Długo zastanawiałem się czy o tym pisać czy nie.
Napiszę: spadnie ilość wyświetleń, kogo tam obchodzą lokalne wojenki… Przybędzie
wrogów. Nie napiszę: do diabła pójdą poprzednie felietony poświęcone tej kwestii. Ponieważ jednak sprawa zdaje mi się symptomatyczna dla wielu portali
współcześnie orbitujących gdzieś tam w sieci – opcja pisania zwyciężyła.
Ale zanim do rzeczy
przejdę kilka słów o tak zwanych źródłach. Informacji – ale też opinii, sądów,
sporów i proponowanych wspólnie lub indywidualnie akcji. W moim wypadku coraz
rzadziej jest to prasa, radio i TV. Powód prosty: wszystkie te nośniki
informacji uparcie kreują i bez końca wałkują rzeczywistość słusznie określaną mianem
matriksu – czyli czegoś, co jest sztuczne i co z realiami możliwymi do
spotkania za rogiem ulicy nie ma nic wspólnego. Wykreowano światy, ludzi i
problemy, które tak naprawdę nikogo prócz sponsorów nadawcy nie interesują,
które żyją jakimś sztucznym oddechem i jak najdalej odsuwają coś, co jest na
wyciągnięcie ręki: nieudolność rządzących wszystkich szczebli, brak życiowych
szans, wyprzedaż Polski i wikłanie jej w interesy ludzi odległych i próżnych,
wszechobecną biedę i stale kurczące się szanse na życie potocznie zwane
normalnym. Z rzadka przez zalew tych śmieciowych doniesień i równie śmieciowych analiz przeziera prawda,
zwykle ogolona do żywej skóry, pozbawiona kontekstu i głoszona przez ludzi,
którym wierzyć na dłużej po prostu nie wolno. Są bowiem jak zepsuty zegar: co z
tego, że przypadkiem dwa razy na dobę pokazują właściwą godzinę…
Pozostaje sieć. A
dokładniej - pozostawała sieć. Bo zło wyciągnęło swoją rękę i tutaj.
W ciągu minionych kilku
lat zwiedzałem obszary sieci wzdłuż i wszerz, potem w poprzek i losowo. W kilku
miejscach usiłowałem zagnieździć się na dłużej, efekt niestety zawsze był ten
sam: chęć jak najszybszej stamtąd ucieczki. Wola natychmiastowego pożegnania
tych „tytanów klawiatury”, którzy rozumują do dzisiaj tak: mówię po polsku,
podania piszę po polsku, podpisuję się pod milionem kwitów po polsku, JESTEM WIĘC DZIENNIKARZEM
OBYWATELSKIM! Lub co najmniej blogerem, pal sześć, że in spe i w najlepszym
wypadku honoris causa. Mam więc pełne prawo do wyrażania swoich myśli, jakie by
one nie były, w końcu jest wolność słowa i niech mi tu tylko który podskoczy!
To niestety nie jedyny,
może nawet nie główny problem. W istocie bowiem pozostają nim właściciele
portali i portalików, ich zarządcy, ci współcześni demiurgowie czasem piszący lepiej, czasem
gorzej – ale bez wiedzy i doświadczenia, które pozwalało bym im na ogarnięcie
całości tego, co na ich podwórku się dzieje. Czasem mają pieniądze i jakieś
pomysły, częściej to wszystko wyczerpuje im się po mniej więcej roku. Niektórzy
szkolą się i bardzo starają, odwiedzają miliony odczytów i seminariów,
wspierają jakimś pojedynczym blogerem z prawdziwą dziennikarską żyłką – po czym
wstępują na mównice i oznajmiają w tekście programowym: U MNIE ABSOLUTNA
WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI!
KWIATY NA ŚMIETNIKU?
Prawda jest taka, że
absolutna wolność wypowiedzi jest jak koncentrat wytwornych perfum:
niemiłosiernie śmierdzi. Przyjęta za zasadę naczelną wkrótce staje się własnym
zaprzeczeniem i parodią. Portal bowiem by trzymać się kupy i rozwijać musi być
JAKIŚ. Patriotyczny, lewacki, hobbystyczny, poświęcony zbrodni smoleńskiej,
albo wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Bożym Narodzeniem. JAKIŚ, proszę Państwa
– ponieważ rzekomy uniwersalizm, gdzie każdy może wybrzdąkać co mu w duszy
śpiewa to NIJAKOŚĆ, a ta nudzi czytelników najpóźniej pod koniec pierwszego
tygodnia. I jeśli teraz wspomniana wolność wypowiedzi, najczęściej i głównie w
nie moderowanych komentarzach zaczepnych, bzdurnych albo aroganckich zdominuje
myślenie o całości – to portal przekształca się w maglowisko, bazar, miejsce
wiecznych pyskówek. I GINIE! Albo inaczej, zgodnie z obserwowaną praktyką:
zaczyna wegetować na granicy absurdu, złego smaku i pseudo-poważnej szmiry.
Żeby to wszystko opanować, ogarnąć, żeby tym wszystkim w rozsądny sposób
zarządzać – trzeba mieć naprawdę dużą wiedzę i jeszcze więcej doświadczenia…
Zaś w sytuacjach krytycznych nie wystarczy wrzeszczeć na pełen głos, że oto
„dobrego zarządcę ktoś gnojem obkłada”. Jak to ostatnio ma miejsce w
Polakach.eu.org
Powie ktoś w tym miejscu:
a to się znalazł wielbiciel cenzury, niech go gęś kopnie! NIEPOROZUMIENIE! Nie
jest bowiem cenzurą nie wpuszczanie do własnego domu awanturników, autorów
małych i podłych, autorów nie potrafiących pisać po polsku czy wręcz autorów
traktujących portal jako miejsce popisów dla własnych ułomnych teorii. Jest
natomiast PRÓBĄ CENZURY traktowanie tych, których już się do wnętrza wpuściło
„z buta”. Pouczanie ich, kpienie z nich i jawne umniejszanie tego wszystkiego,
co zgodnie z zasadą swobodnej wypowiedzi chcą oznajmić. I czynią to w sposób do
którego albo wszyscy się przyzwyczaili – albo w sposób, który jest emanacją ich
głęboko przemyślanego zdania.
KONKRETY
Omówmy konkretny przykład.
W portalu Polacy.eu.org ukazuje się tekst właściciela: Mufti Turbanator, „O Polakach
(eu.org)”. Rzecz o zakłóconym spotkaniu Zygmunta Baumana, dzisiaj rzekomego
socjologa, kiedyś prominentnego członka sowiecko-polskiego aparatu przemocy.
Tekst ilustruje zdjęcie wykonane już po tym, gdy policja siłą usunęła ze
spotkania osoby protestujące przeciw temu osobnikowi. Pojawiają się komentarze,
między innymi ten:
w.red, , 2013.09.01 o 17:49
To ja zacznę od końca. Na zamieszczonej fotce widzę
raczej przedstawicieli starszego pokolenia i młodych jak na lekarstwo. A jeśli
już są to zindoktrynowani lewactwem w takim samym stopniu jak starsi. … Co chcesz
im zaproponować i do czego przekonać ?
To pokolenie zawziętych konsumentów domagających się ciągle więcej i więcej za
friko.
W.red pisuje w tym miejscu
od lat. Jest człowiekiem wyważonym i zdecydowanie spokojnym – stąd większość
wpadających tu osób uznaje go za jeden z filarów portalu. A mimo to za swoją
spokojną enuncjację „zarabia” tę oto odpowiedź:
Mufti
Turbanator, 2013.09.01 o 19:04
Czy ja dobrze myślę, że na fotce to Nie-Polacy, w
każdym razie Mniej Prawdziwi, więc nie ma się co nimi zajmować, lepiej się
poklepywać po plecach, zrzędzić na żŻydów i pilnować poprawności portalu?
I od razu nam przybędzie, ho ho! Mynaród!
Dla Muftiego to typowe
zachowanie, stosowane od paru miesięcy z uporem i zawsze wtedy, gdy nieudolnie
usiłuje „zarządzać” pojawiającymi się treściami. Sposób, w jaki to czyni zdaje
się sugerować, że istnieje jakaś precyzyjna instrukcja postępowania, nie
przesądzam w tej chwili w której głowie zrodzona. I owa instrukcja każe posłużyć
się w określonej sytuacji nie tylko jasno zdefiniowanym sposobem wykpienia
przedmówcy, ale też wręcz użycia precyzyjnie opisanej sekwencji słów. Neologizm
„żŻydzi” pojawia się pewnie po raz setny, „Mynaród” podobnie. Najciekawszy jest
jednak kierunek, w którym autor tego komentarza zdaje się podążać. Oto bowiem
odczytuję w jego słowach sugestię, że życzy on sobie, by w kierunku
„przyszłości” maszerować karnie, zbiorowo i bez selekcji. To znaczy wspólnie z
Baumanem i jego apologetami, zgromadzonymi we wrocławskiej Sali. Czy to może
być odczytane jako bezczelność? Może. Nie tylko ja tak to widzę. Kilka dni
później pojawia się bowiem i ten wpis:
MatiRani, 2013.09. o 00.32
WAŚĆ JAKO PIERWSZY! Gdybyś, turbanie jeden, nie
kpił arogancko, głupio i prymitywnie z mądrych ludzi, to by nie myśleli o TWOIM
portalu jako o kupie gnoju bez wystającej z niego wiosną róży… No i nie widzę
poprawy, oj, nie widzę… A tu koniec lata i zimą będzie jeszcze gorzej.
KIEPSKIE PROGNOZY
Dawne „gwiazdy” Polaków.eu.org
na emigracji: Spirito Libero i Wojtas u Opary na obecnym Neon24.pl, ten
pierwszy jako zastępca redaktora naczelnego, ten drugi jako bloger i przyszły wykładowca
akademicki(!). PKP – i stali moi Czytelnicy doskonale wiedzą co ten skrót
oznacza. SL przy jakimś innym tekście zaszczycił mnie odpowiedzią na komentarz:
lubi mianowicie jak się męczę. To ciekawa reakcja – mniej więcej taka, z jaką spotykałem
się przed laty w rozmowach z tajniakami chcącymi nakłonić mnie do donoszenia na
kolegów. Kiedy już wiedzieli, że nic z tego – strzelali to właśnie zdanie… Dla
nich oznaczało „zafartowanie” opornego. Przypadkowa zbieżność, czy nie? Zostawmy.
W wypadku Wojtasa wszystko co miałem do powiedzenia już powiedziałem, po paru
miesiącach okazało się, że moje opinie uważane zrazu za ekstremalne okazały się
w zestawieniu z kolejnymi ledwie niewinnym gaworzeniem. Kto więc zatrudni aroganckiego
ogrodnika z mocno dyskusyjną teorią Cywilizacji Polskiej? Czyżby kolejna Wyższa
Uczelnia Gotowania na Gazie? GPS dalej w roli Latającego Holendra, bez portu
macierzystego. Któżby zresztą wpuścił do przystani gościa, który na rufie swej
łódki ma wypisane „Ciemnogród”?
Dalej nie ma sensu. Czuję
nadciągającą burzę towarzyskich wyrzutów. Przeżyję, jasne, że przeżyję, w tym
roku tak jest bez przerwy, widać kłania się jakaś numerologia albo co… Ale jak
to już pisałem w wielu miejscach: atomizacja środowiska blogerów, większa,
niż działo się to naturalnie, powiodła się. Nic już nie dzieje się na poważnie,
królują dyletanci i niedouki, wyprzedają swe strzeliste myśli, im bezczelniej i
głupiej tym lepiej (Chrystus to dla Spirito kumpel!). Właściciel Polaków.eu koniecznie
chce maszerować wspólnie z mentalnymi sowietami, no, w najlepszym razie wysiłek
edukacyjny kierować właśnie na nich. Na razie pojęcie Narodu podzielił jak
zapałkę, choć nie na czworo, ale pewnie na sto części. I nadal ma wątpliwości… Nadal poszukuje
racjonalnych korzeni wiary, jakiejkolwiek wiary. Miast poszukiwać
sprzymierzeńców hoduje „dzilawągów”. Powie kto: nic ci do tego, jego prawo. A
moje prawo? Mogę jaki świadek komentować czy już raczej powinienem napić się
czegoś uspokajającego raz na zawsze? I pytanie: czy aby WSZYSCY gladiatorzy nie
są skazani na ten sam los?
M.Z.