sobota, 27 września 2008

Sztuka propagandy

W ostatnich dniach na drzwiach klatek schodowych i w gablotach informacyjnych Wielce Szanowna Administracja wywiesiła ozdobne kartki, głoszące Nowinę: otóż ogloszenie sugeruje, jakoby rozpoczęto tak niechcianą przez gremium lokatorskie kampanię remontów w prywatnych mieszkaniach. Identyfikacja lokali (z podaniem ich numerów), podpis, stempel, elegancja-francja. Tyle że kłamliwe „toto” jak wiele innych inseratów z tego samego źródła pochodzących.

Rzecz bowiem polega na czymś tak prostym, jak… dobrowolna zamiana lokali. Wymienione zamieniają się miejscami. I oczywiście żądają doprowadzenia pomieszczen do stanu właściwego. Czyli bez spadających sufitów, odpadających kafli i ruszających się podłóg. Obserwując zakres prac prowadzonych w jednym z tych lokali dochodzę do wniosku, że i dzisiaj prawdziwa okazuje się pewna scena z polskiego filmu, w którym dziennikarz pyta lokatora co wymienił by w swym mieszkaniu. Pada wówczas krótka odpowiedź: MIESZKANIE! W chwili, gdy pisze te słowa skuto właśnie kompletną ceramikę podłogową. WSZĘDZIE!! Zdaniem ekip remontowych nie dało się inaczej – albo wszystko, albo nic. Spokojnie: młoty będą pracować dalej. A gruntowania i malowania ścian to już nie słychać…

Co opisuję ku przestrodze tych, którzy pytali mnie ostatnio co się dzieje, czyżby przeoczyli zebranie ogólne, na którym lokatorzy zmienili swe zdanie na temat kolejnosci robót naprawczych w naszym domu? Nic podobnego proszę Państwa się nie dzieje. Wspominam o calej sprawie tylko dlatego, by wyjasnic dezinformacje (niepelna informacja to wlasnie DEZINFORMACJA), jaka sie w ogloszeniu posluzono. To wiedza zdobyta jak najoficjalniej, winna byc powtorzona dla dobra ogolnego - o ile zgodza sie Panstwo z tym, ze pelna wiedza jest takim wlasnie dobrem ogolnym. Robotnicy na zlecenie urzednikow robią co powinni, choc ci ostatni stwarzaja wrazenie, ze powody zlecenia sa zupelnie inne. Czyżby zatem w ADM-ie pojawili się spece od propagandy? Pewnie tak. Tymczasem jesli komercja, która wymaga tak gruntownego remontu jest komercją, to ja melduję posłusznie, że nieprawdą jest jakobym urodził się w kieleckim, pochodzę z Mozambiku. Ale co tam, nie będę Państwa dalej okłamywał: z Mozambiku i z kieleckiego też nie…

PS. Kartki z ogloszeniem i numerami mieszkan, o ktorych wyzej zniknely z drzwi klatek schodowych. Kto je usunal, po co i kiedy - nie wiem, w gruncie rzeczy nie ma to juz zadnego znaczenia. Co mialem Panstwu do powiedzenia - powiedzialem. Jest moim niezbywalnym prawem rejestrowanie zmian w otoczeniu. Mam rowniez prawo mowic o tym, co oficjalnie wiadomo. Dlatego po raz kolejny nauczycielom-amatorom dziekuje za dobre checi, nie skorzystam z ich porad. I bede zajmowal sie tym, co sam uznam za stosowne, ciekawe i prawdziwe - a nie tym, co oni uwazaja dla mnie za wlasciwe.

M.Z

sobota, 20 września 2008

Ogłoszenia drobne

Opowiadałem kiedyś Wiernym Czytelnikom, że specyfiką tego blogu jest fakt, iż mało kto i rzadko kiedy chce wpisywać się ze swym komentarzem pod kolejnym tekstem – sporo osób natomiast stosuje metodę korespondencji na prywatnego maila, co to kiedyś był publiczny, ale już nie jest.

Właściwie to nawet nie mam im tego za złe, chcą pisać niech piszą. Ostatnio otrzymałem jednak stanowcze wezwanie, brzmiące w skrócie tak: „Czemu draniu nie piszesz jaśniej? Kogo znowu atakujesz?” Rozumiem, że głos to osoby, która albo czegoś nie doczytała, albo nie zrozumiała. Więc spieszę z wyjaśnieniem.

Otóż w komunikacji międzyludzkiej jest tak, że przed zrozumieniem musi nastąpić połączenie. Czyli komunikat winien być nadany na fali, do której dostrojony jest odbiorca, fali, którą może odebrać. Potem ów odbiorca komunikat analizuje, połyka albo nie połyka, odpowiada, nie zgadza się albo chwali.

Teoretyczne założenie, iż gdy jeden mówi po polsku i poprawnie to drugi powinien to pojąć jest oczywiście stanem idealnym i pożądanym. Ale co tu gadać: coraz rzadziej też spotykanym. Bo po polsku napisałem słów kilka o wolnych dniach w Polsce, o sposobach spędzania wolnego czasu tu i tam. Ani to manifest zainteresowań, ani propozycja dla obcych. Takie tam sobie felietonowe omawianie małej sprawki, z nieśmiałym wskazaniem, że gdzie indziej rozrywki organizują sprawniej, niż u nas.

Jaśniej się nie da. Skończyłem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałem skończyć. Podteksty proszę sobie odtwarzać samemu. Interpretacje też. Nadal nie cenię PO. Nie ufam politykom i politykierom. I ciągle facetowi z walizką, który w centrum miasta nagabuje mnie jak dostać się do Filharmonii odpowiadam: ćwicząc, bratku, ćwicząc!

Z jesienno-nostalgicznym pozdrowieniem
M.Z.