
James May, jeden z trzech
prowadzących brytyjski program motoryzacyjny Top Gear powiada w swoim
felietonie, polskie wydanie papierowe, że do naprawy bojlera z gorącą wodą nie
zatrudnił by faceta, który przyjechał doń starą furgonetką Volkswagena, jeszcze
tą napędzaną silnikiem chłodzonym powietrzem. I to jest proszę Państwa
ABSOLUTNA RACJA! W silnikach chłodzonych powietrzem nie ma ani jednej rury z
gorącą wodą. Zatem ktoś hołdujący temu systemowi napędu nie może mieć pojęcia
co znaczy łączenie przewodów, w których przemieszcza się wrząca ciecz. Ale
UWAGA! Automatyzm rozumowania ma swoje poważne wady. Otóż nie można doń
dołączać obiegowych opinii tyczących się motoryzacji i użytkowników konkretnych
pojazdów.
Na przykład takich, że duże auto to mały
interesik właściciela. Albo że czerwone jeżdżą szybciej i dalej. Dwóch znanych
mi absolutnych rozpustników, bardzo zresztą dobrze ocenianych przez ofiary,
jeździło dużymi autami. Ich najpilniejszy uczeń jeździł już czymś koszmarnie
małym i warczącym – no ale on miał do stałej dyspozycji domek pod miastem i nie
musiał poznawać uroków swej mikroskopijnej tylnej kanapy… Zatem obiegowe, w
pewnym sensie taksówkarskie ploty: PRECZ!

A niezawodność silnika typu
bokser? Owszem, była. W pewnym sensie. W moim przypadku zaowocowała tym, że kiedy pewnego dnia
Hans wypluł z powodu starości dwie świece prawej strony cylindrów – to motor
chodził dalej, choć zdecydowanie niechętnie. Z tej oto przyczyny spod mojego
domu odjechał do nowego właściciela na lince holowniczej. Bogu dzięki! Na
świecie istnieją wszakże dwie firmy, którym boksera udało się może nie tyle
ujarzmić, co ucywilizować: Subaru i Porsche. Piekielnie drogie maszyny,
szybkie, ostro pijące i lubiane właściwie przez szaleńców i maniaków. Gdybym
dzisiaj spróbował dowolnemu właścicielowi jednej z tych marek powiedzieć, że
jego wóz ma motor prymitywny, choć skuteczny…

intensywny: wszystkie Fordy lat 70- i 80-tych korodowały dokładnie w tych samych miejscach i producent co najmniej przez kilkanaście lat miał to w głębokiej pogardzie. Niektóre modele Renault, na przykład niezłe blacharsko poprzedniczki Megane, R-19, cierpiały na wycieki ze wspomagania przekładni kierowniczej, pękające zawsze w tym samym miejscu linki sprzęgła i kłopotliwe belki tylnego zawieszenia. Nic z tym nie zrobiono. A później zmieniono model na inny, też ze stałymi wadami.
M.Z.
Fot Forda: http://www.google.pl/url?sa=i&rct=j&q=&esrc=s&source=images&cd=&cad=rja&docid=yuLFgGnXZjMBhM&tbnid=Y-UPyRzaPolPfM:&ved=0CAQQjB0&url=http%3A%2F%2Fbylemwidzialemzrobilem.blox.pl%2F2011%2F10%2FSkorodowane-mocowanie-wahacza.html&ei=yowmUd6HG5DSsgbkhIGIBw&psig=AFQjCNEtj3yUqRKzp3rZHcS1LLCFkwuIkw&ust=1361567199824867
Fot Forda: http://www.google.pl/url?sa=i&rct=j&q=&esrc=s&source=images&cd=&cad=rja&docid=yuLFgGnXZjMBhM&tbnid=Y-UPyRzaPolPfM:&ved=0CAQQjB0&url=http%3A%2F%2Fbylemwidzialemzrobilem.blox.pl%2F2011%2F10%2FSkorodowane-mocowanie-wahacza.html&ei=yowmUd6HG5DSsgbkhIGIBw&psig=AFQjCNEtj3yUqRKzp3rZHcS1LLCFkwuIkw&ust=1361567199824867
2 komentarze:
Czekaj, czekaj: a które z opisywanych aut poznałes jako właściciel? Które miałeś?
Wszystkie opisywane, Subaru też, do Porsche niestety jeszcze nie doszedłem - ale dzisiaj szczerze mówiąc wcale mnie tam nie ciągnie. Subaru to był model hatchbacka o nazwie wówczas używanej: Swingback. Przyjechał do Polski z Holandii, gdzie NIE NOSIŁ nazwy Leone. Na dowód tego włożę zaraz do tekstu stosowna fotkę. Pozdrawiam!
Prześlij komentarz