować o tym zbiorowości. Jeżeli pewnego dnia uznam, że chcę o czymś napisać - to napiszę. Jeżeli nie - to nie.
7. Podtrzymuję swoją opinię wyrażoną publicznie w ostatnią niedzielę: na wojnę idzie się nie z różą w zębach i kieszeniami wątpliwości, ale tęgim kijem, poważnymi argumentami, zdecydowaniem i wolą wygrania potyczki. Zdanie jednej z sąsiadek, która suponuje, iż różnica dwóch złotych z metra kwadratowego to drobiazg nie wart wspomnienia MAM W NOSIE. Nieprawdą jest, że nasze decyzje podpisane dwa tygodnie wcześniej przez 26 osób to jakiś wrogi nam argument dla administratorów, proszę uważnie przeczytać wyrok i jego uzasadnienie. Oczywiście przyznaję, że ma oważ dama prawo do wyrażania każdej opinii na każdy temat. Z zastrzeżeniem, iż przyjmuję to do wiadomości, ale bez wstępnego szacunku. Nie komentuję - ale nadal się nie zgadzam.
M.Z.
1. Nie, nie jestem szefem lub przewodniczącym niczego. Mówię, ponieważ nie czuję stresu przed zbiorowością - i przedstawiam z upoważnienia to, co myślą inni i co sam sądzę. Staram się to robić jak najdokładniej, poprawną polszczyzną - niestety nie jestem aktorem czy jakimś wizjonerem, nie umiem porywać tłumów, nie znam odpowiedzi na wszystkie zadawane mi pytania. Materia prawnych definicji i dla mnie jest nudna jak flaki z olejem - choć przedstawić ją należy dosłownie, a nie w "żołnierskich słowach".
2. Nie, nie będę najmował żadnych prawników dla sąsiadów, każdy może uczynić to na własny rachunek, kiedy chce i za ile chce.
3. Proces, o którym mówiliśmy i który w przedmiocie jego uzasadnienia przedstawiałem Państwu - wytoczyłem administracji nie ja, ale nasza sąsiadka. Wygrała własnym staraniem i za własne pieniądze, nie istnieje żaden powód, bym przedstawiał to jako zbiorowy sukces. Bo to JEST JEJ SUKCES - z konsekwencjami dla nas. Tak, uważam, że cała treść uzasadnienia wyroku ma bezpośrednie przełożenie również na losy tych, którzy na sali sądowej nie byli. Nie wiem dlaczego tej pani nie było na zebraniu.
4. Nie wypożyczam żadnych pism ani ich kopii, a od ostatniego zebrania niczego nikomu nie objaśniam.
5. Nie biegam po sąsiadach w żadnej sprawie, mój czas jest równie cenny, co Państwa czas.
6. Od początku nie wierzyłem w skuteczność zbiorowych spotkań, mówiłem o tym jasno - jednak zdecydowano inaczej. Ostatnie zebranie potwierdziło moje opinie. Stąd oświadczam jak najuroczyściej, że w następnych UCZESTNICZYĆ JUŻ NIE BĘDĘ. Zrobię co moim zdaniem powinienem zrobić, ale nie zamierzam informować o tym zbiorowości. Jeżeli pewnego dnia uznam, że chcę o czymś napisać - to napiszę. Jeżeli nie - to nie.
7. Podtrzymuję swoją opinię wyrażoną publicznie w ostatnią niedzielę: na wojnę idzie się nie z różą w zębach i kieszeniami wątpliwości, ale tęgim kijem, poważnymi argumentami, zdecydowaniem i wolą wygrania potyczki. Zdanie jednej z sąsiadek, która suponuje, iż różnica dwóch złotych z metra kwadratowego to drobiazg nie wart wspomnienia MAM W NOSIE. Nieprawdą jest, że nasze decyzje podpisane dwa tygodnie wcześniej przez 26 osób to jakiś wrogi nam argument dla administratorów, proszę uważnie przeczytać wyrok i jego uzasadnienie. Oczywiście przyznaję, że ma oważ dama prawo do wyrażania każdej opinii na każdy temat. Z zastrzeżeniem, iż przyjmuję to do wiadomości, ale bez wstępnego szacunku. Nie komentuję - ale nadal się nie zgadzam.
M.Z.
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
DZIEŃ PO...
Powiem o tym spotkaniu
tyle, by nie naruszyć dobrych obyczajów – ale i nie zorientować strony
przeciwnej zbyt dokładnie w materii poruszanych tam spraw. No więc: odbyło się.
Przyszli także ci, których poprzednio nie było (chwała im za to), choć nie
pojawili się ci, którzy być powinni. Ustalono wolę najęcia adwokata – w celu
wygrania wszystkiego przed sądem.
Prywatnie: padło kilka
opinii, z którymi tak bardzo się nie zgadzam, iż miałem ochotę wczoraj wyć,
dzisiaj mi nieco przeszło. Ktoś mądry, a biegły w piórze, już nie pamiętam czy
Tyrmand, czy Kisiel, powiadał przed laty, że istotą każdego zbiorowego zebrania
czy konferencji jest jałowość ustaleń, bo każdy ma ochotę wybrzdąkać swoje nie
zważając na cudze. Nie inaczej - w niektórych momentach! - było wczoraj, choć zdarzyło się tylko jednej osobie. Przy
czym za najbardziej kuriozalny argument uważam ten, iż fakt uiszczania przeze
mnie przez minione trzy lata nieuczciwie zawyżonego czynszu można uznać za
zgodę na to zbójectwo. Wyraził już na ten temat swoje zdanie Sąd Okręgowy w
uzasadnieniu wyroku jasno nazywając sytuację niedopuszczalną i bezprawną. Sam
widzę to jeszcze ostrzej: ktoś oto spróbował wmówić mi, że jako oszukiwany sam winien
jestem trwania tego oszustwa. Ciekawa koncepcja, jakby żywcem skopiowana z czasów anciene regime'u, kiedy to partyjni urzędnicy małego rozumu, ale wysokiego szczebla twierdzili, iż mam los dokładnie taki, na jaki zasłużyłem nie przyłączając się do ich pięknego chóru.
Wypowiadali się też ludzie
doświadczeni i w sporach administracyjnych bywali. Tu chyba należy powiedzieć
tyle, że ich głosy wskazywały, iż termin 30-dniowy, administracyjny
termin odpowiedzi na nasze wysłane dwa tygodnie wcześniej pismo – najpewniej dotrzymany
nie będzie. Ssać lokatorów choćby i
miesiąc dłużej bez jakichkolwiek podstaw – to pokusa, przed którą się nie
cofną. Co tam jakieś terminy, co tam jakieś zasady… Przykład idzie „z góry”,
jak wieść niesie rząd wziął kolejną miliardową pożyczkę, w
końcu od jesieni to już nie oni będą długi musieli spłacać…
Tak czy siak naszych
przeciwników czeka spora porcja zdziwień.
M.Z.
czwartek, 23 lipca 2015
BEZPRAWIE PODWYŻEK - CIĄG DALSZY
Co powinien uczynić człowiek nabijany w butelkę, czyli obkładany bezprawnymi podwyżkami? Co powinien zrobić obywatel mając w ręku taki wyrok sądowy, jak przedstawiony w poprzednim felietonie?
Spotkaliśmy się w ostatnią niedzielę i przyjęliśmy określoną procedurę postępowania. Do ZGN Mokotów i DOM Kolberga wyszły pisma tej samej treści:
"...
Mieszkańcy budynku Warszawa,
dnia 21 lipca 2015r.
przy ul.
Abramowskiego 9
w Warszawie
Dyrektor Zakładu
Gospodarowania Nieruchomościami m. st. Warszawa Waldemar Albiński
ul. Irysowa 19
02-660 Warszawa
Niniejszym
przedstawiamy kwestię, względem której domagamy się jak najpilniejszej reakcji
– ta bowiem związana jest z naszym INTERESEM PRAWNYM wynikającym z wyroku Sądu
Okręgowego w Warszawie, V Wydział Cywilno-Odwoławczy, sygnatura akt V Ca
2023/14, data ogłoszenia 29 kwietnia
2015r, który orzeczony został w stosunku do jednej z lokatorek naszego domu.
W uzasadnieniu wyżej wymienionego wyroku Sąd jednoznacznie uznał, że umowy zawarte na najem lokali o powierzchni
powyżej 80m2 z czynszem wolnym są umowami cywilnoprawnymi zawartymi
w warunkach wolnorynkowych - oraz umowami wzajemnymi. Warunki są wiążące dla OBU stron umowy i bez
zgody tych stron w formie aneksu jakiekolwiek inne formy są nieważne.
Jak wielokrotnie pisaliśmy nie jesteśmy lokatorami z tzw.
kwaterunku, a każdy z nas, najemców, przyjął zaproponowane warunki najmu przystępując
do konkursu opartego wówczas na konkretnych, obowiązujących przepisach prawa
(ustawa o najmie lokali mieszkalnych i dodatkach mieszkaniowych). W dacie zawierania umów nie byliśmy wykluczeni z ubiegania się o obniżki czynszu, dodatki
mieszkaniowe oraz wykup lokali.
To w późniejszym
okresie Warszawa podzielona została na strefy ze zróżnicowanymi stawkami czynszu. Wobec nas - jak potwierdza to wyrok Sądu Okręgowego,
prawomocny i nie podlegający kasacji - ta jednostronna zmiana stawek czynszu jest bezskuteczna.
Oczekujemy zatem w możliwie jak najszybszym terminie realizacji
wyroku, a nie jego rozważania. Przede wszystkim zaś naprawy przez Wynajmującego
wszelkich szkód finansowych powstałych na skutek stosowania bezprawnej
metody naliczania płatności w latach minionych – to jest zwrot bezpodstawnie pobranych kwot czynszu za okres
trzech lat wstecz z odsetkami ustawowymi.
Informujemy,
że do
czasu sporządzenia dokumentów korygujących nie zamierzamy płacić kwot czynszowych
wynikających z bezprawnie przyjętego przez Państwo stanowiska.
Wnosimy również o poinformowanie wszystkich najemców, do
których kierowane były pisma pod nazwą „wypowiedzenie stawki czynszu”, pisma
zawierające fragment, iż „w przypadku nie przyjęcia nowej stawki
stosunek najmu lokalu ulegnie rozwiązaniu” – że ów fragment był zwykłym
zastraszaniem najemców. Jak potwierdził Sąd Okręgowy wobec naszych umów nie
znajdują zastosowania przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym
zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego.
Szanowny Panie
Dyrektorze: czas na podjęcie
konkretnych działań!
Przystępując do konkursu na najem lokalu o powierzchni
powyżej 80m2 kilkanaście lat wstecz, mieliśmy status „najemcy” z określonymi
przywilejami, które potem „zniknęły”. Obecnie jesteśmy najemcami, ale już nie
„lokatorami”, nie ma dla nas żadnej ochrony prawnej w przypadku pogorszenia się
sytuacji materialnej, braku możliwości opłacania wysokiego czynszu.
Nasza sytuacja jest patowa, o czym świadczą narastające zaległości wielu naszych
sąsiadów. O takim „ryzyku”, że zostaniemy potraktowani wyłącznie „komercyjnie” nie byliśmy informowani, twierdzimy zatem, iż wprowadzono
nas po prostu w błąd.
Nasz dom, nasze mieszkania miały charakteryzować się
podwyższonym standardem. Bardzo szybko, bo po mniej więcej roku okazało się, że
„podwyższony standard” to iluzja. Pragniemy Pana poinformować, że dysponujemy
obszerną dokumentacją, z której wynika, iż w okresie eksploatacji na remonty budynku i roboty naprawcze w
okresie 2001-2014 wydano aż 1.189.058,79
zł. Czy w ten sposób jeszcze
bardziej podwyższaliście nasz rzekomy „komercyjny standard”? Po stokroć NIE!
Łataliście dziury, niedoskonałości – słowem odpadającą ceramikę, paczące się z
powodu nie przyklejenia podłogi, spadające sufity, walące się na klatkach
schodowych tynki. Nie na takie warunki się godziliśmy oddając miastu inne mieszkania
w dawnej Gminie Centrum – mieszkania często własnościowe!
Problem naszych mieszkań sam się nie rozwiąże, potrzebny
jest dialog w tym zakresie. My o ten
dialog występujemy od kilkunastu lat .
Liczymy na
przeanalizowanie sytuacji i konkretne działania. ..."
Pod spodem znajdują się podpisy 26 lokatorów. Dlaczego tylko tylu? Bo do diabła jest okres urlopowy i ludzie mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek zadbać o siebie i swoje dzieci! Z drugiej zaś strony stan bezprawia wiecznie trwać nie może i nie powinien, potrzebna była szybka reakcja. Spodziewamy się rychłej odpowiedzi. Stan ducha jest taki, że pobieranie czynszów w nieprawnej wysokości dalej trwać nie będzie. Formuła rozwiązania tego problemu do ustalenia - podobny precedens miał już miejsce w latach minionych - i został płynnie załatwiony.
M.Z.
środa, 15 lipca 2015
REWOLUCJA NA PODWÓRKU - DOKUMENTY SĄDOWE
Na ilustracjach znajdą Państwo fotokopie najważniejszych stron wyroku sądowego i jego uzasadnienia - o czym pisałem w poprzedniej notce. Proszę się temu dokładnie przyjrzeć, proszę przeczytać ze zrozumieniem.
To jest dowód na skalę oszustwa, jakiego dopuszczono się wobec nas. Tak w świetle uzasadnienia sadowego wygląda dzisiaj wiarygodność wszystkich pism, jakie przez minione trzy lata otrzymywaliśmy do domów, a które informowały nas o zwiększonych płatnościach. Publikuję nie wszystkie strony uzasadnienia wyroku, a tylko NAJWAŻNIEJSZE. Dociekliwi mogą oczywiście zapoznać się z całością dokumentu.
Czwarta fotokopia, ostatnie zdanie: od wyroku nie przysługuje skarga kasacyjna. Innymi słowy: wyrok NALEŻY WYKONAĆ bez zbędnej dalszej dyskusji. Proszę we własnym zakresie obliczyć sobie skalę zwrotu finansowego, jakiego MACIE PRAWO domagać się od administratorów. Z mojego ustalenia wynika jasno: dzisiejszy czynsz po odrzuceniu nieprawnie wprowadzonych podwyżek wynosi 9,98 zł za metr kwadratowy. Jak, w jaki sposób zwrócą nam nadpłacone pieniądze? Zapewne jak to w przeszłości bywało: odliczeniem od sum, które jako czynsz musimy wpłacać co miesiąc na wskazane konto. Czy jest się czego obawiać, czy ktokolwiek może nas straszyć konsekwencjami płynącymi z rzekomego nieposłuszeństwa? NIE, PO STOKROĆ NIE!!!!
To jest dowód na skalę oszustwa, jakiego dopuszczono się wobec nas. Tak w świetle uzasadnienia sadowego wygląda dzisiaj wiarygodność wszystkich pism, jakie przez minione trzy lata otrzymywaliśmy do domów, a które informowały nas o zwiększonych płatnościach. Publikuję nie wszystkie strony uzasadnienia wyroku, a tylko NAJWAŻNIEJSZE. Dociekliwi mogą oczywiście zapoznać się z całością dokumentu.
Kilka osób, które prowadziły te i podobne sprawy (a niektóre prowadzą dalej) będą sugerować swoim sąsiadom pilne zwołanie zebrania poświęconego tym problemom. Nie proszę Państwa - nie powstaje żadna nowa organizacja, nie zamierzamy "demokratycznie" negocjować żadnych dalszych kroków formalnych, a zwłaszcza poszczególnych zdań pism, które stosujemy i będziemy stosować do urzędów. Zechcą Państwo podpisać dokument domagający się zwrotu w wasze ręce waszych pieniędzy - podpiszecie. Nie zechcą Państwo złożyć tam swoich autografów - Państwa wybór. Proszę tylko w przyszłości nie udawać, że wszystko dokonało się za sprawą woli większości, że zwyciężyła "demokracja". Nieprawda! Pozwy składali konkretni ludzie, płacili za nie z własnej kieszeni - godząc się z konsekwencjami wyroków, które niekoniecznie musiały być po ich myśli.
M.Z.
**************************************
PS z dnia 21 lipca 2015 r :
Szanowni! Kto nie był na spotkaniu, a chciał się dodatkowo podpisać pod tekstem wysłanym do ZGN Mokotów - nie miał z tym najmniejszych kłopotów. Jedna z naszych sąsiadek dodatkowo przespacerowała się po mieszkaniach ludzi nieobecnych na spotkaniu. Co mieliśmy do powiedzenia - publicznie powiedzieliśmy. Niestety nie przewidujemy dalej żadnej działalności usługowej wobec spóźnialskich czy początkowo nie zainteresowanych sprawą. Nie wypożyczamy już dokumentów, nie kserujemy ich we własnym zakresie, nie rozdajemy itd. Jestem naprawdę życzliwym człowiekiem - ale powtarzanie tego samego po raz piętnasty właśnie mi się znudziło. A wystarczyło przyjść i posłuchać... Albo wejść na tę stronę i przeczytać choćby ostatni tekst. Jeżeli uważają Państwo, że to zbyt wygórowane wymagania - bawcie się proszę dalej sami ze sobą.
M.Z.
poniedziałek, 13 lipca 2015
REWOLUCJA NA PODWÓRKU
Tak, na naszym
podwórku, konkretnie usytuowanym i z adresem Abramowskiego 9! Wyrokiem Sądu
Okręgowego w Warszawie podwyżki czynszów, jakie w minionych latach nam
zafundowano (od 9,98 za m kw. do 12,20 za tenże metr) SĄ BEZPRAWNE I
NIESKUTECZNE! WYROK NIE PODLEGA
APELACJI!
Wkrótce dokładne przedstawienie wyroku – i wynikających stąd
konsekwencji. Z grubsza można powiedzieć dzisiaj tyle, że każdy lokator naszego
domu może wnieść roszczenia dotyczące nieprawnie W CIĄGU TRZECH MINIONYCH LAT pobranych
odeń kwot. Grupa, w której znajduje się niżej podpisany jest właśnie w trakcie
opracowywania pisma do naszych ukochanych zarządców. Sygnatariusze tego
dokumentu nie zamierzają dalej płacić pieniędzy, które miastu czy dzielnicy po
prostu się nie należą.
M.Z.
czwartek, 9 lipca 2015
PARADOKSY
Kiedyś istniał w sieci portal zwany Nowym Ekranem. Trochę to trwało –
ale skończyło jak zawsze, to jest rozpadem. Jednym z efektów tej irredenty jest
dzisiaj 3Obieg. Własność Tomasza Parola, Łażącego Łazarza. Drugi po portalowym Bogu
- Paweł Pietkun. Podobno siedzi w GB – ale to nie jest do końca ustalone. Notka
administracyjna przedstawia p. Pawła jako dziennikarza śledczego. Może tak
jest, może nie jest, czytam ostatnio na przykład o sytuacji Grecji, co jak dla
mnie nie jest dziennikarstwem śledczym. Pozwoliłem sobie na komentarz do greckiego
tekstu Pietkuna.
Brzmiał on mniej więcej tak, że stanowisko Niemiec w całej
greckiej sprawie jest dość charakterystyczne, choć mało kto podnosi jego
istotę. Tę zaś da się opisać tak, jak to uczynił dwa lata temu Henryk
Skwarczyński, tekst oryginalny ukazał się zresztą na tymże 3Obiegu i jest do przeczytania
tutaj: http://3obieg.pl/jestescie-jak-doktor-mengele-tyle-ze-dzisiaj-w-eleganckim-garniturze-nie-przykryjecie-przeszlosci-zadna-europejskoscia-i-zadnym-salonem-odnowy
Zwróciłem w swoim mikro-tekście uwagę na ten fragment:
„…Stanley Moss, który
był jednym z organizatorów ruchu oporu na Krecie i współautorem słynnego
porwania głównodowodzącego sił niemieckich generała Kreipego, mówiąc o
okrucieństwach popełnianych na ludności cywilnej, wspomina taki przypadek: “Oto
historyjka oddająca mentalność typowego Huna. Przez drogę, którą jechał z dużą
prędkością samochód z niemieckimi oficerami, wypadając z niej na zakręcie,
przechodził mały chłopiec. Kierowca i jednocześnie oficer nie był w stanie temu
zapobiec i choć bez większych szkód, wszyscy jadący wylądowali w rowie.
Przeprowadzając szybką inspekcję samochodu, kierowca zauważył, że jeden z
błotników jest mocno zadrapany. Gestem przywołał chłopca do siebie i kiedy ten
z nieśmiałym uśmiechem na ustach przybliżył się, porwał go i gwałtownym ruchem,
na kolanie, przełamał mu w pół rękę…”
I dodałem jeszcze, że uważam refleksje Skwarczyńskiego za
tak ważne, iż sam na swojej stronie zamieściłem jego przedruk.
I co? Ano właśnie: i nic! Komentarz poddany moderacji NIE
UKAZAŁ SIĘ. Co Pietkuna tak okrutnie zezłościło? Że zapomniał co w jego portalu
o sprawie drzewiej się mówiło? Czy może to, że jakiś tam komentator śmiał
zamieścić linka do swojej strony?
Jeśli to drugie to spieszę wyjaśnić: uważam pana Pietkuna za
dziennikarza klasy średniej. Jest gwiazdą lokalną – jeśli w ogóle. Posłusznie
przeto melduje panie Pawle, że nie zamierzałem grzać się w pańskim blasku,
albowiem ten nie istnieje. A wieloletniej pogardy Niemców wobec tamtej części
Europy po prostu pan nie widzi – co nie jest być może grzechem głównym, ale na
tyle istotnym, by rzecz całą uzupełnić nawet tak małym komentarzem, jak nie
opublikowany mój. Tak czy siak: proszę się nie przejmować, nie będę panu w przyszłości zawracał
głowy, mam mnóstwo innych zajęć i ludzi, którzy tu czy tam publikują swoje przemyślenia,
po czym jednak prowadzą jakieś dyskusje. Ukłony.
PS. Czy to pan podpisał ten fragment wyjęty z tekstu "O nas": "...
Nie zamierzamy jednak ograniczać swobody dyskusji, będziemy jedynie dbać o jej poziom. Tym samym nie dzielimy autorów na lepszych i gorszych, na zawodowców i amatorów, na dziennikarzy i blogerów, na celebrytów i anonimowych. Dla nas każdy kto dostarcza tekst wysokiej jakości, dbający o wiarygodność, przejrzystość myśli i klasę wypowiedzi, ma prawo mienić się dziennikarzem obywatelskim, może aplikować na stronę główną, czy wnioskować o legitymację prasową..."
Nie zamierzamy jednak ograniczać swobody dyskusji, będziemy jedynie dbać o jej poziom. Tym samym nie dzielimy autorów na lepszych i gorszych, na zawodowców i amatorów, na dziennikarzy i blogerów, na celebrytów i anonimowych. Dla nas każdy kto dostarcza tekst wysokiej jakości, dbający o wiarygodność, przejrzystość myśli i klasę wypowiedzi, ma prawo mienić się dziennikarzem obywatelskim, może aplikować na stronę główną, czy wnioskować o legitymację prasową..."
M.Z.
piątek, 3 lipca 2015
URLOP
Teoretycznie nie
powinno mnie to dotyczyć, pojęcie urlopu jest dla mnie pojęciem obcym – ale jak
to w przyrodzie bywa mimetyzm czyli sztuka upodobniania się do innych
zwyciężył. Nie chce mi się pisać – bo cała pisanina gdy nie ma urlopowanych czytelników
staje się daremna. Nie chce mi się też za friko pracować dla innych – bo jak
widzę co oni potem wyrabiają to szlag mnie trafia. Dzisiaj zatem będzie krótko
i w ramach skwitowania pewnych rzeczy i spraw.
Najpierw ta, że nie współpracuję już ze stowarzyszeniem „Warszawiak
na swoim”. Chodzicie, Mili, nie tam gdzie trzeba i mówicie rzeczy generalnie
słuszne, ale w sposób, który nikogo jakoś nie potrafi przekonać. Mówiłem o tym,
pisałem – nic. No i dobrze, ja będę robił swoje, wy róbcie swoje i w swoje
wierzcie. Ostatnie wystąpienie szefowej stowarzyszenia na forum Rady Warszawy
wyjątkowo niefortunne, ktoś, kto poddaje się tak fałszywej narracji, jaką władze
miasta zarządziły w sensie choćby porządku obrad tego gremium - z góry skazuje
się na klęskę. Co też i nastąpiło. A uprzedzałem, że kierunek działania, jaki
można było wprost odczytać z nieszczęsnego pisma naszego mokotowskiego
wice-burmistrza będzie „tfurczo” rozwijany. Czego się więc spodziewano?
Zaistnienia? Podziwu dla mówcy?
Nie współpracuje również ze stowarzyszeniem lokatorów
Meissnera, ich pomysł, by poddać się dyktatowi jakiegoś oryginała
wzywającego duże środowisko do ponownego
potwierdzania intencji lokatorskich – chodzi o zbiórkę podpisów osób chętnych
do wykupu swojego mieszkania – jest pomysłem złym. Powiedziałem o tym,
napisałem o tym. Nic. Oczywiście każdy orze jak może, każdemu wolno i tak dalej…
Ale widząc nieskuteczność takich zabiegów i ich z góry przewidywalny efekt –
dwa razy bym się zastanowił. Oni się zastanowili, pojechali określoną ścieżką,
mnie z nimi nie po drodze, współpraca zerwana.
Podjąłem też decyzję, że dalsze działania dotyczące prawnego
sporu z miastem i dzielnicą będę kontynuował po swojemu – ale bez omawiania na
szerszym forum. Nic to bowiem nie daje. Podobnie jak nieskutecznym okazał się
pomysł najęcia dozorcy w tak dziwacznej formule, że gościowi wolno właściwie
wszystko, sprzątać nie musi, dom i tak kiepskiej jakości popada w ruinę. A administratorki
wpadają na chwilę, w stachanowskim tempie spisują stan liczników wody i czegoś tam
jeszcze, reszta ich dokładnie nie obchodzi, nie ma nawet szansy, by którą
(którego?) złapać i zamienić dwa słowa. Chciałbym się dowiedzieć choćby tego kiedy
administracja zajmie się zwrotem pieniędzy, jakie nieprawnie pobiera od
lokatorów od kilku co najmniej lat – bo wyrok sądowy obecny, odwołanie niemożliwe.
Czy wzorem swoich panów w ratuszu miast wyrok wykonać właśnie go „rozważają”?
Posłusznie zatem melduję, że naprawdę musi nastąpić
trzęsienie ziemi, by warto było to moje urlopowe dolce far niente przerwać. Dobrej
opalenizny!
M.Z.
niedziela, 21 czerwca 2015
WŁADZA LOKALSÓW
Ponieważ ostatnimi
czasy moi rozmówcy poza-sieciowi komentując wybory polityczne i rozkład sił na miejscowej
arenie zarzucają mi narastający ekstremizm – niżej słów kilka skąd to się
bierze. I dlaczego jest tak, a nie inaczej, zaś całości wpisów jako
ekstremizmów liczyć po prostu nie wypada. Zacznijmy jednak od narysowania
dokładniejszego obrazu pola zmagań. Otóż nie jest to wielka polityka na
szczeblach ministerialnych. Zwykły człowiek z zasady nie ma do czynienia
ani z prezydentem, ani premierem, ba, nawet z sekretarzem tego czy owego
centralnego urzędu. Na co dzień spotykamy się z lokalsami, których jakoby
wybraliśmy w zeszłorocznych jesiennych wyborach samorządowych. Moim zdaniem
sfałszowanych wyborach – co jest o tyle ważne, że czy nimi gardzimy czy ich
kochamy i tak musimy współżyć w obszarze domu, dzielnicy, czy miasta.
Czy to jest zdanie ekstremalne? Na
pewno jest to zdanie artykułowane także przez innych, bywa, że ostrzej. O, na
przykład tutaj:
„…o
sfałszowanych wyborach samorządowych „nie wolno głośno mówić”. Czas
płynie, a lewe władze w najlepsze urzędują. Niemówienie głośno miało być
przejawem przedwyborczej chytrości taktycznej opozycji, ale miesiąc trzasnął
jak z bicza i dalej cicho wszędzie, głucho wszędzie. Cui bono? Kto podzielił się wpływami i kasą? Nie ma za to wątpliwości, że
odpowiedzią na wszelkie pytania jak zwykle będzie, by “wierzyć”. Żenujące…”
Ustalmy więc na czym stoimy dzisiaj, z czym mamy do
czynienia. W materii spraw dziejących się wokół tego domu mamy więc wyrok NSA z
roku ubiegłego – który „waadza” miast wykonać
pracowicie „rozważa”. Formalne działania dokonywane przy współpracy
zawodowego prawnika skończyły się jak dotąd głuchym milczeniem, adwokat
wystosował właśnie do NSA odpowiednie pismo dotyczące opieszałości urzędów w
udzielaniu odpowiedzi. Z kolei demonstracyjne obśmiewanie pism było nie było
oficjalnych, tak, smoki milusie, lokatorzy też takowe wytwarzają, arogancja,
tupet i przeświadczenie o nieomylności – idealnie odzwierciedla nie tylko
selekcję negatywną dotyczącą odpowiadających, ale przede wszystkim wyznawaną
przez nich „filozofię państwa i prawa”. Ich państwa. Państwa wyłącznie nadczłowieków.
Można oczywiście wzruszyć ramionami – gdyby nie to, że kolejne decyzje
powodują, iż w tym mieście żyć się już normalnie nie da.
W planie ogólniejszym
rządzących natchnęła kiedyś imperialna zasada divide et impera – za pomocą
prymitywnych kłamstw napuszcza się na siebie duże grupy ludzkie. Frankowiczów
na komunalnych, spółdzielców co to kupili mieszkania za złotówkę na
kwaterunkowych, którzy chcieli by podobnie, ale nie mają ponoć prawa,
prywatnych na miejskich. Do tych ostatnich ponoć reszta świata bezustannie
dopłaca. To nie jest zgodne z najprostszą arytmetyką, widać jednak powtórzone
tysiąc razy staje się dla niektórych goebbelsowką prawdą. My, zwykli śmiertelnicy
siedzimy w tym po uszy. I jakoś musimy się bronić, jakoś nasze racje
artykułować… Najskuteczniej jak potrafimy. W przeciwnym wypadku czeka nas
zamilczenie na śmierć. Co nie oznacza bynajmniej świętego spokoju – roszczenia będą
rosły.
M.Z.
piątek, 19 czerwca 2015
SMRÓD
Dzisiaj będzie mało dyplomatycznie – i zupełnie niesmacznie.
Ale być musi, bo trupi odór nie da się już zaperfumować, zapudrować i
zagadać w dyżurnych telewizjach. PO rozkłada się w tempie doprawdy zadziwiającym
i kiep ten, który tego nie zauważa i nie czuje. To znaczy: niektórzy na wpół żywi
funkcjonariusze PO zatykając nos nie zauważają - udając przy okazji, że można
działać jak przedtem, bo „co im w końcu kto zrobi skoro uchwały podjęte”? To
jest oczywiście ryzykowna figura myślowa prowadząca wprost do gwałtownego
trzaśnięcia ichniego „realu”: jak twierdzi nieoceniony Michalkiewicz młodych
niezadowolonych do imentu wystrzelać się nie da, bo nie będzie kogo ssać. A
emeryci niesmaczni i mało soczyści… I niby to wiedza powszechna – ale trup
partii powszechnie udaje, że „Nic się Polacy nie stało, nic się nie stało!” Zombie
rządzi, zombie radzi – słuchać zombie nie zawadzi…
25 czerwca na sesji Rady Miasta, którą jak wiadomo zarządza
trup PO omawiana będzie informacja prezydenta o wykupie mieszkań. Doświadczony
lekturą pisma, jakie w tym roku otrzymałem z mokotowskiego Ratusza (od PO-wca!)
niczego dobrego się po tej „informacji” nie spodziewam. Jest nam jak jest,
wspaniale – a dokręcanie śruby jak wiadomo wymusza na torturowanych piękny
śpiew. Miażdżenie portfeli – sopran. Nie dotrzymywanie obietnic i łamanie
palców zbyt wolno liczących banknoty na czynsz – koloratura. Sprawiać bliźnim
ból doznając przy tym artystycznych wzruszeń – to jest to! Wątpię, by ktoś z
tej ekipy torturantów wspiął się na wyżyny innego spoglądania na świat, powodów
milion, ale apetyt na ośmiorniczki i dobre wina za cudzą kasę nie minął, więc
dusić i przygniatać trzeba. Baliście się katastru? OK., przyjmujemy do
wiadomości, na razie katastru nie budiet. Ale obejrzyjcie się za siebie: czyż
nie widzicie i ponad tysiąc-procentowych podwyżek za użytkowanie wieczyste
gruntów? Wy macie końskie łby do kombinowania i wyślizgiwania się – my was tak
załatwimy, jak tę żabę, co to bidulka zapatrzona w dziennik telewizyjny i dane
statystyczne nie zorientowała się, że pływa już we wrzątku i nie ma siły wyskoczyć
z garnka. Na dzisiaj obowiązuje teza: miasto do komunalnych dopłaca. Ty, ty tam
z ostatniego rzędu: masz inne zdanie warchole? To zaraz je zmienisz,
przygłupie, zaraz zmienisz, wsłuchaj się tylko w treść informacji, palancie
jeden! Twierdzisz, że dwa i dwa jest cztery? A świadków i ekspertyzę urzędową
na to masz?
I nic nam nie zrobicie! Bo my samorządni, nie do odwołania! Coś
obiecywaliśmy? Nieprawda, źle nas zrozumieliście, uczyć się głąby, uczyć!
Zwłaszcza pokory. Przede wszystkim pokory i posłuchu! Bo jak nie to pamiętać:
władza ma długą pamięć, twardą rękę, a pomoc może już sprowadzić i zza granicy.
M.Z.
czwartek, 11 czerwca 2015
CIEKAWE CZASY
Oglądaliście wczoraj najnowszą odsłonę „Kłótni w rodzinie PO”,
prawda? Cóż, dziewica okazała się odrzutem z eksportu, co gorsza po niestarannym
recyklingu, naiwni platformiani wyborcy co prawda przeproszeni – ale i tak
okazało się, że dzisiaj są już tylko prostymi durniami. Spójność wczorajszego przemówienia
Ewity Szpadel sprowadza się do prostego pytania: za co wywaliła pół rządu skoro
wcześniej stwierdziła, że ci wywaleni to ofiary. Paskudna kobieta na skraju
załamania nerwowego… No i jako wisienka na torcie bezczelny gówniarz udający
marszałka. Jego nieposkromiona wola dodania czegoś od siebie do słów partyjnej
przełożonej doprawdy żałosna – gdyby nie to, że mało już kto zajmuje się
analizowaniem stanu ducha i umysłu tego bufona i pyszałka spod Bydgoszczy.
Stonoga w natarciu, Chińczycy gwarantem tego, że niczego z
ekranu komputera usunąć się nie da, akta wyciekły, ma polecieć Prokurator
Generalny… Czyli sytuacja niemal modelowa: gliniarze na komendzie pokłócili się
o to, któremu należy się większa część łapówki, więc złodzieje cieszą się jak
dzieci. A tak generalnie, to nie ma już chyba w rządzie nikogo, kto ogarniał by
sytuację. Słusznie zatem zauważa jeden z blogerów Salonu24: wali się IIIRP,
pozorne państwo z fałszywym Aktem Urodzenia opartym na tajnym do dzisiaj
"Porozumieniu" i bez wypełnionej rubryki "Rodzice".
Przy okazji: w jednym z komentarzy do rozprawek o sytuacji w naszym domu i naszej dzielnicy napisałem w odpowiedzi jednemu z prominentów dzielnicowych, że może wkrótce nadejść czas, kiedy bardzo będzie się wstydził napisanych do swoich pracodawców, czyli warszawiaków z Mokotowa, słów. Dzisiaj komunikat: ten czas właśnie nadchodzi, proszę pana!
M.Z.
Subskrybuj:
Posty (Atom)