sobota, 5 lipca 2014

KAMYCZEK DO OGRÓDKA, czyli RATUJ SIE KTO MOŻE BO ŚMIERDZI!



Kilka tygodni temu złożyłem skargę  na prace obu naszych administracji. Rzecz opisana, tekst skargi przywołany, zainteresowani wiedzą w czym rzecz. Żyje to dzisiaj wszystko swoim życiem: odzywają się instytucje, do których nie pisałem, odzywają się też sami zainteresowani, to jest Rada Dzielnicy Mokotów. Ostatnie adresowane do mnie pismo pochodzi z dnia 26 czerwca i wnosi, że sprawa będzie rozpatrzona do dnia 24 lipca. Trwa ponoć gromadzenie dokumentów. Bardzo ciekawi mnie co wynika nie ze słuchania ludzi, ale gromadzenia papierów, świstków i pisemnych enuncjacji. By radnym zajmującym się problemem ułatwić zadanie - dzisiaj krótka opowiastka, której z dokumentów nie wyczytają za żadne skarby. To będzie „opowieść kiblowa”.

Jak wiadomo w podziemiach klatki pierwszej urzędują ochroniarze. Bezsens tego urzędowania opisywałem już tyle razy, że właściwie nie ma sensu wracać do tego w niniejszym tekście. Jak by jednak nie było ochroniarze to żywi ludzie, potrzebują kibelka. Ulokowano ów przybytek także na poziomie minus jeden, czyli poniżej grawitacyjnej rury odpływowej. Do wyplucia do kanalizacji wszystkich nieczystości niezbędna jest więc pompa, która świństwa tłoczy gdzie trzeba, inaczej się ponoć nie da. Oczywiście nie wolno wrzucać do porcelany żadnych śmieci, papierów i takich tam, pompa nie jest doskonała i łatwo ją unieruchomić… To stało się  kilka dni temu, rzecz natychmiast została zgłoszona do administracji – a ta wysłała na miejsce zdarzenia swojego „specjalistę”.  Ów jak to już drzewiej bywało obejrzał, posmutniał i wydał wyrok: konieczna wymiana całości, ale koszty winni pokryć „sprawcy”. Jakieś tysiąc kilkaset złotych za pompę (jedni mówią o kwocie 1700, inni o 1900) plus robocizna. A całość naprawy od wycenienia kosztów, przez zakup niezbędnych detali po ustalenia płatnika trwać będzie nie krócej, jak dwa tygodnie. Jak przez ten czas ochroniarze mają załatwiać swe potrzeby fizjologiczne? A, mili, to już wasz  problem, sraliście bez umiaru – to teraz cierpcie i biegajcie do metra, gdzie zainstalowano najbliższy kibelek. A propos: metro tez poniżej poziomu ulicy, a kibelek tam działa… Może mają lepsze pompy?

Nie chce tej w gruncie rzeczy „śmierdzącej” opowieści przedłużać, więc powiem tyle: ogląd pomp kibelkowych w kilku warszawskich marketach budowlanych dowiódł, że najdroższa kosztuje nie więcej, jak 700 złotych. Skąd zatem kwota o ponad tysiąc wyższa? Tajemnica mundialu. Tak czy siak jeden z ochroniarzy wściekł się i zdemontował urządzenie. Jego wyczyszczenie, naprawa nie była konieczna, a potem późniejszy montaż trwał nie dłużej, jak 40 minut. Dzisiaj wszystko działa jak należy.

Czy ta historyjka, prawdziwa do bólu, są świadkowie i naprawiacze, znajdzie swoje odbicie w dokumentach, które dla radnych dzielnicy pracowicie przygotowują administratorzy? PO STOKROĆ NIE! Prawdy, Szacowni Rajcy, tam nie wyczytacie. I w związku z tym: czy ja, skromny kronikarz i źródło utrapienia dzielnych urzędników mam rację twierdząc, że nasi administratorzy prowadzą księżycową gospodarkę – czy nie mam?

M.Z.
---------------------------
PS. 10 lipca 2014, ok. godz. 13-tej, info z ostatniej chwili: jak się okazuje administracja jednak kupiła pompę za 1900 zł i za zgodą szefa ochroniarzy zamontuje ją (lub już zamontowała) na właściwym miejscu. Strony zgodziły się - więc cóż ja mam do gadania? Oczywiście nadal uważam, że wszystko to kabaret, księżycowa gospodarka i tak dalej. No ale cóż, w kwitach wszystko się zgadza...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Panie Marku: skąd wzięła się nowa licytacja, czyli przetarg w sprawie ochroniarzy? To Pana dzieło? I dalej: byłam u sąsiadki w klatce pierwszej. Chyba znowu nie działa ten wasz zamek w drzwiach wejściowych. Zgłosil Pan to?

M.Z. pisze...

1. Nie mam nic wspólnego z przetargami w sprawie ochroniarzy.
2. Proszę przestać traktować mnie jak dozorcę - nie mam obowiązku zgłaszania jakichkolwiek usterek tego typu, robiłem to w przeszłości, wykorzystywaliście mnie ile wlazło, miałem i mam dość! Sprawa zgłoszona przez ochroniarzy, tam się proszę zgłaszać.
3. A problem zamka o którym mowa został już nie raz przeze mnie poruszany, to staje się po prostu nudne. Zobaczyła Pani jakąś niedoskonałość - zna Pani telefony do kogo trzeba, prawda?















































[





























































































































































































,,,,,,,,

Anonimowy pisze...

A czy w całej tej sprawie nie jest tak, ze usterkę powinien naprawić sprawca? Co w tym dziwnego, ze zarzadca domaga się naprawy od kogoś, kto rzecz zepsuł?

M.Z. pisze...

Otrzymałem taki oto komentarz:

"A czy w całej tej sprawie nie jest tak, ze usterkę powinien naprawić sprawca? Co w tym dziwnego, ze zarzadca domaga się naprawy od kogoś, kto rzecz zepsuł?"

Oczywiście zaakceptowałem w ramach uprawnień moderacyjnych - ale z niewiadomych powodów nie ukazał się w druku. Zatem odpowiadam tutaj:

Tak, usterki winien usuwać sprawca usterek. Tym bardziej, że za obecność ochroniarzy płacimy niemałe pieniądze. Problem polega jednak także na tym, iż w opisanej sytuacji dowodnie widać, jak bardzo księżycową gospodarkę prowadzą nasi zarządcy. Jakimi posługują się kwotami do rozliczenia. Tym razem poszło o rzecz, która finansowo nie ma prawa dotyczyć lokatorów. Ale innym razem, ot, choćby w przypadku naprawy zamka klatki pierwszej, zastosowane zostanie podobne liczenie. A potem wrzask: ileż to my ich kosztujemy, ileż to do paskudnych obywateli zarządcy muszą dokładać.

I taka właśnie była intencja wpisu...